Fot. tyt. Jarun, materiały prasowe; fot. w tekście: 1) Łysa Góra, koncert live, źródło: YouTube; 2) Zespół Velesar w Brennej, materiały prasowe.
Folkmetal, jako subgatunek wywodzący się z szerokiej gamy brzmień metalowych, pojawił się w Skandynawii około roku 1983 za sprawą Bathory’ego, a następnie rozwinął dzięki brytyjskiemi Skycladowi. Było tak oczywiście w duuużym skrócie. Wcześniej powstawały zespoły rockowe korzystające z dobrodziejstw muzyki ludowej i folkowej (np. Jethro Tull czy węgierska Omega). Sam folk metal nie jest jednorodny – zalicza się do niego i birbanckie klimaty w typie Korpiklaani, i pogańskie rodem z np. rosyjskiej Arkony, i wywodzące się z pierwotnie surowego black metalu, atmosferyczne granie w stylu Negury Bunget, i etniczne wtręty w thrashu (Sepultura) oraz death metalu (np. kurdyjski Cyaxares) czy okołopiracko-szanciarskie w speed/heavy metalu (np. Running Wild czy szkocki Alestorm).
W Polsce pierwsze świadome granie tego typu pojawiło się mniej więcej w połowie lat 90. XX wieku. Zacznijmy zatem od początku.
Prapoczątki
Na bardzo, bardzo upartego pierwszym polskim kawałkiem folkowo-hardrockowym był „Nie przejdziemy do historii” Trzech Koron z roku 1971, a jeszcze wcześniej część zespołów big-beatowych i skiffle’owych nawiązywała do np. folkloru góralskiego. U schyłku PRL-u i na początku przemian ustrojowych, zanim w naszym kraju pojawiło się pojęcie „folk metal”, co najmniej kilka polskich zespołów ze sceny heavy/thrash/death/black próbowało w swojej twórczości przywoływać szeroko rozumianą muzyczną „ludowość”, a nawet „etno”. Na pewno trzeba wymienić powstałą w 1988 roku warszawską grupę Sparagmos, która na płycie „Conflict” z 1999 roku umieściła utwór „Wróć do ziemi”. Warto też wspomnieć black/deathmetalową formację Baal Berit z Mińska Mazowieckiego (1993), która na demówce „Choim” z 1996 roku nawiązywała tematycznie i po części brzmieniowo do klimatów bliskowschodnich. W 1993 roku heavymetalowy zespół Hetman z Warszawy popełnił kasetę magnetofonową „Co jest grane?” z kawałkami zaczerpniętymi z folkloru miejskiego oraz piosenki biesiadnej. W 2001 roku ukazała się reedycja tego materiału na CD pod tytułem „Czarny Chleb i Czarna Kawa”. W 2004 roku Rootwater nagrał metalową wersję doskonale znanego utworu „Hava Nagila” na płycie „Under”, a w 2007 roku „Caje Sukarije” w albumie „Limbic System”.
Początki rodzimego folk metalu
Folk metal w Polsce czerpał z różnych źródeł. W 1999 roku powstała w Legnicy formacja Percival Schuttenbach, dziś uznawana za klasykę gatunku. Po wielu zmianach stylu i składu zespół obecnie najbardziej kojarzony jest z „Wiedźminem”, ale ekipa Mikołaja Rybackiego współpracowała z wieloma muzykami, m.in. z wrocławskim OVO, białoruską grupą Kniażycz czy Donatanem. Ma też na swym koncie albumy akustyczne sygnowane jako Percival. Percival Schuttenbach znakomicie połączył zachodnią stylistykę heavy/thrash metalu z szeroko rozumianym słowiańskim folkiem (od dowcipnego „Folku Kalifornijskiego” po „Reakcję Pogańską”). W 2005 roku Robert Jaworski (po m.in. epizodzie z Kapelą ze Wsi Warszawa) założył najpierw formację Ich Trole, a następnie Żywiołaka. Tu muzyczne korzenie sięgały Szwecji i takich formacji jak Hedningarna, Garmarna czy Hoven Droven, a te inspiracje zostały przetransponowane na słowiańską kulturę. Obecnie Żywiołakowi bliżej jest do pagan folku i coraz bardziej modnych klimatów lansowanych przez Wardrunę. W 2001 roku poznańska progmetalowa grupa Forgotten (z częścią muzyków związanych personalnie z folkową Kapelą Po Zagonach) wydała ciekawy album „Legenda”, dziś już niestety bardzo zapomniany… Obok, w głębokim pagan/blackmetalowym podziemiu wykiełkowały takie formacje, jak m.in. istniejący do dziś, jednoosobowy projekt Slavland (2001, Sławków), koszaliński Światogor (2003–2012), toruński Nów (1997, który bliższy był stylistyce heavy/thrashowej niż bleczurowi jako takiemu), Pagan Forest (1995, Kwidzyn, ale pierwszy długograj wyszedł dopiero w 2021 roku i brzmieniowo jest swoistą „kapsułą czasu” nawiązującą do pionierskich czasów rodzimego pagan/black/folk metalu). Warto też wspomnieć folkowe próby warszawskiego Saltusa (działającego na niwie paganmetalowej od 1997 roku, w 2017 roku wyszła EP-ka „Opowieści z Przeszłości” z folkowymi wtrętami), olsztyńskiego Stworza (od 2007 roku część albumów utrzymana jest w stylistyce akustycznej) i gdyńskiej formacji Biały Viteź. Bardzo miło zaskoczył jednoosobowy, blackmetalowy projekt Hellveto z Ostrołęki (1995–2014, następnie zmienił nazwę na Neoheresy), wydając w 2004 roku znakomity do dziś krążek „Medieval Scream”, oparty o rytmy melodii kurpiowskich (inne płyty też są godne uwagi). Część kapel do tematyki słowiańskiej czy ludowej nawiązywała jedynie w tekstach (np. toruński North z 1992 roku, istniejący do dziś). Są to oczywiście dane przykładowe, pokazujące, jak różnymi drogami folk łączył się w Polsce z metalem na przełomie wieków.
New wave of Polish Heavy Metal Folk, czyli folk metal pełną gębą
Ten dowcipnie nawiązujący do nowej fali brytyjskiego heavy metalu slogan jak ulał pasuje do sytuacji, jaka wystąpiła w całej Polsce około roku 2010 i wcześniej. Mniej więcej od tego czasu zaczęły powstawać zespoły, które już jawnie określały się jako folkmetalowe, gdzie „folk” nie był tylko dodatkiem czy „fujarką generowaną z klawisza”. Do typowego gitarowo-perkusyjnego instrumentarium dołączać zaczęły skrzypce, wiolonczele, drumle, akordeony, darabuki czy liry korbowe. W 2010 roku w Rzeszowie powstał Diaboł Boruta, do dziś mający na koncie trzy pełne albumy „Stare ględźby” (2015), „Widziadła” (2016) i „Czary” (2019). Już w 2006 roku w Ustroniu i Brennej zaistniała formacja Radogost, która nagrała cztery długograje „W cieniu wielkiego dębu” (2008), „Dark Side of The Forest” (2012), „Dziedzictwo Gór” (2015) i „Przeklęty” (2018). W 2018 roku były wokalista grupy, Marcin Wieczorek, utworzył zespół Velesar (album „Dziwadła”, 2019), który obecnie jest na etapie przygotowania drugiej płyty.
W 2013 roku w Międzyrzecu Podlaskim powstał Merkfolk, który po dwóch elektryczno-folkowych albumach „The Folk Bringer” (2015) i „Kolovrat” (2018) poszedł drogą łotewskiego Skyforgera i naszych Percivali, wydając w 2020 roku bardzo zacny akustyczny krążek „Echo” utrzymany w klimatach, w jakich grano folk w Polsce w późnych latach 90. XX wieku. W 2009 roku w Rumii powstało „polskie Korpiklaani”, czyli grupa Rum, mająca na koncie na razie tylko jedną płytę „Birbant” z 2013 roku. Lubelski Belegost wydał folk-black-deathmetalowe demo „Land av evig morke” w 2012 roku, na którym ciekawostką jest nieświadome nawiązanie do bułgarskiej czałgi w utworze „The Red Wedding” (melodia z utworu Cveteliny „100 Mercedesa”). Lublin słynie też z Black Velvet Band („Pieśni Obłąkane” – 2013, „Pożoga” – 2015), a niedaleki Chełm – z formacji Thamnos (progresywno-folkmetalowy album „Isle of Hollow Souls” z 2020 roku bliższy jest dawnym, progrockowym albumom konceptualnym niż folk metalowi jako takiemu). Gdański Windmill (2016) wydał w 2020 roku niezły krążek „Dance of Fire and Freedom”, po czym… zawiesił działalność. W Mielcu w 2006 roku powstał Time of Tales nawiązujący do grania celtycko-irlandzkiego i funkcjonował do 2016 roku (jedna płyta „Tales of Time” ukazała się w ostatnim roku aktywności). Katowicko-gliwicki Othalan działał w latach 2012–2018, a dziś karierę solową z powodzeniem kontynuuje wokalistka, Agnieszka Suchy – jako projekt Dziewanna. Cronica z Jaworzna tylko dwa lata kazała czekać na album „Na tej ziemi”, ale warto było. Częstochowska Djavena od 2017 roku poszła w progresywno-gotyckie granie.
Rzeszowska Mysteria, która powstała w 2003 roku w wyniku perturbacji w zespole Misteria i łącząca folk z różnymi metalowymi dźwiękami, zamilkła po 2008 roku (album „Temple of the Scorn”). Całkiem przyjemne brzmienie prezentuje przemyska Kryvoda, niestety nie nagrali nic nowego od 2014 roku.
W grodzie Kraka od 2017 roku działa m.in. Jerna (na razie dwie EP-ki na koncie) czy Open Access (od 2013 roku i na razie z krążkiem „Toward the Wilderness” z 2016 roku). W latach 2011–2016 funkcjonował folk/powermetalowy Baksztag (z klimatami morsko-pirackimi), bardzo ciekawy, medievalowo-folkmetalowy Drachenorden (z przerwami od 2001 roku, uaktywnił się bardziej od 2018 roku), a od 2003 roku folk/thrashowy Saratan. Netherfell łączy klimaty folkowe i metalcore – ale w sumie bardziej folkowy jest ich projekt Nić Ariadny.
Sporo dzieje się „u Syrenki-Gryficy” w Warszawie, podam zatem te najważniejsze, moim zdaniem ekipy. Od 2007 roku działa Leśne Licho (w stylistyce folkowo-gotycko-symfonicznej), mające na koncie „Pieśni Starego Lasu” (2016) i „Żółte Kwiaty” (2017), od 2006 roku Morhana bliższa klimatom celtyckim (na razie jedna płyta „When the Earth Was Forged” z 2015), od około 2009 roku symfoniczno-electro-EBM-pagan-folkmetalowa Prilbica jako projekt studyjny (płyta wciąż w przygotowaniu), a od 2014 roku melodyjnie folk/heavy/gothicmetalowa Runika (album „Pradawna Moc” wyszedł w 2018 roku, zespół pracuje nad kolejnym). Elforg, działający od 2013 roku (album „Elforg”, 2015), pozostaje od jakiegoś czasu „on hold”. Helroth nagrał znakomity album „I, Pagan” w 2016 roku, po czterech latach od sformowania się – ale od tamtej pory przycichł. Derwana to projekt Magdy Przychodzkiej (Vecordia). Bliski jest słowiańskiemu rockowi, a sama wokalistka nie kryje swoich fascynacji nie tylko folkiem, ale także muzyką soul i popem z górnej półki, co słychać w brzmieniu. Bardzo ciekawie zapowiadała się formacja At The Lake (powstała już w 2005 roku, oscylująca między gothic a folk metalem), mająca na koncie krążki „At The Lake” (2006) i „Māÿā” (2012), ale po tym drugim nie daje znaku życia... Piaseczyńska Łysa Góra swym instrumentarium bliższa jest folkowi niż metalowi i często określa się jako heavyfolkowa, natomiast ROSK (od 2014 roku) to klimaty bliższe post-rock-shoegaze z domieszką folku i ciekawy, poboczny projekt Krzywdy w klimatach drone’u, dark ambientu i folku. W Warszawie ma też swoją siedzibę polsko-rumuńska Inimă Sălbatică, łącząca manele z heavy metalem w ramach urban-folk metalu. Wciąż powstają nowe formacje, np. Żmij, Likho. W najdłuższej polskiej wsi Zawoi działa formacja Potock, która łączy folk, numetal i hard rock. Ma w repertuarze kawałki o tematyce góralsko-babiogórskiej i łemkowskiej, a w składzie dziewczyny z zespołu śpiewaczego Juzyna.
Powrót surowicy, czyli folk w nowej fali polskiego bleczura i inne pobocza rodzimego folk metalu
Nim nastała nowa fala polskiego black metalu, działały poznański (obecnie londyński) Perunwit (od 1993 roku) i wrocławski (obecnie dubliński) Thy Worshiper (z przerwami od 1993 roku), a olsztyńska formacja Volfenkreuz (w składzie m.in. Marcus ex-Shannon oraz Klimor z Non Opus Dei i Alne) wydała surowe, ale zacne „Wulfhymnen” już w 2000 roku. Na dalsze tego typu klimaty trzeba było poczekać. Ostatnio olsztyńska Varmia została okrzyknięta miejscową Negurą Bunget i to nie bez kozery. Jej najnowszy album „bal Lada” to wielki krok naprzód po poprzednich dwóch, również niezłych. Warto wspomnieć też o nowosądecko-krakowskiej formacji Jarun (rok 2021 przyniesie ich najnowszy album „Rok Spokojnego Słońca”) i grupie Wicher, która swoją wizję postblacku i dark folku określa po prostu jako black folk (i nie ma nic wspólnego z nieistniejącym już raw-blackmetalowym Wichrem z Chorzowa). Kielecczyzna może natomiast pochwalić się próbą połączenia folku i industrial metalu przez Czarny Bez. Na razie zespół prezentuje się na YouTubie. W 2014 roku powrócił wrocławski Wolfkhan, wydając docelowo płytę „Cyber Necro Spirituals” (2017) w klimacie pagan/black/folk/ambient. Trochę z innej bajki jest „polski Rammstein”, czyli grupa Oberschlesien, bazująca na elektronicznej fuzji metalowej i rapowej – gdzie folk przejawia się jako śląska tożsamość.
Na koniec jeszcze parę słów o trzech folkmetalowych grupach z kultury biblijnej, bo i taki odłam tej muzyki u nas funkcjonuje. W Dębicy działała w latach 1998–2020 formacja Illuminandi, będąca wypadkową gothic i folk metalu. Od 2020 roku funkcjonuje pod nową nazwą Ensemble Desiderium. Nagrała jeden album „in Via” (2010). Pospolite Ruszenie jest połączeniem muzyki dawnej i hard rocka. Tajemniczy, jednoosobowy HaSzem tworzy muzyk ukrywający się pod pseudonimem Unblasphemer, a wcześniej współtworzył takie gdyńskie składy, jak Abdijah, Fire Throne i Boanerges. Płyta „Wielki dzień wojny haszem zastępów” z 2019 roku (udostępniona w serwisie Bandcamp) jest utrzymana w stylistyce folk/viking metalu, ale tematycznie dotyczy Starego i Nowego Testamentu.
Polska scena folkmetalowa może poszczycić się cyklem gigów „Folk Metal Night” w całej Polsce organizowanych oddolnie, a także plenerową cykliczną „Słowiańską Nocą Folkmetalową” w amfiteatrze Brennej. Miejscowość gościła nie tylko polskie gwiazdy nurtu, ale także ekipy m.in. z Rumunii, Czech, Austrii, Rosji i Chin, podobnie jak sceny FMN. Kilka naszych zespołów wydało płyty za granicą, a dzięki współpracy fanów trafiają „pod strzechy” nie tylko w Europie, ale również w obu Amerykach i Azji. Niniejszy artykuł nie wyczerpuje tematu, a jedynie ma przypomnieć, jak rodzimy folk metal powstawał i jaką ma kondycję dziś. Podobnie jak thrash czy death metal nasz rodzimy folk metal w porównaniu z Rosją, Rumunią, Czechami czy Wielką Brytanią ma się całkiem nieźle.
Witt Wilczyński
Żródła
Sugerowane cytowanie: W. Wilczyński, Historia polskiego folk metalu w pigułce, "Pismo Folkowe" 2021, nr 154 (3), s. 23-25.
Folkmetal, jako subgatunek wywodzący się z szerokiej gamy brzmień metalowych, pojawił się w Skandynawii około roku 1983 za sprawą Bathory’ego, a następnie rozwinął dzięki brytyjskiemi Skycladowi. Było tak oczywiście w duuużym skrócie. Wcześniej powstawały zespoły rockowe korzystające z dobrodziejstw muzyki ludowej i folkowej (np. Jethro Tull czy węgierska Omega). Sam folk metal nie jest jednorodny – zalicza się do niego i birbanckie klimaty w typie Korpiklaani, i pogańskie rodem z np. rosyjskiej Arkony, i wywodzące się z pierwotnie surowego black metalu, atmosferyczne granie w stylu Negury Bunget, i etniczne wtręty w thrashu (Sepultura) oraz death metalu (np. kurdyjski Cyaxares) czy okołopiracko-szanciarskie w speed/heavy metalu (np. Running Wild czy szkocki Alestorm).
Fot. Jarun, materiały prasowe