Folk w Europie

Istnieje nowa muzyka ludowa, którą zdefiniować trudno, a na pewno nie da się tego uczynić w oparciu o dawne kryteria, czyli związek z obrzędami, świętami, zwyczajami dnia codziennego. Podlega ona dziś innym regułom, bo tworzona jest w zupełnie odmiennych warunkach niż tamta, z XIX-wiecznym rodowodem, która powoli staje się muzyką przeszłości, muzyką dawną i tak też jest traktowana.

Gdy sondaże dotyczące preferencji muzycznych Polaków pokazują, że na pierwszym miejscu jest muzyka disco folk, a na trzecim muzyka ludowa, i że aż od 52% do 56% słuchaczy tej właśnie muzyki najchętniej słucha ("Polityka", nr 9/04; "Raport"), to myślę, że jesteśmy w dobrej sytuacji i nie musimy bać się, że w momencie wchodzenia do Europejskiej Unii Radiowej utracimy naszą tożsamość czy tradycję. Zwłaszcza, że w krajach należących do Unii muzyka folkowa ma się zupełnie dobrze, choć tradycyjna, w dawnym rozumieniu (obrzędy, codzienność, święta), już nie istnieje.

Zamieszanie z definicjami

Zwiedzając przed miesiącem kilka londyńskich większych sklepów płytowych, zobaczyłam, że płyty z interesującej mnie dziedziny - w wielkiej ilości i rozmaitości - stoją w działach o następujących nazwach: "world music" (najwięcej, a w nich muzyka tradycyjna, muzyka świata, muzyka etniczna) oraz "folk" (tu wybrane pozycje - ballady angielskie, szkockie, Joan Baez i inne śpiewaczki). Tylko w jednym sklepie, przy Regent Street, znalazłam dział "ethnic music", a w nim muzykę indyjską, arabską. Ten bałagan, związany z rozmaitymi nazwami, nie przeszkadza muzyce doskonale się rozwijać, nawet rozkwitać, a płytom sprzedawać. Ostatecznie i ja wśród nich znalazłam te, o które mi chodziło, choć w działach pod innymi, niż szukałam wcześniej, nazwami. Określenia używane dla nazwania tej muzyki są po prostu różne w każdym kraju.

Tego samego dnia, w rozmowie z jednym z szefów brytyjskiego kanału BBC 3 (to kanał, który organizuje konkurs BBC Awards, w którym tego roku Kapela ze Wsi Warszawa odniosła sukces), Grahamem Dixonem, omawiając audycje i wspólne projekty związane z naszą współpracą z Europejską Unią Radiową, opowiedziałam, co widziałam w sklepie płytowym i jakie my w Polsce mamy problemy z muzyką folkową, jej definicją, nazwami. Wyjaśniałam, co w Polsce nazywamy muzyką folkową i dlaczego. Powiedziałam, że słowo "folk", wzięte z języka angielskiego, lepiej brzmi i jest lepiej postrzegane niż "muzyka ludowa", obciążona czasem komunizmu i uprawianej via "muzyka ludowa" propagandy. W zamian Dixon powiedział mi, że oni w BBC, choć nadają co tydzień dwugodzinny blok muzyki ludowej, nie nazywają jej "ludową", czyli po angielsku "folk", ale "world music" (czyli "muzyka świata"), bo muzyka "folk" - ludowa, kojarzy się słuchaczom BBC ze złym wykonaniem, brakiem artyzmu i ubogim brzmieniem. Uważana jest za gorszy rodzaj muzyki, a "muzyka świata" - nie. A więc i tu, i tam mamy problem z definicją i nazewnictwem tego samego w zasadzie zjawiska.

Muzyka zmieniła się na przestrzeni ostatnich 50 lat tak, jak zmieniła się tradycja. Jest Internet, globalna wioska, świetna i szybka komunikacja. Muzyka ludowa odnajduje się w tym innym świecie. Grupa robocza muzyki tradycyjnej i folkowej w Europejskiej Unii Radiowej (której od pięciu lat jestem szefową i współpracuję z ponad dwudziestoma autorami audycji o tej tematyce z ponad dwudziestu krajów i radiofonii) od wielu lat dyskutuje nad definicją muzyki folkowej. W tej wieloletniej dyskusji pojawiały się takie terminy: "music in blue jeans" - "muzyka w dżinsach" dla odróżnienia od muzyki festiwali folklorystycznych, gdzie artyści występują w strojach regionalnych. A także określenie "one foot in the past, one in the future" - "jedna stopa w przeszłości, druga w przyszłości", dla określenia nowych aranżacji muzyki tradycyjnej.

Oto próba definicji z roku 1996 autorstwa grupy specjalistów-autorów audycji radiowych, współpracujących w ramach Europejskiej Unii Radiowej: "Współczesna muzyka folkowa nie uznaje form kultywujących folklor poprzez państwowe instytucje w wielkich narodowych zespołach pieśni i tańca, orkiestrach ludowych czy chórach. A także tendencji do rekonstrukcji folkloru w stylu muzealnym. Muzyka folkowa bazuje na muzyce tradycyjnej własnego kraju, wychodząc ku współczesnym sposobom jej rozumienia, adaptując ją dla ucha współczesnego słuchacza. Poszukuje nowych muzycznych obszarów, zachowując mniej lub bardziej ścisłe związki z tradycją, w dążeniu do innowacji chce zachować kontakt ze współczesnym jej odbiorcą. Dopuszcza łączenie jej z rockiem, jazzem i muzyką pop czy podobnymi gatunkami, ale w zasadzie współczesna muzyka folkowa szuka własnej drogi rozwoju".

Jednak w ostatnich latach muzyka ta, a także tradycja, zmieniają się tak szybko, że żadna definicja nie jest w stanie nadążyć za tymi zmianami. Dlatego lepiej nie definiować, a tylko obserwować zjawiska i próbować je opisywać.


Miejsce dla folku

Czym jest dzisiaj muzyka folkowa w krajach europejskich? Jest zjawiskiem ważnym, szczególnym. W zależności od kraju oraz jego tradycji jest bardziej lub mniej żywotna. Wszędzie, choć funkcjonuje na rynku komercyjnym, jest otaczana pewną, choć nie nazbyt natrętną, opieką państwa rozumiejącego wagę i ciągłość tradycji, jej nowych i starych form. Najważniejszym rodzajem takiej opieki jest wspieranie lokalnych i narodowych (oraz międzynarodowych) festiwali tej muzyki, czyli tworzenie miejsc, w których może być uprawiana, propagowana. Budowanie tego typu form festiwalowych, gdzie muzyka ta może żyć w miarę w naturalnych warunkach - służyć zabawie (jak dawniej), rozrywce, edukacji, poznaniu.

Takich festiwali w Europie jest bez liku; nawet nie będę próbować ich wyliczać. Dość powiedzieć, że latem w samej Wielkiej Brytanii jest ich ponad sześćset. Są wspierane lokalnie, samorządowo i centralnie, z budżetów ministerialnych, przez specjalne fundusze rozmaitych instytucji europejskich. Dużą wagę do wspierania muzyki tradycyjnej i folkowej przywiązuje Europejska Unia Radiowa (European Broadcasting Union, organizacja zrzeszająca radiofonie publiczne Europy), której rozgłośnie co roku organizują własny festiwal. Festiwale Europejskiej Unii Radiowej odbywają się corocznie w innym kraju i mają swoją 25-letnią tradycję. Jubileuszowy 25. festiwal w 2004 roku będzie miał miejsce w Puli w Chorwacji. Festiwale te są doskonałym materiałem do obserwacji tendencji w muzyce folkowej, ponieważ zawsze wysyłane są na nie nowe zespoły. Nowe - nie znaczy nowatorskie.

Na festiwalach tych, a mam okazję obserwować je od 1990 roku, panuje prawdziwy stylistyczny rozgardiasz. Ten bałagan odpowiada różnorodności stylów folku w europejskich krajach. Do tej pory elementem stałym tej muzyki w Europie było nawiązywanie w mniejszym lub większym stopniu do tradycji, wyrażanej motywami z przeszłości, sięganiem do dawnego repertuaru, brzmienia tradycyjnych ludowych instrumentów, oraz opieranie się na tradycyjnych tekstach.

W ostatnich latach pojawiło się wiele zespołów, które wykonują muzykę przez siebie komponowaną, nawet do własnych tekstów, którą nazywają ludową, bo stylistycznie nawiązuje ona do tamtej, tradycyjnej. Jednak - już tylko jakimś pojedynczym elementem - brzmieniem ludowego instrumentu albo samą tematyką (na przykład miłosną). Są zespoły rekonstruujące wiernie muzykę tradycyjną, to styl "revival", w którym mistrzami stali się Skandynawowie. Są grupy tradycyjne, najciekawsze z krajów Europy wschodniej - Ukrainy, Słowacji, bo tej tradycji najbliższe, najwierniejsze. Są zespoły folkowe, w których tradycyjna muzyka jest źródłem inspiracji, a style aranżacji jej wielorakie - od ludowej, przez jazz, po pop i rock. To domena krajów Europy zachodniej - Szwajcarii, Belgii, Francji, Niemiec, ale już nie Hiszpanii, gdzie muzyka tradycyjna jest żywa, a folkowa niezbyt popularna.


Nowa muzyka ludowa

Obserwuję tworzenie się nowej muzyki ludowej. Zespół australijski Women in Docs to dwie kobiety - śpiewaczki i gitarzystki, które same piszą teksty, komponują muzykę. Pieśni, które śpiewają są ich własną "ludową" opowieścią o życiu, i jego komplikacjach, to ballady opowiadające o wydarzeniach współczesnych w formie tradycyjnej. Związku z dawnym repertuarem pieśniowym spuścizny angielskiej i szkockiej (czyli australijskich osadników) doszukać się nie sposób. Tradycją jest po prostu przekazywanie uczuć, własnego oglądu rzeczywistości w tej dawnej formie. Tak one same określają styl swojej muzyki. Przykład Australii - przecież to nie Europa - pochodzi stąd, że Radio ABC z Melbeurne jest członkiem Europejskiej Unii Radiowej i stale wysyła swoich przedstawicieli na nasz Festiwal, powołując się na europejskie korzenie większości mieszkańców tego kraju.

Podobnie jest z wieloma zespołami w Niemczech, gdzie młodzi ludzie, unikając kojarzenia z dawnym folklorem niemieckim - tańcami prezentowanymi przez zespoły taneczne, starają się komponować nową muzykę. Pożyczają wątki melodyczne od licznych tu mniejszości narodowych i etnicznych - tureckiej, bośniackiej, bułgarskiej i innych, zwykle wschodnich, albo szukają artystycznych fuzji stylistycznych, nowatorskich brzmień. Wszystkie te formy nazywane są folkiem, ludową twórczością.

Zespół Kathryn Mickiewicz - młodej skrzypaczki i wokalistki pochodzenia polskiego, który brał udział w ubiegłorocznym Festiwalu EBU w Forde, wykonuje wyłącznie jej kompozycje. Związek repertuaru tego zespołu, skądinąd bardzo ciekawego muzycznie, z ludową muzyką jest tu naprawdę odległy, bardziej wiąże go z wykonawstwem ludowym sama technika śpiewu.


Ludowe do szkół

Najciekawsza na festiwalach jest zawsze muzyka i zespoły skandynawskie. Tradycyjna muzyka zaginęła w krajach skandynawskich około 50 lat temu, głównie z powodu zmian cywilizacyjnych. Po kilkunastu latach Szwedzi, Norwegowie, Finowie zorientowali się, co stracili, jak ważną rolę tradycja pełniła w przeszłości i jak trudno się bez niej teraz obejść. To oni rozpoczęli promowanie tradycyjnej muzyki stawiając na edukację, wprowadzając naukę gry na instrumentach ludowych do szkół, tworząc wydziały tradycyjnej gry na akademiach muzycznych.

Dziecko już na poziomie podstawowym styka się z ludową muzyką, piosenkami, instrumentami muzycznymi, uczy się grać na nich - lepiej lub gorzej. Jeśli zainteresuje go ta dziedzina bardziej, może kształcić się dalej. Aż do akademii muzycznej włącznie, bo i tam jest wydział muzyki ludowej. Wybijający się studenci otrzymują specjalne stypendia. Efektem takiej edukacji jest wspaniały, subtelny nurt muzyki "revival" - odżywającej, który ma miejsce we wszystkich czterech krajach. Ta muzyka - w doskonałych wykonaniach - świetnie brzmi w salach koncertowych.

Silny jest też w krajach skandynawskich nurt muzyki świata, muzyki rozrywkowej o etnicznych korzeniach. Dość wspomnieć sławne zespoły Wymme czy Hedningarna z Finlandii, Frifot ze Szwecji, licznych solistów norweskich - Kirsten Braaten Berg, Arilda Andersena i potężny nurt folkowy na wyjątkowo wysokim poziomie. Wspaniale rozwija się też wydawnictwo - jest wiele płyt, które zespoły wydają samodzielnie.

Oglądając wielkie i sławne skandynawskie festiwale - w Falun (Szwecja), Forde (Norwegia), Kaustinen (Finlandia) - uderza ich popularność, zainteresowanie licznie przybywających słuchaczy, ba, nawet dobrze sprzedające się bilety. Publiczność dopinguje młodych adeptów, tańczy na warsztatach tanecznych, uczy się śpiewać na warsztatach wokalnych, żywiołowo oklaskuje co ciekawsze występy artystów własnych i obcych z całego świata. To publiczność doborowa i niemała, zwykle kilkunasto- nawet kilkudziesięciotysięczna. Zespoły - zwykle duety, tria, nie więcej niż pięcioosobowe, mają gdzie i dla kogo występować, bowiem sale otwarte są dla tej muzyki i zawsze wypełnia je publiczność nie tylko zainteresowana, ale i rozumiejąca, czego słucha, nadto ta publiczność ma zwykle entuzjastyczny stosunek do artystów i tego, co dla niej grają czy śpiewają. Preferowane są małe zespoły kameralne ze względów nie tylko artystycznych (małe jest piękne, każdy instrument dobrze słyszalny), ale i praktycznych (mały zespół jest tańszy i łatwiej się sprzedaje...).

Podobna sytuacja jest w Szkocji i Irlandii. W tych krajach tradycja i muzyka istnieje naprawdę. Podtrzymywana jest w rodzinach (może czasem już komercyjnie, gdyż łatwo można wydać płytę i na niej zarobić). Zespoły grają w pubach, gdzie muzyki ich chętnie słuchają zwykli, przeciętni bywalcy.

Na ostatnim festiwalu Muzyki Celtyckiej "Celtic Connections" w Glasgow (w styczniu 2004) koncerty odbywały się na wielu, czasem nawet ośmiu scenach równocześnie i we wszystkich salach zawsze było pełno, a publiczność reagowała żywiołowo na muzykę i wykonawców. Do tego stopnia żywiołowo, że dopingowała młodych w konkursie "Young Scottisch Tradition", śpiewała podczas koncertów razem z wykonawcami, tańczyła, gdy nadarzała się taka okazja. A wykonawców było tam bez liku, wielkie gwiazdy i debiutanci, zespoły rodzinne, wspaniale śpiewające na głosy (i tu rozumiem, skąd wzięła się maestria grupy King's Singers), wirtuozi ludowych instrumentów - dud, gitary, skrzypiec, harfy czy piszczałek. Czuje się, że tam tradycja istnieje na co dzień, a nie tylko od święta i na scenie.


Gdzie Holandia, gdzie Bałkany

Po przekroczeniu Kanału La Manche sytuacja zmienia się diametralnie. W Holandii trudno usłyszeć nawet zrekonstruowaną muzykę. Raczej jest to muzyka imigrantów z krajów Wschodu lub Afryki. W Belgii natomiast istnieje kilkadziesiąt świetnych zespołów folkowych, ale to zupełnie już inna muzyka, inni wykonawcy. Na dwóch największych belgijskich festiwalach - letnim w Dranouter i zimowym w Brugge, można usłyszeć wiele wspaniałych gwiazd muzyki folkowej z Belgii i reszty świata. Sale koncertowe (namioty) w Dranouter są wypełnione po brzegi festiwalową publicznością i to nie tylko młodzieżową. Ta publiczność zna swoich wykonawców, zna pieśni, poznaje chętnie nowe, włącza się podczas koncertu do wspólnego śpiewu, kupuje nie tylko bilety wstępu, ale i płyty.

Zespoły flamandzkie reprezentują wysoki poziom wykonawczy i ogromną różnorodność stylistyczną - od stylu "revival", rekonstruowanej muzyki tradycyjnej, przez prostą muzykę taneczną, jazz-folk, po muzykę bardziej wyrafinowaną, artystyczną. Chętnie słucha się nowych ludowych ballad, opisujących świat współczesny i jego problemy. Powstaje pytanie, czy to jeszcze muzyka ludowa czy już coś innego. Cóż, przecież i w przeszłości muzyka ludowa powstawała spontanicznie w określonej sytuacji, opisywała świat (vide dawne ballady - gazety z nowinami o morderstwach i ciekawych wydarzeniach), pomagała rozumieć zjawiska albo była muzyką taneczną. A dziś odbieramy to prawo ludowym twórcom - mają oni grać tylko melodie z przeszłości, naznaczone piętnem czasu. A przecież nie można powiedzieć, że sto lat temu to, co stworzyli, to było ludowe, a dziś już nie jest. Takiej cezury nie ma i być nie może.

Podobnym, a nawet jeszcze bardziej zachowawczym, regionem są Bałkany. Żywa muzyka, wielu wykonawców i naturalne okoliczności muzykowania. Z Bałkanów wywodzi się obecnie większość wielkich gwiazd folkowych jak Esma Redżepowa, Taraf de Haidouks i inni. W Chorwacji będzie odbywać się najbliższy Festiwal EBU. Gospodarze, radio chorwackie, planują wielką prezentację własnej muzyki ludowej i folkowej.

Jak na tym tle wypadają polskie zespoły, kiedy jadą za granicę jako reprezentanci Polski na Festiwalu EBU? Kiedy po raz pierwszy pojechałam na Festiwal w Sidmouth (Wielka Brytania, 1992) z Kwartetem Jorgi, ciesząc się, że polski folk dołącza do Europy, naprawdę nie wiedziałam, czy i kogo będę mogła wysłać w latach następnych, bo przecież wówczas zespołów folkowych w Polsce było bardzo mało (kilka), a tych grających muzykę polską jeszcze mniej. Po latach dwunastu, które upłynęły od tego czasu, "serce roście", bo przecież teraz mam wielu świetnych kandydatów, ale żałuję, że tak niewiele zespołów ma szansę wystąpić na tym festiwalu. Już wtedy, na tym pierwszym "moim" festiwalu EBU, w Sidmouth, Kwartet Jorgi był przyjmowany doskonale i oceniony wysoko.

W następnych latach wyjeżdżały na Festiwale EBU: Kapela Zakopiany do Lugano (1993), Orkiestra św. Mikołaja do Rudolstadt (1994); w roku 1995 Festiwalu EBU organizowało Polskie Radio w Zakopanem, w Teatrze im. Witkacego występowali: Maria Krupowies, Kapela Domu Tańca, Apolonia Nowak i Ars Nova, Trebunie-Tutki, Kwartet Zbigniewa Namysłowskiego i kapela Jana Karpiela (owacja na stojąco zgotowana przez radiowych redaktorów EBU); w roku 1996 na festiwal w Roskilde pojechało Kroke (długa owacja), w 1997 do Krems Zespół Polski Marii Pomianowskiej, do Portoroż w 1998 Się Gra (piękny koncert), w 1999 w Dranouter występowała Chudoba (po raz pierwszy wytypowana przez nasz Festiwal "Nowa Tradycja"), w roku 2000 w Rožnovie koncertowali Muzykanci, w 2001 w Diosgyor - The Cracow Klezmer Band, w 2002 w Mölln - Tołhaje, w 2003 w F?rde - Swoją Drogą. W tym roku do Chorwacji (Pula) jedzie grupa Anny Rybki-Chowaniec.

Polska muzyka folkowa jest przyjmowana bardzo dobrze, wysoko cenione są nie tylko umiejętności wykonawcze naszych grup, ale zwłaszcza ciekawy repertuar. Najwyżej ocenione zostały występy obu klezmerskich grup - Kroke i The Cracow Klezmer Band, co z pewnością nie dziwi, bo to zespoły wybitne i wyróżniające się nie tylko w Polsce, ale wszędzie, gdzie koncertują. Poza tym -polskie zespoły są najlepiej przyjmowane w Niemczech, zwłaszcza te, których repertuar związany jest z polskim idiomem, czyli rytmami mazurkowymi. Jedna rzecz różni koncerty polskich grup folkowych za granicą, to brak tradycji zapowiadania każdego utworu, objaśniania treści piosenek, przybliżania muzyki, którą grają. Ta rozpowszechniona w krajach Europy zachodniej i skandynawskich forma prezentacji koncertu jest warta przyjęcia i przez nasze zespoły, choć wymaga pewnej pracy, no i opanowania języka angielskiego w niezłym stopniu. Zachęcam do tego wszystkie zespoły folkowe.


Dumy w sam raz

Festiwale Europejskiej Unii Radiowej obserwowane przez mnie na przestrzeni ostatnich 12 lat, a także inne wielkie festiwale i prezentowana tam muzyka pokazują, jak jest ona zmienna, jak liczne i urozmaicone stylistycznie zjawiska tworzy, jak wielu muzyków na tych festiwalach się pojawia, i jakie są pobudki tych zainteresowań. Pokazuje także, jak dużą rolę w jej promowaniu mogą odgrywać i odgrywają instytucje europejskie oraz ich wsparcie. W promocji, obok festiwali, spory udział mają także komercyjne kluby folkowe - niewielkie estrady z widownią dla stu-dwustu osób. W Niemczech, Wielkiej Brytanii, Belgii jest ich tak wiele i tak aktywnych, że zapewniają pracę muzykom przez cały rok. Ale oczywiście ważna jest też publiczność, wychowana i rozumiejąca to, czego słucha.

Tak więc sukces europejskiej muzyce folkowej zapewniają - edukacja (Skandynawia), organizowanie wielkich imprez od święta (wszystkie kraje) i małych przez cały rok (Niemcy, Wielka Brytania, Belgia). Jest też i czwarty element - duma z własnej tradycji i muzyki. Tej nie brakuje.


Maria Baliszewska – etnomuzy-kolog, dziennikarz, założyciel i kierownik Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Członek jury konkursów festiwali muzyki tradycyjnej i folkowej, m.in. Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu i „Mikołajków Folkowych”; pomysłodawca warszawskiego Festiwalu Muzyki Folkowej „Nowa Tradycja”. Twórca serii płyt kompaktowych „Muzyka źródeł”, dokumentującej polski folklor muzyczny. Koordynator-szef grupy roboczej muzyki tradycyjnej i folkowej Europejskiej Unii Radiowej.
Skrót artykułu: 

Istnieje nowa muzyka ludowa, którą zdefiniować trudno, a na pewno nie da się tego uczynić w oparciu o dawne kryteria, czyli związek z obrzędami, świętami, zwyczajami dnia codziennego. Podlega ona dziś innym regułom, bo tworzona jest w zupełnie odmiennych warunkach niż tamta, z XIX-wiecznym rodowodem, która powoli staje się muzyką przeszłości, muzyką dawną i tak też jest traktowana.

Dział: 

Dodaj komentarz!