
Fot. M. Zakrzewski
Najbardziej inspiruje mnie pytanie: Jakie umiejętności dzieci rozwijają, śpiewając i grając tradycyjne piosenki i melodie?
Myślę, że przede wszystkim uczą się regulować emocje, bawią się i wzmacniają więzi między sobą. Umuzykalniają się i uczą żyć — jak to się mówi — z pieśnią na ustach.
W Ognisku Muzyki Tradycyjnej „Wesołe Mazurki z Pragi” praktykujemy naukę gry, śpiewu i tańca równocześnie. Wierzę, że dzieci lepiej rozumieją muzykę i rytm oraz granie do tańca, jeśli same tego tańca doświadczą. Melodie zapamiętujemy i uczymy się ich przede wszystkim poprzez śpiew. Śpiewając w ruchu, uczymy się naturalnej emisji głosu, nawiązującej do tradycji śpiewów towarzyszących pracy fizycznej. Odwracamy uwagę od aspektu „występu”, robiąc coś wspólnie — to odciąża proces nauki śpiewu i zmniejsza napięcie oraz strach przed oceną.
Paula Kinaszewska
Skrzypaczka, śpiewaczka, aranżerka, badaczka i zbieraczka folkloru, uczennica skrzypków ludowych, wykonawczyni tradycyjnego, archaicznego repertuaru skrzypcowego Polski nizinnej, a także ludowych pieśni lirycznych i obrzędowych oraz folkloru miejskiego, nauczycielka folkloru, animatorka kultury i edukatorka, stypendystka MKiDN w 2015 roku, zdobywczyni nagród za dokonania w dziedzinie teatru, muzyki i edukacji, aktorka teatralna i filmowa, absolwentka Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie.
Zastanawiając się nad wartością muzyki tradycyjnej dla dzieci, najpierw kompletnie „zdurniałam”. Tak, to proste z pozoru pytanie, teraz w 2025 roku wywołało u mnie coś na kształt lekkiego ataku paniki. Przecież tym właśnie się zajmuję, z powodu świadomości wielkiej wagi tego zjawiska poszłam na studia pedagogiczne i własne dzieci starałam się kontaktować z tym, co wydawało mi się ważne.
„Wydawało” to jednak czas przeszły, a te raz zdałam sobie sprawę, że nie jestem już tak pewna prawd, które kiedyś wytyczyły moją drogę jako twórczyni, pedagożki. Co jest głównym powodem tych wahań? W moim przypadku jest to coś w rodzaju przebodźcowania, zmęczenia udowadnianiem, że to, czym się zajmuję, jest ważne, i rozpisywaniem tego od lat, by dotarło do ludzi z prawa, lewa, starszych i młodszych.
Ale nie ma co narzekać, przecież wciąż mnie to kręci, a po każdych zajęciach, które prowadzę, czuję się szczęśliwa. Pierwszy raz poczułam, że muzyka jest jedną z najmocniejszych nici, z których utkana jest materia życia (tych nici, które przekazują miłość i wzmacniają nasz los, nawet gdy jest bardzo cicho i pusto), kiedy babcia i mama śpiewały mi kołysanki. Później, jako trzylatka, zorientowałam się, że mogę sama włączyć adapter, wybrać ulubioną płytę i w ten sposób maniakalnie zużyłam rodzicom kilka winyli – między innymi nagrania „Czterech pór roku” i piosenki Ewy Demarczyk. Z muzyką tradycyjną spotkałam się ciut później, jako sześciolatka w Tatrach, i byłam kompletnie oczarowana góralskimi kapelami. Kiedy już byłam starsza i mogłam sama bawić się na dworze, uwielbiałam śpiewać na huśtawce. Kolejne osiem lat minęło szybko i mogłam już sama podróżować po mieście. Wtedy usłyszałam grający na ulicy zespół Varsovia Manta. Miałam 14 lat, a otaczająca mnie rzeczywistość była trudna, momentami smutna. Dorastanie za czasów chwiejącej się w posadach komuny miało kilka zalet – materialnie uboga rzeczywistość wymagała od nas twórczego zaangażowania, zdobywaliśmy więc z rówieśnikami rozmaite artefakty, dzięki którym stawaliśmy się bardziej sobą, przegrywaliśmy kasety magnetofonowe, tworząc kompilacje „kawałków”, obrabialiśmy pomysłowo ich pudełka oraz swoje ubrania, fryzury i torby na te tajemnicze artefakty. Świat był prosty, wiadomo było, że komuna to zło, z którym walczy Kościół i dobrzy ludzie. Barwne nastolatki były przez przedstawicieli komuny w osobach policjantów i złych nauczycieli tępione. Podobnie było z muzyką, przebicie się przez szkolny radiowęzeł z tym, co przemawiało do nas, nie było proste. W takim właśnie czasie usłyszałam pierwszy raz, na ulicy Warszawy, akustyczną muzykę taneczną, spod Andów, graną przez ludzi ubranych w kolorowe koce, z dzwonkami przypiętymi do kostek u nóg. Przetańczyłam kilkanaście utworów, poczułam się wolna i szczęśliwa. To uczucie wróciło do mnie później wiele razy, w wielu miejscach, czasach i krajach. Najintensywniej, kiedy muzyka była grana na żywo, kiedy muzycy naprawdę ofiarowywali siebie tancerzom, kiedy wiedzieli, co po czym zagrać, by podnosić na duchu i wzmacniać na ciele.
To jest chyba właśnie ta cudowna moc tradycyjnej muzyki. Coś, co działa od stuleci, mimo że świat się zmienia. Dziś czternastolatkom jest trudno stwierdzić, kto jest „Głównym Złym” współczesności. Nadmiar treści sprawia, że miewamy mdłości na samą myśl o poznaniu kolejnej nowości. Świadomość, że jest taka masa zdolnych ludzi, którzy grają, śpiewają, towarzyszą dźwiękami światu, czasem go komentując, czasem po prostu podtrzymując na duchu bliskich i dalekich towarzyszy, jest kojąca.
A czego lubię słuchać? Dźwięków przyrody, ptaków i dobrej muzyki, ze wschodu, zachodu, północy i południa. I taką staram się dostarczyć dzieciom.
Kaja Prusinowska
Autorka i wydawczyni płyt z muzyką dla dzieci. Współtworzy Muzyczny Teatr Słuchaj Uchem oraz koncertuje dla dzieci z programami teatrzyku i edukacyjnymi koncertami w szkołach. Jest kuratorką dwóch cyklicznych wydarzeń familijnych – Małe Mazurki w Warszawie i Teatralne Niedziele w Mławie.
Chociaż świat muzyki tradycyjnej dla współczesnego człowieka jest pewną abstrakcją, czymś nieznanym, niemodnym, a nawet egzotycznym, to z pewnością może zainteresować młode pokolenie. Niestety w Polsce kultura tradycyjna, a w szczególności folklor muzyczny, jest niedocenianym, nieodkrytym, nie w pełni wykorzystywanym elementem edukacji. Wiejskie dzieci śpiewały zazwyczaj to, co usłyszały w domu, a na ich własny repertuar składały się głównie pieśni związane z obserwacją natury czy wykonywane np. przy pasieniu bydła. Z mojego doświadczenia wynika, że najwięcej piosenek jest o ptaszkach. Są jeszcze oczywiście gry i zabawy ludowe – podstawowy element folkloru dziecięcego. Takie treści najlepiej przekazywać bezpośrednio w czasie wspólnej zabawy. Jakościowych płyt z muzyką dla dzieci jest niewiele. Nasze ulubione to albumy Ani Brody.
Wydaje się, że trudno zainteresować młodego człowieka żyjącego w wirtualnym świecie tym, co na pozór przestarzałe, nieatrakcyjne, a przede wszystkim nieużyteczne. Okazuje się, że zabawa w grupie daje o wiele więcej frajdy niż z bohaterami gier komputerowych. Gdy jeszcze do tego wszystkiego dojdą instrumenty, których można dotknąć, zagrać na nich, czy historie, które dzieciaki same wymyślają, to zabawa staję się niezwykłą przygodą. Wiele radości sprawia wymyślanie własnych, uwspółcześnionych tekstów, np. do melodii przyśpiewek ludowych, o czym wielokrotnie przekonałam się w swojej pracy edukacyjnej.
W muzyce tradycyjnej powstaje interakcja między nadawcą a odbiorcą, każdy staje się współtwórcą (poprzez śpiew, grę na instrumencie czy taniec) i wnosi coś swojego. Ponadto oddziaływanie na różne zmysły równocześnie w sposób szczególny rozwija umiejętności i zainteresowania muzyczno-taneczne najmłodszych.
Marta Graban-Butryn
Etnolog, folklorysta, etnomuzykolog, absolwentka kulturoznawstwa UMCS, Łemkini. Od wielu lat poznaje, śpiewa i gra muzykę tradycyjną Roztocza i Łemkowszczyzny. Animatorka, pracująca głównie z dziećmi i młodzieżą, prowadzi wraz z małżonkiem Ognisko Muzyki i Tańca Tradycyjnego w Żurawiu. Dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Szczebrzeszynie.
Muzyka dziecięca dostępna w internecie bardzo często nie ma wiele do zaoferowania. Bywa infantylna i nieprofesjonalna, a najmłodsi potrzebują bogatego środowiska muzycznego, które będzie wspierać ich rozwój. W 2020 roku zaczęłam tworzyć wartościową muzykę dla dzieci i dorosłych, a moją inspiracją stała się m.in. polska muzyka tradycyjna. Jej ponadczasowość łączy pokolenia, a melodie lubelskich polek i oberków były pierwszymi utworami, jakich zaczęły słuchać moje dzieci.
Muzyka tradycyjna niesie ze sobą jakąś nieopisywalną prawdę i magię. Doskonale bawią się przy niej dzieci i dorośli. Z tego powodu uważam, że jej obecność w codzienności najmłodszych przynosi niezwykle wiele korzyści.
Muzyka odgrywa ważną rolę w wychowaniu i rozwoju dzieci. Przede wszystkim pomaga w kształtowaniu tożsamości kulturowej, ucząc nasze latorośle o ich korzeniach i tradycjach. Dzięki niej najmłodsi mogą poznawać historię i obyczaje swojego regionu w naturalny, przyjemny sposób. Poza aspektem kulturowym, muzyka tradycyjna wpływa na rozwój emocjonalny i społeczny. Wspólne śpiewanie i tańce ludowe uczą współpracy, wzmacniają więzi międzyludzkie oraz pomagają wyrażać emocje. Rytmiczne melodie i rymowane teksty rozwijają słuch muzyczny, pamięć i zdolności językowe, co może wspierać naukę mowy i późniejszą edukację szkolną.
Dodatkowo muzyka ludowa często wiąże się z ruchem, co wspomaga koordynację i rozwój motoryczny dziecka. Zabawy muzyczno-ruchowe, jak tańce czy klaskanie do rytmu, rozwijają poczucie rytmu i sprawność fizyczną. Polskie archiwa pełne są ciekawych piosenek, wyliczanek i zabaw muzycznych dla dzieci. Ponadto muzyka tradycyjna urzeka naturą, żywą muzyką, graną na tradycyjnych, akustycznych instrumentach oraz prawdą, jaką ze sobą niesie w każdym słowie i dźwięku.
Karolina Balmas-Pęczuła
Mama, instrumentalistka i wokalistka. Edukatorka i twórczyni zespołu komponującego dla dzieci – Ptaszkowie Śpiewali.
Gdy kilka lat temu uczęszczałem na kurs pielęgnacji drzew metodami alpinistycznymi, nasz instruktor mówił, czym jest dla niego drzewo – bramą do przebogatego świata biologii. Podobnie – muzyka tradycyjna to pretekst do szeroko zakrojonej opowieści o kulturze dawnej wsi. Wszak każda pieśń i melodia związane były z konkretnymi okolicznościami wykonania. Mowa w nich o jakimś wycinku wiejskiego życia, pracy, emocjach i uczuciach, a także wiejskiej materii – sprzętach, narzędziach, chałupie, strojach. Ucząc się z dziećmi dawnej wiejskiej pieśni, zanurzam ją zawsze w szerszym kontekście, starając się przenieść najmłodszych w świat bez elektroniki i internetu – świat wszechogarniającej przyrody, fizycznej pracy, ziemi i roli, zwierząt, a także burzliwych często relacji międzyludzkich i doświadczania otoczenia takim, jakim jest, nie przez ekran telefonu.
Muzyka tradycyjna to dla mnie wyjątkowe narzędzie, pozwalające poruszyć w dzieciach struny w dzisiejszym, miejsko-elektronicznym świecie uśpione albo nigdy nieporuszane. Widzę, ile radości sprawia najmłodszym wspólne muzykowanie i wybijanie rytmu oberka czy polki na najprostszych nawet instrumentach – dźwięczących końskich podkowach, nieskomplikowanych, drewnianych perkusjonaliach (które dzieci nierzadko budują same podczas zajęć) oraz odczuwanie tego, czego chyba dziś bardzo im brakuje – metalu i drewna na skórze dłoni, ich zapachu i wagi, szorstkości – tego, czego nie jest w stanie oddać żaden ekran, a co stanowiło codzienność ludzi wsi – rolników, kowali, pasterzy. Wszelkie instrumenty tradycyjne budzą zawsze wielkie zainteresowanie – tak, jakby dzieci miały potrzebę chłonięcia dźwięków z czegoś, co bliskie naturze – fujarek, gliny itp.
Uważam, że najkorzystniej prowadzić zajęcia z dziećmi z danego regionu w oparciu o „ich” muzykę, zakorzenioną w danym miejscu, by dzięki niej stwarzać sytuacje do opowieści o ich ziemi, ich otoczeniu, wsi w stronach, w których żyją.
Piotr Dorosz
Muzyk, etnomuzykolog, rękodzielnik- -drewniarz; założyciel Kapeli Wyczółki i Kapeli Dorosza; w ramach projektu EtnoSmyki prowadzi poświęcone wsi etnomuzyczne zajęcia dla dzieci, buduje z najmłodszymi drewniane instrumenty, wiejskie sprzęty, zabawki; pracuje w Radiowym Centrum Kultury Ludowej.
Najbardziej inspiruje mnie pytanie: Jakie umiejętności dzieci rozwijają, śpiewając i grając tradycyjne piosenki i melodie?
(Paula Kinaszewska)
Fot. M. Zakrzewski