Folk i ekologia

Oikos po grecku znaczy dom, zaś folk to odpowiednik niemieckiego Volk - lud. Niestety, połączenia na poziomie słów nie brzmią zbyt przekonująco. Przykładowy "ludowy dom" lub "domowy (jak również zadomowiony, udomowiony) lud" wydają się naciągane. Owszem, wskazują na więzi i rysują pewne pola semantyczne, ale przecież nikt nie uwierzy, że istotą tego związku może być specjalna odmiana "krasnoludów" (pol. domowik, błr.- domawik, ukr. -domowyj, ros. - domowoj, psł - domovik). Innymi słowy: nie tędy droga.

Może więc tak:

(…) jeśli dom będę miał to będzie bukowy koniecznie, pachnący i słoneczny, wieczorem usiądę wiatr gra, a zegar na ścianie gwarzy - dobrze się idzie panie zegarze, tik tak, tik tak, tik tak (…). Podobno kto szuka nie błądzi, więc spróbujmy i my. Załóżmy, że jest gdzieś ten wymarzony dom. Skoro przyjęliśmy, że jest gdzieś taki gospodarz, otwierający wszystkim drzwi, by zaprosić na pograjkę nie tylko zmęczonych podróżników lecz także dzień i noc, a nawet cztery wiatry. Cóż to mógłby być za dom? Być może ludny, a w ślad za tym pełen głosów?

Oto więc pierwsza wskazówka: wszystko na naszym świecie zdaje się wydawać dźwięki. Świeca może skwierczeć, wiatr grać, zegar gwarzyć. Nawet ściany mogą uczestniczyć w tym procesie, skoro nasiąkają muzyką, by później - być może za chwilę - oddać to, co wchłonęły - choćby jako echo. Spróbujmy też wsłuchać się głębiej. Czy nie może tak być, że cały świat jest muzyczny i nawet ciała niebieskie wędrując stale po orbitach, lub błądząc (gr. planao) po nieboskłonie wydają dźwięki, których nie słyszymy tylko dlatego, że już nam się osłuchały i zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić?

Co najmniej od pitagorejczyków, aż po czasy Leibniza i Szekspira funkcjonowało przekonanie o przedustanowionej harmonii świata, która pozwala współbrzmieć jego zmiennym, sprzecznym i dysonansowym elementom. Zostawmy jednak harmonia mundi w spokoju. Nie chodzi przecież o prowokowanie dyskusji o zależnościach świata idei, a tym bardziej nie chodzi o poszukiwanie poprzez muzykę ucieczki z naszego świata - przeciwnie, chodzi o przypomnienie więzi z ziemią i o uzmysłowienie naszej do niej przynależności.

Życie blisko ziemi to życie w samym środku żywiołów. Ziemia, woda, powietrze ogień. I nie ma się czego bać, jeśli żywioły tworzą nasze główne funkcje życiowe. Jak śpiewał przed laty i zapewne ciągle śpiewa Jacek Bożek1: Ziemia moim ciałem, woda moją krwią, powietrze mym oddechem, ogień - siłą mą. Tak. Jesteśmy stworzeni z żywiołów tego świata! Im szybciej nauczymy się wsłuchiwać w ich odgłosy, tym większa szansa na harmonię.


Ziemia - ciało

Krążąc wokół swej własnej osi nasza planeta czyni to w sposób nad wyraz powtarzalny. Jeden obrót skutkuje pełnym cyklem dnia i nocy. Podobnie krążąc wokół słońca ujawnia swoją pełnię w pełnym cyklu rocznym. I tak to już trwa od milionów lat. Ciekawe jest to, że ludzkie ciało także poddaje się rytmom okołodobowym. Doświadczenia ostatnich kilkudziesięciu lat chronobiologii wskazują na powszechne istnienie w świecie roślin i zwierząt tzw. zegara wewnętrznego, który w dwudziestokilkugodzinnym cyklu reguluje procesy wewnętrzne. Dość łatwo da się uchwycić u ludzi ten rytm porównując temperaturę ciała w różnych okresach doby. Niezależnie od czynników zewnętrznych (takich jak np. światło, wilgotność powietrza i jego temperatura, poziom dostępnego pożywienia) najniższą temperaturę organizmu zanotujemy wczesnym porankiem, zaś najwyższą po południu. Podobnie też niemal niezmienialny w czasie jest rytm okresów aktywności i odpoczynku. Cykl okołodobowy przejawia się poprzez dobową zmienność poziomu koncentracji, sprawności intelektualnej, a nawet odporności na ból. Rytm ten reguluje tak fundamentalne dla organizmu procesy jak aktywność enzymów, poziom hormonów, zdolność komórki do podziału, a nawet syntezę białek - i co niezwykle ciekawe - jest powszechny w całym królestwie zwierząt, począwszy od bakterii, a skończywszy na ssakach. Reguluje też procesy królestwa roślin. Aby się o tym przekonać wystarczy dobrze przyjrzeć się, w jakim stanie są kwiatostany roślin, by potem, niemal precyzyjnie, móc określić konkretną godzinę dnia. Nie jest więc chyba przypadkiem, że rytm naszego zegara wewnętrznego i zegara zewnętrznego są niemal identyczne.

Oto więc mamy drugą wskazówkę: ziemia posiada swój rytm oparty na powtarzalności następujących po sobie cyklicznych faz. Rytm ten możemy uchwycić w cyklach dnia i nocy, porankach i zmierzchach, a jeśli będziemy patrzeć uważniej, również w powtarzalności pór roku. Pytanie zasadnicze dotyczy jednak tego, czy możemy ten cykl usłyszeć? Wydaje się to możliwe, mimo że ludzki zmysł słuchu jest mniej precyzyjny, niż zmysł wzroku, a nasza kultura bardziej preferuje widzenie, niż słyszenie. Wystarczy dobrze się wsłuchać, a z pewnością usłyszymy następstwa rytmu ziemi. Jakie na przykład? Powtarzalne w systemie dobowym brzęczenie pszczół lub śpiew ptaków (np. kosy zaczynają popisy wraz ze zmierzchem, kończąc przed świtem z krótką dwu, trzygodzinną przerwą), regularne w systemie rocznym trele słowików (najgłośniej w maju), czy wielogłosowy klangor żurawi, lecących w kluczach o tej samej porze roku wzdłuż tych samych mniej więcej tras. Reszta wydaje się kwestią treningu.


Woda - krew

Woda zajmuje blisko 3/4 powierzchni ziemi. Część z niej jest uwięziona w skałach, pozostała uczestniczy w powtarzalnym cyklu hydrologicznym. Obieg wody w przyrodzie, w uproszczeniu, zaczyna się od deszczu. To, co nie zdąży wsiąknąć w glebę, zasila sieć rzek kończących się w morzach i jako całość tworzy system rzeczny. Część wody zmagazynowanej w jeziorach, morzach i oceanach, a także w organizmach żywych trafia z powrotem do atmosfery, dzięki bezpośredniemu parowaniu lub parowaniu zapośredniczonemu przez zdolności transpiracyjne roślin. Sam cykl jest powtarzalny, wręcz rytmiczny i choć nie jest tak precyzyjny jak poprzedni, to jednak od milionów lat podtrzymuje życie na naszej planecie. Przyjęło się rozpatrywać ten obieg na ziemi w planie rocznym (bilans wodny jakiegoś obszaru liczony od listopada do października), ale w okolicach równikowych przybiera on postać powtarzalnego cyklu w okresie okołodobowym.

Ludzkie ciało również poddaje się tym rytmom, co nie może dziwić, jeśli uświadomimy sobie, że woda stanowi od 1/3 od 3/4 (w zależności od wieku i płci) masy naszego ciała. Człowiek oddychając w ciągu doby traci około 1/2 litra wody i porównywalną porcję wydala z siebie wraz z potem. Przyjmuje się też , że dzienne zapotrzebowanie człowieka na wodę to od dwóch do trzech litrów. Woda przenika do krwi stanowiąc blisko 90% jej osocza i krwioobiegiem rozprowadzana jest po całym organizmie. Czy są to procesy bezgłośne? Czy woda przemieszczając się po organizmie nie wydaje dźwięków? Czy dźwięk wody spływającej po skałach i kaskadowy huk wodospadu to już muzyka, czy jeszcze nie muzyka? Te dźwięki i subdźwięki potrafią ułożyć się w zmienne frazy muzyczne. Na dodatek ich tempo także potrafi się zmieniać, a jednak zachowuje niemal całkowitą powtarzalnością rytmu. Kto nie wierzy, niech posłucha bicia własnego serca - być może to najprostsza droga, by usłyszeć tętno pierwotnej przyrody.


Powietrze - oddech

Jednym z podstawowych procesów funkcjonujących we wszystkich ekosystemach jest fotosynteza. Powstaje dzięki niej materia organiczna, z której korzystają zwierzęta i grzyby. Upraszczając całą sprawę - wśród roślin, sinic i niektórych bakterii zachodzi proces, w którym dzięki światłu słonecznemu powstaje pokarm z syntezy wody i dwutlenku węgla. Ubocznym efektem tego procesu jest tlen - pierwiastek, dzięki któremu my możemy swobodnie oddychać, a w konsekwencji żyć. W naszym organizmie (jak również w organizmie innych zwierząt) tlen spalony na energię w przemianie cukrów zamienia się w dwutlenek węgla i jest uwalniany za pośrednictwem krwiobiegu wraz z każdym oddechem. W ten sposób trafia do atmosfery, skąd jako uboczny efekt fotosyntezy wydalany jest w postaci tlenu. I tak dalej, i tak dalej. I jest chyba rzeczywiście tak, jak śpiewał przed laty Jacek Kleyff: Wdech i wydech wciąż na nowo mnie stwarzają.

W tym kontekście warto uzmysłowić sobie, że każdy wdech i każdy wydech brzmią muzycznie: nawet wstrzymanie oddechu nabiera właściwości muzycznych, jeśli wiadomo, że za chwilę nastąpi słyszalny wydech. W zależności od siły wydychanego powietrza, przeszkody, na jaką powietrze może się natknąć oraz kształtu i długości powierzchni, przez którą powietrze może się wydostać, powstaną różnorodne dźwięki. Na powierzchni ziemi tworzą je wiatry, w ludzkiej krtani pęd wydychanego powietrza. Tak rodzi się muzyka niesiona wiatrem z pokolenia na pokolenie.


Ogień - siła

Prowadząc przedziwne działania na pograniczach ekologii mieliśmy szansę spotkać wielu ludzi z energią wewnętrzną - by tak rzec wprost - o sile ognia, którzy na dodatek potrafili śpiewać, grać, przy czym niektórzy potrafili i jedno i drugie. Wspomnimy tylko o kilku, resztę pozostawiając w naszej pamięci.

Otap Slywiński - bas w zespole Dzwindzura i zapewne w kilku chórach wokalnych, których nazw nie znamy. Dobrze pamiętamy, że po śpiewaniu w Gardzienicach wszyscy byli zachwyceni ich niesamowitymi głosami. Tylko pytali się, co to ta Dzwindzura? Ostap śpieszył z odpowiedzią , że to taki dzwoneczek karpacki. Dopiero po kilku latach wydało się, że chodziło o goryczkę (Gentiana lutea). Tak czy siak, kojarzą nam się zawsze dźwięcznie.

Maciej Filipczuk - założyciel zespołu Lautari i kilku jeszcze innych zespołów. Gdy tylko wrócił z wojska razem z Piotrem Rządkowskim zaprzęgliśmy go do przedziwnego spektaklu plenerowego o równie przedziwnym tytule "Odpusty". Jako że widzów na przedstawienie w Holi nie przyszło zbyt wielu, to chodziliśmy od chaty do chaty i graliśmy po podwórkach. Wydaje nam się, że pamiętamy, jak wieczorem skrzypiał w środku wiatraka, a może to skrzypiały jego skrzypce, bez których nigdzie się nie ruszał?

Ania Kiełbusiewicz. Przyjechała do nas z gitarą w ciemno. Nie wiemy, czy zdążyła rozbić namiot, a jeśli nawet, to z pewnością przemókł jak wszystko i wszyscy w tym dniu, bo takiej burzy, z tak rzęsistym deszczem to pewnie od dawna na Pobużu nie było. Przed północą więc, przemoczona do suchej nitki i zziębnięta, w piwnicach ruin na zamku w Kryłowie, w blasku dogasających pochodni, śpiewała ballady i wszyscy jej słuchali.

Mariana Sadowska z fisharmonią pod gołym niebem, na samym środku granicy polsko-ukraińskiej w Zbereżu. Koncert na rzecz przejścia promowego Zbereże -Adamczuki. Wokół około trzystu ludzi. Wszyscy słuchali, jak śpiewała po ukraińsku. Po koncercie Marianę chłopaki na rękach nieśli przez blisko dwa kilometry.

Ewa Grochowska. Wszyscy w Uhrusku czekali, aż przywiezie ze sobą scenariusz do spektaklu plenerowego pt. "Legendy Dominikańskie" i swoją własną osobę - bo bez niej nie mogliśmy zrobić próby. Przyjechała, jak się okazało bez scenariusza. Gdy więc napisała go niemal w całości od nowa, scenariusz cudownie się odnalazł. I od tej pory, co jakiś czas, zdarzały nam się jakieś cuda lub choćby cudeńka.

Bogdan Bracha. Zawsze bez mapy. Błądząc po roztoczańskim Wielkim Dziale, już jakiś czas z cichą nadzieją, że w końcu trafi na właściwą drogę, zobaczył ślady. Niestety, nie były to ślady ludzkich stóp. Długo zastanawialiśmy się potem, dlaczego te dziki musiały ryć akurat na naszej trasie, zaś wieczorem nauczył nas refrenu piosenki. Do dziś dnia go pamiętamy: Grosza nie mam i nie będę nigdy swego domu miał, ale zawsze robić będę to, co tylko będę chciał.

Maciej i Waldek Rychły w Horodle. Jedna ze spotkanych dziewczyn znad Buga do samego końca była pewna, że to nie Kwartet Jorgi lecz wielka ściema - bo przecież do takiej dziury taki zespół nie może przyjechać. Oprawa techniczna: jeden mikrofon na statywie pod trąbkę, drugi trzymany na zmianę raz w prawej, raz w lewej ręce pod gitarę. Niesamowity koncert mimo, że mieszkańcy czekali na Bajer Full.

Tomasz Rokosz - wiele zespołów, instrumentów, historii. Na Białorusi na przykład, spotkał babcię, której paznokcie wyrastały z butów i zamieniały się niemal w korzenie tak, że trudno jej było chodzić. Ostatniej zimy przy świetle księżyca wykopywaliśmy warzywa w jego ogródku przykryte śniegiem.


W artykule wykorzystano fragmenty "Sielanki o domu" autorstwa Wojciecha Belona, "Grosza nie mam" autorstwa Janusza Strąkowskiego, "A ile wdechów do wzięcia" autorstwa Jacka Kleyffa oraz pieśń "Ziemia moim ciałem" o nieustalonym przez nas rodowodzie.

Przypisy:
1 Założyciel Klubu Gaja - organizacji ekologicznej prowadzącej m.in. kampanię "Teraz Wisła" oraz "Zwierzę nie jest rzeczą".
Skrót artykułu: 

Oikos po grecku znaczy dom, zaś folk to odpowiednik niemieckiego Volk - lud. Niestety, połączenia na poziomie słów nie brzmią zbyt przekonująco. Przykładowy "ludowy dom" lub "domowy (jak również zadomowiony, udomowiony) lud" wydają się naciągane. Owszem, wskazują na więzi i rysują pewne pola semantyczne, ale przecież nikt nie uwierzy, że istotą tego związku może być specjalna odmiana "krasnoludów" (pol. domowik, błr.- domawik, ukr. -domowyj, ros. - domowoj, psł - domovik). Innymi słowy: nie tędy droga.

Dział: 

Dodaj komentarz!