Czas końca wakacji, zawsze obciążony pewną dozą melancholii, tym razem został mi ubarwiony kilkoma przynajmniej świetnymi nowymi płytami. Nieuchronne, powolne wkraczanie w jesień, mimo fatalnej aury, nie jest więc aż tak bolesne.
Pierwsze dwie z płyt, o których myślę to należące do serii „The Rough Guide” „Hungarian Gypsies” i „Romanian Gypsies”. Nie mają one w sobie nic ze znanych tu i ówdzie „pop etnicznych” składanek, na których nieznani wykonawcy prezentują muzykę oscylującą zazwyczaj wokół raczej tandetnego dansingu. To w pełni kompetentne i prawdziwie zachwycające zgodnie z tytułem tematyczne przewodniki po muzycznych okolicach.
Zaletą typowego przewodnika bywa wielość opisanych w nim zjawisk, wadą wynikającą niejako z powyższego skrótowość, w sytuacji kiedy chcielibyśmy poznać więcej szczegółów. Siłą rzeczy podobne cechy mają i owe muzyczne przewodniki. Możemy je jednak potraktować jako wspaniały wstęp do bliższej znajomości z muzyką z danego regionu. Same w sobie mają też wdzięk kalejdoskopowej, ale w pełni przemyślanej, pasjonującej monograficznej prezentacji.
Płyta Rumuńska przynosi oczywiście nagrania tych wykonawców, którzy odnieśli międzynarodowy sukces czyli Taraf de Haidouks, Fanfare Ciocarlia czy Shukar Collective. Na temat każdego z nich można by napisać osobny esej, bo też każdy jest zjawiskiem olśniewającym. I wystarczą kilkuminutowe fragmenty ich twórczości aby się o tym raz jeszcze przekonać. Zapewne jednak krążek „Romanian Gypsies” skłania też do innych okryć. Mamy tu bowiem bardzo szeroką paletę propozycji. W większości granie oparte na wirtuozowskich, pełnych pasji i ognistych temp charakterystycznych brzmień cymbałów i skrzypiec. Czasem zdarzy się jednak, że w temat wprowadza nas ciekawa partia saksofonu, gdzieś znad cymbałów wzniesie się do lotu solo na trąbce. Czasem, jak w nagraniu wykonawców przedstawionych jako Mahala Rai Banda vs Shantel, całość skręci lekko w popowo orientalną stronę. Ale większość nagrań odwołuje się do źródeł, jak choćby utwór Toniego Iordache z fenomenalnymi partiami granymi na cymbałach.
Są tu wreszcie takie nagrania, jak utwór Cornelii Catangi, który zdaje się być wręcz pomostem rzuconym między dwiema sąsiednimi karpackimi i cygańskimi krainami. Pokazuje jak blisko może być muzyce rumuńskiej do węgierskiej. Ta druga zaś jest bohaterką równie pasjonującego kolejnego tomu muzycznego przewodnika. Również i tu mamy prezentację wielu spośród tych najbardziej znanych w świecie i w naszym kraju węgierskich artystów. Słyszymy tu takich wykonawców, jak Romano Drom, Kalman Balogh & The Gipsy Cimbalom Band, Kalyi Jag czy Besh O Drom. Mamy cudownie pulsującą muzykę, w której przegląda się tradycja, a która zarazem pozostaje dynamicznym, spontanicznym wyzwaniem rzuconym współczesności. Jeśli bowiem od muzyki wymagamy komunikatywności, melodyjności i jakiegoś rodzaju naturalności czy bezpośredniości, które nie pozostawią słuchacza obojętnym to właśnie otrzymujemy od kilkunastu węgierskich cygańskich zespołów, które przez ponad godzinę snują swą różnobarwną, a jakże spójną historię na tej płycie. Mowa tu zarówno o wspomnianych powyżej „gwiazdach”, ale i grupach takich jak Etnorom czy świetny Cimbali Band, które należą do jaśniejszych punktów wydawnictwa. A węgiersko rumuńskie związki podkreśla i tu jeden szczególny utwór. Mamy tu bowiem wspólne nagranie Fanfare Ciocarlia z Mitsou i Florentina Sandu. Warto posłuchać.
Niemniej wzruszeń przyniosła mi jednak i muzyka z zupełnie innych krańców globu, która dotarła do mnie w tym samym czasie. Myślę o krążkach „Calcutta Chronicles: Indian Slide Giutar” Debashisha Bhattacharyi oraz albumie zespołu Seprewa Kasa. Co ciekawe, na pierwszej z nich odnajdziemy również elementy muzyki cygańskiej. Bhattacharya zdecydował się bowiem na swej płycie zaprezentować cały wachlarz hinduskich gitarowych tradycji oraz tamtejszych stylów i skojarzeń: od elementów ragi po muzykę sufich. Wirtuozowskie partie gitary wspierane skromnym akompaniamentem tabli sprawiają, że mamy tu do czynienia z pełną zachwytu kameralną, impresyjną muzyków. Znów przeglądają się w niej stulecia, a zarazem pozostaje ona w pełni osobistym wyznaniem, wypowiedzią artysty.
Tego wczesnojesiennego fonograficznego obrazu zaskakująco trafnie dopełnia płyta zespołu Seprewa Kasa z Ghany. To nominalnie trzyosobowa formacja (są na płycie i goście), która potwierdza sens i fenomen całkiem współczesnego, a zarazem akustycznego grania z szacunkiem dla przeszłości. Charakter muzyki zespołu przywodzi na myśl dokonania wielu wybitnych afrykańskich twórców. To muzyka, która w jakimś sensie przypomina wspaniały ubiegłoroczny album Basskou Kouyate. Podobnie: na pozór ascetyczna i przewidywalna, w rzeczywistości mieniąca się mnóstwem barw, pełna ukrytego dynamizmu. Tyleż liryczna, co rozkołysana w organicznych rytmach.
Tak rozpoczęta jesień zwiastuje sporo pięknych muzycznych emocji. Oby!
Czas końca wakacji, zawsze obciążony pewną dozą melancholii, tym razem został mi ubarwiony kilkoma przynajmniej świetnymi nowymi płytami. Nieuchronne, powolne wkraczanie w jesień, mimo fatalnej aury, nie jest więc aż tak bolesne. Pierwsze dwie z płyt, o których myślę to należące do serii „The Rough Guide” „Hungarian Gypsies” i „Romanian Gypsies”. Nie mają one w sobie nic ze znanych tu i ówdzie „pop etnicznych” składanek, na których nieznani wykonawcy prezentują muzykę oscylującą zazwyczaj wokół raczej tandetnego dansingu. To w pełni kompetentne i prawdziwie zachwycające zgodnie z tytułem tematyczne przewodniki po muzycznych okolicach.