Czeremcha jaśminem pachnąca

Od kilku lat spotkania w Czeremsze są najlepszym festiwalem folkowym w Polsce. Stanowi o tym przede wszystkim klimat miejsca i ludzie organizujący to wydarzenie, choć i od strony artystycznej zawsze jest bardzo interesująco. Dzięki rozmachowi i serdecznej, luźnej atmosferze, czeremszyńskie spotkania deklasują większość podobnych muzycznie festiwali w Polsce. To pewniak dobrej zabawy. Kto jeszcze tu nie dotarł, niech sobie rezerwuje czas w przyszłym roku!

Czeremcha o tej porze roku kipi jaśminem, wylewającym się z każdego ogródka. Sama może niezbyt urokliwa, lecz położona w ładnej okolicy, otoczona jest niezwykle klimatycznymi wioseczkami, w których kończy się asfalt i zaczyna ciekawość drugiego człowieka. Turysta może w wolnych chwilach powłóczyć się po urokliwych okolicach albo poleżeć na słońcu nad pobliskim zalewem w Repczycach.

A turystów sporo, bo jak co roku w okolicach Bożego Ciała w Czeremsze odbywa się festiwal "Z wiejskiego podwórza", tym razem pod nowym podtytułem: XII Międzynarodowe Spotkania ze Sztuką Ludową. Tegoroczny festiwal trwał cały tydzień od 3 do 10 czerwca i obfitował w różne atrakcje, takie jak: występy muzyczne, spektakle teatralne, warsztaty śpiewu i tańca, pokazy filmów etnograficznych, a kulminacja koncertów nastąpiła w drugi weekend, zamykający festiwal.

Na wszystkich spotkaniach być nie mogłam, ale ostatnie cztery dni wystarczyły, by użyć większości atrakcji.

Piątkowy koncert otworzył Żywiołak, który zastąpił widniejący w programie Teatr Makata. "Przetarli kolumny" mocnym uderzeniem, nie szczędząc sił, mimo okrojonego składu bez Mani Piotrowskiej, a po nich na scenie zagościła Dikanda. Bezwzględna gwiazda tego koncertu nie zawiodła publiczności - było jak zwykle barwnie i energetycznie, a dziewczyny na koniec wykonały swój ognisty taniec. Reelroad z Rosji grał rosyjskie pieśni po celtycku i ten miks okazał się całkiem przyjemny. Na koniec wieczoru zagrała kapela góralska Po Ćmoku - z klasycznym repertuarem knajpianym ("Cyganeczce Zosi" i golcowemu "Tylko ty" nie przepuszczając).

W piątek i w sobotę można się było nauczyć tańców rosyjskich i bretońskich, prowadzonych przez zespoły Reelroad z Rosji i Manch Klei z Francji, a potem wykorzystać te umiejętności w trakcie występów tych grup.

Przed sobotnimi koncertami miała miejsce premiera krótkiej sztuki teatralnej opartej na lokalnej książce "Żurawiejka". Koncert rozpoczął Manch Klei, a potem na scenie zjawili się Trebunie-Tutki w pełnym rodzinnym składzie - zagrali długo i ogniście, porywając do tańca publiczność pod sceną, rozgrzaną już tańcami bretońskimi. Ukraiński teatr obrzędowy Studio Hołos z Czerniowiec uderzył od pierwszej nuty potężną ścianą dźwięku! Kilkunastoosobowa grupa w bogato haftowanych autentycznych strojach z regionu Bukowiny wykonała mniej i bardziej znane pieśni w klasycznie chóralnych aranżacjach (w tym takie tak "W sadu huliała" i "Jichał kozak"), jednak nie dając poczucia jakiegokolwiek zgrzytu. Spodobali się tak bardzo, że lud pod sceną zaczął tańczyć do pieśni a capella! Słowaccy Klezmerzy z Pressburger Klezmer Band uspokoili nieco atmosferę sztandarowymi kawałkami klezmerskimi (np. o "Tańczącym Rebem"), okraszonymi z bałkańska "Makedońskim diwojczem" i "Jovankiem", choć tańczących jeszcze przybyło. Na koniec niespodzianka - zespół, którego początkowo nie było w programie - białoruskie Testamentum Terrae, czyli klimaty średniowieczne.

W niedzielę rozstrzygnięto konkurs na najsmaczniejszą potrawę regionalną, podczas którego można było spróbować takich specjałów jak: babka ziemniaczana, kisiel z owsa, szupenia z fasoli i kaszy czy smalec ze skwarkami. Wygrała kaszanka, choć największym wzięciem wśród gawiedzi cieszyła się posypka lniana do ziemniaków.

Koncert niedzielny rozpoczął się w klimatach bałkańskich Balkan Sevdah, a po nich zespół Otuleni z łotewskiego pogranicza z Białorusią przedstawił widowisko obrzędowe na temat zaślubin - od ubierania panny młodej po ucztę weselną. Emocje wzbudził zwyczaj przejścia pary młodej przez talerzyk, który należy stłuc, by ze skorup wywróżyć, ilu dziatek młoda para się dochowa. O obrzędach opowiadał po polsku jeden z aktorów, a smakołyków z wesela mogli też zakosztować goście z widowni.

Kolejny koncert festiwalowy zaśpiewała niezrównana Horyna w 8-osobowym składzie a capella. Jak można było przewidzieć, powaliła publiczność na kolana. Wykonali piosenki z Polesia Ukraińskiego - wesnianki, piosenki żniwne, zalotne i po pół godzinie ustąpili miejsca Kwartetowi Jorgi. "Najmniejszy kwartet świata" występuje najczęściej w składzie trzyosobowym - tym razem bracia Rychli zagrali z bębniarzem. Muzyka Kwartetu to opowieści muzyczne, podróże przez nieznane i odległe krainy wyobraźni - choć jak na koncert na wschodzie przystało, dało się wysłyszeć i polskiego oberka, i nuty karpackie.

Później było jeszcze jedno wejście Horyny, a po nich - w całkowitym kontraście - "zaniebieszczał" się na scenie białoruski chór Wierbnica, który pod hasłem "biełaruskich narodnych pisni" odśpiewał wszystkie ukraińskie i rosyjskie szlagiery ludowe w manierze "sawietskich narodnych festiwali".

Koncert Czeremszyny zamykał festiwal i jak zwykle zgromadził najliczniejszą publiczność. Widać, że zespół jest doceniany przez lokalną społeczność i ma w niej gorących fanów. Z nowym repertuarem, w odświeżonym składzie Czeremszyna jak zwykle porwała do tańca. Aż żal było wyjeżdżać.

Warto zwrócić uwagę, że jest to jedyny festiwal w Polsce, gdzie jest specjalnie przygotowane miejsca do tańca - duży podest z desek, który już nieraz sprawdzał się nawet w deszczu. Do tego w Czeremsze jest profesjonalnie nagłośniona scena i - co ciekawe - akustycy nie mają problemów z szybką zmianą zespołów i ich prawidłowym nagłośnieniem. Na terenie imprezy można było kupić podstawowe dania ciepłe i wypić piwo w sporym ogródku, kupić ręcznie robioną biżuterię albo zrobić sobie własnoręcznie - grającą! - fifulkę z trzciny. Miejsca jest dużo, są ławki, ale można też rozłożyć się z kocem na piknik. Większość atrakcji festiwalu jest za darmo, tylko warsztaty śpiewu prowadzone przez Ludmiłę Wostrikową z Horyny były płatne. Tradycją stała się już festiwalowa płyta z utworami wszystkich występujących zespołów i zasuszonym kwiatkiem czeremchy.

Skrót artykułu: 

Od kilku lat spotkania w Czeremsze są najlepszym festiwalem folkowym w Polsce. Stanowi o tym przede wszystkim klimat miejsca i ludzie organizujący to wydarzenie, choć i od strony artystycznej zawsze jest bardzo interesująco. Dzięki rozmachowi i serdecznej, luźnej atmosferze, czeremszyńskie spotkania deklasują większość podobnych muzycznie festiwali w Polsce. To pewniak dobrej zabawy. Kto jeszcze tu nie dotarł, niech sobie rezerwuje czas w przyszłym roku!

Dział: 

Dodaj komentarz!