Czy w muzyce folkowej jest miejsce na kicz?

Kicz to dla mnie pojęcie względne. Pojechaliśmy kiedyś z Kwartetem Jorgi do Wenezueli i oczarowała nas tamtejsza muzyka. Przywieźliśmy masę płyt i – słuchając tego w domu –dziwiliśmy się, że coś takiego mogło w ogóle zwrócić naszą uwagę. Jedno przed czym przestrzegałbym, to kiczowatość polegająca na uwielbieniu folkloru i wpychaniu go wszędzie. Mój ojciec wychował się na Brzeskiej (kto z Pragi, ten wie, co to za klimat) i zapewne przed wojną wmawiano kolegom mego ojca, że muzyka ludowa, wiejska to jest klimat ich dzielnicy – no, sorry, ale prasowanie ryja i podróż na księżyc murowana. Wszystko ma swoje miejsce i folk w Kazimierzu – tak, ludowizna na Pradze jako muzyka świata – tak, ale nie jako sposób na odtwarzanie tamtejszej tradycji.
W ogóle cały ten ruch ludowawy to dla mnie kicz, taka zabawa miastowych ze wsią, jak za czasów młodopolskich. Wyśmiewaliśmy się z Rydla w szkole, a tu proszę wróciło :). Ponieważ ministrowa za to jeszcze medale przyznaje, to sama się łapie na kicz :). Kicz na medal. Ja nie mówię, że to źle, jak polska młodzież śpiewa polskie piosenki, ale nie na kolanach – musi trochę czasu upłynąć, aż przyjdzie kolejne pokolenie, które ujrzy w tej muzyce muzykę, a nie onieśmielającą spuściznę narodową.
Pewnie mogłem napisać o czymkolwiek, ale nie byłoby zabawy.

Wojciech Ossowski
Etnomuzykolog, dziennikarz muzyczny, prezenter radiowy i konferansjer. Propagator muzyki folkowej. Od 1986 r. związany z radiową Trójką („Folk– muzyka z przyszłości”, „Folk w Pigułce”, „Klub Folkowy”, „Ossobliwości muzyczne”). Jest członkiem Akademii Muzycznej Trójki. Od 2002 r. pracuje w Radiowym Centrum Kultury Ludowej. Współpracuje również z Programami 2 i 4 Polskiego Radia. W 1989 r. stworzył i szefował Wiosce Folkowej na Famie. W latach 1989-1990 szefował Wiosce Folkowejw JaJarocinie. Wielokrotnie pełnił rolę jurora i konferansjera na Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe” w Lublinie. Od 1998 r. jest szefem artystycznym Festiwalu Muzyki Folkowej i Etnicznej Ethnosfera w Skierniewicach. Od 2006 r. jest jurorem na festiwalu Rock May Festival w Skierniewicach. Zasiada w jury World Music Charts Europe.

 

Chociaż można uznać kicz za rodzaj tekstu kultury, utwór artystyczny, już samo posługiwanie się tym terminem, nawet „nieuprzedzone“, intuicyjne, niesie ze sobą wartościowanie negatywne. Kicz bowiem obciążony jest własnościami degradującymi go do poziomu antysztuki. Cierpi na chroniczny brak tego wszystkiego, co każde dzieło sztuki z pewnością ma na wyposażeniu, więc cechuje go brak oryginalności, wewnętrznej spójności, deficyt inwencji. Kicz neurotycznie naśladuje, odtwarza, idzie na łatwiznę treści i formy oraz niczego nie wymaga od odbiorcy. Wygląda na to, że fundamentalnym mankamentem kiczu jest jego nieautentyczność, nieprawdziwość – ta właśnie sprawia, że przedkładając prawdziwy miód nad sztuczny, nie dowierzamy sztuce, która udaje coś, czym tak naprawdę nie jest. Innymi słowy, sztuce złej.
„Brzydkim w sztuce jest wszystko, co jest fałszywe, co się uśmiecha bez przyczyny, co jest przesadne bez powodu, co się wspina i wygina, co jest parodią piękna, [...], wszystko, co kłamie“. Grzechem takiej sztuki jest więc jej zamierzone zwodzenie i uprowadzanie nas w „sztuczne raje“. Zdiagnozowanie nieprawdy w sztuce jako zła ujawnia fenomenalnie jak cudownie wymienną naturę mają estetyczne, etyczne oraz poznawcze wartości. Sztuka (zwłaszcza dziś!) jest najbardziej newralgicznym terenem, papierkiem lakmusowym zakłóceń w sferze wartości. Kanoniczność sztuki, czyli tej, która wyszła obronną ręką z tygla dziejowych przewartościowań, wskazuje miejsce wszelkim artystycznym nieporozumieniom: kiczowi, bublowi, tandecie. Na pytanie o skutki uboczne karmienia się tymi ostatnimi można odpowiedzieć następująco: „odporni“ na sztukę wielką, choć polegną w boju z niezmordowanymi producentami kiczu i tak (jak już nie raz historia pokazała), nie ustając w wysiłku dotrzymania kroku establishmentowi, będą ochoczo zaopatrywać się w plastikowe vel gipsowe produkty zastępcze arcydzieł...

Beata Sokołowska-Smyl
Historyk sztuki z wykształcenia i z pasji... P.S. Jasne, że nie lubię, jak mi się wciska kicz...

 

Zasadniczo uważam, że dobry kicz nie jest zły i to, by uczynić go dobrym, wcale nie jest takie proste – ale jest wykonalne, jeśli się „kuma czaczę” i ma poczucie humoru. W folku pewna dawka kiczu jest wręcz... niezbędna – choćby po to, żeby odróżnić go od niejednokrotnie przesadnie nadętej tzw. kultury wysokiej rodem z tejatyrów i inszych op(en)erów, ha, ha.... Ludowość zazwyczaj w pewnym stopniu opierała się na kiczu, więc nie ma powodu, żeby z tego powodu drzeć włosy z głowy, tudzież z tegoż pierwiastka kiczu rezygnować. Siłą rzeczy także zbytnie pobłażanie „plastikowości” w folku może prowadzić do nadużyć i efektów wymiotnych – ale to samo może przecież wywołać „uakademicznienie” folku, nieprawdaż? Pozwólmy zatem folkowi na trochę kiczu! Niech to będzie wentyl bezpieczeństwa, niech to będzie część tej strefy profanum, którą każdy zna, choć nie zawsze się do niej przyznaje, niech to będzie dzięki kiczowi po prostu autentyczne. Rodzimej produkcji (najlepiej domowo-rzemieślniczej, bez odium „made in China”) wszelakich „kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków, pierzastych kogucików, baloników na druciku, motyli drewnianych, koników bujanych, cukrowej waty i z piernika chaty” nie może w folku zabraknąć, bo folk przestanie być wtedy folkiem, he, he... W folku jest miejsce i dla akademickiego etno-jazzu po szkole muzycznej i dla przaśnej nuty disco polo. Rzekłem.

Witt Wilczyński
Chemik z wykształcenia, pracownik Instytutu Biotechnologii. Poza tym żerca, groundhopper, miłośnik i propagator szeroko rozumianej muzyki folkowej, turbofolkowej, folkrockowej i folkmetalowej – w szczególności środkowoeuropejskiej i wschodniej, do tego ekstremalny rumunofil. W latach 2007-2014 związany z internetowym RadioWid, w którym prowadził wieczorne środowe audycje „Słowiańska i nie tylko Podróż Muzyczna”, a wcześniej zdobywał szlify radiowe pod okiem Wojciecha Ossowskiego w Polskim Radio BIS („Mocne Nocne”). Ma na koncie liczne publikacje w pismach zajmujących się kulturą ludową, folkiem, folkmetalem i tematyką społeczną (m.in.„Gadki z Chatki”, „Nasze Słowo”, „Gniazdo”, „Pest Webzine”, „Kwartalnik Romski”).

 

Kicz (z niem. Kitsch – lichota, tandeta, bubel) – utwór o miernej wartości, schlebiający popularnym gustom, który w opinii krytyków sztuki i innych artystów nie posiada wartości artystycznej” – tak w skrócie mówi polska Wikipedia. Wydaje mi się, że najważniejszym problemem jest samo pojęcie kiczu, które jest pejoratywnie nacechowane. O czymś w sztuce mówimy, coś oceniamy, dajemy czemuś punkty, to dobre, tamto złe, tego należy słuchać, a tamtego nie. Tylko, że jak można oceniać sztukę, jak oceniać muzykę? Bo muzyka to układ pewnych dźwięków w pewnym rytmie. I jak można ocenić, że kolejność w układzie np. 2, 3, 6, 7 jest lepsza od 1, 4, 3, 7, 8? I co w muzyce oceniać? A muzyka to m.in. melodia, barwa, aranżacja, tempo. Prof. Jan Wierszyłowski w „Psychologii muzyki” pisze, że każdy z nas jest bardziej uwrażliwiony na jeden z tych elementów. Dlatego miłośnikom rapu (a więc bardziej wrażliwym na rytm) nie będą podobać się melodyjne utwory, dla nich to będzie po prostu złe, a nawet kiczowate. Z drugiej strony, ten kto lubi piękne aranżacje będzie odrzucał proste utwory (bo przecież kiczu nie będzie słuchać). No i kto ma rację? Już starożytni mówili: „de gustibus non est disputandum”.
W latach 70. byłem w mieszkaniu wielkiego malarza Janusza Boguckiego, profesora ASP, i pierwszą rzeczą, na jaką się natknąłem, był wielki zbiór odpustowych obrazów z Jasnej Góry. Były wśród nich trójwymiarowe obrazy Matki Bożej, Jezusa czy Świętej Rodziny. Można powiedzieć – klasyczny kicz, a dla Profesora to była po prostu współczesna sztuka ludowa.
No właśnie – co to ma wspólnego z muzyką folkową? Czy zespół Brathanki, Golec uOrkiestra to kicz? A może Syrbacy lub większość góralszczyzny? To już zależy od naszego sposobu odczuwania muzyki, tego, co mamy w głowie. A przy okazji często słowa „kicz” używamy na określenie czegoś, co nam się po prostu nie podoba. Chcemy dowartościować siebie samych, bo jesteśmy tacy wspaniali i słuchamy tak cudownej muzyki, a „tamci” to prostacy zadowalający się „kiczem”.

Tadeusz Konador
Muzykolog, muzyk. Grał m.in. w Country Road, Syrbakach, a obecnie od ponad 20 lat w zespole Werchowyna. Współproducent wielu płyt rockowych i folkowych, współwłaściciel firmy fonograficznej Konador specjalizującej się w muzyce ludowej i folkowej.

 

 

Skrót artykułu: 

Kicz to dla mnie pojęcie względne. Pojechaliśmy kiedyś z Kwartetem Jorgi do Wenezueli i oczarowała nas tamtejsza muzyka. Przywieźliśmy masę płyt i – słuchając tego w domu – dziwiliśmy się, że coś takiego mogło w ogóle zwrócić naszą uwagę. Jedno przed czym przestrzegałbym, to kiczowatość polegająca na uwielbieniu folkloru i wpychaniu go wszędzie.

(Wojciech Ossowski)

Dział: 

Dodaj komentarz!