Mija właśnie ćwierć wieku od chwili, gdy ukazał się pierwszy, ponoć pamiętny dla niektórych Czytelników, numer poznańskiego „Czasu Kultury” poświęcony muzyce folkowej. Zaproponowałem wówczas redakcji pisma, wraz z Jakubem Żmidzińskim, przygotowanie kilku artykułów poświęconych tej rozwijającej się, a niemalże nieobecnej w mediach muzyce. Pomysł został przyjęty, a wraz z pracami nad kolejnymi zagadnieniami okazało się, że gotowi jesteśmy wypełnić wspomnianą tematyką niemal cały numer (szerokie prezentacje tego zjawiska i poszczególnych wykonawców, rozmowy z niektórymi artystami promującymi szczególnie oryginalne albo ważne wówczas zespoły). Ambitne przedsięwzięcie skłoniło nas wreszcie do tego, by wydanie to wzbogacić o płytę z nagraniami niektórych wykonawców. Pomysł pewnie mało oryginalny – był to czas, gdy do wielu czasopism zaczęto dołączać płyty z muzyką lub filmami. Dla nas, amatorów w tej dziedzinie, było to jednak niemałe wyzwanie logistyczne. Były to czasy jeszcze (przynajmniej dla nas) w zasadzie przedinternetowe: w pozyskiwaniu zgód od wykonawców i właścicieli praw do utworów działaliśmy głównie przy pomocy telefonów i listów dostarczanych przez Pocztę Polską. Osobnym przedsięwzięciem było przygotowanie nagrania płyty-matki, która miała trafić do firmy powielającej gotowe krążki. Zabawnie wspomnieć to dzisiaj, w czasach, gdy każdy z nas ma prawie nieograniczony dostęp do niemal wszystkich możliwych zasobów muzycznych, gdy pisemny kontakt jest kwestią wstukania kilku zdań w komunikator lub pocztę e-mailową, gdy komputerowe nagrywarki są (albo były – bo stały się już niemodne) na domowym wyposażeniu niemal każdego użytkownika.
A najdziwniejsze, że wszystko to się wówczas udało. Ukazał się numer pisma zatytułowany Czas Folku, potem był Czas Folku 2 i jeszcze wielokrotnie wracano do tej tematyki w poznańskim dwumiesięczniku. Były zresztą i inne efekty tego „poruszenia”. W 2001 roku odbył się, również współtworzony przez nas i to środowisko, festiwal Czas Folku (pełna nazwa Czas Folkloru. Czas Folku. Czas Odnawiania Tradycji), połączony z bodaj jedną z pierwszych sesji naukowych próbujących „okiełznać” zjawisko folkowego interpretowania tradycji. Podczas koncertów wystąpili m.in. Bractwo Ubogich, Kwartet Jorgi, Trebunie Tutki, ale też, jako kontekst, De Press i The Ukrainians. A wszystko to wzięło się z szalonego pomysłu osób, które odgrywały drugoplanowe role w kulturalnym, ale jednak przede wszystkim wówczas literackim czasopiśmie.
Gdzieś wokół tych aktywności albo przynajmniej wspomagane przez nie funkcjonowały i rozkwitały inne inicjatywy. Poznański Dom Tańca – pod opieką Jacka Hałasa – rozwinął, wspierany, a właściwie organizowany przez Stowarzyszenie Czasu Kultury kilkuletni cykl koncertów w galerii U Jezuitów, potem w klubie Zak i innych miejscach – gdzie prezentowali się artyści ludowi i folkowi, m.in. ukraińskie Drewo, Muzykanci, Sielska Kapela Weselna, Sarakina, Swoją Drogą, ale też Karpaty Magiczne i wielu innych. Odbył się festiwal Świat Liry Korbowej. To Stowarzyszenie Czasu Kultury stało się formalnym wydawcą debiutanckiego krążka zespołu Lautari, a także płyty „Muzyka warta Poznania”, czyli przygotowanej i opracowanej przez Macieja Rychłego antologii nagrań wielkopolskich muzyków ludowych z fonogramów zarejestrowanych w latach 1936–1956.
Bynajmniej nie jest to groteskowo wyglądający tekst autoafirmacyjny, źle skrywana laurka dla siebie i bliskich mi wówczas ludzi. Wręcz przeciwnie. Może jedynie melancholijne rocznicowe wspomnienie. Ważne zdaje się coś innego. Dziś widać, jak niewiele było trzeba – małego impulsu – ażeby znalazła się przestrzeń, znalazły się miejsca, znaleźli się ludzie ciekawi tej muzyki, dla których tradycja jest kwestią istotną. Aby znalazła swój sceniczny wyraz artystyczna ekspresja wielu twórców. Aby wielu innych słuchaczy, odbiorców, pasjonatów odnalazło nowe ścieżki inspiracji, nowe zachwyty.
Pamiętam tamtą scenę folkową i okołofolkową, już ugruntowaną przecież po dekadzie, która minęła od przełomowego roku 1989. Dobrze spojrzeć na te sprawy z takiej perspektywy, jak dzisiejsza, bo z miejsca i czasu, w którym jesteśmy, lepiej widać, jak bogata jest w tej chwili ta scena. Powie ktoś, że niewiele było spektakularnych karier artystów z kręgu folkowego, a ja odpowiem, że może to dobrze. Że chyba nie o spektakularne błyskotliwości tu chodzi.
Jeśli więc ktoś wątpi, czy minione ćwierćwiecze było „czasem folku”, czasem dobrym dla folku, polecam lekturę choćby spisu laureatów najważniejszych konkursów tej muzyki, listy wykonawców, którzy pojawiali się na festiwalach, analizę przebogatej fonografii minionych dwudziestu pięciu lat, niejako dokumentującej ten miniony czas. Tak, wydarzyło się wokół nas i wciąż się wydarza mnóstwo wspaniałych muzycznych historii.
Tomasz Janas
Mija właśnie ćwierć wieku od chwili, gdy ukazał się pierwszy, ponoć pamiętny dla niektórych Czytelników, numer poznańskiego „Czasu Kultury” poświęcony muzyce folkowej. Zaproponowałem wówczas redakcji pisma, wraz z Jakubem Żmidzińskim, przygotowanie kilku artykułów poświęconych tej rozwijającej się, a niemalże nieobecnej w mediach muzyce. Pomysł został przyjęty, a wraz z pracami nad kolejnymi zagadnieniami okazało się, że gotowi jesteśmy wypełnić wspomnianą tematyką niemal cały numer (szerokie prezentacje tego zjawiska i poszczególnych wykonawców, rozmowy z niektórymi artystami promującymi szczególnie oryginalne albo ważne wówczas zespoły).