Mam nieodparte wrażenie, że folk, jak każdy inny gatunek muzyczny, ulega ciągłym zmianom. Jest to proces naturalny, który trwa i będzie trwał. Kwestią dyskusyjną jest tylko prędkość dokonywania się tych zmian, ich zasięg i charakter. Ogromny wpływ ma na to zmieniający się, gnający wciąż do przodu świat, rozwój technologii, a – co za tym idzie – postrzeganie wszystkiego, co związane z folkiem, przez pryzmat współczesności. Mamy bezproblemowy dostęp do materiałów źródłowych, nagrań archiwalnych czy edukacji. Łatwość, z jaką można obecnie rejestrować muzykę, i wykorzystywane do tego narzędzia również w dużym stopniu wpływają na kształt tego gatunku. Internet i jego nieograniczone zasoby dają nam zupełnie inne możliwości zdobywania wiedzy i inspiracji niż te, z którymi mieliśmy do czynienia w przeszłości.
Wydaje mi się, że przez ostatnie trzydzieści lat wydarzyło się naprawdę wiele dobrego w polskim folku. Przede wszystkim zmiana pokoleniowa doprowadziła do spoglądania na muzykę tradycyjną bez obciążeń związanych z czasami socjalizmu. Wielu młodych ludzi zaczęło postrzegać tradycje ludowe – zarówno polskie, jak i zagraniczne – jako interesujące źródło inspiracji i poszukiwań swojej tożsamości. W połączeniu z wszystkim tym, o czym wspomniałem wyżej, doszło do wzrostu profesjonalizmu zarówno muzyków, jak i przedstawicieli innych dziedzin związanych z ruchem folkowym w Polsce. Powstało wiele bardzo dobrych festiwali, które pod względem programowym i produkcyjnym mogą bez najmniejszych kompleksów konkurować z najważniejszymi tego typu imprezami w Europie czy nawet na świecie. Publiczność staje się coraz bardziej świadoma i wymagająca. Pomimo trudnej sytuacji rynku wydawniczego wciąż mamy kilka bardzo interesujących firm płytowych, szczycących się naprawdę dobrym, choć niezbyt obszernym katalogiem. Generalnie można by rzec, że folk jest znacznie bardziej zauważalny niż kiedyś – mamy nawet kategorię „Folk, Muzyka Świata” we Fryderykach, „najpoważniejszej” nagrodzie przemysłu fonograficznego w Polsce, choć może lepiej byłoby to przemilczeć i pozostawić bez komentarza, bo lista nominowanych w tej kategorii najczęściej wywołuje uśmiech na mojej twarzy i lekkie zażenowanie.
Żeby nie było tak słodko, trzeba jednak dodać, że wszystko to, co dobre w polskim folku, zawdzięczamy wąskiej grupie fascynatów, którzy czerpią radość z tworzenia, wykonywania, prezentowania i wydawania muzyki folkowej. Folk zawsze pozostanie tzw. niszą (bardzo nie lubię tego słowa), ale jestem przekonany, że jego poziom wciąż będzie szybował w górę, a wspomniani fascynaci nie pozwolą na to, by umarł w sposób, w jaki umarło już wiele gatunków muzycznych.
Piotr Pucyło
Kulturoznawca, grafik, współtwórca i dyrektor artystyczny festiwalu Globaltica, współzałożyciel Orange World Records, jeden z jurorów targów WOMEX 2018, na polu międzynarodowym związany z muzyką świata od blisko dwudziestu pięciu lat.
Folku zacząłem słuchać ok. roku 2000, a folku polskiego kilka lat później. W ciągu paru ostatnich lat dało się w tym nurcie zaobserwować bardzo wyraźny zwrot w stronę muzyki in crudo. Jej popularność bardzo wzrosła. Dla mnie rewelacją była wydana w 2002 roku płyta „Wiosna ludu” Kapeli ze Wsi Warszawa. Kiedy teraz jej słucham, to rzuca się w oczy, że jak na muzykę współczesną jest to zbyt opracowane – do głosu dodane jest echo itd. Na tle nowszych płyt brzmi to jakoś dziwnie. Nie chodzi mi o to, żeby to było jakieś tandetne brzmienie. Teraz, kiedy słuchamy jakiejś płyty nie in crudo, ale z opracowaniem – czy to Maniuchy, czy Kożucha, czy Kapeli Maliszów – to wszystko moim zdaniem zmierza w kierunku bardzo wyraźnego opracowania artystycznego. Muzycy próbują pokazać, jak ta muzyka rozwijałaby się dalej. Czyli nie chodzi już tylko o to, co można zrobić z muzyką tradycyjną, ale o próbę określenia, jak mógłby wyglądać jej dalszy rozwój. Muzycy starają się odpowiedzieć na nieco inne pytanie niż kiedyś. Tu już nie chodzi o to samo, o co pytano jakieś piętnaście lat temu. I to jest łatwa do zauważenia rzecz.
Trudno ocenić mi z zewnątrz zmianę w polskim ruchu folkowym, gdyż szybko wszedłem w bliższe stosunki z ludźmi stąd, a więc i straciłem pozycję bezstronnego obserwatora. Ci, z którymi pracuję od lat, np. przy Mikołajkach Folkowych, są już moimi przyjaciółmi. Te stosunki międzyludzkie nie ulegają zmianom. Ciężki był jedynie okres po roku 2014 – z powodu tej sytuacji z Krymem. Na szczęście wskutek tego nie straciłem z nikim kontaktu ani nie popsuły się moje stosunki z innymi ludźmi. Natomiast o wiele trudniej było współtworzyć jakieś międzynarodowe projekty – przywozić do Moskwy kogoś z Ukrainy albo samemu jechać na Ukrainę. Okazało się, że aby przekroczyć granicę, trzeba było skakać trochę wyżej niż kiedyś.
Ilja Sajtanow
Jest matematykiem, pedagogiem i muzykiem. Mieszka w Moskwie, a w swojej twórczości inspiruje się folklorem różnych państw Europy i Kaukazu. Studiował muzykę klezmerską u Stasa Rajki, Merlina Shepherda, Marylin Lerner i Joshuy Horowitza. Fascynuje go muzyczne pogranicze jako zjawisko kulturowe, muzyka ze skrajów byłego Imperium Osmańskiego (macedońska, ormiańska, grecka itd.), kompozycje żydowskie oraz improwizacja muzyczna.
Myślę, że folk narodził się na wsi. Kiedyś to było coś normalnego, folk odróżniał regiony. Wydaje mi się, że zaczęło to zanikać w czasach mojej młodości. Chociaż wychowywałem się na wsi, to nie czułem już tak dużego wpływu folku na tradycję. Dopiero później wzięli się za to młodzi ludzie. Kiedy zaczęli się zajmować folkiem, to w moim odczuciu trochę go zmienili. Zaczęli to robić po swojemu – bo to nie jest coś, czego uczyli w szkołach. Folk to jest tradycja, ale jej kontynuowanie w rodzinach się w pewnym momencie urwało. Te zespoły, które teraz widzę, tworzą folk już na nowocześniejszą nutę. Świat się zmienia – pojawiła się cyfryzacja. To powoduje duże zmiany w całym nurcie. Nie mówię zresztą o samej elektronice. Melodia też ucieka od tej tradycyjnej. Przyznam się, że jeśli chodzi o ten folk żywy i prawdziwy – typu piętnaście starszych kobiet na scenie i jeden akordeon lub wręcz a capella – to jakoś do końca nie umiem go pozytywnie odbierać. Jestem gdzieś pomiędzy tym, co stare, a tym, co nowoczesne. Jeśli słyszę gdzieś starsze utwory, to trafiają do mnie te z żywiołową muzyką, przeznaczone do zabawy i tańca. Jednak kiedy nowa melodia dryfuje gdzieś w stronę popu czy disco, to już mi się nie podoba.
Jako odbiorca nie siedzę w folku twardo osadzonym w tradycji, gdzie śpiewają ludzie mający dziś siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat. Interesuje mnie folk z nowszą nutą muzyczną, który kształtował się gdzieś w latach 80. XX wieku. Jeśli chodzi o zmianę w całym środowisku folkowym, to nie jest ona łatwa do uchwycenia. Kiedyś festiwale nie miały takich możliwości komunikacyjnych jak teraz. Dziś wchodzę do internetu i jest o nich masa informacji. Wcześniej nie było wiadomo, gdzie i kiedy co się dzieje. Wydaje mi się, że teraz do folku bardziej ciągnie młodych ludzi. Nawet w Warszawie, zbierają się dziewczyny i śpiewają, tworząc zespół Stara Śpiewka. Na szczęście, mamy jeszcze też takie osoby jak Bogdan Bracha z Orkiestry św. Mikołaja, który czynnie gra i śpiewa od ponad dwudziestu lat. Następuje jednak jakaś wymiana pokoleniowa, przypływ młodych ludzi. Na folk patrzę też trochę szerzej, poza granicami naszego kraju. To jest bardzo ciekawa muzyka. Ja dzięki niej poznałem np. Madrugadę, która występowała na 27. Mikołajkach Folkowych. Dziewczyny tańczą flamenco i grają muzykę hiszpańską. Na „Scenie Otwartej” połączyły ten styl z polską muzyką ludową. To można bardzo fajnie powiązać. Zagraniczna muzyka folkowa też jest bardzo ciekawa – nie tylko ta bliska nam, szczególnie wschodnia, bo folk nam się bardziej kojarzy ze wschodem. Ja chętnie słuchałem folku afrykańskiego. Blisko współpracuję z zespołem Moribaya z Warszawy. Jego członkowie prezentują profesjonalny, prawdziwy taniec afrykański. Tak, jak nasz folk opowiada historie, tak i tam jest ten przekaz tańcem. To tworzą młodzi ludzie, dla których świat się bardziej otworzył i powstały nowe fuzje muzyczne.
Krzysztof Górski „Góral”
Pochodzi z Suwałk, a obecnie mieszka w urządzonym w tradycyjnym, wiejskim stylu domu nad Biebrzą. Prowadzi tam gospodarstwo ekoturystyczne Na Karczaku. Zajmuje się ochroną przyrody, podróżami, czynnie działa w ruchu folkowym.
Zinstytucjonalizował się. No, ale taka jest kolej rzeczy. Kiedy zaczynaliśmy, wszystko było eksperymentalne, nowe i nieznane. Gdy Chudoba występowała na WOME- X-ie, jeden z moich przyjaciół z berlińskiego radia pochwalił ich, bo są tacy, hmmm… niezawodowi. Zrobiło mi się nieco przykro, ale po latach dociera do mnie, co kolega miał na myśli. Dziś na WOMEX-ie mamy jedno z większych i lepiej zorganizowanych stoisk. Oferta? Godna standu – pełno płyt, kilka światowej renomy festiwali. Jest moc. Nasze zespoły jeżdżą po całym świecie i to, co jeszcze niedawno było zasługą Kapeli ze Wsi Warszawa (rozsławianie), dziś stało się banalną rzeczywistością. Mamy RCKL, radiowe płyty, IS PAN z kolekcją, Poznań ze zbiorami. Mamy też zmianę w nastawieniu do tej muzyki – z kompletnej negacji i wrogości na życzliwe przyzwolenie. Jest lepiej. Zdecydowanie jest lepiej. A jednak cichutko wyznam – czegoś mi tu jeszcze brakuje.
Wojciech Ossowski
Radiowy dziennikarz muzyczny, związany z folkiem od początku jego istnienia. Od 1986 roku pracował w radiowej Trójce. Od 2002 roku działa w Radiowym Centrum Kultury Ludowej. Muzykę folkową promuje na licznych festiwalach muzycznych jako juror i konferansjer. W 1989 roku stworzył i szefował Wiosce Folkowej na Famie, a w latach 1989–1990 Wiosce Folkowej w Jarocinie. Zasiada w jury World Music Charts Europe.
Rozróżniam muzykę tradycyjną, folklor i folk. Kiedyś nie widziałem jednak między nimi różnicy. Zmieniło się to, kiedy studiowałem w Lublinie. Mieszkając tu, trudno było nie zahaczyć o Chatkę Żaka i nie wpaść na ekipę Orkiestry św. Mikołaja. Miałem kolegę, który tańczył w Zespole Tańca Ludowego UMCS. Na początku nie widziałem różnicy między folkiem a tradycją, ale zacząłem zgłębiać temat. Uderzyło mnie, że to, co było pokazywane w Lublinie, zupełnie różni się od tego, co działo się na mojej wsi. U mnie babki zaciągały, śpiewały, a tu zespół ludowy tańczył równo, a Mikołaje wprowadzali jakieś nowe instrumenty. O co „kaman”? Zacząłem się w to wciągać i z roku na rok sam się uczę.
Bardzo się przyjaźnię zarówno z folkowcami-tradycjonalistami, jak i tymi, którzy tradycję łączą ze współczesnością. Ci pierwsi podchodzą do sprawy ortodoksyjnie. Nawet akordeon jest już zbrodnią. To jest bardzo ciekawy nurt zachowania tradycji. Jego przedstawiciele też wyłuskują z ludowości to, co najbardziej odpowiada współczesnemu poczuciu estetyki. Obok funkcjonuje ruch folklorystyczny, czyli wszystkie zespoły tańca, które wybierają najpiękniejsze stroje ludowe. Pojechałem kiedyś do muzeum w Lubaczowie, gdzie poszukiwaliśmy naszego stroju regionalnego. Kustosz, pokazał nam ubiór wybrany przez zespół ludowy. Oczywiście, nie był to strój, który na wsi noszono na co dzień. Na starych zdjęciach moi dziadkowie stoją w polu na bosaka. To, co widzimy na występach zespołów tańca, to jest odświętny strój – najpiękniejsze rzeczy z danego regionu. Na scenie pojawiają się skomplikowane układy. Na wsiach się w ten sposób nie tańczyło, ale to też w jakiś sposób przedstawia naszą kulturę tradycyjną. Trzecim nurtem jest folk. To jest zaczerpnięcie z tradycji i kultywowanie jej w nowych formach i brzmieniach. Zaskakuje mnie, że elementy tradycji można odnaleźć w hip-hopie czy w poezji śpiewanej jak u Kuby Blokesza czy Wojtka Fila. Można tradycję połączyć z elektroniką, jak to robi np. Lirwak.
Tych nurtów jest bardzo dużo. Odnajduję się na szczęście we wszystkich, dlatego organizuję Festiwal Folkowisko, który jest takim miszmaszem, bo każdy dzień jest troszeczkę inny. Odnajdzie się tam człowiek ortodoksyjny, który może nauczyć się od starego mistrza kroków oberka. Ale znajdzie się też coś dla ludzi z nurtu world music. Przyjadą muzycy z Trad.Attack!, zespołu, który się całkowicie bawi tą muzyką. Cieszę się, że po okresie zachwytu Zachodem, artyści poszukują tradycji. Martwi mnie trochę unifikacja kultury. Niby jest moda na folk, ale np. tylko na wzornictwo kujawskie czy łowickie – a kiedyś każda wieś była wyjątkowa. To chcemy pokazać na naszym malutkim, wiejskim festiwaliku. Większość folkowych festiwali jest miejskich, jak i cały ruch muzyki tradycyjnej. Na wsi już mało kto o tym pamięta.
Folk bardzo się zmienił. Z roku na rok muzyka folkowa coraz bardziej się profesjonalizuje. Na Mikołajkach Folkowych widać, że zespoły coraz lepiej radzą sobie na scenie. Zaczęło się od tych „dinozaurów” – Orkiestry św. Mikołaja, Kapeli ze Wsi Warszawa. Oni często są krytykowani za odejście od źródeł, ale tego wymaga współczesny świat. Prawdziwa muzyka tradycyjna jest mało atrakcyjna dla współczesnego odbiorcy. Folk jest w ogóle niszowy. My, organizując imprezy, nie promujemy muzyki masowej. Nie chcemy, żeby wszyscy słuchali folku. Niech każdy znajdzie coś dla siebie. Muzyka powinna być różnorodna i bogata w różne formy przekazu, myśli, brzmienia.
Marcin Piotrowski
Socjolog, animator kultury, dziennikarz, specjalista w dziedzinie marketingu małych miejscowości, twórca i koordynator licznych kampanii społecznych, np. „Jestem ze wsi” czy „Globalna Baba”. Z żoną, Mariną Sestasvili-Piotrowską, prowadzi gospodarstwo agroturystyczne Chutor Gorajec. Na własnym podwórku organizuje Festiwal Folkowisko i Dzień Wolności Chłopskiej. Jest członkiem-założycielem dwóch stowarzyszeń: Stowarzyszenia Animacji Kultury Pogranicza Folkowisko (Polska) i Polish Irish Association (Irlandia).
Mam nieodparte wrażenie, że folk, jak każdy inny gatunek muzyczny, ulega ciągłym zmianom. Jest to proces naturalny, który trwa i będzie trwał. Kwestią dyskusyjną jest tylko prędkość dokonywania się tych zmian, ich zasięg i charakter. Ogromny wpływ ma na to zmieniający się, gnający wciąż do przodu świat, rozwój technologii, a – co za tym idzie – postrzeganie wszystkiego, co związane z folkiem, przez pryzmat współczesności. Mamy bezproblemowy dostęp do materiałów źródłowych, nagrań archiwalnych czy edukacji. Łatwość, z jaką można obecnie rejestrować muzykę, i wykorzystywane do tego narzędzia również w dużym stopniu wpływają na kształt tego gatunku. Internet i jego nieograniczone zasoby dają nam zupełnie inne możliwości zdobywania wiedzy i inspiracji niż te, z którymi mieliśmy do czynienia w przeszłości.
(Piotr Pucyło)