Etnodyskowieczornice Olega Skrypki

Tradycyjne pieśni ukraińskie z rytmami tanecznymi

Z Olegiem Skrypką, ukraińskim muzykiem, liderem zespołu "Wopli Widoplasowa", twórcą oraz organizatorem festiwali muzycznych "Kraina Marzeń" oraz "Rock Sicz" w Kijowie, animatorem kultury, organizatorem etno-dyskoteki oraz wieczornic na XXXIV Młodzieżowym Jarmarku Ukraińskim w Gdańsku, który wystąpił jako DJ Oleg Skrypka rozmawiała Marianna Kril.

Skąd wzięła się idea etnodyskoteki?
Bardzo lubię dyskotekę. Kiedy jeszcze byłem studentem, organizowaliśmy w Kijowie pierwsze dyskoteki. Na Ukrainie, w Związku Radzieckim były one prawie zakazane. Były to lata 80., kiedy zakazano w ogóle muzyki zagranicznej. Urządziliśmy w akademiku podziemną dyskotekę. Z jednej strony, muzyka dyskotekowa jest bardzo popularna, ale z innej - bardzo smutna i nieciekawa. Chciałem zrobić coś własnego, stworzyć taką dyskotekę, na której rozbrzmiewałaby muzyka, którą lubię i do której z przyjemnością bym zatańczył. Jestem organizatorem kilku festiwali i innych wydarzeń. Mam duży zbiór muzyki ukraińskiej i nie tylko. Przygotowałem z tego nieduży wybór muzyki tanecznej, co nie było trudne. Z moich obserwacji wynika, że jestem jedynym dj'em, który prowadzi dyskotekę ukraińską. Zapoczątkowałem to 5 lat temu i ta inicjatywa jest kontynuowana. Oprócz tego organizuję na Ukrainie oraz za granicą tradycyjne ukraińskie wieczornice, które czasami przeplatają się z dyskoteką. Można więc mówić o formie etnodyskowieczornice. Nie jest to tylko i wyłącznie dyskoteka. W programie jest również koncert, na którym grają różne zespoły, a wszystko kończy się dj'jskim setem, tańcami oraz poczęstunkiem. Uważam, że dzisiaj bardzo rozpowszechniona jest ultrawspółczesna muzyka oparta na elektronice, ale muzyka etniczna staje się równie popularna. Połączenie tradycyjnych znanych nam pieśni, które lubimy śpiewać z rytmami, które nadają się do tańców to dobry miks, który bardzo mi się podoba.

Podczas etnodyskoteki, którą Pan prezentuje, odbiorca ma okazję usłyszeć muzykę takich ukraińskich zespołów jak "Mad Heads", "Wasia CLUB", "Soncekliosz", ale jednocześnie zespółu "Bożyczi", dla którego charakterystyczne jest autentyczne wykonanie pieśni ukraińskich. Nie mniej jednak wszystkie te zespoły łączy wykorzystanie motywów folkowych, które pojawiają się również i w Pańskim zespole "Wopli Widoplasowa". Dlaczego interesuje Pana folk w tak różnych formach?
W 1988 otrzymaliśmy po raz pierwszy zaproszenie za granicę, do Polski, do Warszawy. Było to dosyć trudne w warunkach Związku Radzieckiego, ale udało się wyjechać za granicę i wtedy graliśmy ukraiński punk-rock po ukraińsku na Światowym Kongresie Ukraińców. Zagraliśmy wtedy dwa koncerty, po czym spotkaliśmy się na uroczystej kolacji z Ukraińcami. Po niej wszyscy mieli ochotę śpiewać. Mieliśmy ze sobą instrumenty, więc zagraliśmy dla nich. Wtedy po raz pierwszy graliśmy razem muzykę folkową. Jeżeli chodzi o mnie, to folk grałem już wcześniej czy to w szkole muzycznej, czy u dziadka na wsi, ale razem z zespołem nigdy. Z tej próby wykreowaliśmy ukraiński folk-punk, który zarówno gościom, jak i nam bardzo się spodobał. Od tego momentu zaczęliśmy wplatać motywy folkowe do muzyki zespołu "WW". To był początek folk-punku, etno-rocku w naszym wykonaniu. Później ta muzyka spodobała się bardzo Francuzom. Chociaż wtedy folk-rock nie był tak popularny jak dziś. To była swego rodzaju egzotyka: rock z bajanem na podstawie folku. I teraz na każdym koncercie gramy blok etno-rocku, co się bardzo podoba publiczności.

Można powiedzieć, że Pana przygoda z interpretacją muzyki folkowej zaczęła się właśnie w Polsce?
Tak, wtedy w 1988 był to pierwszy impuls ku temu.

Wplataniu folkowych elementów w muzykę zespołu "WW" towarzyszyła również pewna ewolucja samego zespołu. Jak on się rozwijał, co zmieniło się w ciągu lat istnienia "WW"?
Można wyróżnić trzy okresy. Pierwszy - okres radziecki. Wtedy pozwolili grać muzykę rockową w języku ukraińskim. Byliśmy pierwszymi, którzy to zrobili, chociaż graliśmy również po angielsku i rosyjsku. Po ukraińsku jednak to brzmiało najbardziej naturalnie i publiczność zawsze pozytywnie odzywała się właśnie na język ukraiński, w Kijowie i nie tylko. Występowaliśmy również w Ługańsku, Odessie, Symferopolu, wszędzie ukraiński odbierali lepiej. Kiedy przychodziliśmy do rosyjskiej telewizji z utworem w dwu wersjach językowych - rosyjskiej oraz ukraińskiej, to wybierali tą drugą, ponieważ brzmiała lepiej. Później Związek Radziecki rozpadł się, a rynek muzyczny razem z nim. Artystom było dość trudno żyć. Tak się złożyło, że na początku lat 90. dostaliśmy zaproszenie do Francji na różne wydarzenia, festiwale. Był to drugi okres rozwoju zespołu "WW", francuski. Dużo występowaliśmy, przejeżdżaliśmy przez różne granice. W pewnym momencie nasz basista oraz perkusista nie potrafili zaadaptować się we Francji i odeszli z zespołu. Zaczęli z nami grać dwaj Francuzi. Dlatego od 1991 do 1997 nasz zespół był międzynarodowy. Francuzi wykonywali z nami program ukraiński. Pisałem dla nich transkrypcje ukraińskich tekstów. Kiedy sytuacja w Rosji i na Ukrainie poprawiła się, wróciliśmy do naszego kraju, ale przez Rosję. Był to początek trzeciego okresu zespołu "WW". Podpisaliśmy kontrakt z rosyjską wytwórnią, ale pracowaliśmy na Ukrainie. Dla czego tak właśnie było? Być może nie widać tego tak bardzo w Europie, ale faktem jest to, że Ukraina zarówno wtedy, jak i teraz pozostawała kulturalną satelitą Rosji. Przeważnie koncertowaliśmy tam więc na Ukrainę nasza twórczość docierała przez Rosję. Teraz pracujemy na Ukrainie, piszemy muzykę, śpiewamy po ukraińsku z "WW". Jednocześnie ostatnio ruszyły moje własne projekty. Są to dwa festiwale - muzyki etnicznej "Kraina Marzeń" (ukr. - "Krajina mrij") oraz "Rock Sicz", na którym prezentowana jest ukraińska muzyka rockowa. Są również takie projekty, jak wieczornice, kabaret jazzowy, ukraiński romans oraz inne. W międzyczasie pracowałem w teatrze, występowałem w filmach. Teraz z "WW" nagrywamy nową płytę, szykujemy się do 25-lecia zespołu, które będziemy świętować wiosną.

Kilka lat temu, kiedy został Pan nominowany jako twórca festiwalu "Kraina Marzeń" do najbardziej prestiżowej państwowej nagrody ukraińskiej imienia Tarasa Szewczenki, w jednym z komentarzy powiedział Pan, że jeżeli dostanie tę nagrodę, to zainwestuje ją Pan w festiwal. Nagrodę otrzymał jednak kto inny. Pomijając różne trudności, festiwal istnieje. Czy jest Pan z niego zadowolony?
Jestem bardzo zadowolony. Przy czym, nie oczekiwałem na taki oddźwięk. Dla mnie najważniejszym było stworzyć wydarzenie wartościowe w każdym sensie. Mam swój punkt widzenia na tę sprawę, jeździłem po świecie, wiele grałem, mam duże doświadczenie. Wiem, jak przygotować ciekawe wydarzenie z pozycji widza i twórcy. Jeżeli chodzi o "Krainę Marzeń", to festiwal ma już swoją koncepcję, ideologię, jest gotowy. Rzadko artysta jest organizatorem. Tylko on zna tę głęboką specyfikę wydarzenia muzycznego. Są pewne niuanse, o których przecietni organizatorzy mogą po prostu nie wiedzieć, nie odczuwać ich. Festiwal "Kraina Marzeń" jest centrum zjednoczenia różnych ludzi, wysiłków, energii, on w poważny sposób zmienił sytuację kulturową Ukrainy. Jest to swego rodzaju punkt orientacyjny, który daje impuls do założenia np. nowych zespołów. Jest punktem orientacyjnym także dla ludzi, ponieważ sytuacja z przestrzenią informacyjną na Ukrainie jest bardzo trudna. Duża ilość Ukraińców nie wie, w jakim kraju miaszka, ludzie nie wiedzą, jaki jest ich język ojczysty, nie znają swojego dziedzictwa kulturowego, dokąd zmierzają i co mają za sobą. Ludzie są po prostu zdezorientowani, a Festiwal "Kraina Marzeń" daje im pewny duchowy spokój. Dzięki temu wydarzeniu ludzie mogą spotykać się, poznawać, integrować.

Mówiąc o zdezorientowaniu Ukraińców ma Pan na myśli całą Ukrainę czy jakąś konkretną jej część?
Duża liczba ludzi nie myśli, nie ma informacji, nie wykazują zainteresowania. Ci ludzie nie uświadamiają sobie swoich korzeni, nie stoją pewnie na ziemi, można nimi łatwo manipulować, kiedy tylko pojawia się taka potrzeba. A interes polityczny istnieje. O tym nikt nie mówi, ale oczywistym jest, że działają pewne siły, które nie chcą reformować państwa Ukraina w ogóle. Nic im w tym nie przeszkadza. Jedyni, którzy mogą być przeszkodą, to są świadomi Ukraińcy, których jest już bardzo mało. Dlatego teraz postaje pytanie dla Ukrainy: albo będzie ona istnieć jako państwo, albo będzie wykorzystana jako terytorium pewnych zasobów, przez kogoś innego, a jej oblicze kulturowe zniknie. Czy Ukraińcy będą mogli korzystać ze swojego dorobku kulturowego, historycznego, zasobów przyrodniczych? Z jednej strony niby nic groźnego się nie dzieje, ale z drugiej - Ukraina stoi pod znakiem zapytania. I takie rzeczy jak np. pieśń ukraińska dziś są strategicznie ważne, ponieważ Ukraina jest realnie rozrzucona po całym świecie. Jeżeli połączyć wszystkich Ukraińców oraz zbudować państwo nie w ramach granic geograficznych, a w granicach mentalności, serc oraz dusz ludzi, którzy naprawdę czują się Ukraińcami, identyfikują się z jej pieśnią, historią, dziedzictwem kulturowym, dokonałaby się ta ważna misja o jakiej myślę.

Kiedy grał Pan dla diaspory ukraińskiej w Polsce czy czuł Pan ducha pojednania wśród ludzi, którzy nie mieszkają na Ukrainie, ale są Ukraińcami?
Ciekawym fenomenem jest to, że dziś Ukraina za granicą jest bardziej ukraińska, niż w samej Ukrainie. Kiedy Ukraińcy jadą za granicę, otwierają im się oczy na ich korzenie i kraj w ogóle. Zyskują możliwość porównania: jeżeli u siebie są zdezorientowani, to tam widzą pewną ścieżkę, sposób życia innych ludzi, ich stosunek do swojej kultury, języka, kraju, do wszystkiego… Znika ich kompleks małej wartości, w który wtłaczano nas od lat. Ukraińcy, którzy wyjeżdżają, stają się Europejczykami, ale w jeszcze większym stopniu stają się Ukraińcami. Stają na nogi, stają się pewni siebie i wtedy trudno nimi manipulować. Myślę, że jeżeli mielibyśmy chęć uczynić Ukrainę rzeczywiście ukraińską, to można byłoby na koszt państwa organizowywać dla ludzi wyjazdy za granicę. Aby przez miesiąc mogli pomieszkać w Europie, u rodzin, i zobaczyć jak tam wygląda życie, jakiś czas popracować i wrócić. Byłoby to korzystne szczególnie dla Ukraińców ze wschodu, żeby każdy miał możliwość porównać. Nawet po tak krótkim wyjeździe za granicę ludzi już trudno oszukać. Sam to przeżyłem, przebywając we Francji.

Co przygotowujecie dla swoich wielbicieli na najbliższe miesiące?
Zimą odbędzie się "Zimowa Kraina Marzeń" w stylizowanej wsi ukraińskiej Mamajewa Słoboda w samym sercu Kijowa. Będziemy obchodzić ukraińskie zimowe święta od dnia Świętego Mikołaja 19 grudnia do Objawienia Pańskiego, albo Wodochreszcza 19 stycznia z kolędami, obyczajami ukraińskimi. Niebawem pojawi się moja płyta jazzowa pt. "Żorżyna". Jest to wynik projektu kabaretu jazzowego oraz ukraińskiego romansu ulicznego. Z pisarzem Lesem Poderewlanskim przygotowujemy alternatywny projekt pt. "Humaniści". Będzie to połączenie muzyki oraz literatury. Oprócz tego, w moim wydawnictwie muzycznym wiosną pojawi się zbiór ukraińskiej muzuki polifonicznej. Odnośnie projektów festiwalowych, to w maju 2011 roku planuję organizować "Rock Sicz" oraz zaprosić do udziału polskie zespoły pochodzenia ukraińskiego, z którymi już prowadziliśmy rozmowy. Przygotowujemy już kolejną "Krainę Marzeń", która tradycyjnie odbędzie się w Kijowie na Śpiewnym Polu na przełomie czerwca i lipca.

Skrót artykułu: 

Z Olegiem Skrypką, ukraińskim muzykiem, liderem zespołu "Wopli Widoplasowa", twórcą oraz organizatorem festiwali muzycznych "Kraina Marzeń" oraz "Rock Sicz" w Kijowie, animatorem kultury, organizatorem etno-dyskoteki oraz wieczornic na XXXIV Młodzieżowym Jarmarku Ukraińskim w Gdańsku, który wystąpił jako DJ Oleg Skrypka rozmawiała Marianna Kril.

Dział: 

Dodaj komentarz!