Dziura w poście, chodźcie goście!!!

Wielkopostne zwyczaje ludowe Śląska a dzisiejsze próby podtrzymania tradycji

Wszelka obrzędowość i system wierzeń odległej dziś w dziejach przedchrześcijańskiej Europy, jak wiadomo, były nierozerwalnie związane z cyklicznością przyrody i licznymi zjawiskami naturalnymi. Zależność ta zauważalna jest w pierwotnych wierzeniach również innych kręgów kulturowych, gdzie zmienność pór roku czy obserwacje astronomiczne organizowały życie codzienne i duchowe danej społeczności. „Szczególną formą sacrum było kultywowanie, wręcz religijne traktowanie zjawisk, z którymi człowiek stykał się codziennie, takimi jak: słońce, gwiazdy, księżyc, woda, ogień, ziemia, las, a nawet zwierzęta”[1].  Ważnymi momentami były przesilenia oraz równonoce. Czas ten obfitował w liczne obrzędy. Po dotarciu do Europy nowej religii, dostrzegamy „próby koordynacji rytmu świąt liturgii chrześcijańskiej z rytmem obrzędowości tradycyjnej, opartej na powtarzających się zjawiskach roku naturalnego [...]. Człowiek żyjący w społeczeństwie agrarnym nie tracił wrażliwości wobec przełomowych, cyklicznych momentów natury i innych stałych zjawisk obserwowanych od pokoleń”[2]. Proces chrystianizacji sprawił, że na przestrzeni wieków dawne wierzenia ostatecznie ustępowały miejsca nowym, natomiast chrześcijaństwo wcielało elementy mocno zakorzenionej starej religii[3]. Z biegiem czasu w dawnych legendach zastąpiono dotychczasowych bohaterów osobą Jezusa, świętych czy diabła. Powstała tzw. biblia ludowa, o której w pracy o tym właśnie tytule obszernie pisze Magdalena Zowczak[4]. Jest to zbiór interpretacji wątków biblijnych i wcielanie ich przez kulturę ludową do podań tradycyjnych. Zowczak analizuje materiały zebrane głównie w Polsce, a także na Litwie czy Białorusi i porównuje je z innymi słowiańskimi lub zachodnioeuropejskimi źródłami[5]. Wart uwagi jest też średniowieczny zbiór 71 górnośląskich podań, łączących elementy chrześcijańskie z ludowymi. Księga powstała między 1297 a 1304 rokiem, natomiast jej autorem jest dominikanin Peregryn z Opola (znany też jako Peregryn z Raciborza), który opowieści te przytaczał podczas swoich kazań[6]. Teresa Smolińska, pisząc o korzeniach śląskiej kultury ludowej w kontekście średniowiecznych wierzeń i zwyczajów, wspomina również o legendach dotyczących pobytu św. Wojciecha w Opolu[7]. Ponoć przemawiał on do ludu ze wzniesienia, na którym obecnie stoi Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej. Niegdyś wszelkie góry czy pagórki stanowiły sferę sacrum. Jak zaznacza Smolińska, według przekazów, nawet Góra św. Anny była w czasach przedchrześcijańskich miejscem kultu Swarożyca, jednego z wielu dawnych bóstw Słowian[8].

„W myśl chrześcijańskiej nauki, władze kościelne, nakazując zwalczać pogańskie praktyki, magiczne zachowania, siłą rzeczy, przytaczały w kronikach ich dokładny opis, dając w ten sposób obraz tego, co było żywe i popularne w dawnych wiekach. Lud zaś nie był skory pozbywać się tego, co uznał za pożyteczne i, w jego mniemaniu, mądre”[9]. Jeszcze w XIX wieku przeciwne ludowym tradycjom były również władze świeckie – uściślając, pruska administracja zaborcy. Z oficjalnego zakazu wydanego na Śląsku Opolskim w 1819 roku dowiadujemy się, że m.in. zwyczaje takie jak: 1. kąpanie się ludzi i zwierząt w Wielki Piątek, 2. wynoszenie śmierci, albo tzw. marzanny, 3. oblewanie dziewek wodą w Wielki Piątek albo w drugi dzień Świąt Wielkanocnych mogą być przyczyną niecnoty lub też choroby ludzi i zwierząt[10]. Smolińska zauważa: „paradoksem dziejów możemy nazwać owe liczne zakazy wierzeń, zwyczajów, obrzędów, gdyż to im właśnie zawdzięczamy utrwalenie i dokładne opisy obrzędów. Zakazując czegoś, władze administracyjne były zmuszone podać dokładną treść zakazu”[11]. Tym sposobem przetrwały informacje o ujmującej tradycji ludowej Śląska, będącej kompilacją dawnych przedchrześcijańskich zachowań, obecnej religii oraz specyfiki żyjącej tu społeczności.

 Aktualnie mało kto interesuje się dawnymi zwyczajami, które zanikają lub też już zanikły. Ostatni ich świadkowie i uczestnicy to nieliczne wciąż żyjące osoby w bardzo podeszłym wieku. Religioznawca oraz krzewicielka muzyki tradycyjnej na Górnym Śląsku, Łucja Cieślar, przyznaje: „Mocno czuję swoje korzenie słowiańskie […] i jest mi trochę przykro, że właśnie nasza polska kultura – gdyż inaczej jest np. na Bałkanach czy na Ukrainie – bardzo odcina się od swoich korzeni, traktując je jako pogańskie, czyli złe. W szkole uczymy się, że polska kultura rozpoczęła się wraz z chrztem Polski, a to nieprawda. Można sięgnąć daleko wcześniej i poznać nasze korzenie, dawną kulturę, która jest wciąż obecna w warstwie ludowej, w zwyczajach, powiedzeniach, obrzędach. Jest tego całe mnóstwo i szkoda, że się od tego odwracamy. Ja sama bardzo chętnie sięgam do ludowości, a śpiew jest dla mnie ogromnym nośnikiem, nie tylko poprzez muzykę, ale też dzięki warstwie tekstowej”[12].

 Śląskie Koło Badaczy Kultury przy Miejskim Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach wydało w 2014 roku jedną z czterech części tetralogii Świat naszych przodków pod redakcją Agnieszki Przybyły-Dumin. Jej podtytuł brzmi: Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego i zawiera opis obrzędów oraz zwyczajów kultywowanych na Śląsku w związku z równonocą wiosenną. Należy zwrócić uwagę, że jest to również czas Wielkiego Postu oraz Wielkanocy, a wiosenna obrzędowość ludowa zgodna jest z kalendarzem liturgicznym[13]. Ciekawie o zwyczajach Śląska Cieszyńskiego, związanych z Wielkim Postem, pisze Jan Szymik[14]. Zaznacza on, że czas ten „obfituje w wiele zwyczajów oraz obrzędów o charakterze ludycznym i wróżebnym”[15]. Post trwa 40 dni i rozpoczyna się w tzw. środę popielcową, czyli 47 dni przed Wielkanocą. Każda z niedziel Wielkiego Postu posiada swoją szczególną nazwę. Pierwsza zwana jest Wstępną lub też Chudą, druga Suchą, trzecia Głuchą, czwarta Śródpostną (też Radosną lub Tłustą), piąta Czarną (Morzaną), a szósta Palmową (Kwietnią)[16]. Szymik podaje, że kiedyś podczas Wielkiego Postu w każdy piątek, a przed I wojną światową również w każdą środę, obowiązywał post ścisły. Obecnie zwyczaj ten utrzymał się jedynie podczas środy popielcowej i w Wielki Piątek. Wciąż jednak przez cały okres trwania postu zaleca się wstrzemięźliwość od potraw mięsnych, spożywania alkoholu, hucznych zabaw i śpiewów. Dawniej kobiety zasłaniały lustra, aby nie koncentrować się na tym, co powierzchowne i ulotne. W kościołach natomiast odprawiane są nabożeństwa, tzw. gorzkie żale oraz droga krzyżowa. Jan Szymik zaznacza ponadto, że „wielkopostne obchody są zamkniętym cyklem zimowo-wiosennym i związane są z nimi, często zachowane do dziś, liczne dawne zwyczaje”[17].

O genezie kształtowania się ram czasowych Wielkiego Postu oraz związanych z nim zwyczajach pisze Aleksandra Sobańska we wcześniej wspomnianej już publikacji Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego[18]. Dowiadujemy się od autorki, że czas trwania oraz sposób celebrowania Wielkiego Postu zmieniał się na przestrzeni stuleci[19]. W II wieku chrześcijański, rzymski pisarz Tertulian informuje o zaledwie dwudniowym poście, obowiązującym jedynie w Wielką Środę i Wielki Piątek[20]. Sobańska przytacza też słowa św. Ireneusza, który pisze, „że za jego czasów zwyczaj ten istniał również w Galii: ku czci czterdziestodniowego postu Pana Jezusa był nakazywany post czterdziestogodzinny (obowiązywał zatem w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę)”[21]. Autorka podaje dalej, że dopiero w następnym stuleciu przedłużono trwanie postu do tygodnia[22], a pierwsza wzmianka o poście czterdziestodniowym odnotowana została w IV w. w kazaniu biskupa Aleksandrii (334 r.)[23]. Dopiero jednak w VII wieku został uściślony czas trwania Wielkiego Postu, który przetrwał do dnia dzisiejszego: „W wieku VI w Rzymie post rozpoczynał się 6 tygodni przed Wielkanocą. Jednak po odliczeniu niedzieli, w których nigdy nie poszczono, post wielki trwał właściwie tylko 36 dni. Dlatego w wieku VII dodano brakujące dni i wyznaczono jako początek Wielkiego Postu środę popielcową”[24].

Studiując literaturę opisującą śląską etnografię, można wymienić przynajmniej kilka zwyczajów i obrzędów związanych zarówno z tradycją chrześcijańską, jak i ludową, które kultywowane są lub były w okresie wielkopostnym. Zanim jednak wkroczono w ten powszechnie znany czas pokuty, należało pożegnać się z okresem zabaw i uciech, jakie towarzyszyły ludności w karnawale. Zapusty, inaczej mówiąc ostatki, rozpoczynały się w Trzech Króli i trwały do środy popielcowej. Na Śląsku Opolskim bardzo starym zwyczajem jest tzw. wodzenie niedźwiedzia. Obchodzony był on zazwyczaj we wtorek, tuż przed Popielcem, jednak niektórzy etnografowie zanotowali takie działania w samą środę popielcową[25]. Ludność przebierała się wtedy za cyganów, diabłów, kominiarzy, śmierć, młodą parę i tworzyła korowód. Jeden spośród zgromadzonych, okryty futrem, pełnił funkcję niedźwiedzia, czyli swego rodzaju kozła ofiarnego, którego oskarżano publicznie o wszelkie niepowodzenia, jakie spotkały mieszkańców wsi w ciągu ostatniego roku. Winowajcę oprowadzano, czyli wodzono po okolicy. Po końcowym osądzie symbolicznie zabijano winnego i wypijano jego krew (czerwone wino). Uczestnicy korowodu otrzymywali od gospodarzy żywność i alkohol. Po obrzędzie radowano się i tańczono[26].

Jak pisze Dorota Simonides: „[…] analizując różne formy uciech i zabaw zapustnych, nie sposób pominąć tych, które pierwotnie służyły zgoła innym celom, gdyż należały do praktyk związanych z torturami, karami cielesnymi […]. W miarę upływu czasu mało kto zdawał sobie sprawę z tego, iż owe zabawowe formy miały wcześniej zgoła tragiczne znaczenie […]. Heblowanie na desce, zawieszanie kłody, ciągnięcie łańcucha przypiętego na szyi oraz wiele innych zapustnych form zabawowych, to wszystko należało kiedyś do okrutnych tortur i kar, stosowanych także na Śląsku”[27].

Możemy wyróżnić wiele zwyczajów związanych już z pierwszym dniem postu – Popielcem, czyli środą popielcową. Jest to czas, który najbardziej kojarzy nam się z nabożeństwem, podczas którego kapłan posypuje wiernym głowy popiołem. Kiedyś działanie to dotyczyło jedynie wielkich grzeszników, którzy na okres Wielkiego Postu byli wykluczani ze wspólnoty kościelnej[28]. Posypywanie głowy popiołem podczas środy popielcowej ma swój początek w IV wieku n.e.[29] Sobańska wspomina również o podobnej symbolice tego zwyczaju odnotowanej w starożytnym Egipcie czy Grecji, gdzie posypywanie głowy popiołem miało związek z umartwieniem, żałością[30]. Ponadto przypisywano popiołowi moc oczyszczającą, jak również wzmagającą płodność, a u mężczyzn potencję. Gospodarze zabierali go z kościoła i posypywali pola przed zasiewam, a także wsypywali do worków z ziarnem[31]. środa popielcowa rozpoczynała okres Wielkiego Postu, czyli czas modlitwy i pokuty. Na Śląsku Cieszyńskim czy Opolskim wyprawiano wtedy tzw. pogrzeb basów. Na znak konieczności wyciszenia się i rezygnacji z hucznych zabaw „muzykanci chowali do pudeł lub zawijali w płótno instrumenty, zamykali je w skrzyni symbolizującej trumnę, formowali kondukt pogrzebowy i wynosili skrzynie z biesiadnej izby.”[32] Niegdyś chowanie basów miało charakter obrzędu religijnego. Dziś badacze folkloru dopatrują się w tym zwyczaju teatru ludowo-dramatycznego[33]. Każdego roku wymyślane zostają nowe teksty, które parodiują modlitwę pogrzebową. W rzeczywistości są to żarty, często wygłaszane również w formie kazania.

Mało kto wie również, że w tradycji ludowej Popielec był też dniem wróżb miłosnych i matrymonialnych[34], które niewiele wspólnego miały z pokutą. Sobańska zaznacza nawet, że „nie wszędzie […] Popielec oznaczał koniec śmiechu i zabaw. W niektórych miejscach Polski ostatki trwały jeszcze w tym dniu”[35]. A gdzieniegdzie traktowano ten dzień jako święto skupione głównie wokół kobiet[36]. W Zagłębiu jeszcze w XIX wieku w środę popielcową miały miejsce tzw. „zapisy młodych do kobiecego cechu”[37], które są elementem tzw. babskiego combru. Zwyczaj ten opisuje Krystyna Kaczko: „Zamężne kobiety poubierane w męskie kapoty i kapelusze z przyprawionymi konopnymi wąsami i brodami ciągnęły przez wieś sanie z cebrem. Wyciągały z domów ukrywające się młode mężatki, wciągały je do cebra i wiozły do karczmy. Tam młoduchy musiały fundować obecnym kobietom wódkę. Przepijając ją najpierw z najstarszą z obecnych mężatek, dokonywały wpisunku do kobiecego cechu. Po sprowadzeniu do karczmy wszystkich młoduch, kobiety tańczyły wkoło, trzymając się za ręce, po czym skakały przez ławy, aby zapewnić urodzaj konopi”[38]. Sobańska wspomina też o innym zwyczaju opisywanym tym razem przez Ewę Ferenc: „powszechnie uważano, iż dziewczyna, która nie znalazła męża w dopiero co minionych zapustach, pozostanie panną do przyszłego roku. Dla wielu dziewcząt było to powodem licznych przykrości. [...] W środę popielcową było już wiadomo, którą spotkał taki los. Stąd powiedzenie »Zwiędła jak panna we Wstępną Środę«. Mężczyźni wyłapywali te biedaczki i urządzali im »kłodę popielcową«. Zaprzęgali je do kłód symbolizujących małżeńskie jarzmo i przeganiali po ulicach […]. Po wsiach schwytane dziewczęta prowadzono do karczmy i tam mogły się wyzwolić, stawiając wszystkim wódkę”[39]. O babskim combrze pisał również w 1842 roku Józef Lompa oraz Joseph Kauschke[40]. Na Śląsku Opolskim zwyczaj ten był kojarzony nie tyle z dniem kobiet, co czarownic. „[...] na pamiątkę dawniejszych praktyk magicznych starsze kobiety tańczyły na miotłach i zgrzebłach w takt ludowej muzyki i śpiewały: Jak ostatki, to ostatki, niech się bawia stare babki[41]. We wsi Solarnia w Lublinieckiem comber przebiegał nieco inaczej. Nazywano go pochodem maszkar,  na czele którego jechał konno król w koronie i z berłem[42]. Obchodzono tak domostwa i tańczono z gospodarzami, aby im się dobrze darzyło – był to tzw. taniec na urodzaj[43].

Kolejnym zwyczajem związanym z babskim combrem  było niegdyś tzw. heblowanie. Łapano jedną spośród grona młodych kobiet i kładziono ją na desce. Starsza kobieta trzymała ją za głowę, zaś mężczyzna za nogi – w ten sposób kilkukrotnie przesuwano ja po desce, naśladując heblowanie drewna. Ze względu na brutalność tego zwyczaju, w 1824 roku zabroniono jego praktykowania – warto dodać, że w średniowieczu był on elementem tortur czarownic[44]. Inny bardzo stary, zanotowany już w 1652 roku zwyczaj to wieszanie łańcucha i klocka na szyi panien znanych z wybredności podczas wyboru kawalera. Odbywało się to przed północą z wtorku na środę popielcową. W ten sposób potraktowane dziewczęta były zobowiązane następnego dnia tak pokazać się w kościele. Niektóre matki poprzedniego dnia starały się przekupić chłopców wódką i godziwym posiłkiem, aby ci oszczędzili wstydu ich córkom[45].

W okresie wielkopostnym obchodzono też na Śląsku tzw. grzegorze, czyli imieniny św. Grzegorza (12 marca). Niegdyś był to zwyczaj typowo kościelny, patronujący biednym żakom. Z czasem jednak stał się on świecki i przeobraził w swego rodzaju kwestę. Jan Szymik pisze: „[…] w przeddzień św. Grzegorza, w tym dniu, a także następnym chodzili po domach grzegorze . Był to orszak uczniów szkolnych poprzebieranych za pisarzy, listonoszy, sędziów, nauczycieli, księży, doktorów itp., którym przewodził obowiązkowo przebrany za biskupa najwyższy lub najstarszy z nich z dwoma ministrantami”[46]. Grzegorze w zamian za śpiew otrzymywali różnego rodzaju nagrody, również datki pieniężne. Do tej pory przetrwała i jest powszechnie znana na Śląsku pieśń „Jok jo chodził do szkoły, uczyli mie rechtorzi...”, do której tańczy się również ludowy taniec śląski Rechtór.

19 marca wypadają natomiast imieniny Józefa. Jest to dzień wielkopostny, w którym Kościół katolicki udziela dyspensy ze względu na postać św. Józefa Oblubieńca NMP. Jeszcze dawnym międzywojennym zwyczajem było składanie życzeń wszystkim okolicznym solenizantom. Orkiestry górnicze, fabryczne, kolejarskie i kapele ludowe obchodziły domostwa Józefów i mimo Wielkiego Postu grały na ich cześć. Solenizant nie pozostawał dłużny i częstował muzykantów kieliszkiem warzónki – czyli wódki zaprawianej palonym cukrem[47]. „Wygrywano z przerwą obiadową przez cały dzień […]. Kapelom czy orkiestrom towarzyszyła zwykle gromadka ciekawskiej i zainteresowanej muzyką dzieciarni, która podziwiała nie tylko muzykę, ale też i samych muzykantów, często ubranych w świąteczne lub nawet galowe mundury”[48]. Bezpośredni uczestnik późniejszego winszowania solenizantom, Józef Wrzoł, urodzony w 1928 roku w Zabrzegu i tam zamieszkały, relacjonuje: „W Zabrzegu była orkiestra […] dęta. Tak, że oni tradycyjnie już mieli obranych Józefów, już szli i nie odpuścili nikomu. Było w Zabrzegu tak, że był ksiądz proboszcz Józef Stec, naczelnikiem gminy […] był pan Dominiec Józef, na stacji kolejowej naczelnikiem […], był pan Józef Londzin. To podkreślali zawsze: »Najważniejsze osoby w Zabrzegu to są Józefy, my im tego nie podarujemy, żeby ich nie iść odwiedzić«. To […] rano byli w kościele na mszy – po mszy zaraz proboszczowi wygrywali pod oknem […]. Zaraz w sąsiedztwie mieszkał pan Dominiec Józef, mieli blisko, z probostwa przeszli dwa kroki dalej i zagrali, i tak potem szli po tych Józefach […]. Solenizanci się poczuwali do tego, żeby […] ich przynajmniej czymś poczęstować […], już byli przygotowani – tak, że to się odbywało z takim małym przyjęciem. A szło ich różnie – co najmniej trzech, a raz szło ich więcej. Mieli czas, to szli […]. Nie takie dawne czasy […]. Mieli śląskie i kościelne pieśni, melodie pieśni do św. Józefa, »Sto lat« na pewno też było”[49].

Najbardziej jednak znanym i jeszcze wciąż bardzo żywym w Polsce zwyczajem jest topienie Marzanny. Na Śląsku Cieszyńskim tzw. Morzana rozpoczynała się w piątą, tzw. Czarną Niedzielę Wielkiego Postu. Następujący po niej tydzień również zwał się Czarnym i w tym właśnie czasie młodzi mieszkańcy, zwykle dziewczęta, wynosili ze wsi Marzannę. „Była to słomiana kukła z żerdzi ubrana w stare kobiece łachmany. Symbolizowała ona zimę i zmarłe w przyrodzie życie”[50]. Marzannę obnoszono po wsi czy mieście, śpiewając przy tym obrzędowe pieśni. np.:

 

Morzana, Morzana

Coś w poście jodała?

Groch ze szpyreczkami,

Pón Bóczek je s nami! […]

 

Płyń teraz, Morzano,

Aż za siódme morze,

Bo już ni ma miejsca

Dlo ciebie w kumorze![51]

 

Śpiewano również:

 

Warziła żur Morzana

od samego rana.

Warziła, warziła

aż se oparziła.

 

Oparziła se kolana,

bo warziła od rana.

Warziła go pod szopą,

miyszała go póńczochą[52].

 

Na koniec pochodu zanoszono Morzane nad rzekę i wrzucano do wody, czekając aż odpłynie (w niektórych regionach, np. w Radomskiem, przed utopieniem Marzanny najpierw ją podpalano). Jeśli w pobliżu nie było rzeki, wrzucano kukłę do wody stojącej, np. stawu, jeziora lub palono na miedzy czy granicy miejscowości – według dawnych wierzeń woda i ogień posiadają zdolności oczyszczające[53].  Po uśmierceniu Morzany powrót do wsi był radosny. Na znak nadejścia wiosny przynoszono znad rzeki Nowe Latko[54] (mojiczek lub gojiczek), czyli zielone drzewko, najczęściej brzezinę, ozdobione kolorowymi wstążkami, wydmuszkami i dzwoneczkami. Ten symbol niosły zazwyczaj trzy najmłodsze dziewczynki, kręcąc nim podczas śpiewu i potrząsając tak, aby słychać było dzwonki. Śpiewano wówczas:

 

Wyniyślimy Morzane ze wsi,

prziniyslimy Nowe Latko do wsi.

Nosz Mojik cały zielóny,

pieknie je ustrojóny [...][55]

 

Następnie chodzono po wsi z Nowym Latkiem przez cały Czarny Tydzień. Jak zaznacza Szymik, zwyczaj obnoszenia mojiczka (gojiczka), który określany jest nawet mianem widowiska, wykracza poza ramy Wielkiego Postu[56].

Większość z opisanych śląskich zwyczajów jest żywa jedynie w pamięci ich świadków lub w naukowych publikacjach. Jednak dzięki licznym inicjatywom, świadomość potrzeby przekazywania tradycji, a tym samym tożsamość regionalna na Śląsku wzrasta. W ciągu ostatnich kilkunastu lat ukazało się w druku wiele publikacji odnoszących się do śląskiej kultury ludowej, wydawanych przez instytucje mieszczące się właśnie w tym regionie. Już od dawna bardzo aktywną autorką prac o Górnym Śląsku jest Dorota Simonides. Warto zwrócić uwagę na takie jej pozycje jak: Mądrość ludowa. Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego czy Najpiękniejsze zwyczaje i obrzędy górnośląskie. Nie powinny też zostać pominięte liczne prace Teresy Smolińskiej, np.: Tradycyjne zwyczaje i obrzędy śląskie. Wypisy. Polecani są również wspominani wcześniej autorzy, tj. Agnieszka Przybyła-Dumin czy Jan Szymik.

Ciekawą inicjatywą była debata zorganizowana przez Regionalny Instytut Kultury w Katowicach. Odbyła się 15 marca 2017 roku w katowickim klubie KATO, a jej temat brzmiał: (Nie)żywa etnografia? O badaniach etnograficznych w praktyce. Na spotkaniu poruszono kwestie konieczności przeprowadzania badań terenowych, jak również odpowiedniego sposobu dokumentacji zebranego materiału – i co bardzo ważne – publikowania wniosków z wykonanej pracy. Spotkanie poprowadził Aleksander Lysko (Regionalny Instytut Kultury w Katowicach), zaś uczestnikami debaty byli: Robert Garstka (fotograf, etnograf z Regionalnego Instytutu Kultury w Katowicach), Aleksandra Matuszczyk (dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach) oraz Agata Telc-Szubert (kuratorka Home Movie Day, pracownica Filmoteki Śląskiej Instytucji Filmowej „Silesia Film”). Na debacie pojawiły się osoby wyraźnie zainteresowane losem kultury tradycyjnej, m.in. niektórzy członkowie  prężnie działającej grupy Śląsk Folkowy.

Społeczność ta jest zrzeszeniem miłośników i kontynuatorów tradycji ludowej. Zajmuje się organizacją potańcówek, warsztatów tanecznych i wokalnych, muzykowaniem oraz poszukiwaniem spuścizny już zapomnianej. Jak sami zaznaczają, Śląsk Folkowy ma misję niesienia kultury tradycyjnej[57]. Ostatnią ich inicjatywą była organizacja potańcówki z okazji imienin św. Józefa. Wydarzenie odbyło się 19 marca 2017 w antykwariacie Sofa Literacka przy ul. Stawowej 3 w Katowicach. Miejsce to stale gości Śląsk Folkowy i jego inicjatywy. Postanowiono przywołać dawny zwyczaj zabaw z okazji tzw. Józefinek, które bywa, że pokrywają się z datą tzw. Półpościa, czyli połowy postu i często są z nim utożsamiane. Łucja Cieślar – członek i działacz Śląska Folkowego – mówi: „U nas, na Śląsku, ważna jest tradycja obchodzenia imienin, więc św. Józefa było dobrą okazją, żeby sobie trochę poświętować. Chcieliśmy przypomnieć zwyczaj hucznego obchodzenia tego święta. Jako, że ze strony kościoła kiedyś nie było przyzwolenia na urządzanie zabaw w Wielkim Poście, zapewne zwyczaj ten jest echem jakichś dawnych tradycji. Chrześcijaństwo było u nas kultywowane równolegle z kulturą ludową, dlatego obie te jakości się poprzenikały”[58].

Wydarzenie w Sofie Literackiej zgromadziło pełną salę chętnych do tańca gości. Zgodnie z  dawnym zwyczajem, kapele grały muzykę na żywo, a zapłatą dla muzykantów był dobrowolny datek do przysłowiowego kapelusza. Tego wieczoru wystąpiły trzy zespoły śląskie: Młodych Konkubinat, Kapela Bałamutki oraz Andrzej Teofil wraz z przyjaciółmi. Nie udało się usłyszeć tym razem Kapeli Fedaków, która często grywa na katowickich potańcówkach i angażuje się w działalność Śląska Folkowego.

Jako pierwszy zagrał Młodych Konkubinat w składzie Katarzyna Dudziak (baraban, śpiew) i Mateusz Dyszkiewicz (akordeon, śpiew). Zespół ten oraz Kapela Bałamutki korzysta ze starych śpiewników pozostawionych przez muzykologów i etnografów zajmujących się Górnym Śląskiem – zaznacza Katarzyna Dudziak. Są to m.in. zbiory z zapiskami Józefa Lompy, Stanisława Wallisa, Adolfa Dygacza czy Jana Doliny. Zespoły aranżują melodie według swoich potrzeb. Jako pierwsze zabrzmiały dwa mazurki zanotowane na Górnym Śląsku przez Wallisa z końcem XIX wieku  zbiory Jana Taciny[59]) oraz śląska polka „Obejrzyjcie wy dziewuchy”. Następnie utwory żydowskie: pieśń weselna „Hot a jid a weibale”, piosenka z repertuaru Mordechaja Gebirtiga „Firt men mir zu der chupke” oraz fokstrot „Bei mir bist Du shein”element muzyki żydowskiej wydaje się być tu bardzo znaczący, zważywszy na historię Śląska. Zagrano też śląskie polki: „Nie chodź wede róży”, „Jakiem maszerował”, „Bytomski mosteczek”, „Grozik” i „Ano jo cie so wie so dostana”, a po nich można było usłyszeć śląskie pieśni ze zbioru Jana Doliny[60], np. „Nieszczęśliwe były”, którą zespół zaaranżował jako francuską mazurkę. Oprócz tego zagrano m.in. „Koziery”, śląską pieśń ze zbiorów A. Dygacza[61].

Jako druga zagrała Kapela Bałamutki w składzie: Karina Przewłoka (skrzypce, śpiew), Katarzyna Dudziak (baraban, śpiew), Łucja Cieślar (bęben obręczowy, śpiew), Mateusz  Dyszkiewicz (akordeon, śpiew), Aleksander Mateja (basy, śpiew). Jest to grupa, która, podobnie jak Młodych Konkubinat, skupia się głównie na muzyce śląskiej. W jej repertuarze znajdziemy jednak melodie również z innych części Polski. Kapela Bałamutki rozpoczęła grę od katowickiej pieśni „Za stołem panienki”, która w oryginale jest grana jako walczyk – zespół natomiast zdecydował się zaaranżować ją jako walczyk przechodzący w polkę. Następnie usłyszano oberek z Przasnysza i oberek z Sannik (Gostyńskie). Pieśnią „Oj ty moja kochanko” ze zbiorów Lompy[62] na chwilę powrócono na Śląsk, aby później znów wyruszyć w dalszą podróż po innych regionach. Tym sposobem zagrano: oberek z Łowicza oraz rzeszowską polkę „Nie pukaj do ściany”. Z muzyki śląskiej pojawiły się jeszcze dwa utwory: „Namówiła mi matka” (Jan Dolina) i „Miałam ci ja pierwszego” (Juliusz Roger[63]) oraz walczyk ze zbiorów LompyKandy żeś ty moja matko rozum podziała”.

Po Kapeli Bałamutki wystąpił Andrzej Teofil (akordeon, śpiew, trąbka) – postać  aktywnie działająca na Śląsku w sferze muzyki tradycyjnej. Na Józefinkach zagrał wraz z Arkadiuszem Szałatą (baraban) i Andrew Sacheva (skrzypce), choć zazwyczaj muzykuje w zmiennym składzie i nie tworzy żadnej stałej formacji. Zagrano m.in. radomski oberek z repertuaru Jana Gacy, muzykę żydowską i madziarską oraz utwory z rosyjskiego balfolku. Charakterystyczną cechą muzykowania Andrzeja Teofila jest zaledwie inspirowanie się muzyką tradycyjną oraz próba tworzenia na jej podstawie nowych jakości muzycznych.

Ważną rolę podczas Józefinek pełniła również Iga Fedak, która prowadziła zabawy. Najpierw pojawił się Owczareczek z Górnego Śląska, potem Grzybobranie, wywodzące się z tradycji litewskiej. Następną zabawą był popularny w wielu regionach Polski Mietlorz, którego zaproponowała Magdalena Wojtuszek. Polega on na tańcu wszystkich par po kole, podczas gdy w środku jedyna nieposiadająca pary osoba tańczy z miotłą (zamiatając i tym samym celowo przeszkadzając pozostałym). Wraz ze zmianą muzyki następuje zmiana partnera, a do środka trafia osoba, której nie udało się nikogo znaleźć. Czynność ta powtarza się wielokrotnie. Na koniec pojawił się Wiwat – korowodowy taniec wywodzący się z Wielkopolski. Wszystkie zabawy polegają na częstej zmianie partnera, a tym samym stwarzają możliwość lepszego poznania się przez przybyłych gości.

Potańcówka na św. Józefa, zgodnie ze zwyczajem zakończyła się o północy. Dużym walorem Śląska Folkowego jest nie tylko praktyczne, ale i merytoryczne przygotowanie organizatorów. Dostrzec można nie tylko pracę związaną z poszukiwaniem źródeł muzycznych, studiowaniem ich, a następnie wskrzeszanie własnym wykonaniem, ale też ogromną chęć promowania kultury tradycyjnej, a w szczególności dobytku własnego regionu.

Śląska kultura i obyczajowość jest zjawiskiem niezwykle złożonym. Przemysłowe przeznaczenie tego terenu, pamięć o mieszkającej tu kiedyś ludności żydowskiej, świadomość wpływów kultury niemieckiej, wykształcenie się odrębnego języka – wszystko to stworzyło unikatową kulturę oraz odczuwalną odrębność mieszkającej tu społeczności. Odmienny charakter Śląska widoczny jest na każdym kroku – zarówno w dzisiejszej obyczajowości, jak i zapominanych już ludowych tradycjach. Nie bez powodu region ten kojarzony jest bardziej z orkiestrą górniczą czy fabryczną, niż z wiejskimi kapelami ludowymi. Chociaż wszystkie te typy muzycznej formacji funkcjonowały równocześnie, to właśnie głównie przemysłowy charakter Śląska nasuwa się na myśl każdemu Polakowi. Warto jednak spojrzeć z nieco innej perspektywy, aby poza kopalniami, hutami czy pozyskiwaniem energii dostrzec również pozostałe jakości tej części Polski, która wciąż jeszcze niedoceniana jest pod względem kulturowym.

Zofia Garganisz
muzyk, muzykolog (Uniwersytet Wrocławski). Pasjonatka teatru poszukującego, czerpiącego z kultury tradycyjnej, w szczególności idei Jerzego Grotowskiego. Obecnie związana ze środowiskiem artystycznym oraz ruchem folkowym Górnego Śląska. Publicystyka jest dla niej ważnym wyrazem własnej refleksji.

 

Bibliografia

Opracowania:

S. Bylina, Kultura Ludowa Polski i Słowiańszczyzny średniowiecznej, Warszawa 1999.

H. Gerlich, M. Gerlich, Sacrum, rodzina, tradycje. Świętowanie roku kościelnego w tradycyjnej kulturze plebejsko-miejskiej Górnego Śląska, Katowice 1995.

A. Halor, Rok obrzędowy na dawnej ziemi bytomskiej. Siemianowice Śląskie i okolice, Siemianowice Śląskie 2004.

U. Janicka-Krzywda, Zwyczaje, tradycje, obrzędy, Kraków 2013.

Obyczaje, języki, ludy świata. Encyklopedia PWN, Warszawa 2007.

B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.

D. Simonides, Mądrość ludowa. Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego, Wrocław 2007.

A. Szyjeswki, Religia Słowian, Kraków 2010.

J. Szymik, Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim, Czeski Cieszyn – Wrocław 2012.

Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego, red. A. Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2014.

Tradycyjne zwyczaje i obrzędy śląskie wypisy, red. T. Smolińska, Opole 2004.

W. Zaleski, Rok kościelny, Święta Pańskie, Matki Bożej, Apostołów, Świętych i Błogosławionych Polskich, oraz dni okolicznościowe, Warszawa 2003.

M. Zowczak Biblia ludowa. Interpretacje wątków biblijnych w kulturze ludowej, Wrocław 2000

 

[1] D. Simonides, Mądrość ludowa. Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego, Wrocław 2001, s. 205.

[2] S. Bylina, Kultura ludowa Polski i Słowiańszczyzny średniowiecznej, Warszawa 1999, s.71.

[3] Por. A. Przybyła-Dumin , Zwyczaj, obyczaj, obrzęd, rytuał, ceremonia, święto [w:] Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego, red. A. Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2014, s. 34.

[4] M. Zowczak Biblia ludowa. Interpretacje wątków biblijnych w kulturze ludowej, Wrocław 2000.

[5] Tamże, s. 5-6.

[6] D. Simonides, dz. cyt., s. 40.

[7] Tamże, s.34.

[8] Tamże, s. 35.

[9] Tamże, s. 35-36.

[10] Tamże, s.59.

[11] Tamże, s.59.

[12] Rozmowa z Łucją Cieślar, Katowice, 19.03.2017.

[13] Por. J, Szymik, Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim, Czeski Cieszyn – Wrocław, 2012, s. 69.

[14] Tamże, s. 69-79.

[15] Tamże, s. 69.

[16] Tamże, s. 69.

[17] Tamże, s. 69.

[18] Por. A. Sobańska, Środa Popielcowa i Wielki Post, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje wiosennego cyklu obrzędowego, red. A. Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2014.

[19] Tamże, s. 41.

[20] Por. B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009, s. 114.

[21] W. Zaleski, Rok kościelny, Święta Pańskie, Matki Bożej, Apostołów, Świętych i Błogosławionych Polskich, oraz dni okolicznościowe, Warszawa 2003, s. 138.

[22] Por. A. Sobańska, dz. cyt., s. 42.

[23] Por. H. Gerlich, M. Gerlich, Sacrum, rodzina, tradycje. Świętowanie roku kościelnego w tradycyjnej kulturze plebejsko-miejskiej Górnego Śląska, Katowice 1995, s. 140.

[24] W. Zaleski, dz. cyt., s. 138.

[25] Por. D. Simonides, dz. cyt., s. 81.

[26] Tamże, s.81-82.

[27] Tamże, s. 83.

[28] W. Zaleski, dz. cyt., s. 39.

[29] Por. B. Ogrodowska, dz. cyt., s.110.

[30] Por. A. Sobańska, dz. cyt., s. 40.

[31] D. Simonides, dz. cyt., s. 89.

[32] U. Janicka-Krzywda, Zwyczaje, tradycje, obrzędy, Kraków 2013, s. 40.

[33] D. Simonides, dz. cyt., s. 87.

[34] J. Szymik, dz. cyt., s. 70.

[35] A. Sobańska, dz. cyt., s. 65.

[36] Por. A. Halor, Rok obrzędowy na dawnej ziemi bytomskiej. Siemianowice Śląskie i okolice, Siemianowice Śląskie 2004, s. 55.

[37] A. Sobańska, dz. cyt., s. 65.

[38] K. Kaczko, Doroczne zwyczaje i obrzędy, [w:] Ludowe tradycje. Dziedzictwo kulturowe ludności rodzimej w granicach województwa śląskiego, red. B. Bazielich, Wrocław-Katowice 2009, s. 189.

[39] E. Ferenc, Polskie tradycje świąteczne, Poznań 2000, s. 82.

[40] Por. D. Simonides, dz. cyt., s. 84.

[41] Tamże, s. 85.

[42] Tamże, s. 85.

[43] Tamże, s. 85.

[44] Tamże, s. 86.

[45] Tamże, s. 86.

[46] J. Szymik, dz. cyt., s. 71.

[47] Tamże, s. 74.

[48] Tamże, s. 74.

[49] A. Sobańska, dz. cyt., s. 62.

[50] J. Szymin, dz. cyt., s. 74.

[51] Tamże, s. 74-75.

[52] Tamże, s. 75.

[53] Tamże, s. 76.

[54] Tamże, s. 77.

[55] Tamże, s. 77.

[56] Tamże, s. 78.

[57] Rozmowa z Łucją Cieślar, Katowice, 19.03.2017.

[58] Tamże.

[59] J. Tacina Śląskie tańce ludowe, t. 3: Górny Śląsk, Katowice 1987.

[60] J. Dolina, Pieśni ludowe z Górnego Śląska, Bytom 1920.

[61] A. Dygacz, Śląskie pieśni ludowe, Katowice 1995.

[62] B. Zakrzewski, Pieśni ludu śląskiego, Opole 1970.

[63] J. Roger, Pieśni ludu polskiego w Górnym Szląsku, Wrocław 1863

Skrót artykułu: 

Kapela Bałamutki. Kadr z programu „Dzika muzyka. Waloszki z górniczego świata”. TVP Kultura; źródło: www.vod.tvp.pl

Wszelka obrzędowość i system wierzeń odległej dziś w dziejach przedchrześcijańskiej Europy, jak wiadomo, były nierozerwalnie związane z cyklicznością przyrody i licznymi zjawiskami naturalnymi. Zależność ta zauważalna jest w pierwotnych wierzeniach również innych kręgów kulturowych, gdzie zmienność pór roku czy obserwacje astronomiczne organizowały życie codzienne i duchowe danej społeczności. „Szczególną formą sacrum było kultywowanie, wręcz religijne traktowanie zjawisk, z którymi człowiek stykał się codziennie, takimi jak: słońce, gwiazdy, księżyc, woda, ogień, ziemia, las, a nawet zwierzęta”. Ważnymi momentami były przesilenia oraz równonoce. Czas ten obfitował w liczne obrzędy. Po dotarciu do Europy nowej religii, dostrzegamy „próby koordynacji rytmu świąt liturgii chrześcijańskiej z rytmem obrzędowości tradycyjnej, opartej na powtarzających się zjawiskach roku naturalnego (...)".

Dział: 

Dodaj komentarz!