Inaczej nie może być

Iwan Zelenczuk

"Jak zabraknie mi sił, to przekażę któremuś pałeczkę, a mam trzech synów. Osiedlą się w tej wsi, w drugiej i trzeciej... I myślę, że będą podtrzymywać tę tradycję i będą kolędować. Inaczej nie może być" - mówi Iwan Zelenczuk, wieloletni wójt wsi Krzyworównia (Kryworiwnia) na Huculszczyźnie opowiadając o tamtejszym kolędowaniu.


Skąd wzięła się na Huculszczyźnie tradycja kolędowania?

Już w XVIII, XVII, a może nawet w XVI wieku, kolędnicy zbierali się w grupy i kolędowali po wsiach. Wysławianie i chwalenie Boga to stara huculska tradycja.


Na czym ona polega?

Kolędowanie jest dla kolędników niczym apostolska święta misja, dlatego zbieramy się przy cerkwi, a więc obok Domu Bożego, gdzie duchowny każdego z osobna błogosławi na ten ciężki trud kolędowania. Bo to jest bardzo ciężki obowiązek. Po błogosławieństwie chodzimy po wsi nie omijając ani jednej chaty. Kolędujemy nawet w tych domostwach, w których od dawna nikt już nie mieszka. Chodzimy, kolędujemy i błogosławimy to domostwo, bo tak każe tradycja błogosławieństwa Bożego, bo tak powinno być i tak jest.


Ilu kolędników zwykle liczy grupa?

Niewielu, 12-16 mężczyzn.


A może być mniej?

Mniej, to tak 8, 9, ale już mniej być nie może, bo wtedy to już nie jest grupa.


Jak dobierają się kolędnicy zanim wyruszą spod cerkwi?

Na początku tak zwany wybirc'a chodzi i zbiera chłopców i mężczyzn, którzy się do tego nadają. Wie mniej więcej, kogo można wybrać, bo wcześniej z nim to omawiamy. Jeżeli po wsi chodziły pogłoski, że ktoś w danym roku prowadził się nieporządnie, to nie ma on prawa być w naszej grupie. Nie można wziąć do kolędowania kogoś, kto za dużo przeklina albo nie jest porządnym człowiekiem. Potem, tak jak kiedyś wybierano atamana na Siczy Zaporoskiej, tak grupa kolędników wybiera i swojego atamana - berezę. Na nim spoczywa wielka odpowiedzialność za całą grupę, żeby nie dochodziło do jakichś nieprzyjemnych incydentów.


Na przykład jakich?

Będąc kolędnikiem, nie można pić za dużo wódki, nieprzyzwoicie żartować i śpiewać nieprzyzwoitych piosenek, nie można urządzać z dziewczętami jakichś bezwstydnych zabaw. Musi być tak, że jak składaliśmy przysięgę obok cerkwi, to mamy być jak apostołowie - powstrzymywać się od wszystkich ziemskich i nieziemskich pokus. Taka to nasza misja kolędnicza i nie każdy może ją wytrzymać. Jeśli zdarzy się, że ktoś w grupie kolędników za dużo wypił albo używał słów, które mogły kogoś zawstydzić, to wygania się go z grupy, a to wielka hańba, społeczny osąd nad kolędnikiem. Wyrzucony nie ma prawa kolędować, nikt go już nie weźmie do swojej grupy, droga do kolędowania jest dla niego zamknięta.


Zgodnie ze zwyczajem kolędują tylko mężczyźni? Kobiety nie mogą?

Kobiety chodzą, ale tylko w Wigilię. Nie kolędują tak jak my. Kobieta to kusicielka, skusiła Adama i co?... Z raju nas wygnali. Za co teraz tak biedujemy?


Ale w raju nie ma gór...

Bóg tam wie... A może do teraz już by tam były?


Jakie są obowiązki berezy poza pilnowaniem porządku wśród kolędników?

Musi znać kolędy i mieć dobry głos.


A jakie jest znaczenie krzyża, który trzyma bereza?

Bez krzyża jesteśmy nikim, nie jesteśmy kolędnikami. Kolędnicy są jak apostołowie i musimy mieć krzyż, żeby naprawdę wnieść coś świętego do chaty. Dlatego nie można tam ani nieprzyzwoitych słów używać, ani świntuszyć z dziewczętami. Krzyż ma przynieść spokój wszystkim domownikom.


Czy pieśni, które śpiewacie są zawsze takie same? Czy sami również układacie coś nowego?

Wymyślamy nowe i mamy stare. To są naprawdę stare tradycje i ich nie należy naruszać. Ale są chłopcy, którzy układają teksty, a później uzgadniamy, czy mogą być, czy nie. Sam też niektóre trochę układam, a trochę wkładam w nie stare tradycje. Tak to już musi się łączyć i stare, i nowe. Kolędy przeważnie dotyczą dnia codziennego, zwykłych wydarzeń (sami słyszeliście, kiedy śpiewałem moim synom), ale na końcu zawsze trzeba nawiązać do Jezusa Chrystusa i Pana Boga. Kolęda ma jakąś magiczną siłę; to trzeba po prostu odczuć... kiedy ci śpiewają i błogosławią. Wtedy w duszy pojawia się jakieś takie odczucie, że naprawdę czujesz się uwznioślony; wtedy troszeczkę wchodzi się w inny świat... Kiedy ci kolędują, zapominasz czym jest świeckie, zwykłe życie. Wiąże się to z wyższymi siłami.


Czy ma Pan zapisane wszystkie kolędy i pieśni?

Tak, mam zapisane, ale przeważnie w głowie... bo tak ma być. Na początku było ciężko, bo pieśni jest bardzo dużo. Pliesy, które tańczymy, trzeba pamiętać, bo inaczej nie zatańczysz, ale siedząc za stołem można sobie zerknąć do zeszytu. Mimo wszystko lepiej mieć je zapisane, spojrzeć sobie do zeszytu, przypomnieć i tyle... I kolędujesz.


Taniec kolędników nazywa się plies?

Tak, tańczymy go obok cerkwi i chat. Na przykład wczoraj obok cerkwi z okazji święta Chrztu Pańskiego tańczyliśmy z kolei rozplies; potem tańczy się go również obok chat, całuje krzyż i następuje pożegnanie. Ja ze swoją grupą żegnam się na cały rok. Dopiero za rok, jak Bóg pomoże nam doczekać... bo przecież rok to dużo czasu. Tak się tylko wydaje, że rok mija jak mgnienie oka. My nawet nie wiemy, co czeka nas jutro i pojutrze... Ale prosimy Boga i Bóg nam pomaga. Doczekamy do następnego roku, to znów się zbierzemy, może nawet będzie nas w grupie więcej i znów pójdziemy chwalić Pana i błogosławić chaty.


To było niesamowite, kiedy dziękował Pan wszystkim, kłaniał się, i inni dziękowali Panu...

Tak właśnie być powinno, bo to jest powaga, po prostu ludzka powaga wobec tego, że ktoś dobrze się sprawował w czasie kolędowania, że się nie zhańbił. Można komuś darować, jeśli nie narozrabiał za bardzo, ale jest też taki zwyczaj, że kiedy ktoś naprawdę źle się zachował, to mogą mu dać do całowania łopatę - tę samą, co nią w stajni spod zwierząt wybierają. I to jest dopiero wielka hańba. Dzięki Bogu u nas chłopcy są kozaki jak trzeba i nie zasługują, żeby się z nimi tak obchodzić.


Dla przybysza z zewnątrz wasze śpiewy, tańce, głos trembity są niezwykłe...

Wszystko po to, żeby ludzie słyszeli, że tam są kolędnicy, że tam jest święto, że jest wesoło i że naprawdę narodził się maleńki Chrystus. Ogłaszamy, że przyszedł nasz Zbawca, że przyszedł nasz Mesjasz, żeby zbawić całą ludzkość.


Przy cerkwi zespołów kolędniczych było dużo. Czy oni pochodzili z jednej wsi czy z różnych?

Wszyscy z jednej wsi, bo u nas gospodarstwa porozrzucane i jedna grupa nie byłaby w stanie obejść wszystkich. A jeśli podzielimy się na kilka grup, to odwiedzamy po 50-70 chat każda.


Jak długo musicie kolędować w jednym domu?

Nie ma jakichś granic. Kiedy jest dziesięć dusz w chacie i gazdowie życzą sobie kolędę dla każdego oddzielnie, to taki jest nasz obowiązek, żeby każdemu z osobna zaśpiewać. I choćby nie wiem jak było ciężko, to musimy tę misję spełnić. Dwie-trzy godziny, ale i cztery, i więcej. Trzeba kolędować i nic nie jeść, i nie pić a kolędować. Musimy to wytrzymać. To naprawdę jest próba. Nie może być tak: O, zachciało mi się, to wstałem od stołu. Co by ci się tam nie zachciało, musisz wycierpieć i wytrzymać do końca kolędy. Mnie kolędnicy pytają, czy mogą odejść od stołu. Jeśli pozwolę, mogą odejść, inaczej nie.


Czy jest określona kolejność śpiewania kolęd?

Trzeba gospodarzowi śpiewać jedną kolędę, a gazdyni drugą, ale można też wszystko połączyć (tak na przykład zrobiłem wczoraj, kiedy śpiewałem wszystkim trzem synom jedną kolędę). Ale jeżeli gospodarz zamawia sobie kolędę dla każdego oddzielnie, to wtedy musimy każdemu zaśpiewać inną pieśń.


U nas na Boże Narodzenie śpiewa się o narodzeniu Jezusa, a u was o narodzeniu, o śmierci, zmartwychwstaniu...

Są nawet kolędy dla zmarłych dusz. Istnieje tradycja, która mówi, że po odśpiewaniu takiej kolędy nie można już śpiewać innych kolęd i pieśni, nie można też tańczyć. To ma być coś poważnego, spokojnego, żeby zmarła dusza rzeczywiście odczuła tę świętość i żeby kolęda do niej trafiła.


Czy kolędnicy mają specjalny strój do kolędowania, inny niż normalnie, taki od święta?

To są zwyczajne stroje, które kiedyś nasi przodkowie nosili na co dzień, ale teraz takie ubrania są bardzo drogie i dlatego wkładamy je tylko na święta - na Boże Narodzenie, Wielkanoc, na wielkie święta, kiedy Huculi zbierają się w cerkwi i chodzą do siebie w gości.


Jak to się stało, że tradycja kolędowania przetrwała sowieckie czasy? Czy wtedy też kolędowaliście?

Za Sowietów kolędowanie było zabronione. Chcieli nawet zamknąć naszą cerkiew, ale ułożyło się inaczej. Nasza cerkiew ma swoje tradycje, jest bardzo stara, została przeniesiona tu spod Czeremoszy w 1719 roku. W niej Dobosz, legendarna postać, poznał swoją ukochaną Dzwinkę. Tak Bóg dał, że dzięki temu komuniści jej nie zamknęli. Ale rzeczywiście kolędowanie było wówczas wielką rzadkością. Tradycje kolędowania jednak istniały; mój zmarły ojciec chodził i kolędował. W tych ciężkich czasach byłem małym chłopcem, ale udało mi się zapamiętać, jak to było, jak wyglądały te tradycje i tak Bóg dał, że udało mi się pójść w ślady ojca. Mojemu młodszemu bratu Piotrusiowi Zelenczukowi także. To tradycja Zelenczuków. Jest nas w Krzyworówni bardzo dużo. Siedmiu z nas pełni rolę berezy. Tak to już idzie, małymi krokami i dzięki Bogu. Cieszę się, że takie tradycje nie umierają i że długo jeszcze będą żyły.


Pana syn będzie też będzie berezą?

Obowiązkowo! Jak zabraknie mi sił, to przekażę któremuś pałeczkę, a mam trzech synów. Osiedlą się w tej wsi, w drugiej i trzeciej... I myślę, że będą podtrzymywać tę tradycję i będą kolędować. Inaczej nie może być.


Z ukraińskiego tłumaczyła Olga Błaszczyk

Wywiad z Iwanem Zelenczukiem został przeprowadzony w styczniu 2005 roku w Krzyworówni na Huculszczyźnie.
Skrót artykułu: 

"Jak zabraknie mi sił, to przekażę któremuś pałeczkę, a mam trzech synów. Osiedlą się w tej wsi, w drugiej i trzeciej... I myślę, że będą podtrzymywać tę tradycję i będą kolędować. Inaczej nie może być" - mówi Iwan Zelenczuk, wieloletni wójt wsi Krzyworównia (Kryworiwnia) na Huculszczyźnie opowiadając o tamtejszym kolędowaniu.

Dział: 

Dodaj komentarz!