Pushkin Klezmer Band od strony muzycznej stanowi amalgamat różnych odmian tradycji miejskiej. Poza komponentem klezmerskim, na który wskazuje już sama nazwa zespołu, w muzyce Pushkina można odnaleźć m.in. tradycję jazzową (szczególnie w partiach Dmitriego Kovalenki oraz Aleksieja Gmyrii), przetworzoną przez pomysłowość poszczególnych instrumentalistów. Ale to nie wszystko – słuchając muzyki zespołu, odbiorca czasami może poczuć się jak na weselu ze Skrzypka na dachu, czasami jak na zabawie w stylu bałkańskim. To, co wybija się na pierwszy plan większości utworów, to mądrze wykorzystana tradycja muzyki miejskiej południowej Ukrainy oraz Kaukazu. Mimo tego całego miszmaszu estetycznego słuchacz jednak ma poczucie bogatego, acz spójnego przekazu.
Materiał, który zaprezentował zespół na Mikołajkach Folkowych (10 grudnia 2016 r.) pochodził w większości z ich debiutanckiej płyty "Klezmer Über Alles!". Pojawiły się takie utwory jak stricte klezmerskie i żywiołowe "Limonchiki", w którym szczególną uwagę zwracały doskonała partia solowa puzonu i wyjściowo opierające się na początkowym temacie klarnetu solo lidera z kontrapunktem Aleksieja Sagitova. Z ostatniej płyty zespołu wyróżniał się także zawadiacko swingowy "Bros!", w którym można odnaleźć elementy ukraińskiej i rosyjskiej muzyki popularnej. Z debiutanckiego albumu pojawiła się również "Ternovka", suita instrumentalna, łącząca ze sobą muzykę klezmerską w zewnętrznych ogniwach, w której dominantę stanowi klarnet, i okołobebopową część środkową z dominującymi partiami instrumentu klawiszowego.
Momentem zapadającym w pamięć w drugiej połowie koncertu był blisko dwuminutowy popis perkusisty. Rozpoczął go bowiem od gry... na podłodze. To, co przykuło moją uwagę, to sposób kształtowania utworu. Perkusista do „zestawu” dodawał kolejne elementy – najpierw była to jedynie podłoga, później kolejno włączał obręcze dużego bębna, jego membranę, statywy, talerze i na końcu dopiero cały zestaw perkusyjny. Dopiero kiedy zasiadł za instrumentem, do utworu dołączyli się poszczególni członkowie zespołu. W tym wypadku, w przeciwieństwie do wielu podobnych momentów na koncertach rockowych, nie dało się traktować tego jako zwykłego popisu, a raczej jako procesualną formę przechodzącą od bezbarwnego brzmienia wykładziny do w pełni rozwiniętego muzycznego continuum.
W zasadzie jedynym elementem, przez który część publiczności mogła odczuć pewien dyskomfort, była nosowa barwa głosu lidera zespołu. W moim odczuciu przede wszystkim dodawało to pewnej zadziorności całej muzyce, ale z drugiej strony chwilami stawało się nieco męczące.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że „Pushkiny” doskonale bawią się swoją muzyką. Żywiołowość członków zespołu (tu szczególnie wybijał się puzonista, który nie dawał sobie ani chwili wytchnienia podczas występu), tak muzyczna, jak i sceniczna, aż prosiła się o taneczną odpowiedź ze strony publiki. W tym wypadku szkoda, że koncert nie został zorganizowany na stojąco, bo niestety większość odbierała muzykę z miejsc siedzących.
Koncert Pushkin Klezmer Band dawał dużo radości i energii m.in. dlatego, że jest żywym dowodem na możliwości drzemiące nie tylko w muzyce klezmerskiej, która cieszy się niegasnącym zainteresowaniem od lat, ale przede wszystkim w tej tradycji, która przez ostatnie lata mogła być znana jedynie za pośrednictwem kapel ulicznych. Jeśli czytelnik tej recenzji będzie miał kiedyś okazję zobaczyć zespół na żywo, to podpowiadam, że naprawdę warto się wybrać. A ci, którzy takiej okazji mieć nie będą, zawsze mogą doświadczyć muzyki, dzięki fragmentom zamieszczonym na kanale YouTube Mikołajkek Folkowych, do czego serdecznie zachęcam.
Wojciech Bernatowicz
fot. D. Krawiec
Pushkin Klezmer Band od strony muzycznej stanowi amalgamat różnych odmian tradycji miejskiej. Poza komponentem klezmerskim, na który wskazuje już sama nazwa zespołu, w muzyce Pushkina można odnaleźć m.in. tradycję jazzową (szczególnie w partiach Dmitriego Kovalenki oraz Aleksieja Gmyrii), przetworzoną przez pomysłowość poszczególnych instrumentalistów. Ale to nie wszystko – słuchając muzyki zespołu, odbiorca czasami może poczuć się jak na weselu ze Skrzypka na dachu, czasami jak na zabawie w stylu bałkańskim.