Kolberg

W sondzie udział wzięli:

  • Jerzy Bartmiński językoznawca, etnolingwista, folklorysta i slawista, profesor w Instytucie Filologii Polskiej UMCS i Instytucie Slawistyki PAN,kierownik Pracowni "Archiwum Etnolingwistyczne" UMCS
  • Maria Baliszewska dziennikarka, etnomuzykolog, twórca Radiowego Centrum Kultury Ludowej
  • Małgorzata Wilczyńska studentka etnologii i antropologii kulturowej UJzespół Pod Wiatr
  • Mariusz Pucia etnomuzykolog,adiunkt w Instytucie Liturgiki, Muzyki i Sztuki Sakralnej Uniwersytetu Opolskiego
  • Jacek Jackowski muzyk i muzykologkierownik Zbiorów Fonograficznych IS PAN
  • Maria Pomianowska multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorkapedagog Akademii Muzycznej w Krakowie



    Jerzy Bartmiński językoznawca, etnolingwista, folklorysta i slawista, profesor w Instytucie Filologii Polskiej UMCS i Instytucie Slawistyki PAN,kierownik Pracowni "Archiwum Etnolingwistyczne" UMCS

    Dla etnolingwistów Dzieła Oskara Kolberga są punktem wyjścia do badań i wciąż bogatą bazą materiałową. Dla mnie stanowią też przykład trafnej konceptualizacji tradycji ludowej w wielu jej przejawach. W "Ludzie" Kolberga urzekło mnie bogactwo gatunków. Są tam zarówno teksty wierszowane, pieśniowe, jak i prozatorskie, przysłowia, zagadki - i bogate opisy etnograficzne. W Zespole Etnolingwistycznym UMCS opracowujemy "Słownik stereotypów i symboli ludowych", opieramy się na różnych gatunkach tekstów, pieśniach, wierszach, bajkach i opowieściach. Niemalże wszystkie znajdujemy u Kolberga, wykorzystujemy wszystkie jego zapisy, ponieważ nie ma lepszego dostępu do przeszłości niż przez teksty zapisane jego rękoma. Słownik to wielkie przedsięwzięcie, które ma dać obraz polskiej kultury ludowej głównie w wymiarze duchowym, niematerialnym.

    Pomocna w opracowywaniu "Słownika" jest stworzona przez nas elektroniczna baza tekstów zapisanych w Dziełach Kolberga, nazywana Folbas. Jest przykładem bardzo wczesnego wykorzystania elektroniki do badania folkloru. Wpisaliśmy do pamięci komputera 25 tysięcy tekstów, razem około 2,5 miliona słowoform. Pierwsza wersja powstała jeszcze w latach 70-tych na papierowych taśmach ośmiobitowych. Jej wprowadzanie trwało 7 lat, a sam komputer (radziecki RIAD) zajmował u informatyków 2 pokoje. Potem pliki te zostały przerzucone na PC. Niestety, komputery i programy starzeją się i znów musimy bazę modernizować. Szczęśliwie z okazji roku Kolberga dostaliśmy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dofinansowanie na unowocześnienie bazy i programu.

    Dzieła tego dziewiętnastowiecznego etnografa to nie tylko teksty słowne i melodie. To także zapis wierzeń, praktyk obrzędowych i zachowań praktycznych, a więc dane pozajęzykowe. Warto wspomnieć choćby o weselach, których bogactwo i teatralność Kolberg bardzo cenił i skrupulatnie dokumentował. Nie można zapominać, że Kolberg był przede wszystkim muzykiem i dobrze wykształconym muzykologiem. Miał ogromną kulturę i wiedzę muzyczną. Stworzył przekaz wielokodowy, wmontowany w system wierzeń i przekonań, konkretnych sytuacji, pozwalający na pełne zrozumienie kulturowych funkcji pieśni. Kolejnym jego atutem wydaje się być spojrzenie z zewnątrz. Przecież Kolberg nie był wychowany w kulturze, którą badał, ba, nie tylko że nie był chłopem, ale też nie był w stu procentach Polakiem. Ojciec był zniemczonym Szwedem, matka Francuzką, i może właśnie dlatego był taki uważny i tak dużą wagę przywiązywał do precyzyjnej dokumentacji.

    Oskar Kolberg jest dla mnie wzorem sposobu gromadzenia, a zwłaszcza wydawania materiałów ludowych. Jestem jednym z redaktorów tzw. "Nowego Kolberga", którego pomysłodawcą jest prof. Ludwik Bielawski z Instytutu Sztuki PAN. To wydawnictwo zostało zaplanowane jako kontynuacja Dzieł Kolberga. Od razu pojawiło się pytanie jak wydawać zebrane materiały. W 1974 wydano "Kujawy", w których materiał niefortunnie rozdzielono na dwie części, teksty znalazły się w jednym tomie, a melodie w drugim. Posługiwanie się tymi książkami było bardzo niepraktyczne. W następnych tomach - "Kaszubach" oraz "Warmii i Mazurach" - redaktor serii na szczęście wycofał się z tego pomysłu, ale komentarze oddzielono od pieśni. My przygotowując "Lubelskie" głównie na podstawie ogromnego materiału zgromadzonego w Archiwum Etnolingwistycznym UMCS, zdecydowaliśmy się wrócić do koncepcji edytorskiej Kolberga, a więc układu funkcjonalnego opartego na gatunkach folkloru oraz integralnego prezentowania melodii, tekstu, komentarzy i szerszego kontekstu. Ocalony jest związek pomiędzy strukturą tekstu, melodii i sytuacją wykonawczą utworu, dołączone objaśnienia i komentarze, także wskazywane od razu warianty utworu, w układzie chronologicznym.

    Kolbergowi w pewnym sensie było łatwiej pracować niż nam, bo XIX-wieczne, rozwijające ię ludoznawstwo było jeszcze pojmowane globalnie. My żyjemy już w świecie wąskich specjalizacji. Jedni zapisują melodie, drudzy teksty (dbając o niuanse dialektologiczne), inni specjalizują się w tańcach, jeszcze inni w opisie scenariuszy obrzędowych, strojów, ludowego budownictwa itd. Wiedza o kulturze ludowej i folklorze rozpada się w efekcie na wiele wąskich specjalności. A Kolberg musiał - i potrafił! - ogarniać wszystko, opisać łącznie, w jednym miejscu. Chylę czoła przed nim, bo dokonał naprawdę wielkiego dzieła.



    Maria Baliszewska dziennikarka, etnomuzykolog, twórca Radiowego Centrum Kultury Ludowej

    Moje pierwsze spotkania z Oskarem Kolbergiem i jego dziełem "Lud" miały miejsce podczas studiów muzykologicznych na UW, a zwłaszcza podczas obozu etnograficznego, organizowanego wtedy po II roku studiów. Mój obóz - to był rok 1968 - miał miejsce w Łęczyckiem, baza w Piątku (niedaleko Soboty). Trzy grupy studenckie wyruszały codzienne na wieś w poszukiwaniu przede wszystkim pieśni. Przed naszym łazikiem ludzie zamykali drzwi i okna, bojąc się, że to milicja. Od domu do domu, z kwestionariuszem w ręku, przynajmniej na początku. A kwestionariusz, czyli zestaw podstawowych pytań, poprzedzony był zawsze uważną lekturą Kolberga, tomu "Łęczyckie", wypisami incipitów pieśni, opisów obrzędów itd. Dzień rozpoczynaliśmy od Kolberga i nim kończyliśmy, porównując to, co zebraliśmy my, studenci, z tym, co w tej okolicy zapisał on. Ponieważ właśnie ten obóz etnograficzny i zdobyte tam doświadczenia i wrażenia zdecydowały, że wybrałam seminarium etnograficzne, "Lud" miał mi towarzyszyć przez następne lata studiów, jako dzieło podstawowe, baza do wszystkiego - wiedzy, badań, pisania pracy magisterskiej. Myślę, że bez "Ludu" nie da się niczego zrobić do dzisiaj - to wspaniały materiał do badań porównawczych. Dla mnie "Dzieła Wszystkie Oskara Kolberga" zaczęły drugie życie, gdy znalazłam się w Redakcji Muzyki Ludowej Polskiego Radia. To był rok 1973, tuż po ukończeniu studiów znalazłam się w wymarzonym miejscu pracy, a tam zobaczyłam, że obok zadań redakcyjno-antenowych trzeba rozpocząć na dobre dokumentację tzw. terenową czyli jeździć po wsiach i nagrywać, zwłaszcza, że radio dysponowało profesjonalnym sprzętem. Każdy z naszych wyjazdów (było nas troje Anna Szotkowska, Marian Domański i ja) poprzedzały studia kolbergowskie. Przeważnie znajdowaliśmy i miejscowości i incipity pieśni. Czasem nawet potomków tamtych informatorów!

    Sięgam po wybrane tomy do dzisiaj, a więc to wciąż ważny zbiór, ważna, mimo upływu lat i rozwoju techniki, wielka praca.

    Czy Kolberg fałszował kulturę ludową? Nie, nie sądzę, nic na to nie wskazuje. Oczywiście trzeba znać jego metodę pracy. Aby osiągnąć aż tyle, czyli zapisać kilkanaście tysięcy melodii w ciągu jednego życia, bez współczesnej technologii, mając do dyspozycji tylko papier i ołówek, trzeba było taką metodę mieć, czyli korzystać także z usług innych osób, czy nieco upraszczać zapisy melodii. Często są to szkice melodyczno-rytmiczne. Jednak bez względu na krytykę tego źródła (z dzisiejszego punktu widzenia), bez Oskara Kolberga i jego "Ludu", wydawanego przecież do dzisiaj z teczek, z pozostawionych materiałów, nie wiedzielibyśmy NIC o kulturze ludowej naszych przodków.



    Małgorzata Wilczyńska studentka etnologii i antropologii kulturowej UJzespół Pod Wiatr

    Co sądzę o Kolbergu? Był niewątpliwie wielkim człowiekiem. Zostawił po sobie ogromny skarb, jakim są ludowe pieśni, słowa, melodie, przesądy i obyczaje ludzi z całej Polski. Badaniom poświęcił się niemal bez reszty. Włożył w to wiele pracy i energii. Kolberg nie był jednak etnografem i antropologiem z pierwotnego wyboru. Skąd więc energia do tak trudnego zajęcia? Bynajmniej nie z chęci pozostawienia potomnym pokładów muzyki znanej wszystkim i tak często przez wszystkich zapominanej. Rodzice Kolberga byli poważani w elitarnym środowisku, przez co Oskar mógł sobie pozwolić na kształcenie muzyczne. Chciał być kompozytorem. W dążeniu do upragnionego celu bycia cenionym muzykiem i kompozytorem nie przeszkodziło mu ani powstanie listopadowe ani śmierć ojca. Napisał wiele dzieł, pieśni i utworów tanecznych. Pech chciał, że każdy przejaw twórczości własnej był przemilczany na salonach i nie przysporzył mu sławy. Mocno przyczynił się do tego blask wielkiego talentu kompozytorskiego uwielbianego przez wszystkich Fryderyka Chopina, z którym Kolberg się przyjaźnił. Młody Oskar absolutnie nie mógł równać się z chopinowskim talentem i predyspozycjami muzycznymi. Nawet teraz jego kompozycje są niemal nieznane. Dłuższy brak powodzenia na wybranej drodze jest życiowym dramatem dla każdego. Nie dziwne więc, że zrezygnowany Oskar chwycił się innego zajęcia, które dla muzyków było zagadką, nieodkrytym, wielkim potencjałem. Z czasem jego badania etnograficzne wysunęły się na pierwszy plan. Dla mnie jest to fenomen. Człowiek z elity potrafił się przełamać i rozmawiać z ludźmi z zupełnie innego środowiska. Elitarność poniekąd zobowiązywała do pewnego poziomu zachowania - nie każdy mógłby się zdobyć na taką pokorę. Mało tego, Kolberg - niespełniony muzyk, któremu według mnie chwile załamania nie były obce, potrafił się podnieść i zrobić coś tak istotnego zarówno dla jego pokolenia, jak i następnych. W moich oczach Oskar Kolberg zasługuje na szacunek głównie z powodu walki ze swoimi słabościami, niespełnionymi marzeniami i przeciwnościami losu. To właśnie dzięki tym przejawom silnej osobowości mamy dziś tak wspaniale zachowaną w publikacjach Kolberga polskość. Wciąż jednak my - Polacy, nie potrafimy docenić jego wkładu w nasze dziedzictwo kulturowe. Szkoły, instytucje nazwane imieniem Kolberga, konkursy związane z jego zbiorami to wciąż za mało. Miejmy nadzieję, że obchody dwusetnych urodzin badacza pozwolą szerszemu gronu poznać zarówno osobę Oskara Kolberga, jak i to, co się z nim tak silnie wiąże, a czego nie potrafimy dostrzec - naszą kulturę.


    Mariusz Pucia etnomuzykolog,adiunkt w Instytucie Liturgiki, Muzyki i Sztuki Sakralnej Uniwersytetu Opolskiego

    Niespełniony pianista, kompozytor, któremu warunki życiowe nie pozwoliły rozwijać talentu? A może po prostu braku talentu?! Romantyczny marzyciel, do końca zapatrzony w swoją utopijną wizję ochrony dziedzictwa ludowych twórców poprzez uporczywą pracę dokumentacyjną u podstaw? Z kolei podobno niejednolity w badaniach: większość materiału zapisujący osobiście ze słuchu, ówdzie jednak - polegający na doświadczeniu innych? Podobnież w kwestii źródła - czasem wydaje się, że niezbyt reprezentatywnie wybranego?...

    Można zastanawiać się, kim tak naprawdę był Oskar Kolberg. Ważniejsze jednak - myślę jest pytanie, czy to nie właśnie jedynie dzięki takim - być może niespełnionym, zapatrzonym, marzycielom, fascynatom, etc. ludzkość ma szansę rozwoju? Bo cóż powiedzielibyśmy o obrazie ówczesnej polskiej kultury ludowej, gdybyśmy nie mieli - dodajmy i dziś krytykowanego tu i ówdzie, dzieła Oskara Kolberga - urzędnika kolejowego, który stał się pionierem konsekwentnie realizowanych badań i autorem bodaj po dzień dzisiejszy największego polskiego zbioru muzycznego dziedzictwa ludowego? Na szczęście takich zapalonych podobną ideą badaczy znalazło się w tym kraju jeszcze wielu, miejmy nadzieję, że współcześnie również nie zabraknie. Jak dotychczas żadnemu jednak nie udało się zgromadzić tak imponującego i ważkiego materiału źródłowego. Zauważyć tu należy, że współczesna kultura ludowa - mimo pesymistycznych, wygłaszanych od z górą 200 lat sądów o jej słabnącej kondycji, wciąż czeka na podobnych Kolbergowi naśladowców. Co więc myślę o Oskarze Kolbergu? Sadzę, że go nie doścignę…



    Jacek Jackowski muzyk i muzykologkierownik Zbiorów Fonograficznych IS PAN

    Choć z dorobku Oskara Kolberga korzystam od wielu lat niemal codziennie (i wciąż nie zgłębiłem go w całości), to Rok Kolberga stał się dobrym momentem do zrealizowania projektu, którego pomysł zrodził się jakiś czas temu. Gdyby Kolberg miał fonograf… - to tytuł szeregu działań badawczych, poszukiwań, prób i eksperymentów, które podejmuję aktualnie, starając się wyobrazić sobie tę hipotetyczną sytuację. Choć problem nie jest sformułowany jako pytanie, raczej jako zamyślenie, refleksja, to również dąży do odpowiedzi na pytanie: co by było, gdyby historia potoczyła się inaczej lub gdyby Kolberg żył dłużej, lub urodził się choć kilka lat później… W 1890 r. umiera prekursor antropologii kultury i muzyki, wielki badacz i dokumentalista polskiej kultury muzycznej - Oskar Kolberg, który pozostawił po sobie imponującą spuściznę i archiwum w postaci tysięcy odręcznych, terenowych zapisów muzycznych melodii, tekstów, tańców, w dużej części wydanych w serii "Dzieł Wszystkich Oskara Kolberga". Trzynaście lat przed jego śmiercią Tomas Alva Edison wynalazł fonograf, który szybko okazał się doskonałym narzędziem również dla etnografów i badaczy kultur muzycznych. Nadchodził tym samym z wolna zmierzch ery tzw. "metody ołówkowej", którą posługiwał się m.in. Kolberg, rozpoczynała się natomiast era nagrywania dźwięku. Zastosowanie fonografu dla etnografii muzycznej oznaczało istotny postęp w metodologii badań. Oto nieuchwytna dotąd materia dźwiękowa, utrwalana wówczas jedynie niedoskonałymi metodami zapisu ze słuchu, mogła zostać utrwalona w postaci nagrania i służyć dalszym badaniom, analizom, porównaniom. Pierwszy użytek z fonografu na polu dokumentacji tradycji muzycznych zrobiono właśnie w roku śmierci Kolberga - jako pierwszy fonograf w badaniach terenowych wykorzystał w 1890 r. Jesse Walter Fewkes do zarejestrowania pieśni Indian Passamaquoddy. Dwa lata później fonograf wykorzystywano już w badaniach terenowych w Europie. Gdyby Kolberg miał fonograf… Jak brzmiałaby muzyka, której słuchał Kolberg i jemu współcześni? Jak bardzo różniła się od współczesnej w tych nieuchwytnych w transkrypcji niuansach, detalach, ornamentach? Swoje dociekania, eksperymenty (m.in. te, podczas których w terenie próbuję działać równolegle metodami Kolberga i przy pomocy nagrania oraz te, w których porównuję wykonania zapisów Kolberga przez grupy muzyków z różnym stopniem wtajemniczenia w specyfikę muzyki tradycyjnej, czyli kolejne pytanie: jak czytać zapisy Kolberga i co ona nam tak naprawdę mówią?) przedstawiam na konferencjach, w audycjach radiowych, na spotkaniach. Efektem projektu będzie kolejna płyta z archiwalnymi nagraniami ze Zbiorów Fonograficznych Instytutu Sztuki PAN - poszukiwanie echa zapisanej przez Kolberga muzyki w najstarszych nagraniach polskiego folkloru muzycznego.


    Maria Pomianowska multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorkapedagog Akademii Muzycznej w Krakowie

    Jako że rozpoczął się Rok Kolberga, ja też sięgnęłam do jego ksiąg, a mam ich w domu całkiem sporo. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę korzystam z nich od lat. Pochodzę z miasta, z rodziny, w której nie miał mi kto przekazywać tradycji, muzyki, czy wiedzy z tego zakresu. A więc Kolberg jest dla mnie jedynym i najważniejszym źródłem kultury tradycyjnej. W moim życiu artystycznym Kolberg zawsze odgrywał ważną rolę. W roku 1993 rozpoczęła się moja intensywna praca nad zbiorami Kolberga przy pierwszym projekcie "Muzyka nizin". Był on poświęcony muzyce mazowieckiej i miał pokazać tradycję, która mogła inspirować Chopina przy tworzeniu mazurków. Także kolejne projekty powstawały w oparciu o Kolberga. Korzystam nie tylko z zapisów melodii, pieśni, ale także z opisów. Uważam, że są znakomite, niemal jak zapis filmowy! Dziś wystarczy mieć kamerę, a u Kolberga jest to język prosty, bez ubarwień, faktograficzny. Ostatnio wykorzystałam właśnie opisy zwyczajów wielkopostnych z Radziejowic, niezwykle barwne, interesujące, np. te dotyczące środy popielcowej.

    Fascynuje mnie jeszcze jedna kwestia - postawa Kolberga. Robił to z pasją, mimo wielu przeciwności. Czytałam, że ciągle borykał się z problemami finansowymi w wydawaniu kolejnych tomów. To niesamowite jak wiele udało mu się zrobić mimo braku wszystkich dzisiejszych udogodnień! Podziwiam jego determinację w działaniu. Ja też czasami borykam się z trudnościami przy kolejnych projektach, ale to nieporównywalne. Myślę też, że nie byłoby tych pokoleń, które czerpały z jego zapisów. Przecież to byli wielcy kompozytorzy, jak Lutosławski, ale też regionaliści i wielu innych. Bez jego determinacji nie byłoby tego wszystkiego co dziś dzieje się wokół kultury ludowej. Kolberg to niesamowita, żywa encyklopedia. Dla mnie nadal jest to coś, co mnie przekracza.



Skrót artykułu: 

W sondzie udział wzięli:

  • Jerzy Bartmiński językoznawca, etnolingwista, folklorysta i slawista, profesor w Instytucie Filologii Polskiej UMCS i Instytucie Slawistyki PAN,kierownik Pracowni "Archiwum Etnolingwistyczne" UMCS
  • Maria Baliszewska dziennikarka, etnomuzykolog, twórca Radiowego Centrum Kultury Ludowej
  • Małgorzata Wilczyńska studentka etnologii i antropologii kulturowej UJzespół Pod Wiatr
  • Mariusz Pucia etnomuzykolog,adiunkt w Instytucie Liturgiki, Muzyki i Sztuki Sakralnej Uniwersytetu Opolskiego
  • Jacek Jackowski muzyk i muzykologkierownik Zbiorów Fonograficznych IS PAN
  • Maria Pomianowska multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorkapedagog Akademii Muzycznej w Krakowie
Dział: 

Dodaj komentarz!