Ajde Jano

To jeden z najmłodszych, nie tylko stażem ale i przeciętnym wiekiem muzyków, zespoł nurtu folkowego. Te nastolatki podjęły się karkołomnego i trudnego zadania oswojenia muzyki Bałkanów, przedziwnej harmonii i rytmów aksakowych. Nie byłoby to możliwe bez Artura Wójcika, "pierwszego po Bogu" w "Ajde Jano".


Jaką rolę pełnisz w tym zespole? Jesteś szefem, założycielem?


W pewnym sensie jestem i założycielem, i szefem. Zdaję sobie sprawę, że młodzież dopiero wchodzi w klimaty bałkańskie, więc muszę wiele rzeczy narzucić z góry. W tej chwili ja tylko podsuwam pomysły, mówię jak trzeba interpretować utwory. Mam jednak nadzieję, że z czasem kiedy się z tym już osłuchają i nabiorą większego doświadczenia, to oni będą narzucać styl w kapeli.


Czy długo już istniejecie?


Tak na poważnie to zaczęliśmy się tym parać od kwietnia 1997 roku. Natomiast pierwsze nasze spotkania odbywały się w styczniu, lutym - były to jeszcze kolędy. Na początku poznawaliśmy się, zgrywaliśmy się. Zagraliśmy w kościele w Srebrnej Górze: to był nasz początek, później zdecydowanie zajęliśmy się Bałkanami.


Skąd taki wybór?


Tę muzykę tak jak każdą można grać. Spotyka się u nas kapele, które uwielbiają grać południowoamerykańską muzykę, a to przecież też kawał drogi stąd. Każdy człowiek ma w sobie cos takiego, że jak mu się coś podoba, to później to ciągnie.


O wyborze zdecydował przypadek, czy może jakiś bezpośredni kontakt z tą muzyką?


W pewnym sensie był to przypadek. Ja zaczynałem w kapeli, która wykonywała muzykę Peru i Boliwii. Kiedyś jeden z grających przyjaciół przyniósł "kawałek" z Bułgarii. Męczyliśmy się nad tym okropnie, ale było warto. Na pewno też obijała mi się o uszy ta muzyka mimo, że nie jest popularna w naszym kraju. Tak to się zaczęło.


Skąd czerpiecie inspiracje? W naszym kraju trudno zdobyć motywy muzyczne stamtąd i nie można dotrzeć do nikogo, kto autentycznie gra tę muzykę.


Ostatnio dowiedziałem się, że we Wrocławiu jest trójka muzykujących Bułgarów, ale jeszcze się z nimi nie skontaktowałem. My najczęściej inspiracje czerpiemy ... ze sklepu. Trzeba chodzić, szukać. Ja głównie zaopatruję się we Wrocławiu, w sklepach muzycznych. Są to bardzo drogie rzeczy. Dziwi mnie to, bo przecież nie jest to popularna muzyka. W zeszłym roku miałem też okazję być w Macedonii, w Bułgarii i troszeczkę tam słuchałem. Był tam też bogaty wybór nagrań, niestety dość drogich.

Trudno uczyć się tutaj. Trzeba dużo jeździć w te rejony. Są tam kapele, które mają w repertuarze jeden czy dwa utwory, interpretują je w jakiś sposób, można się od nich uczyć, ale to już jest przeróbka. Najważniejsze - to zetknąć się z muzyką u źródła, zrozumieć ją i wtedy przekształcać. Kolejne przeróbki od innych kapel zatracają klimat i autentyzm.


Jak wygląda instrumentarium waszego zespołu?


Instrumentarium jest mało bałkańskie. W większości są to instrumenty południowoamerykańskie. Są queny, na których grają Indianie gdzieś w przejściu miedzy dwiema ulicami. Są zwykłe bębenki wzięte z perkusji. Ostatnio zaadaptowaliśmy małą gitarkę - charango do jednego z bułgarskich utworów, no i masa przeszkadzajek. Coś takiego, co można znaleźć w szkole w każdej szafce: grzechotka, tamburyno, nic zaskakującego. Wzorujemy się na kapeli, która wykorzystuje instrumenty południowoamerykańskie, grając naszą słowiańską muzykę. To także nie jest nasz oryginalny pomysł.


I dajecie sobie radę z przystosowaniem tych instrumentów do tamtej muzyki, do jej rytmów, nastroju?


Klimat na tych instrumentach jest trudny do uzyskania. Akordeon jest jeszcze w stanie to przybliżyć, ale wiadomo są tam troszeczkę inne instrumenty strunowe. Jest mandolina oczywiście, ale na charango na pewno się nie gra. Troszeczkę inne fleciki, które nadają charakterystyczne bałkańskie brzmienie i śpiew. My dopiero wchodzimy w ten świat śpiewów, zwłaszcza bułgarskich. Tam są trochę inne relacje głosowe, inne harmonie. Jak na razie jest dla nas rzecz straszna. Myślę, że minie jeszcze dużo czasu zanim to przeskoczymy.


Jak to się stało, że ktoś w tak młodym wieku zainteresował się tą muzyką?


Przez jakiś czas byłem nauczycielem muzyki w Srebrnej Górze. Znalazła się tam grupa osób, która dość żywo reagowała na muzykę. Postanowiłem przynajmniej spróbować. Zaczynaliśmy, jak już wspomniałem, od kolęd. W pewnym momencie przyniosłem nagrania folkowe i zaproponowałem, żeby spróbować czegoś z innych stron. Mordęga była okropna, choćby dlatego że trzeba swoje myślenie przestawić na inne podziały metryczne. Dużo obiecywałem - wyjazdy, spotkania z innymi kapelami, z ludźmi, którzy występują w telewizji - "kiełbasa musiała być rzucona". Jak na razie, to się sprawdza i bardzo dzieciaki "nakręca".

Początkowo była to własna inicjatywa. Doszliśmy jednak do momentu nie do przeskoczenia. Pomógł nam Gminny Ośrodek Kultury w Srebrnej Górze. Cieszę się, że coś takiego jeszcze istnieje. Gdyby nie pani dyrektor, nie bylibyśmy w stanie nigdzie pojechać. To ona załatwia przewóz, ona nas finansuje. Oficjalnie mogę powiedzieć, że działamy przy Gminnym Ośrodku Kultury.


Rozmawiała Katarzyna Mróz &nbsp&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp

Skrót artykułu: 

To jeden z najmłodszych, nie tylko stażem ale i przeciętnym wiekiem muzyków, zespoł nurtu folkowego. Te nastolatki podjęły się karkołomnego i trudnego zadania oswojenia muzyki Bałkanów, przedziwnej harmonii i rytmów aksakowych. Nie byłoby to możliwe bez Artura Wójcika, "pierwszego po Bogu" w "Ajde Jano".

Dział: 

Dodaj komentarz!