Kobieta na pięciu kontynentach

Rozmowa z Marią Pomianowską

MB: Nie bez powodu jest Pani w Krakowie...
MP: Od roku akademickiego 2010/2011 przy Wydziale Instrumentalnym krakowskiej Akademii Muzycznej oprócz kierunku wiolonczela, skrzypce, altówka czy innych instrumentów, istnieje także kierunek pod nazwą "fidele kolanowe", w których mieszczą się zarówno polskie instrumenty, których praktykę wykonawczą zrekonstruowałam, jak i te azjatyckie, na których przez wiele lat uczyłam się grać w Chinach, Indiach czy Japonii.

To jest zupełna rewolucja, bo trzeba podkreślić, że polscy uczniowie po szkole muzycznej mogą się teraz uczyć gry na tych unikatowych instrumentach!
Pierwotnym założeniem było, że studiować będą tylko wiolonczeliści, ponieważ grają w pozycji pionowej. To muszą być osoby po średniej szkole muzycznej.

A teraz studiowanie rozszerzone będzie na wszystkich smyczkowców. Rewolucja stała się możliwa dzięki profesorowi Zdzisławowi Łapińskiemu, który jest prorektorem Akademii Muzycznej oraz dzięki całemu ciału pedagogicznemu, które okazało się dużo bardziej otwarte niż w mojej macierzystej uczelni [Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie].


Czyli dlatego akurat Kraków?
Krakowska Akademia Muzyczna pierwsza się do mnie zgłosiła, zapewniając, że chciałaby otworzyć taki kierunek, że jest zainteresowanie fidelami kolanowymi i moim doktoratem.

Jestem mile zaskoczona, szczególnie, że bardzo cenię Kraków, bo jest to miasto, gdzie ludność nie jest w większości napływowa tak jak w mojej Warszawie (gdzie większość Warszawiaków w czasie II wojny światowej zginęła). W Krakowie są tradycje prawdziwej Polski, stąd to tym bardziej ważne dla mnie miejsce.


Pani płyta Chopin na 5 kontynentach osiągnęła 5 miejsce w zestawieniu World Music Charts Europejskiej Unii Nadawców Radiowych jako najlepsza płyta folkowa oraz 15 miejsce w zestawieniu rocznym za 2010.
vWłaściwie to produkcja nawet bardziej world music niż folkowa.

Chopin na 5 kontynentach to połączenie folku, world music z muzyką klasyczną - muzyka Fryderyka Chopina zaaranżowana jest w nietypowy sposób na instrumenty etniczne z całego świata łącznie z polskimi instrumentami ludowymi.

To dla mnie wielkie wyróżnienie, bo ta lista istnieje od 20 lat i w ciągu 20 lat właśnie nam udało się najwyżej wspiąć spośród polskich zespołów.

Jury składa się z 23 nadawców radiowych, zbierają płyty największych gwiazd z całego świata takich jak Youssou N'Dour czy Sara Tavares. Nadawcy głosują na płytę, która im się najbardziej podoba. Sumą jest miejsce, na którym się znaleźliśmy - w maju na 5 pozycji (najwyższe w historii jednorodnej płyty polskiej), w rozliczeniu rocznym na 15 miejscu.

Nie znam tego grona, odbyło się to wyłącznie w linii muzycznej, nie ideologicznej czy ze względu na Rok Chopinowski, ponieważ dla World Music Chart nie jest ważne czy byłby to rok Liszta czy innego kompozytora, chodzi tu tylko o muzykę etniczną świata. Bardzo się z tego cieszymy, to było dla mnie i dla mojego zespołu duże wyzwanie.


Znalazła się Pani w rankingu wyżej od Kapeli ze Wsi Warszawa...
To jest piękne. Pierwsi członkowie Kapeli, m.in. Maciek Szajkowski, (z którym zasiadam w radzie programowej Warszawskiego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur) w pewnym sensie moi uczniowie, gromadzili się dawno temu w moim domu i uczyli takiej prostej idei, że mazurek jest na trzy, a polka na dwa i było to bardzo radosne i szczere. Piotr Gliński na początku grał w moim zespole, namówiłam go na takie muzykowanie gdy jeszcze był studentem perkusji w Akademii Muzycznej w Warszawie podobnie, jak i innych moich muzyków z zespołu. Pierwsze nasze koncerty miały miejsce w 1995 roku na Tajwanie i w Japonii. Miłe wspomnienia...Gdy wyjechałam na 5 lat do Japonii Piotr zajął się współtworzeniem Kapeli. Młodzi wypracowali swój własny, unikatowy i bardzo ciekawy styl. Bardzo to cenię, to następne pokolenie.

Była Pani z projektem Chopin na 5 kontynentach w różnych zakątkach świata. Jakie były reakcje?
Graliśmy m.in. w Operze Kairskiej w Egipcie, w Chinach. Po naszych przaśnych, etnicznych i energetycznych wersjach publiczność chińska była "mocno" zrelaksowana. Kiedy sięgnęłam po instrumenty chińskie, nagle się ożywili, a kiedy usłyszeli fragment jednej z ich ulubionych melodii ludowych, (która dokładnie wpisała się w Etiudę E-dur Chopina) wstali i na stojąco bili brawo. To samo w Kairze. W momencie, kiedy zaczęliśmy grać na kemancze i darabuce Chopina w Arabii (instrumentalna wersja pieśni Chopina Nie ma, czego trzeba) publiczność była kupiona już do samego końca.

Ponad 20 lat jeżdżę po Azji, mieszkałam wiele lat w Japonii, 10 lat zajmowałam się Indiami, gdzie studiowałam muzykę indyjską, muzykę perską, systemy muzyczne, od których właściwie zaczęła się historia muzyki w ogóle. Klasyczna muzyka europejska to dużo młodsze zjawisko.


O czym często zapominamy…
No tak, w europocentryzmie na ogół się o tym zapomina.

W momencie, kiedy stykamy się z tak starą kulturą muzyczną , grając na charakterystycznych dla niej instrumentach, brzmienie i skale stają się dla słuchaczy zrozumiałe. Publiczność się otwiera, czuje, że ich szanujemy, widzi, że nie przywozimy tylko siebie, Europejczyków. W różnych zakątkach świata znają naszego papieża, Chopina, Marię Curie-Skłodowską, Lecha Wałęsę, ale to są ikony. W pewnym momencie przyjeżdża ktoś taki jak ja, ze swoja ikoną ( np.Chopinem) którą "podaje" w opakowaniu tradycji muzycznej danego kraju, wiec taka publiczność czuje się niezwykle dowartościowana, uhonorowana, w ten sposób przekazujemy jej informacje na temat muzyki genialnego kompozytora. Staramy się estetycznie nie robić kiczowatej muzyki, wnikamy w głębię muzyki Chopina. Mazurek Chopina można rozciągnąć do 7 uderzeń zamiast 3 i też się broni. Można zmienić skalę chopinowskich preludiów i zmiksować z muzyką arabską i to też przekonuje słuchacza. Genialność chopinowskiej muzyki zaczyna się przekładać na uniwersalny język muzyki świata, pojawia się nowe spojrzenie na tę muzykę. Przełamujemy lody. Rok temu zaprosiłam do projektu Dzieci Świata kochają Chopina dzieci z Kazachstanu, Rosji, Burkina Faso z Afryki oraz polskie dzieci góralskie. Dzieci z Burkina Faso nigdy nie chodziły do szkół muzycznych, a mimo tego są genialne, mają niesamowitą energię i nauczyły się grać mazurki Chopina na swoich instrumentach. Kazachowie zagrali na dombrach, burkińskie dzieci na balafonach, korach i dżamblach, Rosjanie na klasycznych instrumentach, a góralskie dzieci na swoich skrzypcach, basach i sekundach. Dzieci z Afryki zapytały mnie wprost, czy Chopin przyjdzie na ich koncert, bo im się podoba ta muzyka i chciałyby go poznać. No więc ja mówię, że umarł. Spytały, kiedy zmarł. Odpowiedziałam, że 200 lat temu. Dzieci wpadły w szok, to była abstrakcja dla nich, że celebrujemy kogoś, kto zmarł 200 lat temu. Spodobało im się to, potem zrozumiały cały ciężar sytuacji, że Europa i cały świat celebruje tego człowieka, który już nie żyje, więc musi to być ktoś wielki. Jak wyjeżdżały to powiedziały, że będą wszystkim opowiadać w Burkina Faso o Chopinie.

Te dzieci tam wrócą i przywiozą nie tylko Polskę, ale i Chopina, mało tego, one grają, np. Mazurek op.33 nr 2 czy Rondo a la Krakowiak.


To niesamowite...
Międzykulturowość i świadomość jedności muzycznej na świecie zaczynają istnieć wielowątkowo wokół Chopina i okazuje się, że język muzyczny może być rozbudowany i bardziej unaukowiony - taka wiedza konkretna, że był ktoś taki jak Chopin, że jest na mapie taki kraj jak Polska.

Nikt się nie spodziewał tego po tak wydawałoby się niszowym projekcie. Jak to jest mieć świadomość, że oddziałuje Pani na tak wiele krajów?
W tej chwili mamy samoloty, internet, a międzykulturowe porozumienie na różnych płaszczyznach jest faktem i warto by się tego języka nauczyć, ale nie narzucając swoje, tak jak to Europa miała w zwyczaju, kolonizując i podbijając, tylko tak abyśmy posłuchali, co inni o tym myślą, jak to zinterpretują, jakie mają podejście. My również w ten sposób się rozwijamy. Są aspekty muzyki indyjskiej, perskiej, czy dalekowschodniej na tyle cenne i rozwijające, że mogą pchnąć do przodu rozwój współczesnej muzyki klasycznej, która jest trochę w stagnacji. Eksperymenty zmieniają w takie zaułki, pojawiają się dźwięki spoza świata muzycznego, nie wiadomo czy to jeszcze muzyka czy już nie, to trochę taki wąż zjadający swój ogon.

Z drugiej strony obserwujemy ciągły recykling...
Tak. Poprzez nasze spotkania powstają nowe rozwiązania i porozumienia muzyczne. W tym roku na Skrzyżowaniu Kultur planujemy nie tylko koncert dziecięcy, ale projekt z kobietami świata w muzyce. Dzięki pomocy ze strony Stołecznej Estrady i Urzędu Stołecznego Miasta Warszawy sprowadzamy ludzi, którzy wzbogacają nasz muzyczny świat. Dzięki warsztatom podczas Skrzyżowania Kultur byłam w stanie nagrać tę płytę.

Nowością w Pani twórczości jest elektronika, która pojawia się na płycie.
Jest to elektronika delikatna, trochę sampli. Wszystko dzięki obecności Pawła Betleya, doskonałego flecisty, który jest obecnie moim najbliższym współpracownikiem, z którym przygotowuję nowy projekt muzyczny. Oprócz tego warto wymienić Michał Czachowskiego ( gitara flamenco), Martę Maślankę grającą na santurze perskim i cymbałach, Bartka Pałygę (drumle, śpiew alikwotowy), Sebastiana Wielądka (flety, szałamaja, lira korbowa), Weroniką Gozdew (śpiew bułgarski,) Michała Rudasia ( śpiew indyjski), Gwidona Cybulskiego ( multiinstrumentalista) i wielu innych. Udało się zgromadzić przy nagraniach kwiat warszawskiej sceny folkowej. Tam nie ma osoby jednobarwnej, każdy jest indywidualnością, wielką osobowością, sami wybitni artyści.

Potem graliśmy to w ramach festiwalu CHOPIN OPEN La Folle Journée w Teatrze Wielkim w Warszawie. Opracowanie, pomysł, to jedno, ale trzeba było mnóstwa instrumentów, na których grać nie potrafię, dlatego sukces płyty bardzo mnie cieszy.

Mój dawny wydawca najpierw bardzo się zapalił do idei wydania tej płyty, potem nie odbierał telefonów przez miesiąc więc spotkałam się z Pawłem Betleyem. Dzięki temu ta płyta od strony technicznej, jakości dźwięku, montażu jest na światowym poziomie. Natomiast mój starszy syn Antoni poprzez swoją agencje artystyczna wydał płytę samodzielnie. Mógł to jednak zrobic dzięki naszym sponsorom (Biuru Obchodów Chopin 2010 Urząd Marszałka Mazowsza oraz Stołeczna Estrada).


Uwagę przykuwa również okładka, na której jest Chopin z dredami...
Okładkę wymyślił mój starszy syn, a Andrzej Pągowski, znany i ceniony artysta-grafik przełożył to na język artystyczny. Pozowała Ania Mamińska, bo jej dredy były do tego wprost idealne.

Jak odniosłaby się Pani do krytyki? Słyszeliśmy o projektach Chopin na jazzowo, Chopin na rockowo, Chopin hip-hopowy, elektroniczny...
Zajmuje się Chopinem od ponad 15 lat. Część tych utworów rzeczywiście powstała z okazji Roku Chopinowskiego. W 1993 chciałam zrealizować Chopina na ludowo, po to zrekonstruowałam instrumenty. W pewnym momencie "Chopin ludowy" zszedł się z innymi moimi projektami. Wiedziałam, że muszę coś takiego zrobić. Projekt powstał w 2009. Nie łączę tego z komercją. Zbiegło się to z Rokiem Chopinowskim i świetnie, bo zyskałam sponsorów, dzięki którym płyta powstała. To jest kolejny krok w mojej twórczości.

Zdradzi Pani, nad jakim projektem teraz pracuje?
Będzie to projekt związany z kompozytorką i pianistką Teklą Bądarzewską. Jest to postać kompletnie zapomniana. Zmarła w 1861 w wieku 32 lat. Miała trójkę, bądź piątkę dzieci, była rdzenną Warszawianką choć urodzoną w Mławie i stworzyła hit wszechczasów o trochę naiwnym tytule Modlitwa dziewicy (A Maiden's Prayer ). Hit XIX-wieczny wydrukowany w milionie egzemplarzy, który sprzedawał się jeszcze za czasów Chopina w Ameryce i Europie. Postacią Bądarzewskiej zainteresował się w Japonii Pan Yukihisa Miayama, od 20 lat wielbiciel jej twórczości. W 2007 za jego sprawą japońska firma nagraniowa King Records International wydała po raz pierwszy na świecie płytę Spełniona modlitwa dziewicy, na której nagranych zostało 16 nieznanych utworów zapomnianej polskiej kompozytorki. Wydawca płyty Yukihisa Miyayama obrał sobie za cel znalezienie wszystkich utworów Tekli. Do tej pory znalazł ponad 40. Bądarzewska była jak na tamte czasy kompozytorką popową, autorką pierwszego światowego . W Japonii sprawą Tekli obok pana Miyayamy zajmuje się Dorota Hałasa a w Polsce unikatowe badania prowadzi Beata Michalec. Dzięki niej od niedawna wiemy kiedy i gdzie dokładnie urodziła się Tekla Bądarzewska.

Nie wiemy nic o muzyce pop tamtych czasów, wiele pozostaje w sferze domysłów.
Ja się tego od Japończyków dowiedziałam. Mało tego, na stacji kolejowej szybkich linii Shinkansen w Tokio odjazd pociągu sygnalizuje elektroniczna wersja Modlitwy dziewicy Bądarzewskiej.

Czy to nie kuriozalne, że Japończyk odkrywa zapomnianą polską kompozytorkę?
Owszem. Powiem więcej, wszystkie dzieci w Japonii potrafią zagrać Modlitwę dziewicy na fortepianie. Rano tokijskie i tajwańskie śmieciarki podjeżdżają zbierać śmieci właśnie z tą melodią na sygnale. W USA grają ją na styl country..

Krater na Wenus nazwano jej imieniem [Decyzją Międzynarodowej Unii Astronomicznej z 1991 jeden z kraterów na Wenus został nazwany Bądarzewska].

Kiedyś jeden z krytyków niemieckich powiedział o muzyce Bądarzewskiej, że to nic nie warta muzyka i my to wszyscy w Polsce powtarzamy. Rzeczywiście "Modlitwa dziewicy" to utwór naiwny, ale stał się hitem. Jej twórczość podrabiano, a nuty kupowano w milionach. Była przecudną melodystką, utwory są przesłodzone, salonowe, ale piękne. Jeżeli wyjmiemy te melodie z kontekstu salonowości, okazuje się, że są nadal piękne i ponadczasowe.

Pan Miyayama po usłyszeniu "Chopina na 5 kontynentach" zamówił płytę, na której Tekla Bądarzewska będzie zaaranżowana na różne instrumenty, bardziej europejskie, a wszystko zdecydowanie uwspółcześnimy. Bądarzewska pisała wszystko na fortepian. Ja chcę dodać harfy, wiolonczele, w utworze Złoto Jerozolimy arabskie instrumenty, Harfę celtycką (oryginalnie na fortepian) przeniosłam na harfę, głos i swoje instrumenty.

To nie jest de facto muzyka fortepianowa, więc na smyczkach nabiera życia. Będzie nowa orkiestracja, nagrałam już również utwór na 3 suki biłgorajskie i fortepian.


Brzmi ekstrawagancko. Czy możemy spodziewać się płyty jeszcze w tym roku?
Jak najbardziej. W 2011 przypada 150 rocznica śmierci Tekli Bądarzewskiej, a 14 kwietnia 160 rocznica pierwszego wydania Modlitwy dziewicy. Wspominał o niej Żeromski, przemycając, że "wszystkie panny grały melodie dziewicy". Prus pisał, że latem gdy wszystkie okna były otwierane w Warszawie jak epidemia wypływała z nich Modlitwa Dziewicy .To nie musi być Chopin ze swoim geniuszem. Czemu nie pamiętać o tym? Zachwycamy się walcami J.Straussa a nie pamiętamy o pięknej polskiej kobiecej nucie z XIX wieku? Wstyd dla Polaków….Chopin był jeden, nie było takich jak on i nie będzie. Ale jest wielu polskich kompozytorów i kompozytorek zapomnianych , którzy tworzyli w czasach Chopina piękną muzykę i byli dla niego wielobarwnym tłem a czasami wręcz inspiracją.

Jest Pani właśnie taką osobą, która wynajduje stare instrumenty, dawne techniki gry, a teraz zapomnianą kompozytorkę...
To jest taka pewna grupa ludzi. Dorota Hałasa [dziennikarka, współpracowniczka Polskiego Radia w Tokio], Beata Michalec [autorka projektu badawczego Muzyka Tekli w przedszkolu, dyrektor Przedszkola nr 318 "Zielony Zakątek" w Warszawie]. Edukacja to moja pasja. Pedagodzy w mojej rodzinie wywodzą się chyba od pokolenia Mieszka I. Marzy mi się projekt edukacyjny z Teklą w aspekcie kobiet z XIX wieku, o których niewiele wiemy. Pamiętajmy o tym, że siostra Mozarta - Maria Anna - była jego wielką inspiracją, sam Mozart mówił o jej geniuszu. Mendelssohn prosił swoją siostrę Fanny, by podpisywała swoje kompozycje jego nazwiskiem. Znamy Klarę Schumann. Nie wiemy o Helenie Krzyżanowskiej (z rodziny matki Chopina), o doskonałej kompozytorce Reginie, najmłodszej córce Henryka Wieniawskiego, która pisała pod pseudonimem Poldowski. Również niezbadana pozostaje twórczość Natalii Janothy. Wiele zawdzięczam poszukiwaniom Pana Miyayamy. To wszystko są wyzwania. Takie szalone kobiety w muzyce...

Zatem przed Panią nowe wyzwania. Swoją drogą jest Pani trochę szaloną osobą w muzyce. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy marzyła Pani o otwarciu kierunku instrumentów etnicznych - i udało się!
Pomyślmy sobie, że 150 lat temu uczelnie były zamknięte dla kobiet.

Nawet, jeśli rodzice wykształcili córkę, albo miała dobrego męża, to i tak nie mogła podróżować sama tak jak ja. To były takie czasy. Te wszelkie blokady, które nie pozwalały na ujawnienie się elementu żeńskiego. Jestem zdania (przywiozłam to ze sobą ze Wschodu), że elementy męskie i żeńskie muszą być w równowadze, również w sztuce. Ważne jest nie to, by się zwalczać, mówić, kto jest lepszy lub gorszy, ale to, by trzymać równowagę. Przecież te kobiety utorowały drogę współczesnym kompozytorkom, nawet jeżeli ich muzyka trąci trochę salonem czy ckliwością. Chwilami można usłyszeć nasz hymn narodowy w mazurkach Bądarzewskiej, niektórzy kręcą nosem, ale przecież to czasy tuż przed powstaniem styczniowym, po listopadowym, czasy zaborów. Niesłychane jak ona to wtedy przemyciła w muzyce. Musiała być patriotką i cechować się nie lada odwagą. Może była to kropla, która zdecydowała, że umysłowość męska poszła w kierunku powstania? Uszanujmy to. Należy wydobyć z niebytu muzykę tych kobiet.


Trzymam zatem kciuki. Na koniec muszę spytać o Japonię, w której Pani długo mieszkała. Koncertowała tam Pani wspólnie z Yo-Yo Ma. Jaki on jest?
Yo-Yo Ma zamówił u mnie utwory etniczne, które nawiązywały do Jedwabnego szlaku, ale również do muzyki polskiej, choćby W polu lipeńka, czy Hula gąski na gałązki. Jest to genialny muzyk. Za sukces uważam to, że zakochał się w polskiej muzyce ludowej. Jest niesamowicie otwarty, to postać charyzmatyczna, wyrastająca ponad wszystkich. Osoba, która z nim rozmawia czuje się zawsze wyjątkowa. Poza tym ma fenomenalną pamięć.

Koncerty które zagraliśmy należą do najwspanialszym w moim życiu.

Z niecierpliwością czekamy na Pani nowe projekty, a czytelników zachęcamy do studiowania u Pani.
Serdecznie zapraszam uczniów po wiolonczeli, skrzypcach lub altówce na stronę krakowskiej Akademii Muzycznej www.amuz.krakow.pl

Dr Maria Pomianowska - multiinstrumentalistka, pedagog, kompozytorka, absolwentka Akademii Muzycznej w Warszawie w klasie wiolonczeli, założycielka Zespołu Polskiego. W 2010 uzyskała tytuł doktora sztuk muzycznych na Akademii Muzycznej w Krakowie za pracę zatytułowaną "Rekonstrukcja techniki wykonawczej na historycznych fidelach kolanowych a nowe wartości sonorystyczne". Stały gość Dwójki, Programu II Polskiego Radia, gdzie w 2008 prowadziła audycję Muzyka Wschodu. Nagrodzona w 2011 Paszportem Chopina. Obecnie adiunkt na Wydziale Instrumentalnym w krakowskiej Akademii Muzycznej.

Mateusz Borkowski - student w Instytucie Muzykologii UJ, redaktor muzyczny w krakowskiej Radiofonii, współpracownik portalu PolskaMuza.eu. Interesuje się musicalami, muzyką popularną i etniczną, a także muzyką XX wieku.

Polecane strony:
www.pomianowska.art.pl
www.musart.pl
http://tpw.org.pl Towarzystwo Przyjaciół Warszawy o Tekli Bądarzewskiej
Skrót artykułu: 

Specjalnie dla Gadek, z Marią Pomianowską o Chopinie, Bądarzewskiej, Japonii, szalonych kobietach w muzyce rozmawiał Mateusz Borkowski.

Dział: 

Dodaj komentarz!