Kokurs czy przegląd...?

W dyskusji udział biorą:

  • Maria Pomianowska - doktor sztuk muzycznych, multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorka i pedagog
  • Tomasz Janas - recenzent muzyczny Gazety Wyborczej w Poznaniu, felietonista Gadek
  • Wojciech Krzak - Kapela ze Wsi Warszawa
  • Bogdan Bracha - Orkiestra św.Mikołaja
  • Witt Wilczyński - RRI Radiowid
  • Wojciech Ossowski - Program III Polskiego Radia


    Maria Pomianowskadoktor sztuk muzycznych, multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorka i pedagog

    Rozumiem ,że konkurs łączy się z oceną, nagrodą, a przegląd to po prostu zaznajomienie się z twórczością danej osoby czy zespołu. Istnieją artyści w każdym przedziale wiekowym, dla których możliwość wypowiedzenia się poprzez muzykę jest tak ważna jak oddychanie. Takim artystom nie potrzebne są ani przeglądy, ani konkursy. Potrzebni są im odbiorcy ich sztuki, z którymi mogą się nią podzielić. Odbiorcy, którzy zaakceptują lub wejdą w dialog, zainspirują do dalszych poszukiwań. Będą wspólnie uczestniczyć w pasji. Takich artystów jest niewielu. Jako nauczyciel akademicki od lat obserwuję, iż nic tak nie motywuje młodych do doskonalenia swojego warsztatu wykonawczego, poszukiwania ciekawych brzmień, fuzji, jak możliwość sprawdzenia się na scenie właśnie podczas konkursu. Nagroda jest potwierdzeniem- chociaż nie zawsze- ich talentu, pracy, determinacji. Jest czasami szansą na kontynuację zainteresowań i poszukiwań twórczych. Konkursy wpływają na podnoszenie poziomu wykonawczego muzyki folkowej. Jednak jeśli są tylko możliwością sprawdzenia się bez prawdziwego zaistnienia na rynku muzycznym, nie spełniają swojej pozytywnej roli. Jeśli nie jesteśmy w stanie wspierać finansowo młodych artystów folkowych poprzez różnego rodzaju instytucje, sponsorów itp., wspomagając w ten sposób ich rozwój, dając im szansę na kontynuację ich pasji, to fakt istnienia konkursów czy przeglądów nie ma większego znaczenia. Są one wspaniałą możliwością integrowania środowiska, wymiany pomysłów czy po prostu twórczego spotkania z innymi, ale nie mają większego wpływu na dalsze losy grupy muzycznej czy konkretnego artysty. Sama jako artystka nigdy nie lubiłam konkursów, bo przypominały mi wyścigi, a trudno rywalizować w sprawie pojmowania piękna w muzyce. Dla Koreańczyka to przesterowany dźwięk fletu, dla Hindusa jeden niekończący się wibrujący ton, dla Europejczyka ładna melodia. I jak tutaj porównywać co jest lepsze, co gorsze, co prawdziwe, co komercyjne itd. Trudna sprawa. Konkurs pomaga, motywuje, ale bardziej pokazuje nasze sprawności niż nasze dusze zakochane w muzyce.


    Tomasz Janasrecenzent muzyczny Gazety Wyborczej w Poznaniu, felietonista Gadek

    Muzyka to nie olimpiada, twórczość sceniczna (również folkowa) to nie wyścigi - rzecz chyba oczywista. Nie da się czyichś artystycznych wysiłków jednoznacznie wymierzyć, zweryfikować i bezwzględnie, bez wątpliwości, porównać z dokonaniami innych artystów...

    Muzyka jest przecież przede wszystkim wynikiem emocji, "bólu duszy", porywu serca. Jest naturalną ekspresją, efektem lat ciężkiej pracy. Jak to wszystko skwitować jednym krótkim, bezdusznym werdyktem, odmierzając czyjeś starania w odniesieniu do innych?

    Zatem wobec pytania "konkurs czy przegląd?" odpowiedź jest… Zaraz, zaraz - jednak wcale nie taka prosta… Wielu z nas - choć może nie wszyscy - czuje potrzebę porządkowania, hierarchizowania. Nie po to, by kogoś gloryfikować, a kogo innego wyśmiać, lecz raczej po to, by oswoić nie zawsze przejrzystą rzeczywistość. By po swojemu ją okiełznać, by łatwiej odpowiedzieć sobie na istotne pytania, a czasem też uchwycić nić porozumienia z innymi słuchaczami.

    Audytorium- tak jak recenzenci- lubi posłuchać kogo domniemani fachowcy albo głos ludu (bywają wszak nagrody publiczności) uzna za zjawisko, a kogo nie doceni. Czasem po to, by odnaleźć wskazówkę dla własnych poszukiwań, a czasem po to, by się zdecydowanie nie zgodzić z czyimś werdyktem. Co więcej, jestem przekonany, że jest to potrzebne również wielu wykonawcom występującym w konkursach. Biorą w nich udział przecież nie dlatego, że nie mają innego wyboru, ale często właśnie dlatego, że chcą zweryfikować swoje pomysły z dokonaniami innych twórców, zdając się na osąd i opinię słuchaczy.

    Czy możliwe są jakieś konstruktywne wnioski z tych rozważań? Jako osoba, której zdarzyło się parę razy zasiadać w gronach jurorskich, powinienem może zakrzyknąć "konkurs!". Jako osoba przystępująca często z pewnym zakłopotaniem do oceny dokonań artystów- powinienem zawołać "przegląd"...

    Wydaje mi się, że ludzi, którzy kochają muzykę, zwłaszcza muzykę niepopularną - w szerokim tego słowa znaczeniu- można podzielić- pośród wielu innych możliwości- na dwie grupy: tych, którzy swoje muzyczne odkrycia chcą ocalić przed uszami "profanów" i tych, którzy chcieliby się podzielić owymi odkryciami z jak największą liczbą melomanów. Sądzę, że tym słuchaczom, którzy chcą się dzielić z innymi, bliższa będzie formuła konkursu, bo przecież ludzie (zwłaszcza "profani") wolą pewnie usłyszeć "najlepszy zespół roku" niż jeden spośród tych kilkudziesięciu, które "wzięły udział"? Z drugiej strony: nikogo nie trzeba przekonywać, że formuła przeglądu jest bardziej przyjazna - dla wszystkich. Ale czasem ktoś tak chwyci za serce, aż chce się krzyknąć, że był najlepszy...

    Być może kompromisowym rozwiązaniem jest sytuacja, gdy równocześnie odbywają się przeglądy i konkursy, a artyści i słuchacze sami decydują, w których wolą uczestniczyć. Podejrzewam, że wybierają i jedne, i drugie.


    Wojciech Krzak Kapela ze Wsi Warszawa

    Szczerze mówiąc w temacie "konkursów" i muzyki mam mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje się być zasadnym organizowanie "zawodów", podczas których poddajemy się ocenie. Wzmacnia to nasz system nerwowy, gdyż jako artyści skazani jesteśmy na krytykę. Bez uodpornienia na wyżej wymienione okoliczności, bez odpowiedniego podejścia, bez pewnego "zrogowacenia", przepadniemy w natłoku ocen i kategoryzacji. Trzeba to przeżyć. Trudno. Pamiętam doskonale, gdy jako młodzian otrzymywałem wyróżnienia, nagrody, co było bardzo stymulujące, uspokajające i dopingujące zarazem. To bardzo ważne w początkowym stadium, gdy (z małymi wyjątkami) wciąż poszukujemy swojej drogi. "Jednak do czegoś się nadaje" - tak można podsumować wątek nagradzania.

    Z drugiej strony muzyka to nie wyścigi, a artyści to nie kolarze. Nie ma większego sensu ocenianie z perspektywy kolejnych miejsc, wyróżnień kolejnych tworów artystycznych, bo ilu ludzi tyle gustów. Istnieje zawsze niebezpieczeństwo nagrodzenia ludzi średnich, nie kontrowersyjnych, podobających się ogółowi. To też kwestia doboru jury, które powinno spoglądać na konkursowiczów nie tylko przez pryzmat tego co grają, ale również jako psycholodzy ogarniać postać w pełnej krasie. Nadwrażliwych amatorów można skrzywdzić tak mocno, że w efekcie końcowym mogą zrezygnować z dalszej przygody muzycznej... Potrzeba jasnych kryteriów oceny i jawności, tak by nie było rozczarowań.Ergo, myślę że "konkursy" są sensowne, ale to na organizatorach spoczywa odpowiedzialność za ich właściwe przygotowanie, a potem, gdy już werdykt zostaje ogłoszony, trzeba jasno i otwarcie porozmawiać z każdym z uczestników, by poza radością bądź smutkiem pozostał jeszcze merytoryczny wymiar fachowej pomocy, sugestii przekazanych przez autorytety. Tylko w ten sposób nie zniechęcimy początkujących, a przy okazji odkryjemy zdolnych.


    Bogdan BrachaOrkiestra św.Mikołaja

    Duch rywalizacji jest wszechobecny - nie tylko w sporcie, ale też w wielu innych dziedzinach. W muzyce również. Tak jesteśmy skonstruowani, że potrzebujemy oceny. Sami ją wywołujemy, startując w konkursach. Z jednej strony jesteśmy świadomi ryzyka.

    Z drugiej - przyjemnie jest napisać w CV, że zajęło się pierwsze miejsce w jakimś konkursie.

    No i teraz zaczyna się hazard - bo jeżeli chce się wygrać to znaczy, że ktoś musi przegrać. Na tym polegają konkursy. Często to powtarzam, wszystkim, nawet samemu sobie. Można dyskutować czy konkursy w sztuce mają sens. Przegląd to inna formuła, mniej zobowiązującą, ale o mniejszej randze. Nie da się nagłośnić medialnie przeglądu tak jak konkursu, bo kolejność miejsc, zwycięstwo czy przegrana to zawsze świetny news dla mediów. Można napisać, że w przeglądzie wzięło udział dwadzieścia zespołów. Ale tak naprawdę bardziej interesujące jest kto był najlepszy i kto się wyróżnił - za co i dlaczego. Przegląd na pewno nie jest taką trampoliną do sławy jak konkurs.

    Konkurs generuje rywalizację, ale ta rywalizacja i tak istnieje - jesteśmy ludźmi. Na mikołajkowej "Scenie Otwartej" panuje bardzo fajna atmosfera. Jeśli ktoś myśli, że ludzie przed wejściem na scenę wzajemnie rozstrajają sobie instrumenty czy inaczej eliminują przeciwników, to się myli.

    Organizując konkurs realizujemy także inne cele. Przeprowadzając kwalifikację i zapraszając do jury różnych ekspertów, możemy kreować polska scenę folkową. W formule przeglądu trudniej byłoby tego dokonać. Staramy się, by werdykty jury zawsze miały uzasadnienie, żeby wyraźnie zostało napisane za co docenia się zespół. Dla mnie każdy werdykt jury jest dobry... Prawie każdy. Najbardziej denerwuje mnie w werdyktach nieprzyznawanie pierwszego miejsca. Warto wskazać najlepszych ze względu na szacunek dla ocenianych wykonawców. Oni przyjechali, by zwyciężyć w tym konkursie i jeżeli po nim napiszą w bio swojego zespołu, że zajęli drugie miejsce, to nie napiszą już, że pierwszego miejsca nie przyznano. Ktoś kto potem będzie to czytał pomyśli: "Aha, czyli jednak był ktoś lepszy" - a to nieprawda. Pamiętam każde Mikołajki Folkowe, których werdykt nie uwzględnił pierwszego miejsca.


    Witt WilczyńskiRRI Radiowid

    Przegląd czy konkurs? To pytanie z cyklu "jajko czy kura". Obie opcjemają swoje wady i zalety. Przegląd daje szansę przyjrzenia się różnymstylom bez konieczności wybierania (stawiania werdyktu) między np.folk metalem a tradycyjnym śpiewem. Niemniej przegląd nie zachęcikapel do uczestnictwa - bo nie ma opcji nagrody, a nie każdego stać nakosztowne hobby jakim jest tłuczenie się przez pół Polski, żeby zagrać20 minut. Konkurs dla odmiany to wieczna wojna między tradycyjnością afolk rockiem oraz jury a publicznością. Wybór należy doorganizatorów. Może wziąć obie opcje pod uwagę czyli konkurs pluskapele poza konkursem? Rozumiem, że budżet nie jest z gumy. "Trza" wybierać- dlatego liczę na doświadczenie organizatorów, ostatecznie są to jużdwudzieste Mikołajki.

    Konkurs może być dla młodej kapeli momentem przełomowym, jeżeli tylkokapela planuje coś więcej niż zdobycie nagrody w konkursie i rozpadna kolejnych kilka innych kapel. Zresztą czas zawsze weryfikuje takiesytuacje.

    Czy różne preferencje jurorów wyrabiają wykonawców? Zależy odtrendów przyjętych podczas danego konkursu. W przypadku Mikołajekregulamin jest bardziej liberalny niż np. na Nowej Tradycji, a więcrozpiętość stylistyczna jest siłą rzeczy większa. Mam wrażenie, że kapelemożna z grubsza podzielić na te, które zagrały na festiwalu, ale robiądalej swoje niezależnie od wyników i na te, które powstały na festiwal- abstrahując od stylu. Kiedyś patrzyłem na konkursy mniej krytycznie,popierałem znajome kapele, które lubiłem, bo byłem młodszy. Dziśnabieram do sceny otwartej coraz większego dystansu emocjonalnego -powoli staję się pragmatykiem i oczekuję od kapel "posiadania jaj",niezależnie od techniki gry czy nadrabiania braków zaangażowaniem.


    Wojciech Ossowski Program III Polskiego Radia

    Nie przejmowałem się tym, gdy nie wystawiałem swoich psów na ringu. Wiem jak boli niesprawiedliwa ocena. Teraz podchodzę do tej zabawy bardzo poważnie. Faktem jest, że ciężko oceniać różne propozycje, nieraz bardzo od siebie stylistycznie oddalone, ale po to jest kilka osób w jury by preferencje osobiste zminimalizować. Co do oceny to na Mikołajkach mamy różne byty - od ukształtowanych osobowości, dojrzałej postawy twórczej, przez różnego rodzaju propozycje, jeszcze nie dojrzałe artystycznie aż po czystą radość grania, bez zaplecza warsztatowego.

    Czy konkurs ma sens? - sam w sobie - nie, ale odbywa się wszędzie, tzn. w każdym kraju urządzane są konkursy. W Polsce choćby, niedawno zakończony Konkurs Chopinowski, który zwycięzcom daje przepustkę na największe sceny. Co daje wygrana na Mikołajkach? Szczerze powiem - nie wiem. Chyba tylko satysfakcję, że grało się w sali z tradycją, na imprezie z tradycją, u zespołu z tradycją. To i tak chyba dużo(?).

Skrót artykułu: 

W dyskusji udział biorą:

  • Maria Pomianowska - doktor sztuk muzycznych, multiinstrumentalistka, wokalistka, kompozytorka i pedagog
  • Tomasz Janas - recenzent muzyczny Gazety Wyborczej w Poznaniu, felietonista Gadek
  • Wojciech Krzak - Kapela ze Wsi Warszawa
  • Bogdan Bracha - Orkiestra św.Mikołaja
  • Witt Wilczyński - RRI Radiowid
  • Wojciech Ossowski - Program III Polskiego Radia
Dział: 

Dodaj komentarz!