Korsyka

Francuska wyspa na Morzu Śródziemnym, położona 80 kilometrów od brzegów Włoch i 180 od wybrzeża Francji, zamieszkana jest przez około 265 tysięcy mieszkańców. Dominującym elementem krajobrazu wyspy są góry i niezwykle malownicze wybrzeże morskie. Najwyższym szczytem na Korsyce jest granitowa góra Monte Cinto o wysokości 2 710 m n.p.m. Korsyka posiada znaczną samodzielność, w 1991 roku uzyskała częściowo niezależny od Francji parlament i rząd oraz prawo do nauczania w dialekcie korsykańskim.

Wyspa słynie szlakami trekkingowymi, uznawanymi za trudniejsze od alpejskich, plażami i polifonicznym śpiewem. Nawarstwienie się kultury starożytnej Grecji, Italii, afrykańskich wpływów arabskich i stałej dążności do samostanowienia, powoduje, że niewielka Korsyka jest interesującym konglomeratem kulturowym i atrakcyjnym celem podróży.

Projekt Karpaty Magiczne na zaproszenie Teatru "Łaźnia Nowa" i Ateliers Internationaux D'arts Contemporains przebywał na Korsyce, biorąc udział w międzynarodowym projekcie artystycznym pod nazwą "Traces de memoires" w ramach II Festiwalu Il a Mouvante (w czerwcu ubiegłego roku). Oto relacja z tej niezwykłej podróży.

Korsyka interesowała nas właściwie od zawsze. Mityczna dotąd dla nas Wyspa, to góry wystrzelające z Morza Śródziemnego na prawie trzy tysiące metrów i archaiczne formy wokalne, ojczyzna dzikiej europejskiej owcy - muflona i kamienne wsie na szczytach wzgórz.

Pijąc kawę we włoskim porcie Savona przypominaliśmy sobie kolejno: relacje z korsykańskich wypraw Stinga, korsykańskie śpiewanie Patti Smith podczas jej pobytu na Wyspie i wszystko, czego zdołaliśmy się dowiedzieć na temat Korsyki. Smakując piwo z kasztanów jadalnych nie spieszyliśmy się specjalnie, wiedząc, że od brzegów Wyspy dzieli nas blisko dziewięć godzin żeglugi. Port w Bastii przywitał nas deszczem i rozwichrzonymi palmami. Na szczęście deszcz okazał się ostatnim spazmem sztormowego przesilenia i szybko ustąpił miejsca słońcu. Depcząc mokre daktyle strącone na ziemię porywistymi podmuchami wiatru, weszliśmy w pierwszy zaułek miasta. Mocna kawa i ciasto jest dobrym pretekstem, aby ukryć podekscytowanie i ciekawość. Siadamy więc w kawiarni i przyglądamy się ludziom, ulicy, starym kamieniczkom i bujnym platanom.

Po godzinie odpoczynku i przebraniu się w bardziej stosowne do wzbierającego upału stroje, ustalamy dalszy plan podróży i rozstajemy się na kilka godzin z resztą naszej grupy. Swobodni i ciekawi nieznanego miasta, ruszamy na poszukiwanie dworca słynnej korsykańskiej kolejki. Na Wyspie nie ma komunikacji autobusowej i pozostaje własny samochód lub kolej. Do samochodu zmieściły się nasze legendarne już, liczne bagaże wypchane instrumentami i sprzętem do nagrywania, ale dla nas zabrakło miejsca... Samochód odjechał i pozostała nam kolej... i podobało się nam to bardzo! Korsyka ma około dwieście kilometrów długości a w najszerszym miejscu niespełna sto, ale okazuje się, że Wyspa to góry i jak to w górach - odległości, które naprawdę musimy przemierzyć są kilka razy większe.

Droga z Bastii do Ile Rousse po drugiej stronie Wyspy zajmuje nam kilka godzin fascynującej, kolejowej wspinaczki, serpentyn, tuneli i widoków zapierających dech w piersiach i to dosłownie... Filmowanie w tych warunkach jest początkowo zabawne i nieco niebezpieczne, lecz po dwóch godzinach czepiania się okna i walki z siłą odśrodkową - straszliwie nużące. Ale wreszcie z gór wyłania się niewiarygodnie błękitne morze i zaraz po nim, portowe miasteczko Ile Rousse.

Linda, amerykańska plastyczka osiadła na Korsyce, ma zawieźć nasze obolałe i strasznie już zmęczone 35-godzinną podróżą ciała, do St. Antonino, celu naszej podróży. Już przy wyjeździe z portu zauważamy piękną, kamienną wioskę na szczycie pobliskiej góry. Spoglądamy na nią raz po raz i jeszcze nie wierzymy, ale kiedy po pół godzinie jazdy nieprawdopodobnymi serpentynami mijamy słynną z muzyki wioskę Pigna, przed nami jest już tylko kamienna wioska San Antonino. To miejsce będzie naszym domem przez najbliższe dwa tygodnie. Wzdychamy z zachwytu.

Pokonujemy w upale kilka stromych uliczek, kamienne schody i czujemy, że zaczęło się coś niezwykłego. Trafiliśmy na lunch z widokiem na góry i morze, i po krótkiej prezentacji, bez taryfy ulgowej na jaką trochę liczyliśmy po przeszło dobie podróży, rozpoczęła się intensywna praca. Dwa tygodnie prób, dyskusji, prezentacji w małych i dużych grupach, dogadywania się i przywykania do komunikacji w kilku językach naraz. Mamy trójkę reżyserów - Polaka, Kanadyjczyka i Austriaczkę, aktorzy są z Francji, Polski, Niemiec, Austrii, plastyczka pochodzi z USA, a organizatorzy to Niemcy osiedli na Korsyce... Bardzo odpowiada nam ta intensywna praca; podziwiamy inspirujące podejście do powstającego powoli spektaklu zatytułowanego "Traces de memoires".

Kamienna wieś doskonale opowiada o nawarstwionej pamięci, kamień na kamieniu buduje trudną historię Wyspy, musimy tylko nauczyć się odcyfrowywać ten stary język. Pomaga nam w tym mieszkanie w kamiennych domach przyklejonych do gór, w których w kuchni za półkę służy naturalna skała wystająca z ledwo pobielonych ścian. Obserwujemy miejscowych i powoli odróżniamy twarze i historie. Oto jedyny we wsi pasterz, a to właściciel osiołków; rozpoznajemy rodziny prowadzące restauracje dla turystów, około południa czekamy na klakson furgonetki z pieczywem (w St. Antonino nie ma sklepu) a do snu kołyszą nas długie wielogłosowe śpiewy w knajpce "La Cave a Citron" Olivera Antonini pod murem okalającym wioskę. Zbieramy lawendę i żółte włoskie kocanki pachnące curry i najadamy się czarną morwą na obrzeżach pełnego od turystów parkingu i kościelnego placu poniżej wioski. Odkrywamy pozostałości tarasowych pól i siwe z daleka zagony zdziczałego owsa, opuszczone kamienne zagrody pasterskie i nowe domy bogatych przybyszów. Wokoło wznoszą się strome góry, które zmieniają barwę w zależności od położenia słońca i już nic nas nie powstrzyma przed ich posmakowaniem.

Pewnego dnia, wczesnym rankiem, opuszczamy St. Antonino i mijając lotnisko w Calvi, mkniemy z całą ekipą w kierunku najwyższego na horyzoncie górskiego pasma kryjącego górę Monte Cinto. Po stu zdecydowanie zbyt ostrych zakrętach z ulgą opuszczamy samochód i wspinamy się mozolnie ponad strefę lasów, fotografując storczyki, dzikie lilie i korsykańską sosnę czarną, zmierzając powoli w rejon Bonifato Reserve de Chasse. Bezskutecznie wypatrujemy muflonów zwanych tutaj imuwrini. Imuwrini to także nazwa popularnego zespołu korsykańskiej muzyki polifonicznej, którego płyty można kupić w każdym sklepie muzycznym na Korsyce. Grupa Imuwrini wydała chyba ze sto tytułów, a współpraca ze Stingiem tylko utwierdziła ich popularność. W rasowym schronisku górskim spotykamy francuskiego himalaistę, który z Wandą Rutkiewicz zdobywał Cho Oyu i od lat zatrudnia w swoim schronisku Polaka i dwóch Nepalczyków... Modlitewne flagi z Tybetu na drzwiach, dobrze nam znane naklejki "Free Tibet!"... i czujemy znowu, że jesteśmy tam, gdzie należy. Część słynnej trasy trekkingowej GR 20, którą wędrujemy, ma niezwykły przebieg i za każdym zakrętem otwierają się widoki, którym można sprostać jedynie w milczeniu. Nie dziwi nas już pełna przestrzeni muzyka z Korsyki i swobodne operowanie głosami - to kultura pasterska i przynależna jej wyraźna nuta swobody z pewną domieszką zadumy.

Dzień dobiega końca, jeszcze dwa wiszące mostki, wspaniały korsykański ser z oczywistą w tym miejscu bagietką i spokojniejsi wracamy do naszej kamiennej wsi, aby pracować jeszcze więcej, jeszcze zachłanniej. A pośród labiryntu kamiennych uliczek, tuneli i placyków spotykamy postaci jak ze snu. Oto siwowłosa Uta; fenomenalny Jacgues grający trójtonami na puzonie; Anna cierpliwie demonstrująca nam korsykańskie instrumenty; Maren, dzięki której odzyskujemy wiarę w aktorstwo; Bartek stale chłonący przestrzeń pomiędzy ginącymi w chmurach górami a bezkresem morza i szukający w niej swojego własnego sposobu na spektakl Edypa; Paul z Kanady, dzięki któremu wszystko działa i nabiera sensu; Alicja, która na glinianym, kwadratowym dachu zawieszonym ponad morzem prowadzi wysublimowaną grę z nieprawdopodobnym i zachłannym krajobrazem...

Wszyscy uczymy się dzień za dniem. Nie możemy też porzucić własnego, dodatkowego programu... Poznajemy makię, zbieramy zioła i zapachy, śpimy pod gwiazdami, słuchamy, filmujemy i fotografujemy, wczesnym rankiem wymykamy się do kościółka pod wezwaniem św. Anny Patronki Pasterzy, aby nagrywać prawzory naszej przyszłej muzyki. Muzyka na fujarę pasterską i głos dochodząca z kościoła wzbudza zainteresowanie i sympatię miejscowych: Śpiewasz jak my - czy u was są pasterze? Znacie korsykańską muzykę. - To powtarzające się stwierdzenia i pytania, które kruszą lody.

Gramy w kilku epizodach, powstają zręby chóru, z pomocą aktorki z Francji, aktorki z Austrii i amerykańskiej plastyczki... z Korsyki budujemy własny epizod teatralny "Transmemoire". Rozmawiamy o Edypie, muzyce i teatrze - zero polityki i jaka ulga.

Bartek, Alicja i Kuba codziennie próbują epizody z Edypa powiązane razem w akcję o dźwięcznym tytule "Oedipus Incubus" i performance na początek spektaklu. Wszyscy mają sporo roboty i "gra" nawet samochód Bartka.... Słowacka fujara, głos, pasterskie flety, didjeridoo i drumle pasują zaskakująco dobrze w zaułkach i na placykach kamiennej wioski.

I przychodzi ten ostatni wieczór. Zbyt szybko, niechciany, nie w porę. Ale także bez zaskoczenia i dawno zapowiadany... Rozmawiamy z seniorką słynnej muzycznej rodziny Casalonga, którą znaliśmy dotąd jedynie dzięki muzyce z wyjątkowej płyty "E Voce Di U Cumune" z serii "Corsica chants polyphonique", nieodżałowanej wytwórni "Harmonia Mundi". Dzięki Annie z jej zespołu, mogę zagrać na flecie pivana z koziego rogu, na klarnecie cialamella i na trzcinowym flecie pirula.

Stoimy, po udanym spektaklu, na wiejskim placu i spoglądamy w ciepły mrok, ostatni raz słuchamy makki i żegnamy się z Korsyką. Wdychamy słodki zapach korsykańskiej lipy, smakujemy go i sycimy się nim na zapas. Jutro czeka nas powrót. A droga powrotna jest już tylko zwijaniem dywanu wrażeń, ukrywaniem tych najistotniejszych w miejsca niedostępne i bezpieczne, otwieraniem obronnych parasoli rzeczowości i rozsądku, powolnego maskowania zachwytu. Od jutra będą kasy, przejazdy, porty i odprawy paszportowe. Jeszcze tego nie wiemy, ale będzie też gubienie instrumentów przez leniwych bagażowych, telefony i słusznie obrażony na nas kot...

Mimo tego (a może w ścisłym związku z tym) nasza własna Korsyka nabiera ciągle nowych znaczeń. Nasza pamięć, czerpiąc z napiętych i wyostrzonych zmysłów, naciąga jak dobra herbata, staje się rosnącym wciąż doświadczeniem i pilnie strzeżonym planem na przyszłość. Pachnie w naszym domu, przegląda się w zestawach fotografii, zapętla przeszłość i przyszłość, pojawia się i znika w obrazach filmowych, pęcznieje, wydaje ziarna i czujemy, że staje się tajemniczym zwiastunem czegoś, co znowu nadejdzie.

Relacja z podróży na Korsykę jest fragmentem przygotowywanej do druku książki "Drugie ucho jaka". Muzyczna relacja z Korsyki została opracowana w formie płyty CD "Korsyka" wydanej w serii Artystycznych CD-R "Flaga Świata" (szczegóły dotyczące płyty, relacje z Korsyki i fotografie z podróży znajdują się na stronie: http://www.magiccarpathians.com).

Skrót artykułu: 

Projekt Karpaty Magiczne na zaproszenie Teatru "Łaźnia Nowa" i Ateliers Internationaux D'arts Contemporains przebywał na Korsyce, biorąc udział w międzynarodowym projekcie artystycznym pod nazwą "Traces de memoires" w ramach II Festiwalu Il a Mouvante (w czerwcu ubiegłego roku). Oto relacja z tej niezwykłej podróży.

Dział: 

Dodaj komentarz!