Azerbejdżan - państwo kontrastów

Kraj trudny do opisania, a jeszcze trudniejszy do zrozumienia… A jego bogactwem są ludzie tam mieszkający. Do ludzi się tęskni i chce się tam wracać. Taki właśnie jest Azerbejdżan.

Azerbejdżan to państwo kontrastów. Trudne do opisania, a jeszcze trudniejsze do zrozumienia. Z jednej strony zachwyca pięknem Centrum Baku z wieloma polskimi śladami.

Na początku XX wieku pochodziła stamtąd ponad połowa światowej produkcji ropy naftowej, a z tym przemysłem związanych było dwóch wybitnych polskich inżynierów: Witold Zglenicki i Paweł Potocki. Inżynier Tadeusz Wygnanowski był budowniczym pierwszego ropociągu, który połączył Morze Kaspijskie z Morzem Czarnym. Znani tu byli polscy geolodzy (Rudolf Zuber), budowniczowie mostów (Stanisław i Michał Kierbedziowie), ale najpiękniejsze ślady pozostawili w Baku polscy architekci: Józef Gosławski, Kazimierz Skórewicz, Józef Płoszko i Eugeniusz Skibiński.

Centrum Baku jest spełnieniem snów Żeromskiego o "szklanych domach". Powiew Orientu odczuwalny jest na Starym Mieście z magicznymi sklepikami, hałaśliwymi sprzedawcami, którzy wciągają turystów do swoich sezamów. Każdy z nich jest natychmiast twoim przyjacielem.

Z drugiej strony, kiedy tylko opuścimy Centrum, naszym oczom ukazują się niskie budynki, nieporządek, najbardziej nierówne chodniki na świecie (trzeba bardzo uważać, gdy się spaceruje), pranie suszące się przed domami, mnóstwo drobniutkich sklepików (Centrum obfituje w najbardziej eleganckie i najdroższe sklepy: Dior, Gucci itp.), wszędzie widoczna i wszechobecna fuszerka budowlana. A już na prowincji w wielu miejscach spotyka się tekturowe domki uchodźców z Górnego Karabachu…


Statystyki i realia

W Azerbejdżanie tanie są: papierosy (około 2 zł/paczka), alkohol (około 8 zł/pół litra) i paliwo (około 1,6 zł/litr). Drogie jest jedzenie. Zawsze brakuje tu tego czegoś pośrodku: jest albo wielki przepych, bogactwo, które trudno objąć, albo bardzo skromne życie, wręcz bieda. Są albo ogromne, terenowe samochody - Hammery, Lexusy, BMW, albo mocno zdezelowane rosyjskie Łady i Wołgi. W Azerbejdżanie mówi się po azerbejdżańsku, po rosyjsku mówi już tylko starsze pokolenie, z młodzieżą nie można się dogadać w tym języku. Azerbejdżan to państwo o teoretycznie demokratycznych aspiracjach, ale rządzone przez jedną rodzinę, najpierw ojca, teraz syna, i jednej z największych kontroli Internetu na świecie. W Azerbejdżanie chyba wszystko nosi imię Hejdara Alijewa (ojca). Wszechobecna i na porządku dziennym jest korupcja. Od pewnej osoby usłyszeliśmy: "jeśli zachorujecie i będziecie musieli skorzystać z opieki lekarza, to módlcie się, żeby był to lekarz wykształcony jeszcze w poprzednim systemie. Jeśli to będzie młody lekarz, to już tylko modlitwa wam pozostanie - nie wiadomo, który egzamin zdał samodzielnie, a za który zapłacił…". Wojciech Górecki w swojej książce "Toast za przodków" pisze: "[…] na Zachodzie korupcję porównuje się często do raka, toczącego zdrowy organizm - wystarczy wyciąć nowotwór, by się od niej uwolnić […]. Tutejsza korupcja stanowiła system, obejmujący wszystkie dziedziny życia i towarzyszący każdemu od narodzin (łapówka za wypuszczenie matki i noworodka do domu) aż do śmierci (łapówka za akt zgonu i miejsce na cmentarzu)."

Na mapie...

Azerbejdżan to część historycznej Albanii Kaukaskiej (Albania obejmowała swoim terytorium również obecną Gruzję i Armenię), powstałej na kilka wieków przed Chrystusem. Albanii, która walczyła z Rzymem i Persją i zawsze była luźną federacją, a nie scentralizowanym państwem. Jej stolicą początkowo była Gabala, potem Bard. Albania przestała się liczyć na arenie międzynarodowej w VII wieku, kiedy została najechana przez Arabów. Niewiele przetrwało z tamtej Albanii, ale jeden obiekt jest niesamowity: kościół w Seki (podobno z I wieku), bo podobno Albanowie przyjęli chrzest w I wieku, z rąk świętego Elizeusza (zawsze trzeba pisać "podobno", bo równie dobrze mógł to być II wiek, a inne źródła mówią o przyjęciu chrześcijaństwa nawet w III wieku). Wszędzie widać wpływy perskie i tureckie.

Wyprawa...

W listopadzie 2012 roku, nasza grupa z Polski, składająca się ze specjalistów Etnografów z Państwowego Muzeum Etnograficznego oraz Narodowego Instytutu Dziedzictwa i przedstawicieli stowarzyszenia "Dla Ziemi", wzięła udział w wyjeździe do Azerbejdżanu, w ramach projektu "Dla wspólnego dobra. Szkolenia organizacji obywatelskiej w udińskiej mniejszościowej grupie etnicznej w Azerbejdżanie" współfinansowanego w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej MSZ RP 2012.

Celem projektu było wzmocnienie potencjału organizacji udińskiej, będącej reprezentantem mniejszości zagrożonej utratą swojej tożsamości etnicznej. Projekt był realizowany we współpracy z Albańsko-Udińską Wspólnotą Chrześcijańską Republiki Azerbejdżanu. Poprzez wzmocnienie potencjału rozumieliśmy wskazanie organizacji, w jaki sposób może podnieść efektywność swojego działania jako organizacji pozarządowej oraz pomoc jej w przygotowaniu pracy nad powstaniem muzeum-skansenu na terenie Nidżu (ważnego elementu w budowaniu tożsamości kulturowej społeczności udińskiej). Dzięki wybudowaniu muzeum na wolnym powietrzu byłaby szansa na zatrzymanie emigracji zarobkowej młodzieży. Nidż leży przy trasie, którą jedzie się ze stolicy w kierunku Gruzji. Turyści omijają miasto. Rozwój turystyki to wielka szansa dla społeczności.

Dlaczego akurat Nidż? W Nidż (Nic) bowiem mieszkają Udini. Jest ich na świecie około dziesięciu tysięcy, a w samym Nidż mieszka ich około czterech tysięcy (de facto dużo mniej, bo wielu młodych wyjeżdża do pracy do Rosji i do USA). Udini to chrześcijanie w muzułmańskim Azerbejdżanie, którzy wywodzą się z Albanii Kaukaskiej. Gdy w 1836 roku Mikołaj I włączył Kościół Albański do Ormiańskiego, Udini przestali praktykować, nie przyjęli księży ormiańskich. Dużo później był konflikt o Karabach - w Nidż, podobnie jak w całym Azerbejdżanie, nie wypowiada się słowa "Ormianin" i "Armenia" (w Muzeum Etnograficznym w Gabali oglądaliśmy książki o ormiańskim terrorze w Karabachu). Gabalę od Dagestanu dzieli długich 18 km czyli kawałek łańcucha górskiego należącego do Wysokiego Kaukazu. Udini próbują odbudować swoją wiarę. Najbliżej im do prawosławia. Co przyciąga do Nidż organizacje z Norwegii, Francji, Polski? Otóż Udini mają swój własny język, do Nidż zatem ściągają językoznawcy ze świata, by go zbadać. A także poznać odradzającą się religię i kulturę Udinów. Szef organizacji udińskiej - Robet Mobili jest twórcą słownika udińsko-azerbejdżańsko-rosyjskiego. Od dłuższego czasu pracuje nad przełożeniem Biblii na język udiński. Udinów wspierała niegdyś Ambasada Norwegii (o historii współpracy można przeczytać w książce pana Góreckiego). Dziwne są koleje losów tej grupy etnicznej…

Członkowie naszego stowarzyszenia przeprowadzili w Nidż warsztaty z zakresu międzynarodowej współpracy rozwojowej z perspektywy praw człowieka oraz teoretycznych i praktycznych aspektów pisania projektów, a także na temat produktu lokalnego. Nasi partnerzy z Narodowego Instytutu Dziedzictwa i z Państwowego Muzeum Etnograficznego opowiedzieli o translokacji i inwentaryzacji, a warsztaty muzealnicze uświadomiły mieszkańcom Nidż, jak wielkie bogactwo kryją ich strychy i piwnice (jako eksponaty do przyszłego muzeum). Wywiady i badania terenowe zbliżyły naszą grupę do mieszkańców bardzo rozległego Nidżu (13 dzielnic) szczególnie podczas targu, wizyt w gospodarstwach, towarzyszenia w codziennych czynnościach, takich jak np. wypiek chleba.

Dowiedzieliśmy się, że po II wojnie światowej (której piekło nie dotarło do Nidż, wojnę zatrzymały góry Wielkiego Kaukazu) w Nidż mieszkały Polki, wiele osób ma polskie korzenie. Warsztaty etnograficzne, prowadzone również w szkole, pozwoliły na kontakt z grupą aktywnych kobiet-nauczycielek, z którymi współpraca otwiera duże możliwości kontynuacji prac w Nidż (autorki podręcznika języka udińskiego dla dzieci, malarki, nauczycielki-pasjonatki). Fakt zakwaterowania we wsi, zbliżył nas i pozwolił na błyskawiczną integrację ze społecznością udińską.

Udini to ciepli, gościnni ludzie. Żyją, jak wszyscy w Azerbejdżanie bez względu na wyznanie, w pobliżu pirów, swoich świętych miejsc. U naszego gospodarza Rafika Danakari, było święte drzewo rosnące przed ogrodzeniem. U jednego z sąsiadów był święty głaz leżący blisko domu. Tam zapala się świeczki i modli w intencji rozwiązania najważniejszych, codziennych problemów, takich jak choroba dziecka czy szczęśliwy powrót do domu…Podobnie jak w Gruzji, bardzo ważne jest wspólne biesiadowanie i toasty. Wybiera się Tamadę czyli jakby wodzireja, który wznosi kolejne, coraz dłuższe i wymyślniejsze toasty. Ma prawo wyznaczenia zastępcy, który musi podjąć wyzwanie. Oczywiście przy pomocy wódki z ogórkiem w środku butelki czyli miejscowego samogonu, po którym następnego dnia głowa nie boli. Nie można odmówić, bo wtedy urazi się gospodarzy. Dla nas wódka z ogórkiem to udiński produkt lokalny, który obok chleba (wraz z całym jego sposobem wypieku) stanowić może atrakcję turystyczną miejscowości. Każde gospodarstwo w Nidż jest otoczone wysokim płotem, często murowanym. Do środka wchodzi się przez piękne, fantazyjne bramy. Za nimi są ogrody pełne owoców i spore plantacje orzechów - głównej uprawy na terenie wsi. Kiedy przychodzi czas zbiorów, pracuje cała wieś - wtedy nie ma czasu na inne zajęcia przez okres jednego, dwóch miesięcy. Żegnając się z mieszkańcami Nidżu, próbujemy spakować jak największą ilość owoców na drogę, a potem, już w Polsce, przypominamy sobie smak granatów i soczystych kaki…

Skrót artykułu: 

Kraj trudny do opisania, a jeszcze trudniejszy do zrozumienia… A jego bogactwem są ludzie tam mieszkający. Do ludzi się tęskni i chce się tam wracać. Taki właśnie jest Azerbejdżan.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!