Gitara wycelowana w świat

rzecz o Cornelisie Vreeswijku

Szwedzki Dylan

Gdyby przyjrzeć się bliżej, przynajmniej krajom europejskim, okazałoby się zapewne, że każdy kraj ma swojego Boba Dylana i to często niejednego. Niektórzy pojawili się wcześniej, inni później, ale o każdym można powiedzieć, że Dylan wywarł na niego spory wpływ. Wciąż pojawiają się zresztą nowi artyści, mający coś do powiedzenia, dla których gitara jest bronią wycelowaną w świat. Przebywając przez dłuższy czas w Szwecji trudno nie natrafić prędzej czy później na ślad człowieka, którego nazwisko zrosło się ze Sztokholmem, choć wcale nie brzmi po szwedzku. To Cornelis Vreeswijk (1937-1987), Holender, który dorastał w Sztokholmie i którego późniejsza twórczość była dwujęzyczna. Do niedawna na Starówce mieściło się muzeum poświęcone jego osobie, jednak z przyczyn ekonomicznych (to jedna z najdroższych części miasta) musiało zamknąć podwoje. Przybytek ten prowadzony był przez prywatną organizację non-profit, która mimo skromnych potrzeb nie dała rady utrzymać kosztownego lokalu.

Pierwszymi idolami Cornelisa byli Leadbelly (1888-1949) i Georges Brassens (1921-1981), z czasem odkrył on również szwedzkiego poetę i kompozytora Carla Michaela Bellmana (1740-1795), którego pieśni i ballady z czasem okazały się znaczącą częścią repertuaru młodego folkowca. Niemałe wrażenie zrobił na nim - podobnie zresztą jak na każdym poecie z gitarą - o kilka lat od niego młodszy Bob Dylan, który za oceanem stawiał już pierwsze kroki na profesjonalnych scenach. Może wydawać się dziwne, że szwedzki bard tylko raz sięgnął po utwór Dylana, nagrywając piosenkę Kalle Holm na płycie Getinhonung z 1974. To jego własna wersja dylanowskiej The Ballad of Hollis Brown. Z drugiej strony po swojego ukochanego Brassensa też sięgnął tylko raz, na dodatek nagrywając piosenki z tekstami szwedzkiego poety i tłumacza Larsa Forssella. Forssell przełożył słynną brassensowską balladę Le Gorille, która w szwedzkiej wersji jest znana jako Djävulens s?ng. Trafiła ona na płytę Vreeswijka zatytułowaną Visor, svarta och röda, wydaną w 1972.

Znajomość światowej klasyki autorskiego folku musiała być u Cornelisa dość duża, ponieważ obok wspomnianych przeróbek ma też na koncie szwedzkie wersje folkowych ballad takich twórców, jak Tim Hardin, Tom Paxton, Ed McCurdy, Allan Sherman i Kris Kristofferson. W okresie fascynacji bluesem największą inspiracją był dla niego J.J. Cale, od którego pożyczył aż dwie piosenki.

Cornelis sięgał też czasem po tradycyjne piosenki szwedzkie, flamandzkie, angielskie i amerykańskie. Promował również szwedzki zespół Jailbird Singers, w którym na gitarze i banjo grał Tom Paley, muzyk legendarnej amerykańskiej kapeli folkowej New Lost City Ramblers.


Na barykadzie

Począwszy od wydanej w 1964 debiutanckiej płyty Ballader och oförskämdheter kariera sceniczna Vreeswijka rozwijała się powoli, ale sukcesywnie. Spora w tym zasługa niepokojów społecznych, które w połowie lat 60. wstrząsnęły Szwecją. Cornelis stał się jedną z ikon ruchu pacyfistycznego. Wraz z innym bardem, Fredem ?kerströmem i wokalistką Ann-Louise Hanson, występowali na wiecach, demonstracjach i w klubach studenckich. Żywiołowość tych występów świetnie dokumentuje płyta Visor och oförskämdheter.

W 1967 Cornelis napisał nawet kilka utworów specjalnie dla Szwedzkiej Młodzieżówki Socjaldemokratycznej (SSU). Zostały one wykorzystane w filmach dokumentalnych, pokazujących debatę o przyszłości Szwecji. Warto zaznaczyć, że największym przeciwnikiem młodych socjaldemokratów nie byli wówczas prawicowcy, ale komuniści, którzy w krótkim czasie urośli w siłę. Bosse Ringholm, ówczesny lider Młodzieżówki podkreślał, że najważniejsze jest by zachować "czystą lewicę i upewnić się, że SSU nie będzie mylone z sektą, która znajduje się na lewo od socjaldemokracji".

Cornelis sporo pisał w tym czasie o polityce, wojnie i niesprawiedliwości, a jego ballady były znakiem czasów. Z tego okresu pochodzi m.in. sarkastyczna ballada Cylinderhatten, piętnująca szwedzką magnaterię i burżuazję. Był to już znak, że bard zaczyna skręcać coraz bardziej w lewo, w kierunku komunistów. Z czasem okazało się, że nie był to najlepszy pomysł, bowiem wielu wcześniejszych miłośników jego twórczości odsunęło się od niego na kilka lat.


W stronę klasyków

Kolejne solowe albumy barda pokazują jednak, że rozwija się on jako autor, nie stroniąc jednak od zapożyczeń. Jednym z jego mistrzów staje się w tym czasie Evert Taube (1890-1976), o którym można by powiedzieć, że jest ojcem chrzestnym wszystkich sztokholmskich balladzistów. Taube, który podobnie jak Cornelis nie miał szwedzkich korzeni (rodzice pochodzili z Niemiec), zostawił po sobie olbrzymią kolekcję piosenek. Problem z jego twórczością polega jednak na tym, że pracując jako marynarz poznał on wiele utworów ludowych z Ameryki Południowej, które przywiózł do Szwecji jako własne. W jego wersjach opiewały one uroki Skärg?rden, archipelagu położonego nieopodal Sztokholmu. Nie ulega jednak wątpliwości, że nawet pomijając te piosenki, których autorstwo budzi wątpliwości, pozostaje jeszcze u Taube sporo ciekawego materiału.

Od 1966 Vreeswijk zaczął regularnie wyjeżdżać na koncerty do Holandii, gdzie zdobył sporą popularność, a piosenki były często wykonywane przez niego zarówno w wersjach szwedzkich, jak i holenderskich. Wprowadziło to spore zamieszanie w dyskografię artysty, bowiem te same utwory w różnych wersjach językowych trafiały na płyty w różnych kompilacjach. Dlatego też zazwyczaj dzieli się dyskografię Cornelisa na szwedzką i holenderską. W obu krajach bard ma dziś wielu kontynuatorów i naśladowców. W końcu sam stał się klasykiem europejskiej ballady, choć języki, w których śpiewał nie są na tyle medialne, by uczynić z niego gwiazdę pokroju Karela Kryla i Włodzimierza Wysockiego, nie mówiąc już o Leonardzie Cohenie czy Bobie Dylanie.


Epilog

Smutny epilog życiu Cornelisa Vreeswijka dopisała jego własna szczerość i naiwność. Był pieśniarzem, który zawsze wierzył ludziom, dlatego choć napisał ponad 500 piosenek, a co najmniej kilkadziesiąt z nich stało się w Szwecji przebojami, umierał w 1987 jako bankrut, z długiem przekraczającym 700 tys. koron. Niemal do końca życia występował, czasem nawet w podłych barach, byle tylko utrzymać się na powierzchni.

W 2010 powstał film, zatytułowany po prostu Cornelis. Rolę sztokholmskiego barda brawurowo zagrał w nim Hans Erik Dyvik Husby, lider norweskiej punk rockowej grupy Turbonegro (występował w niej jako Hank Von Helvete).

Skrót artykułu: 

Gdyby przyjrzeć się bliżej, przynajmniej krajom europejskim, okazałoby się zapewne, że każdy kraj ma swojego Boba Dylana i to często niejednego. Niektórzy pojawili się wcześniej, inni później, ale o każdym można powiedzieć, że Dylan wywarł na niego spory wpływ. Wciąż pojawiają się zresztą nowi artyści, mający coś do powiedzenia, dla których gitara jest bronią wycelowaną w świat. Przebywając przez dłuższy czas w Szwecji trudno nie natrafić prędzej czy później na ślad człowieka, którego nazwisko zrosło się ze Sztokholmem, choć wcale nie brzmi po szwedzku. To Cornelis Vreeswijk (1937-1987), Holender, który dorastał w Sztokholmie i którego późniejsza twórczość była dwujęzyczna.

Dział: 

Dodaj komentarz!