Początek szczególnego kultu Matki Bożej Łaskawej w Janowie Lubelskim sięga pierwszej połowy XVII wieku, kiedy miały miejsce liczne objawienia i uzdrowienia za jej wstawiennictwem. Wszelkie łaski uznane za nadprzyrodzone spisane są w Księdze Cudów i Łask (rękopisy historii o cudach znajdują się w archiwum parafii Św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim). W oparciu o zapisaną opowieść o takim wydarzeniu, które miało miejsce we wsi Kocudzy w 1654 roku, powstała pieśń, wykonywana przez zespół Jarzębina na 26. Festiwalu Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni” w Jarosławiu w 2018 roku.
O cudzie janowskim
- Leciała matka z dzieciuchem cupka, do Matki Boskij Jenowskij
Dzieciuch w pół żywy na rekach memy, jeszcze nadziejum sie żywi
- Historio tako miejsce swe miała, miedzy Kocudzum a Dzwolum
A Senktuarium w mieście Jenowie, jeszcze nadziejum sie żywi
- Kościół łotwarty, wpadła zdyszeno, dziecko wtuliła do serca
Prosi o łaski Matki Łaskawyj i płace z całygo serca
- Matko Najświetrzo nie dopuś tygo, śmierci mojygo dzieciutka
Błogum cie moja Nojświetszo Matko, bo nie wytrzymum jo tygo
- Kościół zabłysnun, dziecie łożyło, matka do piersi je tuli
Dziecie, ach dziecie, wróć sie, ach wróć sie, do swyj rodzunyj matuly
- Dziecie łożyło, cud nad cudemi, Bóg zapłać za dene dary
Niw by nie wierzył w tak wielgie cuda i w tak łogrumne łofiary
(tekst: Irena Krawiec)
Irena Krawiec
Założycielka (1990) Zespołu Śpiewaczego „Jarzębina” – grupy śpiewaczek ludowych z Kocudzy (gm. Dzwola, pow. Janów Lubelski), w której skład wchodzą kobiety reprezentujące trzy pokolenia, pielęgnujące lokalne tradycje śpiewacze i obrzędowe. Jarzębina jest laureatem Złotej Baszty na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych (trzykrotnie: 2001, 2007, 2011) i Nagrody im. Oskara Kolberga. Utwór „Koko Euro Spoko” został wybrany oficjalną piosenką Reprezentacji Polski na Euro 2012.
Znane powszechnie i te mniej popularne zajmują poczesne miejsce w naszej rodzimej kulturze i mądrości, ukazując postawy, które warto naśladować lub wręcz przeciwnie. Lublin ma wiele pięknych legend, które inspirują lubelskich reżyserów: Łukasza Witt-Michałowskiego (choćby do stworzenia wersji legendy Marcina Wrońskiego „Piękna Złotniczanka”) czy Marcina Wąsowskiego, ale także twórców z innych miast. Jako przykład wystarczy podać kryminał autorstwa popularnego warszawskiego dziennikarza Roberta Kilena, Czart – z akcją osadzoną w Lublinie i inspirującą filmowców. Mamy tu Festiwal Legend Lubelskich, który przyczynia się do popularyzacji naszego miasta, jego tradycji historycznych i artystycznych. Świat lubelskich opowieści jest fascynujący. Te niesamowite historie często zawierają elementy grozy i przestrogi, ale też akcenty humorystyczne. W zdarzeniach przedstawionych w fantastycznych opowieściach tkwi ziarnko prawdy, ślady rzeczywistych zajść. To skarbnica wiedzy o ludzkich postawach przyczyniających się do kształtowania przeświadczenia o tym, że warto czynić dobrze, dzielnie postępować, bo są siły wyższe, które mogą interweniować w ludzkie losy (podanie o „Czarciej Łapie”). Poprzez legendy poznajemy historię miasta. Realia i fakty przetyka gęsto fantazja, która zawsze stanowi niezbędny składnik opowieści ludowych, żywych i zmiennych. Przekazywane z pokolenia na pokolenie inspirują wyobraźnię oraz sprawiają, że umacniają się więzi między lublinianami i kwitnie branża turystyczna, kształtuje się lokalny patriotyzm. Pisane są zarówno prozą, jak i wierszem, np. Legendy Starego Lublina wierszem starannie spisane przez Marka Kasprzyka czy przez Marię Ryszardę Todys-Płonkę. Tradycyjną treść z nowoczesną formą przekazu łączą w sobie legendy w formie komiksów Tomasza Wilczkiewicza. Po takie historie chętnie sięgają dorośli i dzieci. Naprzeciw oczekiwaniom tych drugich wyszła Magdalena Mazur-Ciseł, wydając Legendy Lublina dla dzieci. Opowieści to bogactwo narodu, kształtujące wrażliwość i postawy ludzkie, podtrzymujące tradycje i zachęcające do zwiedzania legendarnych zakątków miasta, choć wielu tutejszych i turystów omija szerokim łukiem kamień nieszczęścia. Zabobon? Lepiej dmuchać na zimne. Jak pisze Marek Kasprzyk w przywołanej publikacji:
Lublin – miasto poetów wypełnione muzami,
Weźcie pióro, pergamin i... napiszcie coś sami!
Gdy będziemy pamiętać i promować nasze regionalne legendy, z pewnością wyjdziemy z tych prób pisarskich zwycięsko jak Leszek Czarny, który rozgromił Jaćwingów, a nie tak, „jak Boczarski na młynie”.
Małgorzata Wielgosz
Polonistka, aktorka, animatorka kultury, w „Piśmie Folkowym” od prawie dwudziestu lat, stypendystka Prezydenta Miasta Lublina dla osób zajmujących się twórczością artystyczną i upowszechnianiem kultury na realizację projektu „Haiku o Lublinie. Lublin w wierszach i fotografii”. Projekt obejmował: wydanie książki pod tym tytułem, przeprowadzenie warsztatów literackich (układania haiku) i fotograficznych zwieńczonych organizacją wystawy „Lubelskie impresje. Fotografie-haiku” w Galerii Pomost Dzielnicowego Domu Kultury SM Czechów. Wzięła czynny udział w dwudziestu dziewięciu konferencjach naukowych.
Lubię swoje miasto i związane z nim legendy. Jedną z moich ulubionych jest opowieść o Zofii Filipowiczowej – czary czyniącej i za czary skazanej. Podobno ta guślarka czarami rozkochała w sobie szlachcica Podlodowskiego, a gdy ten umarł, próbowała tego samego z jego synem, Pawłem. Tę legendę przedstawił w formie spektaklu tanecznego zespół Akademia Tańca Dawnego – podczas III edycji organizowanego przeze mnie Międzynarodowego Festiwalu Renesansu. Obecnie pracuję nad własnym spektaklem nawiązującym do tej tematyki.
Idąc uliczkami Starego Miasta w Lublinie, można zobaczyć, jak ożywa wiele miejskich legend, np. o złotniczance, o Jadwidze, która naleśniki smażyła, o kamieniu nieszczęścia.
Biorąc udział w I edycji Festiwalu Legend, przygotowałam wraz z Zespołem Tańca Dawnego „Belriguardo” spektakl opowiadający o lubelskiej kamienicy muzyków i nawiązujący do historii Tabulatury Jana z Lublina. To moja autorska wersja na temat samego Jana, który na pewno bywał w Lublinie, a utwory, które spisał, wcześniej słyszał w niejednej karczmie.
Festiwal Legend Lubelskich, jak też organizowany przez Fundację Belriguardo Międzynarodowy Festiwal Renesansu, to fantastyczna okazja, by ożywić miejskie historie i opowieści, także te zasłyszane i spisane jako legendy. Podczas tych wydarzeń chętnie zakładam tzw. epokową suknię – średniowieczną, renesansową czy barokową – i wraz z moim zespołem staram się przywołać „ducha” minionych czasów.
Małgorzata Wojcieszuk
Animator kultury, pedagog, nauczyciel tańca i teatru. Prowadzi zajęcia taneczne, teatralne, żonglerki flagami w MDK nr 2 w Lublinie. Regularnie organizuje warsztaty edukacyjne dla dzieci, młodzieży i dorosłych z różnych form tańca i teatru. Prezes Fundacji Belriguardo – okno na historię i sztukę.
Najbardziej sobie cenię opowieści dziadka Olka, Aleksandra Soli, urodzonego w roku 1932 mieszkańca wsi Przytyki nieopodal Chodla. Swoje anegdoty i historie opowiada wieczorami wnukom i prawnukom. Spisał je dotychczas w dwóch książeczkach dla dzieci wydanych przez Stowarzyszenie Folkowisko i Chutor Gorajec. A było to tak”
„Na wsi mieszkało dwóch sąsiadów i jak to w bajkach bywa – jeden z nich był biedny, a drugi bogaty. Biednemu na imię było Wojciech, zaś bogatemu Maciej. Mieszkali przez miedzę, byli nawet pociotkami: to jest ciotecznymi braćmi. Byli w podobnym wieku, a po rodzicach odziedziczyli podobne gospodarki. Tak jakoś się składało, że Wojtek musiał co raz coś sprzedać – a to krowę, a to konia, a to kawałek ziemi. Maciej wręcz odwrotnie, co raz coś dokupił i bywało, że nawet od Wojciecha. I tak Wojciech stawał się coraz biedniejszy, a Maciej coraz bogatszy. Wojciech był człowiekiem pobożnym, chodził do kościoła we wszystkie święta i niedziele, a bywało, że i przy dniu powszednim. Maciej do kościoła chodził od czasu do czasu, przy większych świętach, w Boże Narodzenie, na Wielkanoc, na Boże Ciało. Wojciech pomimo swojej pobożności nie ustrzegł się grzechu zazdrości. […] Najbardziej Wojciech zazdrościł Maciejowi krów rasowych, wysokomlecznych, których ten miał aż siedem. U Wojciecha była jedna krowa i to byle jaka. W modlitwach Wojciech wypominał Panu Bogu tę niesprawiedliwość. Mówił: »Panie Boże, czyż to sprawiedliwe, że tam bezbożnik ma tyle dobra, dużą gospodarkę, piękny dom pod eternitem, a do tego siedem pięknych rasowych krów, wysokomlecznych, czterdzieści litrów mleka przeciętnie dziennie, tłuściutkie, czyściutkie, aż miło popatrzeć. A u mnie człowieka pobożnego, co?«. […]. Pan Bóg długo nie reagował na narzekania Wojciecha. Pewnego razu odezwał się do niego: »Wojciechu, Wojciechu, czy chcesz mieć siedem takich pięknych krów jak ma Maciej?«. Wojciech na to: »A broń Boże! Panie Boże, a kto by kołe tego chodził. Ty wiesz, ile przy tym roboty? A tu ja chory, żona też słabowita. Kto by kołe tego chodził?«. Pan Bóg na to: »Wojciechu, Wojciechu, to powiedz ty mi, o co tobie naprawdę tak chodzi?«. »Panie Boże, wszak jesteś wszechmocny« – Wojciech na to. »No jestem« – odpowiada Pan Bóg. »To spraw Panie Boże, żeby wszystkie siedem krów Macieja wyzdychało! I to jeszcze tej nocy!«”.
Marcin Piotrowski
Socjolog, animator kultury, dziennikarz, specjalista marketingu miejsc, członek Stowarzyszenia Folkowisko, dyrektor wybranego do grona najlepszych festiwali Europy Folkowiska. Twórca i koordynator licznych kampanii społecznych („Jestem ze wsi”, „Globalna Baba”) oraz kampanii promocyjnych („Niezapominajki – Satisfaction”). Twórca facebookowej grupy Kultura w Kwarantannie skupiającej 66 tys. osób związanych z kulturą. Jego terenem działania jest prowincja, tereny defaworyzowane (małe miasteczka i wieś). Specjalizuje się w doradztwie organizacjom pozarządowym w temacie promocji i fundraisingu.
W pewnym okresie mojego życia byłem zawodowo związany z badaniem legend oraz porównywaniem treści przekazów ustnych oraz pisanych, a także analizowaniem rozwoju narracyjnego tych ostatnich. Moja praca dotyczyła legend i podań z terenu województwa lubelskiego. Zdarzało się badać opowieści krótkie lub bez znaczącego bagażu treści, ale niektóre opowiadania były dość fascynujące.
Z terenu województwa moją uwagę zwróciło opowiadanie o założeniu Szczebrzeszyna, a w zasadzie o nazwie miasta – skąd mogła się wziąć. Otóż miejscowość miała zostać nazwana na pamiątkę niejakiego Szczebrzecha, który mieszkańcom miał pomóc w wybudowaniu mostu przez niebezpieczną rzekę. Ponieważ sam miał trudności z budową, chętnie skorzystał z pomocy nieznajomego, który w dalszej części opowieści okazał się diabłem. Zapłata za pomoc miała być niewygórowana – dusza pierwszej istoty przechodzącej przez most miała należeć do Złego. Szczebrzech, w porę ostrzeżony, miał na nowy most wpędzić… świnię. Diabeł w gniewie rzucił się na nią i – robiąc dziurę w przeprawie – wpadł ze zwierzęciem do rzeki. To tylko streszczenie legendy. Rozbudowana, prawda? Opowieść ta zwróciła moją uwagę jeszcze z jednego powodu. Wyjaśnia nam, oprócz nazwy miasta, także kwestię nazewnictwa rzeki, która przez Szczebrzeszyn przepływa. Od utopionej w niej świni miała się nazywać Wieprz.
Drugą fascynującą opowieścią jest przekaz o wielkim pożarze Lublina z roku 1575. Wydarzenie autentyczne, opisane przez miejskich kronikarzy, zostało wzbogacone narracyjnie o kolejne informacje, dodające całej sytuacji dramatyzmu. Mieszczkę Jadwigę, która miała do pożaru doprowadzić, przedstawiano w opowieściach jako osobę kłótliwą i dodawano jej kolejne negatywne cechy. Opowieść przetrwała do naszych czasów i funkcjonuje jako… legenda, choć, jak już zaznaczyłem, przedstawia fakt zgoła autentyczny.
Łukasz Fiuta
Przewodnik po województwie lubelskim oraz po Lublinie, pilot wycieczek, edukator historyczny, aktor-animator. Były Prezes (2013–2016) oraz Skarbnik (2016–2018) Lubelskiego Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników Turystycznych „Pogranicze”. Od 2018 roku prowadzi własną działalność turystyczną pod nazwą Lubliniarnia – Turystyka i Rozrywka.
Sugerowane cytowanie: I. Krawiec, M. Wielgosz, M. Wojcieszuk, M. Piotrowski, Ł. Fiuta, Legendy Lubelszczyzny, "Pismo Folkowe" 2021, nr 155 (4), s. 4-5.
Początek szczególnego kultu Matki Bożej Łaskawej w Janowie Lubelskim sięga pierwszej połowy XVII wieku, kiedy miały miejsce liczne objawienia i uzdrowienia za jej wstawiennictwem. Wszelkie łaski uznane za nadprzyrodzone spisane są w Księdze Cudów i Łask (rękopisy historii o cudach znajdują się w archiwum parafii Św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim). W oparciu o zapisaną opowieść o takim wydarzeniu, które miało miejsce we wsi Kocudzy w 1654 roku, powstała pieśń, wykonywana przez zespół Jarzębina na 26. Festiwalu Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni” w Jarosławiu w 2018 roku.
(Irena Krawiec)