Jajka z duszą

Halina Witkowska

Fot. K. Butryn: Halina Witkowska podczas warsztatów w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych; fot. w tekście M. Skrzypek

Halina Witkowska z Kurpi Białych jest ostatnią osobą, która wykonuje kurpiowskie oklejanki. Potrafi też zrobić palmę wielkanocną, wyszyć koszulę do stroju kurpiowskiego czy upiec fafernuchy – ciasteczka o lekko pieprzowym smaku. Od wielu lat działa w Stowarzyszeniu „Puszcza Biała – moja mała ojczyzna”. W Lublinie można ją spotkać na Jarmarku Jagiellońskim lub na warsztatach wielkanocnych w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych. Z Artystką rozmawiała Agnieszka Matecka-Skrzypek.

Agnieszka Matecka-Skrzypek: Jak nazywają się takie jajka?
Halina Witkowska:
To jest wydmuszka zdobiona techniką oklejania, podobnie jak łowicka. Wydmuszka-oklejanka – tak była z dawna nazwana. Pisanka, np. woskowa kojarzy się z pisaniem, wydrapywana jest „kroszonką”, a nasza jest oklejanka.

Z czego tradycyjnie robi się oklejanki?
Nasze oklejanki są całkowicie „ekologiczne”. Robimy je z wydmuszek z dwóch powodów. Po pierwsze, jajka wykorzystywano do jedzenia, a po drugie – całe jajka byłyby za ciężkie i gniotłyby delikatne sitowie. Najpierw robimy klej z mąki żytniej, gotujemy taki klajster. Na jeden kilogram mąki trzeba pięć litrów wody. Mąkę powoli wsypuje się do wrzącej wody, cały czas mieszając. Całość gotujemy na małym ogniu przez około pięć minut. Klej powinien być szklisty i konsystencją przypominać kisiel. Po wystudzeniu przekłada się go do zamkniętych naczyń i przechowuje w lodówce. Klajster utwardza wydmuszkę. Nakłada się go na jajko i przykleja rdzeń – duszę z sitowia. Zbiera je się na jesieni, kiedy ziemia jest już zmarznięta i można wejść na podmokłe tereny. Od razu wydłubuje się duszę. W takim stanie, powiedzmy makaronowym, można ją przechowywać kilka lat. Tylko przed pracą trzeba ją zawinąć w lnianą, wilgotną ściereczkę i wtedy odzyskuje dawną elastyczność. Nadmiernie zmoczona żółknie. Oklejankę ozdabia się też kolorową włóczką, najczęściej ze starego, zniszczonego stroju kurpiowskiego. Brało się np. stary fartuszek, pruło, wkładało się wełnę we wrzątek, po czym taka nitka była czysta i puszysta. Kiedyś na wsi wszystko miało dużą wartość, dlatego potrafiono wykorzystać każdą rzecz. Kolory na oklejance to czerwień, zieleń, troszkę żółtego, rzadko szafirowy, bo u nas w stroju takie barwy dominują. W pasmanteriach nie można nawet dobrać takiego odcienia zieleni. Robienie oklejanki zaczynało się od „oczka” na czubku jajka – podobne robiło się na podstawie. Potem wykonywano wzór podłużny, dzielący oklejankę na dwie części. Następnie wypełniało się pozostałe puste pola. W układaniu nitek można pomagać sobie wykałaczką. Wzory na wydmuszkach przenosi się z haftów. Są więc półkółka, kółka, wężyki, spirale.

A kto robił oklejanki?
Zdarzało się, że i mężczyźni się tym zajmowali. Przeważnie jednak robiły je dziewczyny na prezenty dla chłopaka czy chrzestnych. Ja na kilka dni przed Wielkanocą nosiłam je do chrzestnych i dostawałam w zamian „wykup”, czyli koszyczek z ciastami i słodyczami.

Czy wkładało się oklejanki do święconki?
Nie, kiedyś noszono do święcenia tylko sól, gotowane jajka i kawałeczek chlebka. Dawniej też nie używano koszyczków, tylko niesiono święconkę w białej chusteczce – takiej rozmiarów chustki do nosa. Oklejankami nie wykupowało się w lany poniedziałek. Chłopcy dostawali wtedy świeże jajka, ciasto lub pieniądze.

Kto robi jeszcze oklejanki na Kurpiach?
Teraz ja sama już zostałam. Kiedyś to było ze dwadzieścia osób, bo to nie było tradycją w każdym domu. W mojej rodzinie jeszcze robili oklejanki mój teść i teściowa. Teść ma ponad osiemdziesiąt lat i już nie ma siły, ale ostatnio mi pomógł i zrobił ze sto. Staram się uczyć innych, ale nie wiem, czy ktoś tę tradycję przejmie. Może wnuczka?

 

Skrót artykułu: 

Halina Witkowska z Kurpi Białych jest ostatnią osobą, która wykonuje kurpiowskie oklejanki. Potrafi też zrobić palmę wielkanocną, wyszyć koszulę do stroju kurpiowskiego czy upiec fafernuchy – ciasteczka o lekko pieprzowym smaku. Od wielu lat działa w Stowarzyszeniu „Puszcza Biała – moja mała ojczyzna”. W Lublinie można ją spotkać na Jarmarku Jagiellońskim lub na warsztatach wielkanocnych w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych. Z Artystką rozmawiała Agnieszka Matecka-Skrzypek.

Fot. K. Butryn: Halina Witkowska podczas warsztatów w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych

Dział: 

Dodaj komentarz!