Dużo słodyczy i trochę pestek

[folk a sprawa polska]

Obejrzałem Watermelona. Może to zdanie nie brzmi najpiękniej, a jednak zawiera w sobie stuprocentową prawdę i mogłoby (powinno) być zakończone wykrzyknikiem. Jaki był? Błyskotliwy, mądry, niezwykle pomysłowy, był owocem nieskrępowanej, wirtuozerskiej – powiedziałbym – wyobraźni. No i był bardzo zabawny, pełen lekkiego, ale wspaniałego poczucia humoru. A wreszcie, przy wszystkich stylistycznych woltach, które prezentują jego wykonawczynie, był mocno osadzony w kulturze tradycyjnej. Jednocześnie opowiadał o współczesności, a może po prostu, jako dziełko uniwersalne – o każdych czasach. O kobietach przede wszystkim, ale interesująca to nauka również dla mężczyzn.
Czymże jest ów Watermelon, bo pewnie nie wszyscy potencjalni Czytelnicy wiedzą? Aż dotąd udało mi się omijać ścisłe, wiążące określenia. I to nie przypadkiem. Łączy on bowiem w sobie elementy koncertu, spektaklu i performance’u. Najtrafniejszy wydaje mi się jednak termin spektakl – godzinne sceniczne dzieło, które przygotowały, wyreżyserowały, umuzyczniły i wykonały członkinie tria Sutari: Basia Songin, Zosia Barańska i Kasia Kapela. „Umuzyczniły”, czyli przygotowały zestaw piosenek i pieśni, opartych głównie na tematach ludowych, tradycyjnych i same – oczywiście na żywo – zaśpiewały. Akompaniowały sobie w tym śpiewaniu z rzadka i to na takich „instrumentach” jak: wanna, woda, rury hydrauliczne, klucze mechaniczne, że o kuchennych sprzętach codziennego użytku nie wspomnę, bo to poniekąd oczywiste.

Nie będę tu streszczał ani też szczegółowo recenzował Watermelona, ale z całego serca go polecam. Tym, którzy zdążyli już przez tych kilka lat działalności zachwycić się triem Sutari, bo odkryją tu pewne całkiem nowe elementy ich twórczości. Polecam też tym, którzy tria nie poznali albo nie polubili. Mam wrażenie, że nie sposób nie dać się zaczarować temu spektaklowi.

Co ważne, w perspektywie ogólnej dowodzi on wyrafinowanej kreatywności i szczególnej wrażliwości twórców z kręgu folkowego. Oczywiście mam świadomość, że zbyt daleko idące uogólnienia stają się w najlepszym razie uproszczeniami. Nie chcę więc na podstawie jednego przykładu twierdzić, że dzieją się rzeczy epokowe.

Ale faktem jest, że w kręgu twórczego obcowania z tradycją dzieją się ostatnio rzeczy szczególnie interesujące, a przy tym bardzo różnorodne. Żeby pokazać dużą rozpiętość owych zjawisk, przywołam kilka fonograficznych wydarzeń z ostatniego czasu. Mamy formalnie skromną i pozornie nieśmiałą, ale jakże wykonawczo bogatą, a przy tym subtelną płytę duetu InFidelis. Gdzieś w zupełnie innych okolicach rodzi się muzyka formacji Tęgie Chłopy, której entuzjazm zaraża, zachwyca, wciąga. Są kolejni niekwestionowani klasycy polskiego folku – Kapela ze Wsi Warszawa i Čači Vorba – których nowe fonograficzne dokonania każą oddać niski pokłon ich twórczemu duchowi, ich wciąż ekscytującym wizjom.

Co ciekawe, charakterystyczne i ważne: ożywienie widać i słychać nie tylko na tej stricte folkowej scenie. Również w katalogach wytwórni nie-folkowych odnajdziemy pokorne szukanie i słuchanie tradycji, opracowywanej po nowemu przez wybitnych artystów z różnych stron sceny, także tej improwizowanej.

Wspominałem już w tym miejscu o najnowszej płycie Marii Pomianowskiej, wydanej przez oficynę For Tune, a przynoszącej owoc jej kooperacji z muzykami z Senegalu. Tymczasem w katalogu tej samej wytwórni, szczególnie w jej serii „etnicznej”, zielonej (od koloru używanego na okładce), pojawiło się w ostatnim czasie kilka godnych uwagi albumów. Niewątpliwie warto posłuchać płyty Kwartetu Pałuckiego, którego poczynaniom ton nadaje Grzegorz Tomaszewski, a obok niego grają m.in. Michał Kulenty i Karol Szymanowski – znani i na jazzowych, i na folkowych scenach.

Poza wspomnianą serią ukazały się „Bukoliki” Pianohooligana i High Definition Quartet, choć kompozycje Witolda Lutosławskiego również mają wyraziste, tradycyjne tło. Rewelacyjna jest płyta Dominika Strycharskiego „Czôczkò” – z udziałem m.in. Wacława Zimpla, będąca autorską wizją muzyki inspirowanej tradycją kaszubską. Ten sam Zimpel (już dla oficyny Multikulti) nagrał przepiękny autorski album „Saagara” z muzykami pochodzącymi z Indii. Pojawiła się wreszcie płyta „Leć głosie” duetu Magdalena Zawartko / Grzegorz Piasecki z udziałem jazzowych tuzów…

„Kobieta jest krągła, gładka, w 70 procentach składa się z wody, bywa słodka i ma pestki. Bywa bardziej lub mniej różowa. Ładnie pachnie. Jak nie ma na nią sezonu: schnie” – twierdzą w opisie swego spektaklu członkinie zespołu Sutari. Piękna, rozbudowana metafora. Pewne jej cechy można uogólnić, opisując scenę folkową. Bywa słodka, miewa pestki, warto być z nią w kontakcie!

Skrót artykułu: 

Obejrzałem Watermelona. Może to zdanie nie brzmi najpiękniej, a jednak zawiera w sobie stuprocentową prawdę i mogłoby (powinno) być zakończone wykrzyknikiem. Jaki był? Błyskotliwy, mądry, niezwykle pomysłowy, był owocem nieskrępowanej, wirtuozerskiej – powiedziałbym – wyobraźni. No i był bardzo zabawny, pełen lekkiego, ale wspaniałego poczucia humoru. A wreszcie, przy wszystkich stylistycznych woltach, które prezentują jego wykonawczynie, był mocno osadzony w kulturze tradycyjnej. Jednocześnie opowiadał o współczesności, a może po prostu, jako dziełko uniwersalne – o każdych czasach. O kobietach przede wszystkim, ale interesująca to nauka również dla mężczyzn.
Czymże jest ów Watermelon, bo pewnie nie wszyscy potencjalni Czytelnicy wiedzą? Aż dotąd udało mi się omijać ścisłe, wiążące określenia. I to nie przypadkiem. Łączy on bowiem w sobie elementy koncertu, spektaklu i performance’u. Najtrafniejszy wydaje mi się jednak termin spektakl – godzinne sceniczne dzieło, które przygotowały, wyreżyserowały, umuzyczniły i wykonały członkinie tria Sutari: Basia Songin, Zosia Barańska i Kasia Kapela. „Umuzyczniły”, czyli przygotowały zestaw piosenek i pieśni, opartych głównie na tematach ludowych, tradycyjnych i same – oczywiście na żywo – zaśpiewały. Akompaniowały sobie w tym śpiewaniu z rzadka i to na takich „instrumentach” jak: wanna, woda, rury hydrauliczne, klucze mechaniczne, że o kuchennych sprzętach codziennego użytku nie wspomnę, bo to poniekąd oczywiste.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!