„Flinstones” na świętym instrumencie

Dla Afrykanów to święty instrument. Ellen Meyer gra na nim nie tylko muzykę jazzową, ale także zabawną melodyjkę „Flinstones”. Jednak dopiero z czasem spotkało się to z akceptacją ze strony znajomych z Afryki. Instrument, na którym gra, wykonany jest z dyni i skóry renifera. W jego środku mieści się cała elektronika. Mowa o korze – harfie zachodnioafrykańskiej, cichym instrumencie, z którego wydobywa się delikatne dźwięki, w sam raz do kameralnej przestrzeni pijalni kawy „Pożegnanie z Afryką” przy ul. Złotej 3 w Lublinie, gdzie 13 lutego odbył się koncert Ellen Meyer.
Ellen na koncercie miała instrument przywiązany do ciała, a jego pozostały ciężar osadziła na trzech palcach. Nauka gry na korze jest bardzo trudna (nie tylko ze względu na ciężar instrumentu), dlatego gra na nim niewiele osób. Utwory, które są proste do wykonania na pianinie, okazują się bardzo skomplikowane na korze. Ellen Meyer udało się to opanować z pewnością dzięki solidnym podstawom muzycznym. Artystka grała przez wiele lat w funkowej kapeli. Wykonywała muzykę na bębnach, co dało jej rzetelne podstawy rytmiczne. Ellen na koncercie w „Pożegnaniu z Afryką” nie tylko grała, ale i śpiewała przy akompaniamencie harfy zachodnioafrykańskiej utwory o różnej tematyce (nawet o tym, że ludziom więcej szczęścia niż pieniądze daje posiadanie własnych dzieci). Wykonywała również własne kompozycje i szlagiery.
W Niemczech, gdzie artystka mieszka, nie jest jedyną kobietą grającą na harfie zachodnioafrykańskiej (kiedyś gra na korze była zarezerwowana dla mężczyzn), ale i tak ich liczba nie przekracza kilku. A szkoda, ponieważ jest to instrument o delikatnym dźwięku w sam raz dla wrażliwych kobiet. W połączeniu z korą dobrze brzmi instrument dający basy. Organizatorka koncertu, Barbara Wróblewska twierdzi, że dźwięki kory trafiają do duszy i należy się całkowicie oddać temu uczuciu. To pierwszy instrument strunowy, na którym Ellen gra. Artystka jest nie tylko muzykiem, ale i choreografem. Pracuje w Cyrku Zarakali, który jest „projektem społecznym”. Fascynuje się Afryką (co dało się odczuć na koncercie), uczy m.in. tańców afrykańskich, gry na bębnach, kongach, ale i jogi. Zna też style młodzieżowe, np. reggaeton (styl ten wywodzi się z dancehallu i łączy się w nim elementy hip-hopu oraz muzyki latynoamerykańskiej, przyp. red.). Barbara Wróblewska mówi, że Ellen to prawdziwy „wulkan energii” – wszechstronna artystka, która jak się „wyszaleje” na bębnach, bierze do ręki korę. Dzięki temu te wspaniałe dźwięki mogły trafić na koncercie w Lublinie do serc i dusz uczestników.

Małgorzata Wielgosz

Skrót artykułu: 

Dla Afrykanów to święty instrument. Ellen Meyer gra na nim nie tylko muzykę jazzową, ale także zabawną melodyjkę „Flinstones”. Jednak dopiero z czasem spotkało się to z akceptacją ze strony znajomych z Afryki. Instrument, na którym gra, wykonany jest z dyni i skóry renifera. W jego środku mieści się cała elektronika. Mowa o korze – harfie zachodnioafrykańskiej, cichym instrumencie, z którego wydobywa się delikatne dźwięki, w sam raz do kameralnej przestrzeni pijalni kawy „Pożegnanie z Afryką” przy ul. Złotej 3 w Lublinie, gdzie 13 lutego odbył się koncert Ellen Meyer.

Dział: 

Dodaj komentarz!