Czy tu grają po góralsku?

O zmianach zachodzących w muzyce podhalańskiej

Grywając w brydża, Karol Szymanowski potrafił przerwać rozgrywkę, gdy usłyszał dolatującą z ulicy muzykę góralską. Do gry wracał dopiero wtedy, gdy śpiew ucichł. Zdarzało się to także, gdy twórca „Harnasiów” przez otwarte okno Atmy usłyszał odgłosy dobiegające z ulicy, „[…] przerywał rozmowę i mówił: »słuchaj, jak górale krzyczą«„ – wspominał kompozytor i krytyk muzyczny Zygmunt Mycielski1.

Dziś turysta, który spędza urlop na Podhalu, ma niewiele okazji do posłuchania muzyki góralskiej. Muzykanci w karczmach od tradycyjnej nuty „sabałowej” czy „wierchowej” wolą grać stylizowane utwory słowackie, węgierskie albo cygańskie, a z głośników w sklepach i restauracjach wydobywają się dźwięki, których w żaden sposób nie można określić mianem folkloru, a czasem nawet i nie folkloryzmu. Zmieniła się również liczebność i instrumentarium góralskich muzyk, które wieczorami koncertują w karczmach2. Zamiast skrzypiec „sekund” pojawiły się: altówka lub akordeon, który gra wzbogaconą harmonicznie drugą partię3, a trzystrunowe basy najczęściej zastępowane są przez kontrabas4. W skład góralskich muzyk wchodzą również wykształceni muzycznie instrumentaliści. Niemal całkowicie zanikła trudna sztuka improwizacji.

Osobnym tematem jest inspiracja muzyką podhalańską lub mieszanie muzycznych stylów. Z takich eksperymentów narodziły się m.in. projekty: jazzowy Namysłowski i górale, Trebunie Tutki i Twinkle Brothers, czyli połączenie muzyki góralskiej z reggae, zespoły Gooral i Future Folk, które łączą nuty góralskie z muzyką elektroniczną oraz Zakopower, który czerpie z wielu stylów muzycznych. Wiele racji miał Kazimierz Przerwa-Tetmajer, który w wierszu Ciemnosmreczyński las pisał o przemijającej nucie góralskiej:

O niewidzialny grajku, graj,
graj starodawną nutę Tatr,
co się nocami jeszcze włóczy
po pustkach opuszczonych hal
i starym bacom w uchu dzwoni,
gdy śpią przy smolnym dymie z watr ––
i śni im się, że znowu w dłoni
śmiga im ciupag twarda stal...
Graj, co nie wróci nigdy już…5

Będąc na Podhalu próbowałam dowiedzieć się, dlaczego w miejscach masowo odwiedzanych przez turystów tak mało usłyszeć można góralskich nut. Nie udało mi się jednak uzyskać jasnej odpowiedzi. Z jednej strony sugerowano, że kilkugodzinne granie rodzimych melodii jest zbyt monotonne, więc urozmaica się je stylizowanymi czardaszami i utworami ze słowackiej strony Tatr. Kiedy indziej padła odpowiedź, że repertuar wykonywany przez młodych muzykantów, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z kapelą, jest na tyle mały, że sięgają oni po przypadkowe utwory, które potrafią zagrać.

Niewątpliwie winę za przemijanie góralskiej nuty ponoszą również sami turyści, dla których niejednokrotnie brzmi ona zbyt „fałszywie“. Sama byłam świadkiem sytuacji, gdy do jednej z zakopiańskich karczm z tradycjami wszedł elegancko ubrany mężczyzna z równie elegancką rodziną. Zanim jeszcze zdążył usiąść i zamówić dania, stanowczym głosem zażądał od kelnerki wyłączenia płynącej z głośników muzyki góralskiej, gdyż – jak to argumentował – „pasjami jej nie znosi“. Zaskoczona kelnerka spełniła życzenie gościa.
Innym razem, będąc w restauracji na Krupówkach, usłyszałam słowa jednego z muzykantów, który mimochodem rzucił do kolegów: „co by tu zagrać... zagrajmy im »Listę Schindlera«“. Na całe szczęście muzyka filmowa nie zabrzmiała, za to nie wierzyłam własnym uszom, gdy usłyszałam jedną z… warszawskich ballad podwórkowych! Repertuar kapeli najwyraźniej podobał się słuchaczom, gdyż po każdym z utworów muzykanci nagradzani byli brawami.

O tym, że muzyka podhalańska wciąż się zmienia, z niepokojem pisano już na początku XX wieku. W 1924 roku w artykule O muzyce góralskiej, który ukazał się w piśmie „Pani“, znakomity kompozytor Karol Szymanowski zanotował:

„[...] co raz więcej słyszy się na weselach obrzydłych walczyków i polek, niemożliwych wprost do zniesienia w wykonaniu góralskiej kapeli, nie jeden z młodych chłopców zatańczyłby już i »shimmy«, płaska zaś »dólska« nuta uparcie i wytrwale stara się wyrugować przedziwne – wytyczne niemal w swym archaicznym wyrazie »Wirchowe«, »Sabałowe«, »Ozwodne«, które w nietkniętej, tradycyjnej formie przechowuje, jak skarb bezcenny, jedyny dziś duchowy spadkobierca i dziedzic Sabały – stary Bartek Obrochta z Kościelisk“6.
W 1918 roku zakopiańskie uzdrowisko odwiedziło nieco ponad 9 tysięcy gości. Dziesięć lat później – blisko 45 tysięcy. „Zakopane, jak to niektórym wiadomo, jest to wieś, leżąca na wielkiej drodze od Trzaski do Karpowicza” – pisał z ironią w Przewodniku po Zakopanem w „Pani” z 1925 roku Kornel Makuszyński, który w felietonie Kartki z kalendarza dodaje: „[…] założono kilka nowych knajp, przestano doić owce, a zaczęto doić przybyszów z Warszawy“7.

Jalu Kurek, choć większą część wydanej w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Księgi Tatr napisał – jak to sam określił – „z fikcji“, opierał się w swej pracy na wspomnieniach zapisanych na kartach książek, a także na przekazach ustnych. Być może opisana przez niego, a cytowana przeze mnie, historia wydarzyła się naprawdę:

„Jedzie muzyka nocą, zanoszą się fury od pijackiego śpiewu. Skrzypiec prawie nie słychać, dudnią tylko wzdychania basetli. Notuje muzykolog Chybiński: Ciągle fortissimo, śpiew coraz namiętniejszy, coraz dzikszy, coraz fałszywszy. Potworne barbarzyństwo! Wspaniałe barbarzyństwo! Jaskrawe mijanie się krzyków i melodii. Tańczy cała izba, podłoga, ściany, okna, wszystko zamienia się w ruch, rytm, tupot. Przynapici wszyscy, święto uciechy i tańca. Orgia tanecznego zapamiętania, dudnią basy, piszczą skrzypce. Bo już jesteśmy w izbie na tańcach. […] Hukania, piski dziewcząt, młódź fiakierska w stanie pijackiego rozpętania – i na tym tle garstka cyganerii warszawskiej podochocona prymitywną galopadą góralskiego życia.
E, to wszystko na pokaz – konstatuje gorzko Witkacy [...]“8.

W 1938 roku przyjechało pod Giewont 60 tysięcy turystów, choć niektórzy twierdzą, że ta statystyka może być zaniżona. Zaczęto mówić o „hołocie z Krupówek“, która zadeptuje i zaśmieca Tatry. Dla gości z wielkich miast jak grzyby po deszczu pojawiały się w Zakopanem zespoły jazzowe. Najwyraźniej jednak nie wszystkim ten rodzaj rozrywki się podobał. Rafał Malczewski w Pępku świata. Wspomnieniach z Zakopanego przytacza anegdotę o Karolu Stryjeńskim, który w towarzystwie Bartłomieja Obrochty wszedł do restauracji „U Trzaski“, gdzie akurat przygrywała orkiestra Alfreda Melodysty – muzyka i kompozytora „z wyższymi aspiracjami“. Wirtuoz gry na pile został usunięty z sali, a jego miejsce zajęła kapela Obrochty. Wtedy dopiero rozpoczęła się prawdziwa zabawa.

W 1927 roku profesor Adolf Chybiński, wspomniany już przeze mnie wybitny znawca muzyki ludowej Podhala, pisał w tekście O muzyce górali podhalańskich: „Wiemy, że różni »światowcy« (w góralskiem tego słowa znaczeniu) zjawiają się na Podhalu i wnoszą niepożądane czynniki do muzyki góralskiej. Doszło nawet do tego, że niektórzy »panowie«, »niepili«, umieją lepiej, czyściej co do stylu »grać po góralsku«, niż niejeden podhalański muzykant, zawiany zwłaszcza miastem i szkolną nauką muzyki”. Profesor, wspominając Bartusia Obrochtę, podkreślał, że „ten prawdziwy artysta przestawał w daleko wyższym stopniu z »panami« i »niepilemi«, niż niejeden inny muzykant góralski, a jednak ostał się ze swemi »staremi nutami« i był głuchy na te wszytkie wpływy, z jakiemi musiał się spotkać za swego długiego życia. Za to go ceniono i szanowano wśród swoich i obcych, za to Kleczyński nadał mu słusznie tytuł »rapsoda góralskiego«“9.

Dawne czasy z sentymentem wspomina również na łamach „Wierchów” z 1928 roku Krystyna Brudzińska:

„Cóż z tego, że góry oblane słońcem błyszczą wspaniałe nad doliną zakopiańską, cóż z tego, że ogłuszające, szalone tempo jazzbandowych »szlagierów« rozlega się na Krupówkach z kawiarni, »markując« sezon zimowy lub letni; w głębi duszy każdego prawdziwego miłośnika Zakopanego jest troska i niepokój o przyszłość tego pięknego a zarazem jedynego wysokogórskiego uzdrowiska, jedynej polskiej bramy turystycznej do potężnego gniazda Tatr. […] A Zakopane cóż na to? Otóż ogłuszone saksofonem piszczącym, czy też rozzuchwalone ciżbą ludzką, która tu tylko na te zabawy i dancingi zjeżdża […]”10.

Rok później Krystyna Brudzińska znów pisze w „Wierchach”:

„Pod hasłem: »wszystko dla gości!« Zakopane dancinguje dalej u Trzaski, w »Morskiem Oku«, w »Bristolu« (gdzie nowością były dancingi w ogrodzie), u Karpowicza wreszcie. Dancinguje się rano, popołudniu i wieczorem, dancinguje zimą, wiosną, latem i jesienią. I śpiewa przy marzącym bluesie... Kiedy zakwitną bzy... i wyje z wichrem jesiennym saksofonem, że opadają złote liście z drzew... Urządzają zabawy, benefisy i wybory na »Miss Zakopane« w »Bristolu« i konkursy taneczne u Trzaski i w »Morskiem Oku«. I konceptów nie brak, aby tylko tańczyć i tańczyć zawsze w kółko, raz ciaśniej – raz luźniej... Tańczą przez wszystkie dni w roku – zdaje się tylko z wyjątkiem Wielkiego Piątku“11.

W 1930 roku ta sama autorka w „Kronice zakopiańskiej” notuje: „[...] Zakopane nie jest już dziś »stolicą letnią« ale »wesołem miasteczkiem«, w którem się można zabawić w kabaretach kawiarnianych i barach, rozmnożonych tu też ponad potrzebę […]”12.

Około 1927 roku z powodów zdrowotnych do Zakopanego przyjeżdża Witold Gombrowicz, który – jak sam wspominał – pod Giewontem spędził wiele zimowych miesięcy: „[...] moja praca aplikancka w sądzie, ani też późniejsze zajęcia literackie nie stawały temu na przeszkodzie, a moje zdrowie się tego domagało”13. Autor Ferdydurke przyznaje, że rzadko spotykał się z artystami, którzy masowo przyjeżdżali do Zakopanego: „co ściśle wiązało się z faktem, że rzadko zaglądał na Krupówki. Ale co pewien czas zdarzały mi się artystyczne popijawy [...]”14. Pisarz we Wspomnieniach polskich opisuje, jak wyglądały wieczory muzyczne w restauracjach na zakopiańskich Krupówkach:

„Jazz wyje:

To idzie on
Hiszpański don!
Zdobywczy don
Fernando!

Świt. Pary nie chcą przestać, tańczą, choć milknie muzyka - więc znowu muzyka zaczyna da capo! Takie są moje wspomnienia, ostatnie bodaj, z »Trzaski« i z »Morskiego Oka«. Koniec wreszcie, jazzbandziści odkładają instrumenty, ludzie ubierają się przy wyjściu, nakładają palta, kalosze, gdy znów coś nimi zakręciło, wirują, muzyka znowu szaleje, fruwają palta, szaliki na roztańczonej publice! Takiej zabawy, jaka czasem wybuchała nad ranem w zakopiańskich lokalach, nie zdarzyło mi się nigdy oglądać nigdzie indziej”15.

W 1936 roku w „Wierchach” Walery Goetel apeluje o należyte zajęcie się problemem szybkich zmian w obyczajowości ludowej: „Dzieje się to z pieśnią, tańcem, wszystkiemi przejawami kultury ludowej, szczególnie tam, gdzie przebywają letnicy. Melodje nowoczesnych i to przeważnie trzeciorzędnych »przebojów« dancingowych wypierają piękne pieśni góralskie, zamiast wspaniałych tańców ludowych szerzy się jak zaraza walc, a nawet różne stepy i foxtroty“16.

Wybitny badacz muzyki Podhala Adolf Chybiński zwraca uwagę na fakt, że przemiany, jakie zachodzą w muzyce góralskiej, były i są nieuniknione. W „Kwartalniku Muzycznym” z 1933 roku pisze:

„Z kwestją rdzenności czy oryginalności muzyki Podhalan łączy się jeszcze inna. Mówi się i pisze dość często o coraz bardziej występującej różnicy między »dawniejszą« a »dzisiejszą« muzyką ludową Podhala, o jej »starodawnych« czy »staroświeckich« cechach w porównaniu z »dzisiejszemi«. Wypowiada się żal, że dawne cechy giną, jakkolwiek się wie, że ta »staroświecka« muzyka Podhala była w swoim czasie »dzisiejszą« w porównaniu z jeszcze dawniejszą. Wie się również, choć może niezanadto jasno, że i muzyka ludowa ma swe fazy rozwojowe i że w każdym czasie »kultura« wypiera to, co dawniejsze, co »staroświeckie«, »starodawne«“17.

Potwierdzeniem tych słów może być wynik eksperymentu przeprowadzonego w 1978 roku, o którym wspominają w książce Muzyka i Tatry Lidia Długołęcka i Maciej Pinkwart:
Muzeum Tatrzańskiew swoje 90-leciei krakowska rozgłośnia Polskiego Radia chciały sprawdzić, w jakim stopniu Bartusiowe melodie żyją jeszcze wśród górali. W świetlicy Związku Podhalan zgromadzono prymistów z kilkunastu kapel góralskich, a jeden z wykształconych muzycznie działaczy Związku grał z nut Mierczyńskiego poszczególne melodie. Muzycy zwykle potwierdzali, że znają tę nutę, ale ich własna interpretacja bardzo znacznie różniła się od notacji zawartej w »MuzycePodhala«, zazwyczaj też podawane przez nich nazwy nut niewiele miaływspólnego z podanymi przez Obrochtę Mierczyńskiemu”18.

Obszernie o współczesnych zmianach w wykonaniu tradycyjnego śpiewu i tańca góralskiego piszą również Aleksandra Szurmiak-Bogucka w artykule Muzyka i taniec ludowy19 oraz Krzysztof Trebunia-Tutka w pracach Śpiew górali podhalańskich20 i Taniec górali podhalańskich21, wydanych w formie książeczki z płytą DVD przez Tatrzański Park Narodowy. W pierwszej z wymienionych pozycji autor w formie porównania „dawniej” i „dziś” wypunktował najbardziej charakterystyczne modyfikacje w wykonaniu góralskich nut, zarówno pod względem wokalnym, jak i instrumentalnym.

Na koniec przytaczam fragment felietonu Jarosława Iwaszkiewicza, zamieszczonego w zbiorze Album tatrzańskie wydanym w 1976 roku:
„Głęboką miłością obdarzałem te góry, ten pejzaż, »pawiookie stawy«, góralską muzykę, ludzi, którzy tam mieszkali. Teraz już nie kocham Zakopanego ani Podhala, ani tego pejzażu. Nie ma już Zakopanego, nie ma górskiej ciszy, nie ma tych nietkniętych lasów, samotnych polan. Umarł już dawno Bartuś Obrochta i Wojtek Wawrytko, i Staś Mierczyński i Karol Stryjeński, i Karol Szymanowski, i Miecio Rytard, i Staś Witkiewicz, i August Zamoyski, i cudowna kobieta Ela Rytardowa. Czyż nie powiedziałem prawdy, że wszyscy umarli?”22
Będąc w Zakopanem, stale poszukuję miejsc, gdzie można usłyszeć stare, góralskie nuty. Nauczona doświadczeniem z rezerwą przechodzę obok karczm z tabliczką „góralska kapela gra w dniach… od godziny….” (co nie oznacza, że w nich nie bywam). Niejednokrotnie spotkałam się też z tezą, że staroświecką muzykę góralską usłyszeć można już tylko w wykonaniu Polonii, która pielęgnuje muzyczną tradycję Podhala. Nie jest to jednak do końca prawdą. Muzyka podhalańska ewoluuje i zjawiska tego nie da się powstrzymać. Jednak dociekliwy meloman z pewnością znajdzie na Podhalu muzykantów, którzy z dumą zaprezentują stare Sabałowe i Bartusiowe nuty.

Katarzyna Dzierzbicka
dziennikarka, absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, egiptologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Podyplomowych
Studiów Etnomuzykologicznych na UW.

1 A. Chybiński, Szymanowski a Podhale, Kraków 1958, s. 64.
2 Z.J. Przerembski, Ludowa kultura muzyczna – tradycja modyfikowana, [w:] „Muzyka” 2006, R. LI, nr 1-2 (200-201); Z. J. Przerembski, Siesieńki na Krupówkach – przemieszanie czy synteza tradycji?, [w:] Muzykologia u progu trzeciego tysiąclecia. Teoria i praktyka, . L. Bielawski, J.K. Dadak-Kozicka, A. Leszczyńska,Warszawa 2000.
3 Z.J. Przerembski, „Visio macaronica” muzyki góralskiej, [w:] Europejski repertuar muzyczny na ziemiach Polski, red. E. Wojnowska, L. Bielawski, J.K. Dadak-Kozicka, Warszawa 2003, s. 264.
4 Z.J. Przerembski, Współczesna praktyka folklorystyczna: problemy funkcji, repertuaru, stylu wykonawczego, instrumentarium muzycznego, [w:] Przekaz tradycji ludowej we współczesnej kulturze, red. B. Lewandowska, S. Trebunia-Staszel, Zakopane 2011, s. 14-15.
5 K. Przerwa-Tetmajer, Wybór wierszy, Bielsko-Biała 1994, s. 73-74.
6 K. Szymanowski, O muzyce góralskiej, „Pani” 1924, nr 8-9, s. 8.
7 K. Makuszyński, Kartki z kalendarza, Kraków 1985, s. 227.
8 J. Kurek, Księga Tatr wtóra, Warszawa 1978, s. 254-255.
9 A. Chybiński, O muzyce górali podhalańskich, Zakopane 1927, s. 29.
10 K. Brudzińska, „Kronika zakopiańska“, „Wierchy“, 1828, R. 6, s. 199.
11 Tamże, s. 202.
12 Tamże, s. 230.
13 W. Gombrowicz, Wspomnienia polskie, Kraków 2002, s. 183.
14 Tamże, s. 186.
15 Tamże, s. 187-188.
16 W. Goetel, Zagadnienia regionalizmu górskiego w Polsce, rocznik 14, Kraków 1936, s. 158.
17 A. Chybiński, O źródłach i rozpowszechnieniu dwudziestu melodyj ludowych na skalnem Podhalu, „Kwartalnik Muzyczny” 1933, nr 17-18, s. 49.
18 L. Długołęcka, M.Pinkwart, Muzyka i Tatry, Warszawa-Kraków 1992, s. 17.
19 A. Szurmiak-Bogucka, Muzyka i taniec ludowy, [w:] Zakopane. Czterysta lat dziejów, t. 1, red. R. Dutkowska, Kraków 1991, s. 694-711.
20 K. Trebunia-Tutka, Śpiew górali podhalańskich, Zakopane 2012.
21 K. Trebunia-Tutka, Taniec górali podhalańskich, Zakopane 2012.
22 J. Iwaszkiewicz, Album tatrzańskie, Kraków 1976, s. 67.

 

Skrót artykułu: 

Grywając w brydża, Karol Szymanowski potrafił przerwać rozgrywkę, gdy usłyszał dolatującą z ulicy muzykę góralską. Do gry wracał dopiero wtedy, gdy śpiew ucichł. Zdarzało się to także, gdy twórca „Harnasiów” przez otwarte okno Atmy usłyszał odgłosy dobiegające z ulicy, „[…] przerywał rozmowę i mówił: »słuchaj, jak górale krzyczą«„ – wspominał kompozytor i krytyk muzyczny Zygmunt Mycielski.

Dział: 

Dodaj komentarz!