Z Lublina do Poznania

[folk a sprawa polska]

chcemy śpiewania gwiazd i raf
lasów pachnących bukiem
świergotu rybitw tnących staw
i dzwonów co jak bukiet
chcemy światłości muzyk twych
dźwięków topieli
jeść da nam takt pić da nam rytm
i da się uweselić

którego wzywam tak rzadko Panie bolesny
skryty w firmamentu konchach
nim przyjdzie noc ostatnia
od żywota pustego bez muzyki bez pieśni
chroń nas

…pisał przed laty jeden z najbardziej "lubelskich" poetów - Józef Czechowicz oczywiście. Nie przypadkiem zapewne. Lublin jest wszak miastem muzyki, miastem uwodzącym swym wdziękiem, ujmującym także niebanalnym, choć też nie ostentacyjnym przemieszaniem tego co wschodnie z tym co zachodnie. Harmonijnym żywiołem nieoczywistości.

Taki jest też chyba Lublin oczyma sympatyków muzyki folkowej. Nie ma bodaj nikogo spośród nich kto nie czułby związku z tym miastem, w kim nie budziłoby ciepłych uczuć - nie tylko za sprawą (ale przecież głównie za sprawą) ludzi, którym chciało się i wciąż się chce wbrew trendom, modom, nastrojom "bawić w folk".

Tak, wiem, że trochę czasu już upłynęło, gdy Orkiestra św. Mikołaja była niemal jedynym, dominującym i nadającym ton zespołem na folkowej scenie. Gdy Mikołajki Folkowe były "tym jedynym" festiwalem. Wiem, że dziś i wykonawców odwołujących się do folkowej tradycji w bród, a i imprez/przeglądów/festiwali mnóstwo w całej Polsce.

Nie byłoby jednak całej tej sceny, a na pewno inaczej by wyglądała, gdyby nie Mikołajki - i Mikołaje. Gdyby nie ten jedyny w swoim rodzaju powiew natchnienia z lubelskiej strony. Odczuwalny i w dalekim Poznaniu. Do dziś kilka spośród płyt Orkiestry należy do grona najważniejszych wydawnictw polskiego folku.

A byli - i są - przecież lubelscy następcy, którzy tworzyli/tworzą rzeczy istotne. Z dzisiejszej perspektywy trzeba wspomnieć przede wszystkim o Caci Vorbie, jednej z najciekawiej dziś rozwijających się grup na folkowej scenie. A dalej - barwny kalejdoskop innych zespołów: od Się Gra poprzez Jahiar Group, Anię z Zielonego Wzgórza, Do świtu grali, Etnomalię i inne projekty Jarosława Adamowa, poprzez tyle innych zespołów po Sounds of Times... Tak, bez Lublina trudno wyobrazić sobie historię polskiego folku…

Skoro jednak o lubelsko - poznańskich muzycznych okolicznościach mowa, to - u schyłku wakacji - nie sposób raz jeszcze na tych łamach nie wspomnieć o festiwalu rozpoczynającym przed ponad dwoma miesiącami wakacje - Ethno Port Poznań. Festiwalu całkiem odmiennym od Mikołajków, a jednak w jakimś sensie wpisującym się w historię pięknego, mądrego, tradycyjnego grania w naszym kraju. Nie czas tu i miejsce na szczegółowe recenzowanie poznańskiego festiwalu. Faktem jest, że z roku na rok staje się on coraz ciekawszy a - co w naszym kraju wcale nie takie oczywiste - jego organizatorzy nie starają się robić żadnych ukłonów w stronę muzyki popularnej czy gestów wobec tzw. masowej publiczności. Faiz Ali Faiz, Christine Salem, Le Trio Joubran, trio 3 MA, Justin Adams & Juldeh Camara, A Filetta, Dakha Brakha to wykonawcy, którzy w tym roku, w czerwcu, nad poznańska Wartą dali koncerty w dosłownym tego słowa znaczeniu niezapomniane.

Jeśli więc czas Wam pozwoli zajrzyjcie nie tylko w grudniu do Lublina na Mikołajki, ale też latem do Poznania na Ethno Port. Wszak żywot jest pusty "bez muzyki, bez pieśni".

Skrót artykułu: 

Taki jest też chyba Lublin oczyma sympatyków muzyki folkowej. Nie ma bodaj nikogo spośród nich kto nie czułby związku z tym miastem, w kim nie budziłoby ciepłych uczuć - nie tylko za sprawą (ale przecież głównie za sprawą) ludzi, którym chciało się i wciąż się chce wbrew trendom, modom, nastrojom "bawić w folk".

Autor: 

Dodaj komentarz!