Finałowy koncert X Festiwalu Kultury Żydowskiej

Tak jak w zeszłym roku, i teraz nie mogło mnie zabraknąć na finałowym koncercie kolejnego, już dziesiątego Festiwalu Kultury Żydowskiej na Kazimierzu w Krakowie. Królewskie miasto przywitało mnie z samego rana deszczem. Posępny pułap z szarych chmur zwieszał się nisko nad ulicami i co jakiś czas dawał znać o sobie. Udałam się w stronę ulicy Szerokiej, gubiąc się parę razy, dzięki czemu jednak zobaczyłam więcej Kazimierza niż zamierzałam. Gdy wreszcie przybyłam na miejsce, uwagę moją zwróciły wielkie plansze z kolorowymi trawestacjami dzieł Picassa, zasłaniające odrapane elewacje dawno nieremontowanych kamienic. Czas jaki pozostał do rozpoczęcia koncertu wypełniłam lekturą gazet. Gdy tłum przed barierkami zaczął gęstnieć, czym prędzej pośpieszyłam zająć swoje stałe miejsce, z samego przodu.

Tym razem nie było jakiegoś wyraźnego supportu, bowiem jako pierwsi wystąpili Debora Strauss i Jeff Warschauer. Zostali przyjęci bardzo serdecznie przez publiczność, która potraktowała ich jak starych znajomych. Nie zaprezentowali żadnych nowych piosenek, tylko stare, rozszerzone o instrumentalne wariacje, a w jedna z nich została wzbogacona krótkim tanecznym pokazem w wykonaniu Leona Blanka.

Drugim z kolei wykonawcą było The Jasha Lieberman's Trio. Baaardzo tradycyjne granie, takież instrumentarium - altówka, skrzypce, kontrabas, akordeon. Prym wiedzie oczywiście lider zespołu, bardzo sprawny technicznie skrzypek, dla którego pozostali dwaj instrumentaliści tworzą tło, chociaż tu i ówdzie któryś z nich potrafi zaskoczyć interesującą solówką. Szczerze mówiąc - czasami ze sceny powiewało nudą.

Po zespole Jaschy Liebermana na scenie zameldowali się członkowie The Cracow Klezmer Band, znani mi z ubiegłorocznego koncertu. Od tamtego czasu w zespole zaszła poważna zmiana - nie ma już wokalistki, można żartobliwie nieco dodać, że przybyły bongosy, za którymi od czasu do czasu siada jeden z muzyków. Od razu widać, że zrobili postęp od poprzedniego roku. Jednak odnosi się wrażenie, że zespół cały czas jest w trakcie poszukiwań swej własnej formuły, patentu na granie. Ale do tego nieraz się dochodzi całymi latami.

Potem grało Kroke. Cóż, co ja mogę nowego napisać...Jaki koń jest, każdy widzi, chyba każdy z czytelników Gadek zetknął się z twórczością tego zespołu. Występ świetny, mi podobało się zwłaszcza niekonwencjonalne wykorzystanie kontrabasu jako bębna w finale jednego z kawałków.

Wraz z następnym występem rozpętało się na widowni istne szaleństwo...To zespół mego życia !!! - darła mi się tuż nad uchem jakaś kobieta. Taraf de Haidouks. Żywioł, żywioł i jeszcze raz to samo. Niesamowite tempo utworów, aż dzwoniło w uszach. Do tej pory podobnych im "wymiataczy" miałam okazję słyszeć tylko raz - dwa lata temu na Mikołajkach Folkowych - był to Vujicsics. Niewiele brakowało, żeby liczny osobowo zespół przemienił koncert żydowski w koncert cygański.

Z rozpoczęciem występu Dawida Krakauera i grupy The Klezmer Madness deszcz, który w zasadzie od samego początku pokapywał nieśmiało, zamienił się w ulewę. Uciekłam pod bezpieczną markizę kawiarni "Ariel", skąd słuchałam dalej. Na podobny pomysł wpadło wiele osób, toteż pod niewielką markizą zapanował nieopisany tłok, w którym jak w ukropie uwijali się przemoczeni kelnerzy. A tymczasem pod sceną również się uwijano - tyle że w tańcu. Szalało mnóstwo osób, nie zważając na deszcz, ani na brak parasoli czy choćby kurtek. Parę słów o muzyce - ostry folk rock, z mocną gitarą i basem. Bardzo miłe. Mnie, osobie wychowanej na Metallice, nie mogło się nie spodobać.

Następny wykonawca - Klezmer Conserwatory Ansamble - instalował się dosyć długo, co spowodowało, że ci, spośród osób schowanych pod markizą, którzy mieli to szczęście i siedzieli, zaczęli przysypiać. Ale potężne uderzenie rozbudowanej sekcji dętej zespołu szybko postawiło ich na nogi. I wielu ruszyło do tańca, w strugach deszczu, przy muzyce przywodzącej na myśl szalone lata dwudzieste i klimat dixielandu ...

I to był koniec, a potem długi marsz ciemnym, pustym Krakowem w kierunku Dworca Głównego PKP.

Skrót artykułu: 

Tak jak w zeszłym roku, i teraz nie mogło mnie zabraknąć na finałowym koncercie kolejnego, już dziesiątego Festiwalu Kultury Żydowskiej na Kazimierzu w Krakowie.

Dział: 

Dodaj komentarz!