Dokąd idziecie?

Grupa Swoją Drogą została założona przez warszawskich studentów i jednocześnie muzyków znanych już zespołów folkowych, takich jak Sarakina, Skąd Inąd czy Goście z Nizin. Z przygotowanym przez siebie repertuarem, zainspirowanym polskim folklorem muzycznym, zespół wystąpił podczas konkursu warszawskiego V Festiwalu Muzyki Fokowej „Nowa Tradycja”, w kwietniu tego roku, sięgając od razu po najwyższą nagrodę – Grand Prix.

Występy waszego zespołu podczas konkursu „Nowej Tradycji”, a także w festiwalowym klubie „Paragraf 51” były jednymi z pierwszych, na których zaprezentowaliście się szerszej publiczności. Jak oceniacie swoje dotychczasowe koncerty?

Maciej Kierzkowski: Mówiąc o tych występach trzeba przede wszystkim rozróżnić dwie kapele, jakie zawierają się w jednym zespole Swoją Drogą. W konkursie „Nowej Tradycji” udział wzięła grupa Swoją Drogą, natomiast w „Paragrafie 51” wystąpiła inna – Od Zmierzchu do Świtu. Te dwa zespoły różnią się repertuarem, ale ich skład jest generalnie taki sam. Muzyka “Od Zmierzchu do Świtu” jest bardziej zabawowa, taneczna, co jednak nie znaczy, że nie ma korzeni w naszych fascynacjach ludowością. Występy obu formacji oceniamy pozytywnie.

Swoją Drogą istnieje od stycznia tego roku. Jak to się stało, że w tak krótkim czasie opracowaliście interesujący repertuar, z którym z sukcesem wystąpiliście na radiowym festiwalu?

Jakub Borysiak: Rzeczywiście, istniejemy od niedawna, ale każdy z nas ma za sobą różne muzyczne doświadczenia. Spotkaliśmy się dużo wcześniej, niż powstał sam zespół. W większości studiujemy na tej samej warszawskiej uczelni (jesteśmy studentami muzykologii i archeologii na UW). Znaliśmy się też z innych grup, do których należeliśmy bądź należymy. Właściwie Swoją Drogą jest wypadkową trzech innych zespołów – Sarakiny, Skąd Inąd i Gości z Nizin.

Weronika Grozdew: Dużo wcześniej zrodziła się przede wszystkim chęć zrobienia czegoś razem. Zanim jeszcze stworzyliśmy grupę, chcieliśmy po prostu ze sobą pograć dla przyjemności.

J. B.: Sama koncepcja założenia zespołu powstała w mojej głowie jesienią 2001 roku. Początkowo zaprosiłem do wspólnego grania Weronikę Grozdew, Dorotę Gralewską, Roberta Lipkę, a później dołączyli do nas także Magda Sobczak i Maciek Kierzkowski, którzy przez pewien czas przebywali w Finlandii, gdzie studiowali etnomuzykologię na Uniwersytecie w Tampere.

Opowiedzcie o swoich wcześniejszych doświadczeniach muzycznych.

Magdalena Sobczak: Jako że jestem z Lublina, tam właśnie należałam do pierwszego swojego zespołu, były to Dzieci Piły, działające przy Orkiestrze św. Mikołaja. Odkąd wyjechałam na studia do Warszawy, należę do grupy Skąd Inąd, która teraz niestety z braku czasu wszystkich jej członków, występuje rzadziej.

Dorota Gralewska: Gram na wiolonczeli, wcześniej zajmowałam się muzyką klasyczną. Jeszcze w szkole muzycznej grałam w trio fortepianowym z typowo klasycznym repertuarem, i muszę powiedzieć, że było to bardzo rozwijające doświadczenie. Kiedy poznałam Magdę, zaczęłam grać w Skąd Inąd i wtedy też zetknęłam się z muzyką folkową. Folk jest dla mnie w tym momencie pewnym etapem muzycznym, być może kiedyś zajmę się innym rodzajem muzyki.

Robert Lipka: Początkowo grałem na akordeonie w szkole muzycznej, ale właściwie jestem puzonistą i na tym instrumencie grałem przez kilka lat w strażackiej orkiestrze dętej. W Warszawie poznałem ludzi ze Skąd Inąd i Gości z Nizin, z którymi to zespołami grałem przez jakiś czas.

M. K.: Zaczynałem właściwie od muzyki punkowej, od amatorskiego grywania w zespołach rockowych, rock’n’rollowych. Późnej trafiłem do szkoły muzycznej na wydział jazzowy. Tam też poznałem wielu młodych muzyków, z którymi grałem w różnych formacjach (m.in. w zespole Rejs). Dopiero na studiach w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego zetknąłem się z folkiem. Muszę przyznać, że ta muzyka wcześniej mnie nie interesowała.

Myślę, że to bardzo dobrze, że wszyscy tworzący Swoją Drogą, posiadają doświadczenia związane z różnymi gatunkami muzyki. Dzięki nim, pracując nad aranżacjami poszczególnych utworów, możemy swobodnie łączyć różne style muzyczne, próbując wypracować własny. Wykształcenie muzyczne jest przy tym również bardzo pomocne (oczywiście, jeżeli umie się je odpowiednio wykorzystać). Czasem zdarza się, że szkoła muzyczna może w pewnym stopniu zaszkodzić niektórym muzykom. W takiej szkole, aby dostawać dobre oceny, trzeba dostosować się do wymogów, zaś gdy zaczyna się odbiegać od sztampy, to nie jest to zawsze dobrze widziane i oceniane. Jednak trzeba przyznać, że szkoła więcej daje muzykowi, niż zabiera.

J. B.: Ja a również jestem po szkole muzycznej, gdzie grałem na fortepianie i klarnecie. Teraz studiuję na muzykologii, ale to w zasadzie kierunek teoretyczny. Zacząłem grać w zespole Goście z Nizin, zaś folkiem zainteresowałem się przede wszystkim przez słuchanie muzyki ludowej. Myślę, że dzięki temu właśnie nauczyłem się najwięcej. Szkoła daje jedynie techniczne umiejętności. Jeżeli ktoś gra na przykład na skrzypcach, które są trudnym instrumentem, to przez pierwszych osiem lat takiej szkoły musi grać to, czego się od niego wymaga. Musi opanować pewnie poziom, co wiąże się z wieloma ćwiczeniami. Wiedza muzyczna niewątpliwie przydaje się, bo jeżeli ktoś wie, dla przykładu na czym polega podstawowa harmonia, to łatwiej jest mu coś w oparciu o nią zaaranżować i nie musi robić tego samego „na czuja”. Jednak w szkole muzycznej zdecydowanie brakuje ducha indywidualizmu, nie uczy się tam wypowiadania własnych zapatrywań na kwestie muzyczne.

W. G.: Z muzyką folkową zetknęłam się podczas nagrywania płyty „Kolędy polskie” z Marią Pomianowską z Zespołu Polskiego, miałam też okazję zaśpiewać jedną piosenkę na płycie nagrywanej przez Gości z Nizin. Później związałam się z Sarakiną. Oprócz tego śpiewam w zespole muzyki dawnej Sine Nomine Marka Toporowskiego. Na razie planuję kontynuację wszystkich tych rzeczy, ale być może, kiedyś trzeba będzie skupić się nie jednej z nich i robić ją jak najlepiej.

Skoro mówimy o szkołach muzycznych – uważam, że ukończenie takiej szkoły na pewno w niczym mi nie przeszkodziło, wręcz przeciwnie, pomogło. Szkoła muzyczna rzeczywiście nie uczy indywidualizmu, ale wiele zależy też od tego, na jakiego profesora się trafi. A można trafić bardzo dobrze. Najważniejsze to umiejętne korzystanie ze wszystkiego, czego można się tam nauczyć.

Maciek, razem z Magdą studiowaliście przez pewien czas w Finlandii. Czy tam również muzykowaliście?

M. K.: Tak, oczywiście. Graliśmy tam, w Tampere, w dwóch miejscowych zespołach. Jedną z tych grup założyliśmy wspólnie ze studentami tamtejszego Departamentu Antropologii Muzycznej. Drugi zespół był orkiestrą rodzinną jednego z wykładowców, z którą graliśmy taneczny repertuar skandynawski. Z Finlandii przywieźliśmy kantele, flety poprzeczne i projekty instrumentów, które chcielibyśmy wykonać. A przede wszystkim – nowe, podpatrzone pomysły na tworzenie muzyki.

Jak oceniacie stosunek Finów do tradycji, folkloru. Czym różni się tamtejszy ruch folkowy od polskiego?

M. K.: Wygląda zdecydowanie inaczej. Tam muzyka folkowa jest rozumiana nieco odmiennie niż u nas. Folk music to dla Finów po prostu muzyka ludowa, natomiast to, co u nas nazywa się folkiem, tam jest określane jako nowa muzyka ludowa (new folk music), czyli muzyka tradycyjna na nowo wykonywana przez młodych ludzi. Na Akademii Muzycznej im. Sibeliusa w Helsinkach istnieje cały wydział muzyki ludowej, gdzie studiuje się grę na tradycyjnych instrumentach oraz ludowe maniery muzyczne. To bardzo elitarny wydział – spośród wielu kandydatów, tylko nieliczni zostają studentami. Co ciekawe, wykładowcami są tam również muzycy ludowi, a także niektórzy studenci pochodzący z różnych stron świata.

M. S.: Folk w naszym rozumieniu powstawał tam już w latach 60., a największy boom folkowy był w 1983 roku, kiedy założono Department of Folk Tradition, wydział muzyki ludowej, na Akademii Muzycznej w Helsinkach, kiedy zaczęto kształcić muzyków, którzy wcześniej z tradycją mało mieli wspólnego – starali się natomiast jej nauczyć. Sami Finowie twierdzą, że w ich kraju jest małe zainteresowanie muzyką tradycyjną, ale według naszych obserwacji, jest ono o wiele większe niż w Polsce. Organizują dużo festiwali folkowych, które zawsze połączone są z tańcem (dla nich folk to nie tylko muzyka, ale i taniec).

M. K.: W Finlandii tradycja żywa nie istnieje w takim stopniu, jak u nas. W Polsce są jeszcze muzycy, którzy grają tradycyjne melodie w tradycyjnym kontekście, chociaż mają coraz mniej okazji do takiego muzykowania. W Finlandii takich muzyków już praktycznie nie ma. Jest natomiast sporo amatorskich zespołów, które grają muzykę ludową z nut. Takie grupy są bardzo popularne i istnieją prawie w każdej miejscowości. Tworzone są zazwyczaj przy szkołach wieczorowych, zaś w ich skład wchodzą głównie ludzie dorośli.

Co roku w lecie odbywa się w Finlandii w Kaustinen duży festiwal folkowy, trwający tydzień. Ta miejscowość przeradza się w tym czasie w centrum muzyczne z wieloma scenami koncertowymi. W czasie tego festiwalu może zagrać każdy zespół, który się zgłosi, nie istnieją tam bowiem żadne klasyfikacje. Zaprezentować może się każdy, bez względu na to, jaki poziom reprezentuje. Ta impreza skupia ogromne rzesze odbiorców. Poza tym trzeba przyznać, że Finowie są naprawdę umuzykalnionym narodem, wydaje się, że bardziej niż my. Muzyka towarzyszy im na co dzień, jest powszechna. U nas nie praktykuje się tego na taką skalę, jak ma to miejsce w Finlandii, ograniczając się najczęściej do słuchania lub tylko słyszenia muzyki. Tam natomiast powszechne jest na przykład śpiewanie w miejscowym chórze, przygrywanie na akordeonie czy skrzypcach dla czystej przyjemności.

Macie za sobą muzyczne przygody z tradycją fińską i także ukraińską, bo tam również prowadziła jedna z waszych wypraw. Jakie jest miejsce polskiej tradycji muzycznej w waszych zainteresowaniach?

W. G.: Polski folklor muzyczny jest dla nas najważniejszy i właśnie nim inspirowane utwory zaprezentowaliśmy na „Nowej Tradycji”. Nasz styl jest eklektyczny, buduje go wielość i różnorodność indywidualnych zainteresowań i inspiracji. Według mnie jest to jak najbardziej pozytywne, ponieważ pozwala na zaprezentowanie całego spektrum naszych możliwości muzycznych.Wiem, że Weronika jest pół Bułgarką i zajmuje się zawodowo badaniem folkloru tego kraju (a także praktycznie, śpiewając w Sarakinie), czy wobec tego zamierzacie kiedyś zainspirować się także bułgarskimi melodiami?

W. G.: Gramy melodie bułgarskie, choć jeszcze nieoficjalnie. Musimy nad tym popracować, szczególnie nad rytmiką, która nie jest najłatwiejsza. Muzyka bułgarska gra się sama, podobnie jak huculska. Jednak, żeby nie było to nudne, albo żeby nie było powieleniem czegoś innego, trzeba się po prostu nad tym zastanowić.J. B.: Najtrudniejsze są same zmiany rytmu, miary nieparzyste to prawdziwe wyzwanie, a do tego nie jesteśmy jeszcze przygotowani. Każde rytmy powyżej siedmiu, dziewięciu są ciężkie do opanowania. Oczywiście, dla Weroniki jest to o wiele prostsze. Jakie są wasze muzyczne plany na przyszłość?

M. K.: Najprawdopodobniej jesienią tego roku wejdziemy do studia, gdzie będziemy pracować nad naszą pierwszą wspólną płytą. Mamy zamiar zaprosić do nagrań kilku gości. Współpracujemy również z teatrem LaMort Eweliny Góral, do której spektakli tworzymy muzykę. Chcielibyśmy także wydać nagrania z Huculszczyzny, których dokonaliśmy zimą tego roku w Kosmaczu. Wreszcie musimy uporać się z pracami magisterskimi, które w większości dotyczą zagadnień muzycznych. Jako zespół jesteśmy na etapie poszukiwań oraz ciężkiej pracy, jaką jest szlifowanie poziomu wykonawczego. Jednak najważniejsze i chyba najbardziej radosne jest dla nas to, że możemy razem grać.

Jak należy rozumieć nazwę zespołu – Swoją Drogą?

W. G.: Dosłownie i wielopłaszczyznowo.


Rozmawiała Agnieszka Kościuk &nbsp&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp

Skrót artykułu: 

Grupa Swoją Drogą została założona przez warszawskich studentów i jednocześnie muzyków znanych już zespołów folkowych, takich jak Sarakina, Skąd Inąd czy Goście z Nizin. Z przygotowanym przez siebie repertuarem, zainspirowanym polskim folklorem muzycznym, zespół wystąpił podczas konkursu warszawskiego V Festiwalu Muzyki Fokowej „Nowa Tradycja”, w kwietniu tego roku, sięgając od razu po najwyższą nagrodę – Grand Prix.

Dział: 

Dodaj komentarz!