Wiosna festiwalowa

[folk a sprawa polska]

Któryś z poznańskich radnych dzielił się wiosną ubiegłego roku przemyśleniami na temat festiwalu Ethno Port. Wyrażał wątpliwość czy opłaca się(!) go organizować. Zapewne nie był nigdy na żadnym z festiwalowych koncertów. Zapewne nie wie, że magazyn "Songlines" trzeci raz z rzędu umieszcza poznańską imprezę wśród 25 najważniejszych festiwali na świecie! Nie porozmawiał z tłumami słuchaczy, którzy rokrocznie, niezależnie od kaprysów pogody przybywają na Ethno Port. Pewnie spojrzał w tabelki, wyniki, statystyki, rachunki. To ekonomia powinna rządzić i merkantylne korzyści, a nie kultura.

To, oczywiście, nie jednostkowy przypadek, a przykład pewnej normy, która dominuje w naszym kraju. Normy, która sprawia, że - jak ktoś trafnie zauważył - polityczni decydenci różnych hierarchii i wszelakich odcieni światopoglądowych chętnie fotografują się na stadionach, ale już raczej niekoniecznie w operze.

Piszę o tym nie dlatego, by warto było zajmować tu miejsce i czas na rozważania o kondycji lokalnej polityki. Piszę z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że choćbyśmy nie wiem jak politykę ignorowali, ona (a w jej imieniu ludzie, którzy ulokowali się na decydenckich stołkach) wciąż pretenduje do tego, żeby ustawiać nam świat według własnego widzimisię albo według słupków chwilowego poparcia, wynikających z badań opinii społecznej. Po drugie, żeby uświadomić sobie, że wysiłek przekładający się - przykładowo - na efekt znakomitych (również) folkowych festiwali, wynika przede wszystkim z pasji i absurdalnego czasem uporu ludzi, którzy oddają swój czas i energię by stworzyć imprezę, na której zatriumfuje - daleka od wszelkich banalnych doraźności - muzyka. Tak jest pewnie w Poznaniu, tak jest i w wielu miejscach - zapewne w Lublinie przy okazji Mikołajek Folkowych, w Warszawie przy okazji Nowej Tradycji czy Skrzyżowania Kultur - i w innych miastach. Warto na to raz po raz zwracać uwagę…

Skoro o Nowej Tradycji wspomniałem, nie sposób nie przywołać jej w tym miejscu. Choćby dlatego, że ostatnia edycja była znakomita pod względem artystycznym. Oczywiście, powiedziałby ktoś, że bywały lata, gdy festiwalowy konkurs stał na wyższym poziomie. Ale też z całą pewnością bywały, również całkiem niedawno, konkursy słabsze. A Cicha & Spółka czyli Karolina Cicha i towarzyszący jej instrumentaliści dali koncert na poziomie, który w pełni uzasadniał przyznanie im nagrody Grand Prix. Myślę, że za parę lat będziemy ten występ wspominali tak jak pierwsze konkursowe ujawnienie Kwadrofonika czy innych głośnych laureatów głównej nagrody.

Świetne były koncerty zaproszonych gwiazd - Hourii Aichi oraz Cuncordu E Tenore de Orosei. Wzruszający był wieczór pamięci Władysława Trebuni-Tutki. W grudniu, na Mikołajkach poruszający koncert Trebuniów miał niemal dosłownie charakter funeralny, bardzo molowy. Tym razem - jakby w uzupełnieniu tamtego niezapomnianego koncertu sprzed kilku miesięcy - muzyka rozkwitła wieloma barwami, pełna skojarzeń z wielką aktywnością Władysława Trebuni.

Jakże symboliczny był też wieczór pierwszy, podczas którego tradycyjnie już popłynęła muzyka źródeł oraz zagrali laureaci Folkowego Fonogramu Roku. Najpierw na scenie pojawili się mistrzowie (i ich uczniowie) z Beskidu Żywieckiego, potem Adam Strug ze swoim zespołem (w składzie m.in. z Januszem Prusinowskim i Marcinem Pospieszalskim), na koniec Kapela Ze Wsi Warszawa. Każdy z tych koncertów był świetny pod względem artystycznym, a wspólnie ułożyły się w piękną i niebanalną opowieść o przekraczaniu granic w muzyce. O różnorodności i wielowymiarowości muzyki granej na Nowej Tradycji.

Gdy piszę te słowa, tegoroczny poznański Ethno Port jest jeszcze przed nami. Tuż za nami jest natomiast Enter Music Festival odbywający się też w Poznaniu, nad jeziorem Strzeszyńskim, pod artystyczną opieką Leszka Możdżera. Wspominam tu o nim, gdyż tradycyjnie już - a nawet wyraziściej niż w latach poprzednich - zaistniała na nim muzyka świata, m.in. z Indii i Afryki. Pasja w odkrywaniu źródeł, w odkrywaniu niezwykłości muzyki tradycyjnej, w dzieleniu się nią i interpretowaniu po swojemu - ta pasja udziela się kolejnym twórcom i organizatorom. I trafia do coraz szerszego grona świadomych słuchaczy…

Skrót artykułu: 

Któryś z poznańskich radnych dzielił się wiosną ubiegłego roku przemyśleniami na temat festiwalu Ethno Port. Wyrażał wątpliwość czy opłaca się(!) go organizować. Zapewne nie był nigdy na żadnym z festiwalowych koncertów. Zapewne nie wie, że magazyn "Songlines" trzeci raz z rzędu umieszcza poznańską imprezę wśród 25 najważniejszych festiwali na świecie! Nie porozmawiał z tłumami słuchaczy, którzy rokrocznie, niezależnie od kaprysów pogody przybywają na Ethno Port. Pewnie spojrzał w tabelki, wyniki, statystyki, rachunki. To ekonomia powinna rządzić i merkantylne korzyści, a nie kultura.

Autor: 

Dodaj komentarz!