Womex '98

W numerze dziewiętnastym "Gadek z Chatki" pojawiły się moje wrażenia dotyczące ubiegłorocznej edycji Womex'u. Wszyscy, którzy je czytali wiedzą, że były one jak najbardziej pozytywne. Należałoby się spodziewać, że podobnie będzie również po edycji tegorocznej, jednak jest niestety zupełnie, zupełnie inaczej i bynajmniej nie przynosi to chluby tej największej w Europie imprezie poświęconej world music, ethnic, folk, roots itd. (nazywajcie to jak tylko chcecie).

Nie chciałbym wprowadzać czytelników w tajniki "wojny" pomiędzy byłymi partnerami w organizacji Womex'u w latach ubiegłych - firmą Piranha i EFWMF (Europejskie Forum Festiwali Folkowych), gdyż naprawdę trudno byłoby to wyjaśnić (zainteresowanych odsyłam do numeru 175/176 magazynu Folk Roots). Faktem jest, że tegoroczny Womex zorganizowało EFWMF, przyszłoroczny, który odbędzie się w Berlinie - Piranha, a w roku 2000 prawdopodobnie będą dwa Womex'y: pod wodzą Piranhy oraz EFWMF, ten pierwszy w Berlinie, a drugi w Saragossie... Pozostawiam to bez komentarza.

Sztokholm - tegoroczna stolica kulturalna kontynentu, choć bez wątpienia jest pięknym miastem, niestety nie spełnił roli folkowej stolicy Europy. Po pierwsze było dość zimno, co nie sprzyjało "nadprogramowym" spotkaniom uczestników Womex'u. Po drugie, co również nie sprzyjało bliższym kontaktom, Szwecja okazała się krajem bardzo drogim nie tylko dla nas, ale również dla przybyłych z Europy zachodniej. Po trzecie dotarcie do Sztokholmu usytuowanego bądź co bądź daleko na północy było dość kłopotliwe i kosztowne dla wielu potencjalnych uczestników, co niewątpliwie odbiło się na ich liczbie (w ubiegłym roku ok. 1400 uczestników, tym razem zaledwie 700).

Wybór miejsca tegorocznego Womex'u to pierwszy nasuwający się na myśl błąd, który należałoby zarzucić organizatorom. Już dwa lata temu, kiedy to Womex miał odbyć się w Kopenhadze, a z powodu nieodpowiedniego przygotowania duńskich partnerów i braku odpowiednich funduszy oraz bazy noclegowej, nie odbył się, okazało się, że aktualna kulturalna stolica Europy, oblegana przez turystów i przeładowana różnego rodzaju programami kulturalnymi, jest po prostu nie najlepszym miejscem do organizacji tej imprezy. Niestety organizatorzy po raz kolejny popełnili ten sam błąd.

Niezbyt udanie przygotowane były również poszczególne elementy targów. Wnętrza, przeznaczone na stoiska ekspozycyjne, pomimo niezbyt wielkiej liczby wystawców optycznie pękały w szwach. Brakowało odpowiedniego oznakowania, zarówno wewnątrz budynku, jak i na zewnątrz. Konferencje, choć teoretycznie sprawiały wrażenie bardzo interesujących, przygotowane były na umiarkowanym poziomie i gromadziły (poza kilkoma wyjątkami) niezbyt liczne grono zainteresowanych.

Na szczęście o wszystkich tych niedociągnięciach można było choć na chwilę zapomnieć podczas koncertów, które jak zwykle były najmilszą częścią tej czterodniowej imprezy, choć i tam zauważyć można było od czasu do czasu nieporozumienia i niedociągnięcia.

Przejdźmy jednak do sedna Womex'u czyli do tego, co można było tam zobaczyć. Ogromną siłą okazała się tym razem Skandynawia, którą reprezentowało ok. 20 firm, fundacji, agencji i organizatorów festiwali. Wśród najciekawszych znalazły się oferty MNW/Silence ze Szwecji, znanej naszym czytelnikom z wydawnictw Hedningarny, Hoven Droven, Den Fule czy Mynta. Tym razem promowali najnowsze odkrycie duńskiej sceny ethno-techno: grupę Sorten Muld.

Warto było zwrócić także uwagę na nowe pozycje dystrybuowanej już w Polsce włoskiej firmy Amiata, która przedstawiała swoje najnowsze wydawnictwa: przepięknie wydaną płytę wraz z książką poświęconą kulturze Tybetu, najnowszy krążek kontrowersyjnej wokalistki z Tuwy - Sainkho, u której boku gościnnie zagrał legendarny już Armeńczyk Djivan Gasparian. Promowali także mające się ukazać niebawem multimedialne zestawy poświęcone muzyce brazylijskiej i marokańskiej.

Nieprzeciętna wydawała się oferta amerykańskiej firmy Alula, która koncentrowała się wokół współczesnej wizji muzyki folkowej z Japonii, Estonii, Irlandii, Bliskiego Wschodu oraz Maroka. Ciekawostką okazał się fakt, że szef tej wytwórni Angel Romero w przeszłości przez lata korespondował z przyjaciółką z Polski, wymieniając się płytami (jeszcze winylowymi) i doskonale znał np. dorobek grupy Osjan.

Caprice ze Szwecji wyróżniała się swym wydawnictwem poświęconym lapońskiej (poprawnie powinno być saami) tradycji związanej z yoik - charakterystycznym śpiewem wywodzącym się z okresu szamanizmu. Wydawnictwo zawiera trzy płyty oraz 310-cio stronicową książkę.

Jak zwykle ciekawa oferta charakteryzowała niemiecką firmę Piranha, która stała jakby z boku całego konfliktu z EFWMF i prezentowała swoje najnowsze osiągnięcia, pokazując w ten sposób swoje "zdrowe" podejście do zaistniałej sytuacji.

Na jednym ze stoisk spotkałem Simona Broughtona, dziennikarza znanego z publikacji w Folk Roots, i jednego z wydawców legendarnej już księgi "Rough Guide to World Music", której nowa, poszerzona edycja ukaże się w przyszłym roku. Simon promował swoje nowe pismo Songlines, które może okazać się sporą konkurencją dla Folk Roots. Jako człowiekowi zasłużonemu w pewien sposób w promocji polskiego folku na Zachodzie, wręczyłem mu najnowsze wydawnictwa Orkiestry p.w. św. Mikołaja oraz Berklejdów, które przyjął z ogromną przyjemnością obiecując rychłe recenzje.

Większość z przygotowanych przez organizatorów koncertów odbywała się na trzech scenach browaru Munchen. Wśród wykonawców pojawili się m.in.: Leyoad (Sahara Zach.), który niestety spotkał się z dość chłodnym przyjęciem niezbyt licznej podczas tego konceru grupy słuchaczy; B'Net Marrakesh (Maroko), Jaliba Kuyateh (Gambia) grający w stylu "hendrixowskim" (zębami) na kora, Kepa Junkera (Hiszpania), Martyn Bennet (Szkocja) - dudziarz w stylu techno, Sivan Perwer (Kurdystan), Mohammad Reza Shadjarian (Iran), Oliver Mtukudzi & Black Spirits (Zimbabwe), La Bottine Souriante (Kanada) oraz jedno z odkryć tegorocznego Womex'u - reprezentowana przez moskiewską firmę GreenWave (Huun-Huur-Tu, Dmitri Pokrovski Ensemble) urocza wokalistka Inna Zhelannya z grupą Farlanders, której członkiem jest mistrz różnego rodzaju fujarek, obojów, klarnetów, itd. - Sergiej Starostin (Moscow Art Trio). Ich koncert, choć odbył się na najmniejszej z trzech scen, zgromadził ogromną ilość słuchaczy, którzy sprawiali wrażenie oczarowanych głosem wokalistki i muzyką łączącą w sobie funkowo-rockową energię, jazzową łatwość improwizacji oraz piękno i melodykę tradycji ludowej dawnej Rosji.

Dla nas najmilszy był fakt, iż po raz pierwszy na Womex'ie zaprezentowała się polska grupa, a mianowicie jeden z weteranów polskiej sceny klezmerskiej - zespół Kroke. Warto przypomnieć, że grupa wydała właśnie trzecią, dla berlińskiej firmy Oriente, tym razem koncertową płytę, która podobnie jak dwie poprzednie ma się niebawem ukazać na naszym rynku. Koncert Kroke, a raczej reakcja publiczności była naprawdę rewelacyjna. Zespół jak zwykle zagrał doskonale, robiąc wielki show, przez co, niestety, moim zdaniem muzyka schodziła gdzieś na plan dalszy, ale widownia była szczerze oczarowana, co spowodowało, że był to chyba najlepiej przyjęty koncert całej imprezy!

Niestety organizatorzy potraktowali tegoroczne targi jako promocję własnego rynku i własnych artystów wystawiając aż dwudziestu (?) artystów ze Skandynawii. Wydaje mi się, że idea powstania Womex'u była trochę inna... To fakt, że wielu z występujących Skandynawów było naprawdę bardzo interesujących - Troka, Gjallarhorn, Maria Kalaniemi & Aldargaz (Finlandia), Virvla, Triakel (Szwecja), Bukkene Bruse (Norwegia) jednak nadmiar muzyki skandynawskiej sprawił, że w pewnym momencie zaczęła się ona wydawać nużąca. Osobiście jestem rozczarowany, że nie pojawiła się żadna z uznanych gwiazd sceny skandynawskiej np.: Varttina, Mynta czy Hedningarna.

Osoby, które nudziły się na programowych koncertach, mogły udać się na odbywający się akurat w Sztokholmie koncert The Klezmatics z Chava Albertstain'em, promujących nowy krążek, lub na trzydniowy festiwal muzyki "nordyckiej" gdzie m.in. można było uczestniczyć we wspólnym nieprzeciętnym projekcie grupy Transjoik (Norwegia), Mikaela Marin (Vasen - Szwecja) oraz Sanny Kurki-Suonio (Hedningarna - Finlandia).

Podsumowując trzeba powiedzieć, że generalnie zajęć dla uczestników było sporo, choć nie zawsze na najwyższym poziomie. Moim zdaniem był to niestety najsłabszy jak do tej pory Womex, ale jest to tylko moje własne zdanie. Może inni uczestnicy ocenili go inaczej. Za rok impreza ta odbędzie się w Berlinie, a z zapowiedzi wynika, że będzie to największy i najwspanialszy Womex w porównaniu z poprzednimi. Ma to być wielka uczta dla folkowego rynku. Jak będzie naprawdę okaże się za rok. Obawiam się, że jeśli faktycznie będzie tak wspaniale, jak zapewnia firma Piranha, to ich obecny konkurent EFWMF będzie miał nad czym myśleć...


Informacje dotyczące Womex'99:

tel:+49 (30) 318 614 0
fax: +49 (30) 318 614 10
e-mail: info@womex.de
www.womex.de
Skrót artykułu: 

W numerze dziewiętnastym "Gadek z Chatki" pojawiły się moje wrażenia dotyczące ubiegłorocznej edycji Womex'u. Wszyscy, którzy je czytali wiedzą, że były one jak najbardziej pozytywne. Należałoby się spodziewać, że podobnie będzie również po edycji tegorocznej, jednak jest niestety zupełnie, zupełnie inaczej i bynajmniej nie przynosi to chluby tej największej w Europie imprezie poświęconej world music, ethnic, folk, roots itd. (nazywajcie to jak tylko chcecie).

Dział: 

Dodaj komentarz!