Józef Wilkoń to artysta niepospolity. Urodził się 12 lutego 1930 roku w Bogucicach koło Wieliczki. Studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowni prof. Adama Marczyńskiego (dyplom w 1955) oraz historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim (dyplom w 1954). Jest także cenionym ilustratorem książek dla dzieci.
Wystawa "Arka Wilkonia" - od 9 grudnia do 11 lutego prezentowana w warszawskiej "Zachęcie" - to zbiór jego prac zoomorficznych, w których głównym motywem są zwierzęta. Stąd właśnie "Arka...". Dolne sale galerii wypełniły rysunki, grafiki, obrazy oraz rzeźby przedstawiające mniej lub bardziej stylizowane zwierzaki. Zwłaszcza rzeźby robią wrażenie - wielkie, drewniane i quasi-ludowe stwory od tura (zaraz przy wejściu w tak zwanym "Małym Saloniku"), przez ryby (w kolejnej sali stylizowanej na wielkie akwarium czy może raczej oceanarium), aż po właściwą arkę, do której wkracza się w ostatniej trzeciej sali... Tu jest już pełne szaleństwo! Rzeźby Wilkonia, choć nie jest on twórcą ludowym, z ludowością kojarzą się jednoznacznie. Drewniane, często "grubo ciosane" (jak rzeźba ludowa) twory, mają swój urok i swoją niesamowitość. Pozornie nieskomplikowane (również jak rzeźba ludowa) pokazują, jak długą drogę przebył artysta poszukując właściwej mu formy wypowiedzi. Rzeźby Wilkonia doskonale oddają jego osobowość. Te wielkie, drewniane zwierzęta mają jeszcze jedną cechę wspólną - oczy. Wykonane z kawałków metalu, podobnie jak oczy w rzeźbach stricte ludowego artysty Śledzia (niedawna jego wystawa w pobliskim Muzeum Etnograficznym również była bardzo ciekawa - właśnie ze względu na oczy rzeźbionych postaci) patrzą na widza i mówią do widza - nie pozostawiając go obojętnym.
Wilkoń stworzył na poły baśniowy świat; niby prosty, ale dający do myślenia. Wystawa obrazuje etapy poszukiwań i sam finał - mistrzostwo formy. Jego rzeźby nie uciekają od ludowości (rzadkość w sztuce współczesnej), wręcz przeciwnie - są nią przesycone. Może właśnie dlatego ten rodzaj artystycznej wypowiedzi, jaką operuje Wilkoń, będąc sztuką współczesną jest jednocześnie ludzki i nie kpi z odbiorcy. Co ciekawe, przed Zachętą pojawiła się quasi-ludowa szopka, oczywiście autorstwa Wilkonia.
Wystawa "Arka Wilkonia" kontrastuje z równoległą wystawą "Malarstwo polskie XXI wieku". Kontrastuje dlatego, że u Wilkonia widać zamysł i logikę; jest przekaz, jest sens, jest cel, mimo że nie zawsze jednoznaczny czy prosty w odbiorze. Wilkoń potrafił wspaniale te rzeczy z sobą połączyć w trzech ciasnych salach parteru "Zachęty". Tymczasem prace 60. młodych polskich malarzy, pokazane piętro wyżej i na znacznie większej przestrzeni, mówią (poza kilkoma wyjątkami) to, że współczesne malarstwo polskie nie ma nic do zaoferowania. Może to też kwestia wyboru tego, co się pokazuje? Prace Wilkonia są godne uwagi, natomiast na pierwsze piętro "Zachęty" nie warto nawet wchodzić, mimo kolorowo upstrzonych przez Tarasewicza schodów.
Pierwszy raz od paru lat w "Zachęcie" można dotykać eksponatów i je fotografować - tak zażyczył sobie artysta. Z reguły bywało tu odwrotnie.
Józef Wilkoń to artysta niepospolity. Urodził się 12 lutego 1930 roku w Bogucicach koło Wieliczki. Studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowni prof. Adama Marczyńskiego (dyplom w 1955) oraz historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim (dyplom w 1954). Jest także cenionym ilustratorem książek dla dzieci.