Zaślubiny w giezłach i kolczugach

Coraz więcej panien i kawalerów ze współczesnego ruchu rycerskiego nie wyobraża sobie ślubu i wesela bez przyjaciół w średniowiecznych strojach i w historycznej scenerii.

Jeszcze do niedawna białogłowe i rycerze uczestniczyli w turniejach rycerskich tylko dla zabawy, miło spędzając swój wolny czas. Latem wyjeżdżali w weekendy na imprezy historyczne, aby spotkać się z przyjaciółmi z innych bractw, powalczyć, potańczyć i napić się miodu pitnego podczas biesiady. Od jakiegoś czasu można zauważyć, że członkostwo w bractwach rycerskich dla niektórych to nie tylko "nieszkodliwe szaleństwo" i miłość do tradycji, ale pewnego rodzaju sposób na życie.

Główny trzon bractw rycerskich to pasjonaci, którzy wybrali spożytkowanie oszczędności na pasję, przedkładając ją nad dobrodziejstwa świata materialnego. Nierzadko wśród tych miłośników średniowiecza nawiązywane są przyjaźnie, a nawet miłości. - Łączymy heroizm bohaterów, o których zaczytywaliśmy się w dzieciństwie, z potrzebą dzielenia się sobą. Razem, w grupie osób o różnych charakterach, płci, kolorze włosów, stanowimy jedność - jako przyjaciele, koledzy, a czasami mężowie i żony. Odskocznia od pędu dnia do stabilnej i niezmiennej historii pozwala przeżyć bez konieczności rywalizacji, choć i takie elementy są częścią "życia" członka bractwa rycerskiego - tłumaczy Marcin Michlewicz z Wrocławia.

Coraz częściej na turniejach można usłyszeć stwierdzenia typu: "Kiedy będę się żenić, to zorganizuję wesele rycerskie", "moje dziecko ochrzczę na zamku", "nie wyobrażam sobie nie mieć dziewczyny z bractwa", "chłopcy spoza rycerstwa są nudni". Młodzież łączy się w pary wspólnie wyjeżdżając na weekendowe wyprawy, a starsze małżeństwa wraz ze swoimi kilkuletnimi dziećmi, również ubranymi w repliki strojów dawnych, chętnie wybierają się na historyczny urlop. Nierzadki to widok, kiedy matka - współczesna Słowianka, karmi niemowlę wśród chat skansenu lub w zamkowej zbrojowni. - Nie wyobrażam sobie, by moja żona siedziała w domu, kiedy ja wyjeżdżam, na przykład pod Grunwald. Razem z nią chcę bawić się w obozie historycznym wraz z przyjaciółmi z całej Polski - tłumaczy Tomko Konopczyc, komes I Chorągwi Czarnego Rycerza Kasztelanii Będzińskiej.

Coraz więcej rodzin wspólnie uczestniczy w pokazach rycerskich, wymyślając różnego rodzaju scenki rodzajowe. Przykładem może tu być Paweł herbu Syrokomla z Bolesławca, który wraz ze swoim synem Jasiem (zwanym w kręgach rycerskich Krwawym Janem) od kilku lat prezentuje krótkie scenki pokazowe, robiące furorę na wielu turniejach. Od kilku miesięcy Paweł i jego żona Iwona są rodzicami przyszłej damy dworu, która najprawdopodobniej już za niedługo weźmie udział w swoim pierwszym turnieju rycerskim. Również Andrzej Smoliński z Opolskiego Bractwa Rycerskiego jest dumny ze swoich nastoletnich synów - Michała i Mieszka, którzy zdobywają laury w turniejach łuczniczych. - To dzięki nim moja żona Małgosia i ja wstąpiliśmy do bractwa. Od tego czasu każdą wolną chwilę spędzamy wspólnie na wyjazdach rycerskich i pokazach - tłumaczy Smoliński.

Odkąd moja córka Kasia została dwórką w bractwie będzińskim, zaczęła interesować się historią średniowiecza do tego stopnia, że zawstydzała wielokrotnie swojego nauczyciela historii. Dlatego też chętnie wyjeżdżam z nią na wszystkie wyjazdy, w których uczestniczy nasze bractwo - mówi Anna Solipiwko z Chorągwi Czarnego Rycerza Kasztelanii Będzińskiej. Na pewno do grona stałych bywalców turniejów należy dwuletni Tomek - syn Iwony Wolff i Andrzeja "Jaśmina" Urbańskiego z chorągwi łódzkiej Bractwa Rycerskiego Bogusława V. Podczas tegorocznej edycji Dni Grunwaldu był najmłodszym mieszkańcem obozowiska historycznego w Chorągwi Śląskiej. Do inscenizacji wielkiej bitwy grunwaldzkiej nie został dopuszczony, ale na pewno dumnie przechadzał się po obozowisku w ręcznie wyszywanej przez mamę tunice. - Chcąc być z rodziną oraz realizować swe hobby, jedynym wyjściem jest wspólny wyjazd na taki turniej. Problemy, które są na miejscu, są zupełnie innej natury niż problemy domowe - wspomina Jaśmin. - Cały dzień jest się z takim małym dzieckiem na świeżym powietrzu, w otoczeniu pełnym mieczy, hełmów i innych przedmiotów strasznie ciekawiących małego chłopca. Tomek bierze wówczas dwa badyle albo miecz i próbuje mnie bić. Jeden badyl-miecz daje mi, drugi sam bierze. Trzeba wtedy uważać na jego i swoje dłonie, gdyż fechtuje z sercem - dodaje z uśmiechem rycerz z Łodzi.

Należy wspomnieć również o chrzcinach rycerskich, jakie odbyły się w lipcu ubiegłego roku na zamku w Będzinie. Kasztelanowa Sygryda i Czarny Rycerz zorganizowali uroczystość na dziedzińcu będzińskiego zamku. Podczas gdy zaproszeni goście ucztowali, ich synek Michał spał sobie w dworskim ubranku w ręcznie wystruganej kołysce. - Mam nadzieję, że już za niedługo Michał będzie wraz z nami uczestniczył w wyjazdach - mówi Czarny Rycerz.

W ubiegłym sezonie turniejowym odbyło się też kilka wesel utrzymanych w duchu kultury średniowiecznej. W pierwszy sierpniowy weekend na wyspie Wolin, w piątek "Fredag", czyli dzień Freya (skandynawskiego boga płodności) zorganizowano jedno z większych wikińskich wesel. Młoda Para - Vlasta i Eryk oraz ich goście bawili się do białego rana.

W tym samym czasie wśród chałup w Muzeum Wsi Opolskiej w Opolu Bierkowicach biskup Jan Bagiński pobłogosławił parę rycerską - Agnieszkę i Tomka z Będzina. W imprezie wzięło udział ponad pół tysiąca dam, wojów słowiańskich, dwórek, wikingów, Szkotów, Sarmatów i rycerzy. Męska i uzbrojona część gości przygotowała dla młodych długi szpaler z mieczy, a wieczorem, przy dźwiękach grupy Celtic Folk odbyła się biesiada z pokazem ogni i stołami suto zastawionymi jadłem i napitkiem. Warto wspomnieć również o imprezie wczesnosłowiańsko-japońskiej sprzed kilku lat, kiedy to na X-wiecznym grodzisku w Sopocie, trzysta metrów od plaży, pobrali się Hanna z Sopotu i Jarek z Gdańska. Pani młoda ubrana była w słowiańską suknię, natomiast pan młody założył japońskie kimono i drewniane sandały na koturnach. - W ślubach rycerskich widzę rzecz tak samo sympatyczną, jak w ślubie pod wodą, czy ze spadochronem po wyskoczeniu z samolotu w trójkę z księdzem - tłumaczy z uśmiechem Mirosław "Ciwun" Konarski-Mikołajewicz z Konfraterni Smorgońskiej Akademii z Gdańska.

W kalendarzu imprez tegorocznego sezonu zaplanowano już kilka podobnych wydarzeń. W międzyczasie zaś przychodzą na świat nowi członkowie ruchu rycerskiego, których chrzciny odbędą się nie tylko w rodzinnym gronie, ale również wśród "rycerskich" przyjaciół rodziców.


Autorka jest absolwentką filologii polskiej Uniwersytetu Opolskiego, nauczycielką języka polskiego a także instruktorem kultury dawnej w Młodzieżowym Domu Kultury w Raciborzu. Pasjonuje się śląskimi wątkami legendarnymi i podaniowymi oraz kulturą dawną, szczególnie wieków średnich. Działa w Opolskim Bractwie Rycerskim, gdzie pełni funkcję kanclerza. Uczestniczyła w szeregu turniejów i zjazdów rycerskich w kraju i za granicą. Wydała książkę "200 legend i podań powiatu raciborskiego. Materiały pomocnicze do edukacji regionalnej"; publikuje na łamach "Nowin Raciborskich", "Ziemi Raciborskiej", "Gazety Rycerskiej" oraz w czasopiśmie patriotycznym "Polonia" w Stanach Zjednoczonych.

Skrót artykułu: 

Coraz więcej panien i kawalerów ze współczesnego ruchu rycerskiego nie wyobraża sobie ślubu i wesela bez przyjaciół w średniowiecznych strojach i w historycznej scenerii.

Jeszcze do niedawna białogłowy i rycerze uczestniczyli w turniejach rycerskich tylko dla zabawy, miło spędzając swój wolny czas. Latem wyjeżdżali w weekendy na imprezy historyczne, aby spotkać się z przyjaciółmi z innych bractw, powalczyć, potańczyć i napić się miodu pitnego podczas biesiady. Od jakiegoś czasu można zauważyć, że członkostwo w bractwach rycerskich dla niektórych to nie tylko "nieszkodliwe szaleństwo" i miłość do tradycji, ale pewnego rodzaju sposób na życie.

Autor: 

Dodaj komentarz!