Czy matka Salomona była rozpustnicą?

Mieszkają w Bukowcu na Huculszczyźnie, niedaleko Werchowyny. Cenieni za surowe, nieupiększane brzmienie, za kontemplacyjne i niepozbawione emocji oblicze swojej muzyki. Mychajło i Mykoła Tafijczukowie opowiadają o huculskim graniu, strojach i o tym, skąd – według legendy – wzięły się skrzypce.

Jaka jest tradycja muzykowania w Pana rodzinie?

Mychajło Tafijczuk: Wyrośliśmy przy tym – taka jest tradycja. To wszystko, co znamy, te zabawy, weselne pieśni... Uczyliśmy się od naszych rodziców i dziadków.

Pana ojciec także grał? Zajmuje się Pan muzyką z dziada pradziada?

Mych. T.: Nie, nikt nie grał w mojej rodzinie ani ze strony taty, ani ze strony mamy. Wszystkie te melodie pochodzą od ludzi z naszej wioski. To jest w nas, mamy to we krwi. Ale żebym uczył się grać, to nie.

Można powiedzieć, że Pan jest pierwszym muzykantem w rodzinie.

Mych. T.: W rodzinie tak. Tato był kowalem, mama zajmowała się domem. Tato hodował owce. Nie! Prawda, mama grała na dwóch drumlach. Na dwóch jednocześnie. Miała słuch muzyczny.

Co według Panów jest charakterystyczne dla zespołu Rodzina Tafijczuków? Co go wyróżnia od innych huculskich?

Mykoła Tafijczuk: Co wyróżnia? Charakterystyczne dla tej muzyki jest to, że ona nie zmienia się. Odkąd istnieje Huculszczyzna, ta muzyka jest taka sama, nie zmieniamy jej, nie robimy współczesnych aranżacji.

Skąd czerpiecie melodie, teksty?

Myk. T.: Tak, jak mówiłem. Odkąd istnieje Huculszczyzna... Są stare...

A śpiewane przez Was pieśni? Skąd bierzecie teksty? Czy są zapisywane?

Myk. T.: Tak, zapisujemy teksty z relacji starszych ludzi. Śpiewamy, jak młodą wyprowadzają do ślubu, pieśni bojarskie, jak bojarzy zabierają pannę i inne. O tym pieśni.

Dzisiaj na Huculszczyźnie zdarza się, że panna młoda idzie do ślubu w

haftowanym stroju czy już raczej w białej sukience?

Mych. T.: Bywa, bywa. Nie wszystkie złamały tradycję.

Jak dokładnie wygląda ubiór dziewczyny i chłopca na weselu?

Mych. T.: Młoda ma na sobie postoły, zapaskę, popróżkę...Co to takiego popróżka?

Mych. T.: Popróżka to pas, taki wełniany. I jeszcze kożuch, czyli keptar i szycja – wianek na głowę.

A chłopak?

Mych. T.: Chłopiec w keptarze, w trzewikach, w wełnianych spodniach. Takie spodnie nazywają się wołosynki. Do tego pas skórzany, a jeśli jest zimno, młody wkłada serdak. Kiedyś jeszcze młody miał mantę – taki płaszcz.

Myk. T.: To rukawyk.

Mych. T.: Nie, manta jest z sukna, a rukawyk z czegoś innego. Rukawyk jest skórzany, taki kożuch, w środku wełna, z rękawami, dlatego nazywa się rukawyk. Huculi mają wiele strojów.

Myk. T.: Wszystkie wyroby huculskie są naturalne – skóra, wełna...

Jakie są hafty?

Myk. T.: Hafty huculskie są bardzo bogate, mamy wiele wzorów. Używa się wszystkich kolorów, na swój smak, jak kto lubi.

Czy taki zespół, jak Wasz, może brać udział w pogrzebie? Jak wygląda ceremonia pochówku?

Mych. T.: Niech pomyślę... Kiedyś grali... Duda grała, skrzypce grały na pogrzebie. Tak dziadek mówił, ale to już będzie więcej jak sto lat. Później grały flojery, ale i flojery zamienili. Po bukowińskiej stronie – tam grały flojery. Takie smutne melodie...

A trembity?

Mych. T.: Na trembitach wygrywa się sygnały na połoninie.

Można przekazać jakąś wiadomość?

Mych. T.: Pewnie, owczarze mieli między sobą takie sygnały, kiedy wilki przyszły do wsi i coś tam trzeba było pomóc, szukać albo ratować. Mogło tak być.

Chodzicie kolędować?

Mych. T.: Chodzimy. O, i na trembitach grają kolędnicy! Są tam też rogi, pięć lub sześć rogów, do tego może być jedna trembita lub dwie. Kolędnicy zbierają się w Boże Narodzenie, idą do cerkwi, po nabożeństwie chodzą po domach. Zbierają pieniądze na cerkiew. Kolędują, śpiewają. Przyjedźcie do nas, zobaczycie.

Czy instrumenty robicie sami?

Mych. T.: Tak, te, których używamy na scenie. Oprócz skrzypiec, skrzypce mam włoskie. Ale i skrzypce robię, odnawiam, bębny, cymbały. Robię sopiłki, flojery, telenki, denciwki, trembity.

Z czego zrobiona jest trembita?

Mych. T.: Ze świerka. A na wierzchu jest brzozowa. Trudno ją zrobić. Potrzebna jest bardzo gładka brzoza.

Gracie na drumlach?

Mych. T.: Tak. I robimy drumle. U nas nie za bardzo szanują drumlę. Mówi się, że drumla to nie muzyka... Jest tam taka ramka i taki języczek, który wydaje dźwięk. Sam z siebie nie brzmi. Trzeba go przyłożyć do ust i tak powietrzem, wtedy wyda dźwięk. To wypływa z człowieka, z jego duszy.

Z instrumentami na pewno związanych jest wiele wierzeń...

Mych. T.: Słyszałem coś takiego. To było dawno. Słyszałem, że skrzypce wymyślił Salomon. To długo by opowiadać. Był jeszcze w brzuchu mamy. Wówczas już mówił. To był bardzo mądry człowiek, miał taki dar od Boga. Wiele by mówić. Mama była, po prostu, rozwiązła. Coś takiego się wydarzyło: Miała mężczyznę. Była tam sąsiadka, też taka sama. One się bardzo przyjaźniły. Słyszałem tę opowieść od starych ludzi. I mąż tej sąsiadki przyszedł, a sąsiadka się bawiła, a mama Salomona wiedziała o tym. Sąsiad, który zjawił się u mamy Salomona, pyta – Nie widziałaś mojej żony? – Mama Salomona wiedziała, że sąsiadka jest w sadzie, ale mówi – Nie, nie widziałam. – A Salomon na to, przemówił właśnie w tym momencie – Jaka twoja pani, taka i moja matka – tak przemówił z brzucha. I mama powiedziała – Poczekaj no, synu, nie daruję ci tego! – Gdy Salomon przyszedł na świat mama przeklęła go – Przemówisz, kiedy drzewo przemówi! – I stąd wzięły się skrzypce. A ja nie wiem, czy to prawda, czy nieprawda.

A skąd pochodzą Pana skrzypce?

Mych. T.: Miałem sześć lat, wtedy mama mi je podarowała. Kiedy miałem czternaście lat, grałem już solo. Z zawodu jestem kowalem. Trochę konie kuję, wóz mogę zrobić, pług.

Krzyże też?

Mych. T.: Taki na cmentarz? A jakże! To prosta robota. I trumny robię. Cóż to takiego?

To pan jest i stolarzem.

Mych. T.: Wybudowałem taki dom, którego wcale nie trzeba remontować.

Proszę powiedzieć, czy Huculi byli represjonowani w czasach Związku Radzieckiego?

Mych. T.: Tak. Do cerkwi nie pozwalali nam chodzić. Cerkwie, krzyże, kaplice palili. A z dziećmi, to nie daj Boże. Właśnie na Wielkanoc, kiedy dzieci szły do cerkwi święcić paskę, to właśnie w ten dzień zmuszali dzieci, żeby szły do szkoły. Ja chodziłem do cerkwi.

Czy miał Pan przykrości z powodu mówienia gwarą huculską?

Mych. T.: Miałem. Wyzywali mnie nauczyciele, poniżali. Co mnie uratowało? Do szkoły długo nie chodziłem. W sumie skończyłem cztery klasy w przeciągu trzech lat. Nigdzie się nie uczyłem, nikt nie mógł mnie złamać. Wszystko zachowałem. Ja po ukraińsku, literacko, nie mówię. Ja po huculsku.

Występowałem już w osiemdziesiątym roku. Trafiłem do Moskwy. Sam jeden z Ukrainy. Występowałem w Mosfondzie, tam był taki festiwal krajowy. Przedstawiciele z każdej republiki prezentowali jeden występ. Ukraina była wtedy republiką. I ja sam tam się znalazłem. Występowałem już wcześniej, w powiecie, w województwie i w Kijowie. Byłem na scenie około pół godziny. Mówiłem po huculsku.

I rozumieli?

Mych. T.: Rozumieli. Chociaż znałem trochę rosyjski, w szkole się nauczyłem, na piątkę. Rozumiałem, ale mówić nie chciałem. Nie chciałem, lepiej było udawać trochę głupiego. Niby byłem taki głupi, ale swoje zachowałem. W wojsku też nie służyłem. Tato mój znał takie sposoby, że żadna komisja nie miała na to siły.Tak udało mi się uchronić swoją mowę i nikt mnie nie złamał. Ja tak sobie po cichutku. Byłem niby taki tępawy. Niektórzy mówili – Oj, kadzidłem pachniesz! – Bo chodziłem do cerkwi. Nie byłem ani w partii, ani w komsomole i teraz też nie chcę.

Rodzina Tafijczuków wydała dwa albumy. Jak one się nazywają?

Mych. T.: Będzie się pani śmiać ze mnie... Nie mogę sobie przypomnieć. W Warszawie wydaliśmy...

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Mych. T.: Proszę, to nic. Ja lubię. Ja i po górach chodzę, do nas ludzie przychodzą, czasem siedzą i dwa tygodnie.

Proszę do nas przyjechać. Bardzo pięknie jest latem w Karpatach. Zimą też, tylko śnieg... Mamy córkę. Piękne kożuchy szyje. Chciałaby takiego męża, żeby nie pił i nie palił. A nie ma niepalących mężczyzn. Palenie to szatańskie ziele, tak mówili starzy ludzie, ale wielu pali, wielu. Proszę przyjechać.

Nakoneczny (z wydawnictwa płytowego „Koka Records”, w którym ukazały się dwie płyty Rodziny Tafijczuków – przyp. red.) przyjeżdża swoim samochodem. Sześć godzin jazdy. Z Kołomyi już blisko...


Rozmawiała i przetłumaczyła z ukraińskiego Paulina Piasecka      
Skrót artykułu: 

Mieszkają w Bukowcu na Huculszczyźnie, niedaleko Werchowyny. Cenieni za surowe, nieupiększane brzmienie, za kontemplacyjne i niepozbawione emocji oblicze swojej muzyki. Mychajło i Mykoła Tafijczukowie opowiadają o huculskim graniu, strojach i o tym, skąd – według legendy – wzięły się skrzypce.

Dział: 

Dodaj komentarz!