Koncert Główny Mikołajek Folkowych

Mikołajki Folkowe

Jako że w tym roku, z racji remontu Chatki Żaka, wszystkie większe wydarzenia mikołajkowe odbywały się w Centrum Spotkania Kultur, wszystko było inne i nowe. O ile piątkowy koncert Laboratorium Pieśni sugerował, że mikołajkowa publiczność nie jest w stanie zapełnić ogromnej sali CSK, to w sobotę okazało się, że jest wręcz przeciwnie – sala operowa na 900 osób rozkwitła kolorowym tłumem. Miejsce okazało się rewelacyjne pod wieloma względami, zwłaszcza akustycznie. Po raz pierwszy od lat dobrze było słychać wszystkie instrumenty i niuanse wokalne, bez nadmiernego hałasu i przestrojów – doskonała akustyczna robota. Do tego fantastyczny labirynt korytarzy i schodów CSK otwierał nowe możliwości spotkań (lub zaginięć!) kuluarowych, a tzw. plac sensoryczny dostarczył radości nie tylko dzieciom.
Koncert Główny w tym roku został świetnie skomponowany, bo było i nostalgicznie za sprawą Yamma Ensemble, i swojsko na koncercie Orkiestry św. Mikołaja, i zupełnie odlotowo na szalonej części Otava Yo. Gwiazdy przeplatały występy laureatów, również nadzwyczaj udane. Dziecko, wylosowane z tłumu do wręczenia nagrody publiczności, na pytanie „Czy lubisz muzykę folkową?” z rozbrajającą szczerością odpowiedziało krótko: „Nie.”, wprawiając w stan konsternacji konferansjerów, a w wesołość widzów, ale nagrodę wręczyło bez dodatkowych atrakcji.
Wśród laureatów największe wrażenie zrobiła na mnie chyba zdobywczyni trzeciego miejsca – Malwina Paszek, solistka z lirą, która pokazała, że na tym instrumencie da się grać wesoło i nie tylko burdonowo. HuRaban, zwycięzca tegorocznego festiwalu, duet, a czasami trio dziewczęce z Legnicy – z kontrabasem, bębnem i gitarą – dało ognia głównie po bałkańsku. Za to najlepiej mi się chyba słuchało zdobywców drugiego miejsca i nagrody publiczności, tj. Stój Katarzyno, choć trema wielkiej sceny zrobiła swoje – w porównaniu do swobodnego koncertu w warszawskiej Chacie Numinosum dwa dni wcześniej czuło się lekkie spięcie. Mimo to zespół dał radę kubaturze i setkom gości, a przy pomocy nieudziwnionych aranżacji i pięknego głosu wokalistki potrafił wyczarować folk w najlepszym tradycyjnym gatunku. Co ciekawe, na widowni, po latach przerwy w zjawisku, pojawiły się pląsające tancerki i wijące się w muzycznym upojeniu mikołajkowe „wije”.
Koncert gwiazd całkowicie zasłużył na to miano: Yamma Ensemble z Izraela potwierdził dotychczasową, wysoką jakość występujących u nas artystów sceny etno z tego kraju. Koncert był nastrojowy i płynący jak podróż po marzeniach.
Wesołki z Otava Yo (Rosja) w czapkach-uszankach i podkoszulkach rozkręciły imprezę do poziomów maksymalnych. Muzyka łatwa i rytmiczna, choć nie nudna, porządne pomieszanie folku z punkiem spodobały się wszystkim – od pierwszych taktów rozpoczęły się tańce, radość, integracja. Ludzi było dwa razy więcej niż w Chatce i kiedy zaczęli tańczyć, żadna siła porządkowa czy prośby obsługi, by siedzieć grzecznie na miejscach, nie mogły odnieść skutku.
Z tym całym tłumem, tańcem, świetną muzyką – wróciła energia dawnych Mikołajek. Jedynym mankamentem był brak knajpy, w której dałoby się pośpiewać i zrobić wspólną imprezę po koncertach. Lokalny, ekskluzywny browar pełen był ludzi spoza festiwalu i dudnił muzyką mechaniczną, przez co w piątek nie udało się Mikołajkowcom wkręcić. W sobotę impreza kuluarowa przeniosła się na Stare Miasto i tam w małej knajpce trwała do czwartej nad ranem. Była gitara, przeszkadzajki, śpiewy i podpowiadania sobie zwrotek na przestrzał sali – doskonałe zwieńczenie muzycznej nocy.

Joanna Zarzecka

Skrót artykułu: 

Jako że w tym roku, z racji remontu Chatki Żaka, wszystkie większe wydarzenia mikołajkowe odbywały się w Centrum Spotkania Kultur, wszystko było inne i nowe. O ile piątkowy koncert Laboratorium Pieśni sugerował, że mikołajkowa publiczność nie jest w stanie zapełnić ogromnej sali CSK, to w sobotę okazało się, że jest wręcz przeciwnie – sala operowa na 900 osób rozkwitła kolorowym tłumem. Miejsce okazało się rewelacyjne pod wieloma względami, zwłaszcza akustycznie. Po raz pierwszy od lat dobrze było słychać wszystkie instrumenty i niuanse wokalne, bez nadmiernego hałasu i przestrojów – doskonała akustyczna robota. Do tego fantastyczny labirynt korytarzy i schodów CSK otwierał nowe możliwości spotkań (lub zaginięć!) kuluarowych, a tzw. plac sensoryczny dostarczył radości nie tylko dzieciom.

Fot. J. Bodys: HuRaban

Dział: 

Dodaj komentarz!