Zwykle ten felieton poświęcam muzyce tradycyjnej, ale dziś nie mogę oprzeć się pokusie i pro domo sua kieruję refleksję do radiowego festiwalu Nowa Tradycja. Ma już dwadzieścia trzy lata. Patrzę wstecz i widzę, jak wiele mu zawdzięcza polska muzyka ludowa. Nieważne, jakiego terminu użyjemy – muzyka świata z Polski, muzyka etniczna, źródłowa, folkowa, czasem nawet tradycyjna, bo wszystkie gatunki i odmiany muzyki pojawiały się i pojawiają na tym festiwalu.
Do tych refleksji skłoniła mnie ostatnia płyta Kapeli ze Wsi Warszawa, „Uwodzenie”, która uwiodła mnie od pierwszego słuchania. A Kapela to laureatka pierwszego festiwalu Nowa Tradycja, jest więc doskonałym punktem odniesienia dla tych rozważań – o tym, czym byłaby polska muzyka typu folk bez tego wydarzenia. Choć polski folk rozwijał się od końca lat 80. XX wieku – przypomnę na marginesie, że pierwsze dwa zespoły to Syrbacy Antka Kani i Kwartet Jorgi braci Rychłych – to rozwój ten był powolny, a muzycy zwróceni w kierunku Irlandii, Ameryki Południowej, Indii, Karpat, Ukrainy. Było to częściowo zrozumiałe, bo granice dopiero co otwarto i kusiło zajrzeć, co tam grają za nimi, czym się inspirują. Festiwal radiowy zachęcił swoim regulaminem do zwrócenia oczu i uszu na rodzimą muzykę i tradycję oraz szukania tego, co w niej ciekawe i warte przypomnienia na swój własny sposób. Dla uczestnictwa w nim powstało na pewno co najmniej kilkaset grup folkowych (licząc zgłoszenia), a znaczna część została dostrzeżona i nagrodzona. Powstały też nowe zjawiska i style, łączenia kultur, muzyka swobodna, choć zanurzona w tradycji. Jazz mieszał się z motywami klezmerskimi, pieśni obrzędowe pojawiały się z nowymi tekstami, instrumenty pokazywane były od najprostszych po przetworzenia komputerowe dźwięku. Nie wymienię wszystkich ciekawych wydarzeń tego festiwalu, który przez lata starał się też pokazywać poza konkursem kultury muzyczne Europy i świata, bo było ich bardzo dużo. Patrzę na niektóre zespoły z podziwem, jaką muzykę udało się stworzyć, jakie okna pootwierać, jak utalentowani młodzi artyści trafiali na estradę Studia Koncertowego im. Witolda Lutosławskiego.
Kapela ze Wsi Warszawa, która jest moją dzisiejszą inspiracją, rozwinęła się nadzwyczajnie, sięgając do źródeł muzycznych różnych regionów Polski, pokazując, że w naszej muzyce tkwi niezwykły potencjał. Każda płyta Kapeli uwodzi, a zwłaszcza ta ostatnia, dla mnie najlepsza ze wszystkich. Z grona znakomitych laureatów festiwalu pokazujących nowe style, nowe drogi wspomnę Jarka Bestera i jego kwartet (laureat z roku 2000). Jego wszystkie płyty są opowieścią wysokiej jakości muzycznej i odnoszą się do naszej wspólnej polsko-żydowskiej tradycji. Czekam niecierpliwie na nowe albumy zespołów i solistów nagrodzonych (m.in. Kwadrofonika, Tołhajów, Vołosów, Adama Struga, Joanny Słowińskiej, Hanki Rybki, Lumpeksu, KakofoNikta, Krzikopy, Składu Niearchaicznego, Kapeli Maliszów, Karoliny Cichej, Angeli Gaber, Agaty Siemaszko, Grzegorza Tomaszewskiego i Dikandy). Nie wszystkich płyt się doczekam, bo niektórzy odeszli od muzykowania, niektóre zespoły rozpadły się, a inne zmieniły format. Cóż, życie muzyka. Ale w tym pandemicznym roku napłynęły do konkursu sto trzy zgłoszenia, rekord absolutny i powód do radości. Jest to dowód żywotności tej muzyki, tej tradycji. Niech trwa…
Maria Baliszewska
Sugerowane cytowanie: M. Baliszewska, Dzieci Nowej Tradycji, "Pismo Folkowe" 2021, nr 152-153 (1-2), s. 21.
Zwykle ten felieton poświęcam muzyce tradycyjnej, ale dziś nie mogę oprzeć się pokusie i pro domo sua kieruję refleksję do radiowego festiwalu Nowa Tradycja. Ma już dwadzieścia trzy lata. Patrzę wstecz i widzę, jak wiele mu zawdzięcza polska muzyka ludowa. Nieważne, jakiego terminu użyjemy – muzyka świata z Polski, muzyka etniczna, źródłowa, folkowa, czasem nawet tradycyjna, bo wszystkie gatunki i odmiany muzyki pojawiały się i pojawiają na tym festiwalu.