Cielaki z kapustą

W Czeremsze na Podlasiu zawsze jest sielsko anielsko. Wie to każdy,kto choć raz zawitał na Spotkania Folkowe "Z wiejskiego podwórza",i kto w ogóle trafił w tamte strony - pełne urokliwych wiosek, lasówi życzliwych ludzi. Tegoroczny festiwal oferował wprawdzie nieco mniejatrakcji niż zeszłoroczny - dziesiąty - ale na nudę z pewnością nikt nie narzekał.

Podobnie jak rok temu, festiwal odbył się w czerwcowym, tak zwanym "długim weekendzie" (z Bożym Ciałem włącznie).Warsztaty ruszyły 12 czerwca, natomiast główne działania artystyczne na scenie i atrakcje "podwórza festiwalowego"miały miejsce w piątek i sobotę (16 i 17 czerwca).

W czwartek i piątek w sali kinowej GOK-u Anna i Piotr Piegatowie zaprezentowali slajdy pod wspólnym tytułem"Na pograniczach - śladami folkowych fascynacji". Przy muzyce przewijały się bieszczadzkie cerkwie, zapomnianeleśne cmentarze Wołynia i Roztocza, wąskie uliczki małych miasteczek Polesia i Lubelszczyzny, wiejskie pejzażePodlasia - wszystko to, co na wschodzie Polski jest takie zwyczajne i niezwykłe zarazem. Po pokazach slajdowychzaś były projekcje filmów Mikołaja i Piotra Nesterowiczów, autorów zdjęć do wielu filmów dokumentalnych.


Tecsoi Banda (Romowie z Ukrainy)
fot.: Waldemar Samociuk

Piątkowy koncert rozpoczął występ grupy warsztatowej prowadzonej przez Serhijai Ludmiłę Wostrikowów (z ukraińskiego zespołu Horyna), śpiewającej wielogłosowe pieśni a cappella.Zaraz po niej na scenę wkroczył zespół Rokosz z Białorusi z muzyką dawną. Rycerskie rytmy do tekstówo wojach Wielkiego Księstwa Litewskiego szczególnie podobały się dzieciom, których tłumek zmonopolizowałprzestrzeń pod sceną. Świetny koncert dała lubelsko-wrocławska formacja Čači Vorba - jeden z laureatówtegorocznego festiwalu "Nowa Tradycja". Dla grupy był to pierwszy duży koncert. Zespół zagrałw składzie czteroosobowym, bez akordeonisty, na skrzypcach, altówce, kontrabasie, gitarze i innych, czyliw typowym brzmieniu kapeli góralskiej. Fascynujące karpackie rytmy, sporo muzyki cygańskiej, żywioł,różnorodność i doskonałe wykonanie porwały publikę, która nagrodziła muzyków gromkimi brawami.

Tymczasem na scenie zainstalowała się Orkiestra św. Mikołaja. Dała bardzo dobry koncert. Zagrała "mieszankęplenerową", czyli kawałki z różnych swoich albumów - od piosenek dawniejszych, jak "Oj, dzisiaj Stanisława",huculskie "Haja, haja" i "Arkan", polski "Ptaszek", po melodie do wierszy Wandy Czubernatowej i turystyczne"Oj, le, le". Zmrok już zapadł i miejsce dzieci pod sceną od jakiegoś czasu zajął gęsty tłumek dorosłych,który szalał jak na koncercie punkowym.

Kolejność występujących była trochę źle ustawiona. Po energetycznym koncercie Orkiestry wrocławska Chudobawypadła nieco sennie. Zagrała utwory polskie, ukraińskie, cygańskie, niektóre w aranżacjach bardziejprzypominających piosenkę turystyczną czy aktorską niż ludową. Dwóm solistkom przygrywał kontrabas, skrzypce,akordeon, sopiłki i bębny. Koncert wyhamował tempo wcześniejszej zabawy. Jeszcze trochę lud pohasał(kto nie tańczył, ten marzł, bo noc była bardzo chłodna, mimo upału w dzień), po czym towarzystwo rozeszłosię na spoczynek.


Z czeremchowych specjałów - babka ziemniaczana i cielaki
fot.: Joanna Zarzecka

Sobota, ostatni dzień. Od wczesnego popołudnia rozstawiły się stoiska i stragany,czyli "wioska festiwalowa". Największym powodzeniem cieszyły się te z wyrobami z bawełny i lnu,folkową biżuterią i oczywiście folkowymi płytami. Jednak główną atrakcją stał się konkurs potraw regionalnych,przygotowanych przez miejscowe gospodynie, połączony z degustacją. Prawdziwymi, kulinarnymi przebojami okazałysię bliny z dżemem, "cielaki" z kapustą, kiszka prababci, miejscowa wersja kutii, czyli kasza jęczmiennaz fasolą, kasza gryczana ze skwarkami, tutejszy przysmak - kisiel owsiany... i wiele innych smakowitości.Wszystkie potrawy pracowicie degustował i oceniał Maciej Kuroń. Po szczegółowej ocenie specjałów, tłumekwidzów dokładnie uprzątnął stoły z całego jadła. W tym samym czasie na sali muzycy z Sarakiny uczyliwszystkich chętnych tańców bałkańskich.

Pod wieczór rozpoczęły się koncerty. Na początek kolejna białoruska młoda ekipa - Lićwińskij Chmiel.W jej żywiołowym wykonaniu popłynęły średniowieczne pieśni i ballady. Następnymi zagranicznymi gośćmibyli rewelacyjni, starsi muzycy z szanowanej romskiej dynastii Csernavec z Taczewa w dolinie górnejCisy na ukraińskim Zakarpaciu - Tecsoi Banda. Grupa zagrała wielokulturową muzykę potomków Romówz Zakarpacia, rytmy cygańskie, klezmerskie, rumuńskie, huculskie i węgierskie, prezentując tradycyjne instrumenty ludowe.Po muzykach z Ukrainy na scenę wyszła znana i lubiana tutaj Sarakina. Dominował, jak zwykle w jej przypadku,ciepły nastrój, piękne melodie oraz charakterystyczny, bułgarski zaśpiew.

W końcu nadszedł czas na gwiazdę festiwalu, znany łotewski zespół Ilgi. Prowadzony przez Ilgę Reizeniece kultowyzespół z Rygi, dał świetny koncert. Muzyka Ilgi inspirowana jest historią i tradycją Łotwy, sięga do najstarszychtradycji, zarówno folkloru, jak i mitologii łotewskiej. Obecnie muzyka formacji to połączenie skandynawskiejenergii z bałtowską zadumą i melodyką. Tradycyjne instrumenty akustyczne takie jak dudy, kokle, domra, gigai współczesne elektryczne, czyli folk, rock i tradycja w jednym. Zebrany tłum widzów pierwszy raz tego dniaroztańczył się pod sceną. Goście z Łotwy przywieźli ze sobą trochę płyt - wszystkie zostały wykupione na pniu.To się nazywa uznanie słuchaczy!

Paniks, zespół z serbskiej Suboticy, to kolejni festiwalowi goście. Grupa złożona z młodych muzyków z Serbiii Węgier zaproponowała połączenie rytmicznej muzyki serbskiej, węgierskich melodii, jazzowej improwizacjii gitarowego flamenco. Uwagę przykuwała zwłaszcza wokalistka i skrzypaczka Tijana Stanković.


Ilgi (Łotwa)
fot.: Waldemar Samociuk

A kto na deser? Oczywiście gospodarze, czyli Czeremszyna! I tu zaczęło się prawdziwe szaleństwo.To jest naprawdę niezwykłe i ekscytujące, jak zespół grający skoczne, proste ludowe melodie z Podlasia i okolic,popularne piosenki ukraińskie i białoruskie, potrafi porwać do zabawy starych i młodych. A mówi się, że zanikau nas kultura muzyczna. To nieprawda! Na pewno nie w Czeremsze. Radość i dziki, szalony taniec na scenie i przedsceną, energetyczny kocioł - prawdziwy folkowy żywioł! Teksty piosenek oczywiście znają tu wszyscy, a miejscowaekipa na scenie jest naturalna, sama przy tym świetnie się bawi i tym chyba najbardziej zdobywa serce publiki.Czeremszyna zagrała większość swoich największych hitów (tym razem również ze wzmocnieniem rytmicznym, w postacimocnych uderzeń perkusji i pulsu gitary basowej), z przebojową "Zabawą" na czele.

O sielskości i magnetyzmie Czeremchy decydują nie tylko atrakcje związane z festiwalem. W te okolice przyjeżdżasię, żeby pochodzić po pięknych lasach, porozmawiać z ludźmi, posiedzieć z nimi na ławce pod sklepem, pośpiewaćprzez płot po chachłacku i usmażyć na kaflowej kuchni jajecznicę z wiejskich jaj. To tutaj mieszka polska gościnność.Z Czeremchy wracaliśmy zmęczeni, ale niezwykle zadowoleni. Zabraliśmy ze sobą tę niezwykłą, festiwalowąatmosferę, dobrą energię i... kolejną płytę-składankę (złożoną z utworów wykonawców imprezy), z zasuszonym,prawdziwym kwiatem czeremchy na okładce.

Skrót artykułu: 

W Czeremsze na Podlasiu zawsze jest sielsko anielsko. Wie to każdy,kto choć raz zawitał na Spotkania Folkowe "Z wiejskiego podwórza",i kto w ogóle trafił w tamte strony - pełne urokliwych wiosek, lasówi życzliwych ludzi. Tegoroczny festiwal oferował wprawdzie nieco mniejatrakcji niż zeszłoroczny - dziesiąty - ale na nudę z pewnością nikt nie narzekał.

Dział: 

Dodaj komentarz!