Błądząc pamięcią po Podhalu

Felieton. Maria Baliszewska

Fot. J.Oppenheimer / Polona: Bartuś Obrochta

Podhale fascynuje mnie od dawna z wielu powodów. Po pierwsze, kocham Tatry i po nich wędrówki. Jeździł tam mój Ojciec już na początku XX wieku, wspinała się moja Siostra i ja po dziś dzień chcę tylko tam być. Po drugie jednak i ważniejsze, fascynują mnie ludzie tam mieszkający, nie tylko blisko Tatr, w Zakopanem czy na Bukowinie, ale w wioskach mniejszych i większych. To niezwykle twórczy naród ci górale i mogę wymieniać setki przykładów, postaci dawnych i obecnych, które są w mojej pamięci, a zaznaczyły obecność swoją twórczością. Taką czy inną, bo to nie tylko muzycy. A że jest pandemia, nie ma imprez, to o wspomnienia łatwiej, po prostu same się pchają!
I tak Władysław Obrochta, wnuk Bartusia Obrochty, sławnego skrzypka, który grał Szymanowskiemu w latach 20. XX wieku, a Władysław w latach 30., Szymanowskiego woził dorożką na krokusy. Też skrzypek. Rok 1976, sala Związku Podhalan, Obrochta prymuje kapeli zespołu Bartusia Obrochty. Później opowiada o dziadku, jak grał i które nuty lubił, o muzyce góralskiej, która powinna brzmieć tak, „jak pszczoły brzęczą w drewnianej chałupie”. Chwilę później, może kilka dni do tej samej sali (gdzie nagrywa Polskie Radio) wpada Bolesław Karpiel i zaczyna długą muzyczną opowieść o Podhalu, o nutach góralskich, a każdą opisuje i każdą gra. Towarzyszą mu zebrani naprędce muzycy – Tadeusz Gąsienica-Giewont, skrzypek i przewodnik tatrzański, sekunduje Władysław Gąsienica-Brzega, a na basach gra Józef Pitoń. Powstaje wielki portret muzyczny Podhala, komplet nut, oprawa wesela i opowieści o dawnych muzykantach, jakich dziś już nie ma gdzie i od kogo usłyszeć. W tym samym roku spotykam po raz pierwszy Tadeusza Szostaka-Berdę, skrzypka o wielkim talencie, pełnego życiowej energii i ciepła osobistego, kierowanego do ludzi. Wzorował się na technice uznanych miejscowych muzykantów: gajowego Józefa Futro, jego brata Franciszka oraz Jana Nędzy „Leśnego” z Murzasichla. Najczęściej przysłuchiwał się ich muzyce wieczorami, po wypasie owiec w Polenicak. I miał uczniów, młodszych od siebie braci Jana i Bronisława Skupniów o przydomku Salamuna i Andrzeja Stasika, który był nie tylko skrzypkiem, lutnikiem, ale i rzeźbiarzem. Choć minęło wiele lat, widzę piękny gościnny dom Tadeusza, z niego widok na Tatry – masyw Koszystej. W kuchni żona prawniczka ubija masło w masielnicy na naszą wspólną kolację, a Tadeusz gra i opowiada nam o Podhalu, muzykantach, rodach, nam zasłuchanym i nagrywającym.
Niezapomniane przeżycia z przeszłości, duży kawał mojego życia znaczonego tatrzańskimi ścieżkami i nagranymi nutami. Listę tych postaci, które widzę i słyszę, choć fizycznie są już gdzieś daleko, odeszły, „minęły się”, mogę układać prawie bez końca. Przeszłość. Wyjątkowe miejsca, wyjątkowy region. Bo są następni i to wielu. Widzę młodych, nowych mistrzów: dwa pokolenia rodziny Trebuniów-Tutków, spadkobierców Władysława, młodzi Obrochtowie, kolejne pokolenia Karpielów, Tylkowie, Lassakowie, Skupniowie, Majerczykowie, Stochowie, Budzowie. Nie tylko grają, ale odkrywają na nowo muzykę, tajniki budowy instrumentów muzycznych – piszczałek, dud, złóbcoków, sięgają po dokumenty, opracowania, internet, a nawet do informacji od sąsiadów z drugiej strony Tatr, Słowaków. Praktyczne porady wzbogacają muzycznie obie strony. I tak widzę kontynuację tradycji, nie tylko z południa Polski. Wspomaga ją, tę kontynuację „Pismo Folkowe”, już po raz 150!

Maria Baliszewska

Sugerowane cytowanie: M. Baliszewska, Błądząc pamięcią po Podhalu, "Pismo Folkowe" 2020, nr 150 (5), s. 19.

Skrót artykułu: 

Podhale fascynuje mnie od dawna z wielu powodów. Po pierwsze, kocham Tatry i po nich wędrówki. Jeździł tam mój Ojciec już na początku XX wieku, wspinała się moja Siostra i ja po dziś dzień chcę tylko tam być. Po drugie jednak i ważniejsze, fascynują mnie ludzie tam mieszkający, nie tylko blisko Tatr, w Zakopanem czy na Bukowinie, ale w wioskach mniejszych i większych. To niezwykle twórczy naród ci górale i mogę wymieniać setki przykładów, postaci dawnych i obecnych, które są w mojej pamięci, a zaznaczyły obecność swoją twórczością. Taką czy inną, bo to nie tylko muzycy. A że jest pandemia, nie ma imprez, to o wspomnienia łatwiej, po prostu same się pchają!

Fot. J.Oppenheimer / Polona: Bartuś Obrochta

Dział: 

Dodaj komentarz!