Dziedzictwo, które łączy

Jerzy Bartmiński

Fot. D. Głębowicz

Jerzy Bartmiński to wybitny polski lingwista, etnolingwista, folklorysta, slawista, od 2009 roku profesor-emeryt Instytutu Filologii Polskiej UMCS w Lublinie i Instytutu Slawistyki PAN. Redaguje Słownik stereotypów i symboli ludowych (1996–2020) oraz Leksykon aksjologiczny Słowian i ich sąsiadów (t. 1–5, 2015–2019). W czasie organizowanego przez Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS wydarzenia Festiwalowe Żywe Książki, będącego częścią festiwalu Mikołajki Folkowe 2019, o ludowym dziedzictwie, folklorze i folku rozmawiali z nim Damian Gocół i Adrian Grzesiuk.

Adrian Grzesiuk: Spotkaliśmy się przy okazji festiwalu Mikołajki Folkowe. Dlaczego zdecydował się pan wziąć w nim udział?
Jerzy Bartmiński:
Po prostu lubię muzykę, która jest tu grana. Nie jestem muzykologiem, więc trudno mi powiedzieć, za co ją cenię. Jako etnolingwistę interesuje mnie raczej sfera pojęciowa, do której muzycy odwołują się w swoim przekazie. Artyści folkowi odnoszą się do tej części naszej kultury narodowej, która odchodzi w przeszłość, czyli do kultury ludowej, tradycyjnej, chłopskiej. To nadaje jej takiego nostalgicznego uroku. Lubimy patrzeć na rzeczy, które odchodzą. Folk ożywia dawne tradycje. Nie chciałbym tego nazwać reanimacją. Folkowcy wydobywają z tradycji coś, co jest godne podtrzymania, co nie powinno być zapomniane. Takie podejście nie jest zupełnie nowe. Przykładowo nasze tańce ludowe stawały się tańcami narodowymi, a tymi, mazurem czy polonezem, fascynowały się europejskie salony. Teraz z kolei elementy dawnej ludowej twórczości dzięki muzykom folkowym wychodzą poza Polskę. To, co nasze, regionalne, narodowe wchodzi w ten sposób na poziom ponadnarodowy, uniwersalny. To dziedzictwo łączy i to jest piękne. To pokazuje, jaką wartość ma muzyka folkowa.

Damian Gocół: To wspólne dziedzictwo ujawnia się także w języku i kulturze. Przykładem jego opisu może być redagowany przez pana Słownik stereotypów i symboli ludowych czy poniekąd także Leksykon aksjologiczny Słowian i ich sąsiadów.
Tak, przede wszystkim Słownik stereotypów i symboli ludowych, bo jest próbą odtworzenia ludowego obrazu świata i człowieka. Na poziomie słownictwa i tekstów folkloru – zagadek, przysłów, zamówień znachorskich, pieśni obrzędowych, bajek itd. daje się zrekonstruować tradycyjne wyobrażenia o świecie, z których wiele to jest nasze wspólne, słowiańskie dziedzictwo. W tym słownictwie odbija się pewien obszar wspólnych wartości, bo one dotyczą m.in. przyrody, aksjologii, wierzeń religijnych, życia rodzinnego i społecznego. Jednak to dziedzictwo jest jeszcze szersze, praindoeuropejskie. Mamy wiele wspólnego również z Niemcami czy Litwinami. A to przecież wspólnota, która się rozpadła dwadzieścia wieków przed Chrystusem!
Z kolei w międzynarodowym zespole tworzącym Leksykon aksjologiczny Słowian i ich sąsiadów rekonstruujemy językowy obraz wartości: polskich, słowiańskich i europejskich, a nawet wychodzimy poza ten obszar. Wydaliśmy pięć tomów dotyczących pojęć takich jak dom, wolność, praca, Europa, honor. Opisaliśmy na przykład, jak się mówi o domu w różnych językach. Polski dom jest piękny. W systemie języka i tekstach jest utrwalona cała narodowa mitologia. Polski dom jest patriotyczny, jest w nim Matka Polka, która stoi na straży domowego ogniska, wychowuje dzieci na obrońców ojczyzny. Okazało się jednak, że ten dom może być więzieniem. Ujawniło się to w dyskursie feministycznym. Może być tak, że kobieta nie chce być w domu i chce się wyzwolić. Obecnie pojawiają się nowe pomysły na dom polski. Pani Olga Tokarczuk w Biegunach pokazuje dom wędrowny, dom nomadyczny, otwarty. Bo to pojęcie się zmienia. My mamy dom polski, a Łemkowie mają chyżę. Dla nich jest to święte miejsce, które im zabrano. Oni żyją tęsknotą, pamięcią. Dom białoruski to miejsce urodzenia i śmierci człowieka. Całe życie zamyka się w domu, dom jest żywy, dom żyje tak jak człowiek. Szerzej opisała to Jadwiga Kozłowska-Doda w pracy Pojęcie DOMU we współczesnym języku białoruskim. Słowiańskie wyobrażenia domu bardzo różnią się od polskiego. Dopiero taka analiza porównawcza pozwala dostrzec to, co nas wyróżnia, czego gdzie indziej nie ma. Ciekawego odkrycia dokonałem pod tym względem, gdy badaliśmy pojęcie pracy. Słowo praca wiązane jest raczej z działaniem umysłowym, a robota z fizycznym. Mówi się z pewną pogardą robol. Pracownik jest już wyżej wartościowany. Ale czy praca daje człowiekowi stuprocentową satysfakcję? Czy ona jest wartością najwyższą, czy może ważniejsze są inne formy spędzania czasu: odpoczynek, zabawa, rozrywka, sport, czytanie, udział w kulturze? Polacy uchodzą za leniwych, ale niesłusznie, bo są równocześnie bardzo pracowici. W pewnych okolicznościach i warunkach potrafią doskonale pracować. Porównałem to z koncepcją pracy w języku niemieckim, którą w Leksykonie opracowała Jolanta Knieja. Niemcy odróżniają Arbeit, czyli ciężką, ale szlachetną (etyczną) pracę, i Job – doraźne zarobkowe zajęcie. To drugie słowo zostało zapożyczone z angielskiego, ale Niemcy wypracowali jego nową koncepcję. Jest jeszcze słowo Beschäftigung, które oznacza zajmowanie się czymś, co człowiekowi sprawia przyjemność, ale też przynosi korzyść. Otóż w języku polskim mamy coś, co wytrzymuje porównanie z niemieckim Beschäftigung, a nawet jest lepsze. To jest zabawa. Historycznie to słowo wcale nie odnosiło się jedynie do rozrywki. To było „zajmowanie się” czymś. Szlachcic „bawił się” gospodarką. Było pismo „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”. Zabawa była rodzajem zajęcia, które sprawiało człowiekowi przyjemność, pozwalało mu realizować swoje plany, zamiary i przynosiło korzyści – materialne, społeczne czy inne. Pojęcie zabawy jest bardzo ciekawe w polskiej tradycji. Ja sam postanowiłem się bawić teraz, na emeryturze, kiedy nie przychodzę do zwykłej pracy. Gniewam się, kiedy ktoś bierze mnie za pracoholika. Ja się bawię, czyli zajmuję się tym, co lubię i co przy okazji przynosi mi trochę złotówek [śmiech].

A.G.: Dziś bawimy się też przy okazji festiwalu muzyki folkowej. A czym dla pana jest folk?
Bogdan Bracha powiedział kiedyś, że folk jest sposobem na życie. Mnie ta formuła bardzo się podoba, bo rozszerza pojęcie muzyki folkowej poza kryteria estetyczne, strukturalne, genetyczne. Kieruje folk w stronę tego, co nie jest sztuką w ścisłym tego słowa znaczeniu. Obejmuje także sposób zachowania się człowieka, jego postawę, przekonania, wierzenia. Muzycy folkowi nie ograniczają swoich zainteresowań do czysto polskiego folkloru i nie kontrastują tego, co rodzime, z folklorem innych narodów. W folklorze te wyznaczniki narodowe nie są takie ważne. W pewnym stopniu ma on charakter ponadnarodowy. Łatwo wędrują melodie, łatwo przenoszą się też teksty. Najsłynniejsze polskie ballady niekoniecznie mają genezę polską. Folk nie kanonizuje źródeł historycznych, przetwarza je swobodnie z dużym poczuciem estetyki, wartości artystycznej, nie zamyka się w granicach narodowych. Mam wrażenie, że to się udaje.

D.G.: Czy muzyka folkowa ma także dla pana walor integrujący?
Śpiew w ogóle łączy ludzi. Wspólne śpiewanie to potężny żywioł. Pokazała to Serafima Nikitina, która badała rosyjskie środowiska innowiercze. Zajmowała się zwłaszcza tak zwanymi duchoborcami. To jest grupa religijna wywodząca się z rosyjskiego prawosławia. Oni praktykują kilkudniowe śpiewanie psalmów i pieśni religijnych. Kiedy ci mężczyźni śpiewają, to jest porażające. Ta potęga śpiewu rzeczywiście powala. Profesor Nikitina sama potrafi wspaniale wykonywać te pieśni i robi to na przeróżnych spotkaniach towarzyskich. To są takie wartościowe efekty sięgania do dawnych tradycji. Oczywiście, sam powrót do przeszłości w muzyce folkowej jest w dużym stopniu umowny. Nie da się zrekonstruować śpiewu archaicznego sprzed wieków, bo nie wiemy, jak rzeczywiście to wyglądało. Możemy imitować i naśladować. Takie podejście jest jednak samo w sobie artystycznie ciekawe.

D.G.: Co etnolingwistyka może zaczerpnąć z etnomuzykologii?
Bardzo cenię książki Ludwika Bielawskiego. Napisał świetną pracę Rytmika polskich pieśni ludowych. Wyśmienicie opisał ten temat. Maria Dłuska w opublikowanym w 1954 roku w „Pamiętniku Literackim” artykule Wiersz meliczny – wiersz ludowy interpretowała wiersz ludowy – czyli ten wiersz, który leży u podstaw tekstów pieśni ludowych – przez pryzmat muzyki ludowej. Ta muzyka jest żywiołem bardzo rozległym, podstawowym, dynamicznym i ona kształtuje też warstwę słowną. To jest teza, z którą się zgadzam – z tym, że wiersz ludowy jest może nie tyle oparty na muzyce, co przystosowany do niej. Swoją drogą istnieje też taka koncepcja, zgodnie z którą cały śpiew i cała muzyka wywodzi się z mowy dźwiękowej. Oznacza to, że prozodia mowy zostaje krok po kroku przekształcona w śpiew przez jej normalizację. Pewnemu ujednoliceniu ulegają interwały, czas trwania, długość segmentów dźwiękowych. Jeśli przyjąć takie założenie, to mowa jest początkiem zarówno śpiewu, jak i muzyki. Oczywiście, empirycznie możemy to sprawdzić tylko w ograniczonym zakresie, jak to ewoluowało historycznie. Jeśli jednak porówna się te dwa sposoby ludzkiej ekspresji, to widać korelacje pomiędzy śpiewem a muzyką. Bardzo chętnie korzystam z tekstów wspomnianego Ludwika Bielawskiego. On jest wielkiej klasy znawcą muzyki ludowej. Redagował tomy Kaszuby i Warmia i Mazury w serii Polska pieśń i muzyka ludowa, czyli „Nowym Kolbergu”. Miałem okazję dyskutować z nim na tematy ogólnofolklorystyczne, o tym, jak opisać pieśń. Bardzo ważne jest to, że on, będąc etnomuzykologiem, jest jednocześnie bardzo wrażliwy na kontekst kulturowy. Jego strefowa koncepcja czasu jest świetnie opracowana. Joanna Szadura zastosowała ją w swoich analizach z zakresu etnolingwistyki, gdy pisała swoją habilitację, wydaną pod tytułem Czas jako kategoria językowo-kulturowa w polszczyźnie. Ta koncepcja jest przydatna na gruncie językowym, gdyż odwołuje się nie tylko do kryteriów muzycznych, ale także kulturowych. Mimo tego, że te dyscypliny idą swoimi drogami, to można znaleźć w nich wiele wzajemnych inspiracji.

D.G.: Dziękuję za rozmowę.

Nagranie: Damian Gocół (IFP UMCS), Adrian Grzesiuk (SKNE UMCS); transkrypcja: Patrycja Szura (SKNE UMCS), Adrian Grzesiuk (SKNE UMCS); opracowanie: Damian Gocół (IFP UMCS)

 

Sugerowane cytowanie: J. Bartmiński, Dziedzictwo, które łączy, rozm. D. Gocół, A. Grzesiuk, "Pismo Folkowe" 2020, nr 150 (5), s. 6-7.

Skrót artykułu: 

Jerzy Bartmiński to wybitny polski lingwista, etnolingwista, folklorysta, slawista, od 2009 roku profesor-emeryt Instytutu Filologii Polskiej UMCS w Lublinie i Instytutu Slawistyki PAN. Redaguje Słownik stereotypów i symboli ludowych (1996–2020) oraz Leksykon aksjologiczny Słowian i ich sąsiadów (t. 1–5, 2015–2019). W czasie organizowanego przez Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS wydarzenia Festiwalowe Żywe Książki, będącego częścią festiwalu Mikołajki Folkowe 2019, o ludowym dziedzictwie, folklorze i folku rozmawiali z nim Damian Gocół i Adrian Grzesiuk.

Fot. D. Głębowicz

Dział: 

Dodaj komentarz!