ArtPole 2012

Dziesiąta edycja festiwalu ArtPole odbyła się 12 -16 lipca. Pięć dni, w trakcie których brakowało czasem słońca, lecz nie brakowało muzyki. Już po raz drugi znad brzegu Dniestru nieopodal wioski Unizh niosły się etniczne brzmienia. Tym razem zaprezentowały się tam kapele z Wielkiej Brytanii, Węgier, Finlandii, Czech, Polski i Ukrainy. Trzeba przyznać, że wrażenie jakie odniosłam w tym roku zaraz po przyjeździe na festiwal nie było najlepsze. Przyjechałam drugiego dnia imprezy i kierując się wspomnieniami z zeszłego roku byłam przekonana, że festiwalowa zabawa rozkręciła się maksymalnie już pierwszego wieczoru. Moje zdziwienie było tym większe, że po przyjeździe okazało się, iż trwają jeszcze prace w sferze infrastruktury festiwalu, a publiczność nie dopisała.

Osłodę przyniosły dopiero koncerty. Całkiem dobre występy dały zespoły Hycz- Orkestra i Zapaska, oraz przyjęta z wielkim entuzjazmem polska grupa Mitch&Mitch, która moim zdaniem nie do końca wpasowywała się w muzyczną stylistykę imprezy. Myliłam się jednak - dźwięki z pogranicza bluesa i country porwały festiwalową publiczność. Również druga kapela z Polski spotkała się z niezwykła aprobatą publiczności. Grający czwartego dnia Vołosi zahipnotyzowali zebranych pod sceną. Ten koncert poprzedzały dwa świetne występy. Pierwsza zaprezentowała się grupa Diczka, której charakteru dodawał wokal Angeli Zajcew. Kolejny był występ Perkałabskich Prydatków, tj. Perkałaby z Jaremą Stecykiem i przyjaciółmi, którzy pomimo deszczu zdołali przyciągnąć i roztańczyć publiczność. Kulminacyjny punkt koncertu stanowiło wykonanie utworu "Zakolysali", który muzycy zaśpiewali unosząc się nad sceną na pasach asekuracyjnych, wspierani przez chórek zebrany z publiczności zajmujący trzy przepięknie rozkołysane rzędy. Byłam niezwykle ciekawa, jak publiczność rozbawiona folkpunkowym przedstawieniem przyjmie polską kapelę grająca zupełnie inną muzykę. W brzmieniu zespołu Vołosi słychać nie tylko inspirację motywami ludowymi, ale również warsztat muzyków klasycznych. Po pierwszych utworach rozbawiona wcześniejszym koncertem publiczność wyciszyła się. Pod sceną zapanował niesamowity spokój i skupienie. Atmosfera kontemplacji nietypowa dla plenerowego festiwalu przyciągnęła pod scenę jeszcze więcej osób. Muzycy zaprezentowali swój repertuar, dając z siebie wszystko, za co zostali wymownie nagrodzeni przez publiczność, o czym świadczyła niezwykła uwaga tłumu jaką zdołali na sobie skupić oraz pomruk aprobaty w trakcie wyczynowych wirtuozerskich improwizacji. Był to koncert z gatunku tych, które na długo zostają w pamięci.

Obydwie polskie kapele podbiły serca ukraińskiej publiczności, co stanowi miły akcent po zeszłorocznym rozczarowaniu występem polskich muzyków w Unizhu. Natomiast koncert gwiazdy tegorocznego festiwalu oczywiście przyciągnął niemałe tłumy, ale sam występ nie wzbudził tylu emocji co występy zespołów z Polski. Publiczność zwabiona występem Brytyjczyków przyjechała tłumnie w dzień koncertu i wyjechała następnego dnia, do czego przyczyniły się być może z roku na rok coraz droższe ceny karnetów. W trakcie koncertu wyraźnie dało się zauważyć kto przyjechał specjalnie na Transglobal Underground, gdyż pozostałej części publiczności występ nie zmotywowały do tańca, podobnie jak widocznie zbyt mało charyzmatyczne okrzyki wokalisty. To co nie udało się brytyjskiej gwieździe world music, udało się poprzedzającemu ich Burdonowi, który dał wyśmienity, pełen energii koncert. Ku mojemu zaskoczeniu świetnie zaprezentowała się również kapela z Finlandii. Finowie z Jaakko Laitine & Vaara Raha dali popis gorącego bałkańskiego grania jakiego nie powstydziłaby się żadna bałkańska kapela.

Najlepszy występ ostatniego dnia festiwalu należał do Airtist, węgierskiego projektu, którego celem jest tworzenie muzyki brzmiącej w sposób jak najbardziej współczesny, ale przy pomocy instrumentów etnicznych. W efekcie stanowi to połączenie dźwięków didgeridoo, drumli i beatboxu - w kontekście etniczności rozumianego jako nowatorskie wykorzystanie ludzkiego głosu. W ten sposób muzycy tworzą niezwykle transowe brzmienia, do jakich uzyskania współcześnie używa się efektów komputerowych.

Tegoroczną edycję festiwalu można zaliczyć do udanych, pomimo że w porównaniu do ubiegłego roku ilość świeżych i naprawdę dobrych projektów muzycznych była niewielka. Mimo to Art Pole zajmuje ważne miejsce na liście wakacyjnych festiwali, utrzymuje tę pozycję ze względu na niepowtarzalny klimat jaki stwarza zarówno land-artowe zagospodarowanie przestrzeni, jak i towarzysząca mu mnogość warsztatów i projektów performance, które sprawiają, iż festiwal nie jest tworzony wyłącznie dla publiczności, ale również przez nią samą.

Skrót artykułu: 

Dziesiąta edycja festiwalu ArtPole odbyła się 12 -16 lipca. Pięć dni, w trakcie których brakowało czasem słońca, lecz nie brakowało muzyki. Już po raz drugi znad brzegu Dniestru nieopodal wioski Unizh niosły się etniczne brzmienia. Tym razem zaprezentowały się tam kapele z Wielkiej Brytanii, Węgier, Finlandii, Czech, Polski i Ukrainy.

Dział: 

Dodaj komentarz!