Wędrowny żebracy i ich pieśni

Wyobraź sobie..., że jedziesz polną już drogą na południowym Podlasiu. Niby nie ma tu nic ciekawego; skończyła się niewielka wieś, zaraz miniesz las. Nie, jednak jeszcze nie – stoi tu jeden mały dom, pamiętający początek minionego stulecia…

Znak: Strefa wolna od GMO

O co w tym wszystkim chodzi? To obszar zadeklarowany przez właściciela, jako wolny od upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych, ale nie tylko. W takim gospodarstwie nie stosuje się także pasz z tego typu roślin w chowie zwierząt. To znak sprzeciwu – przeciętnego producenta i konsumenta, ale przede wszystkim człowieka.

Ten drobny, wręcz desperacki akt z praktycznego punktu widzenia niewiele znaczy. Jeśli państwowe ustawodawstwo zezwoli na uprawy GMO (ang. genetically modified organisms), a polscy rolnicy zaczną je powszechnie stosować, to czysta chęć posiadania ekologicznego gospodarstwa, by się utrzymać lub po prostu zdrowo jeść i uniknąć wielu chorób, nie zatrzyma przenoszonych pyłków roślin z pól sąsiadów, nawet tych z drugiego województwa. Jeśli tak się stanie, to choć nie siałam GMO, jutro będę miała taką uprawę (bo rośliny zwykły się naturalnie krzyżować – porzućmy złudzenia, współistnienie roślin/upraw konwencjonalnych i GMO nie jest możliwe!!!), a żeby było jeszcze mniej śmiesznie – będą mogli mnie za to ukarać – bo za uprawę tych opatentowanych roślin płaci się  koncernom tantiemy.


Po co więc ten znak?

By Cię zatrzymać, dać czas na zastanowienie... Sprawa dotyczy nas wszystkich, a nie tylko Ciebie, który siejesz i zbierasz, ale przede wszystkim Ciebie, który jesz!

Jestem młodą, świeżo upieczoną absolwentką wyższych studiów humanistycznych i pedagogicznych, współwłaścicielką małego gospodarstwa ekologicznego na Podlasiu i młodą matką – powiesz żaden autorytet z dziedziny biotechnologii czy rolnictwa – mimo to piszę, że jestem przeciw genetycznym modyfikacjom opracowanym po to, by przynosić zyski wielkim koncernom! Jeśli brak Ci uwagi na to CO inni z Tobą robią, bądź otwartości, by wejrzeć w mój punkt widzenia, porzuć czytanie już teraz...

Dla tych, którym szyfr ten jest zupełnie nieznany, GMO oznacza organizmy zmodyfikowane genetycznie, produkowane przez inżynierię genetyczną. To nie praca mająca na celu przemieszczenie sekwencji genów w obrębie pojedynczych gatunków, czy też tych blisko ze sobą spokrewnionych (znane od dawna krzyżowanie zwierząt, czy mutacje wywołane promieniowaniem radioaktywnym), ale przeszczepianie genów nawet wbrew granicom królestwa roślin i zwierząt (pomidor z genem ryby, sałata z genem szczura, soja z genami bakterii, czy też ryż z genem ludzkim).


Dlaczego?

Zapytają ci bardziej dociekliwi. Odpowiedź na to pytanie zależy od punktu widzenia. Inżynieria genetyczna oraz wielkie koncerny (chemiczne, żywieniowe i farmaceutyczne), na których głównie opierają się „zamówienia”, agresywnie propaguje pogląd, że specjalnie „wyprodukowane” w ten sposób gatunki roślin (soja, kukurydza, rzepak) mają lepsze walory pod względem wydajności upraw, jakości produktów, czy też odporności na zagrożenia zewnętrzne, w związku z czym wymagają stosowania mniejszej ilości pestycydów ochronnych, chronią środowisko i – co najważniejsze – świat przed głodem.

Drugiego punktu widzenia trzeba poszukać głębiej. Celowo zagłuszany jest przez informacje powszechnie nadawane w mediach, gdzie „prawda” ma być zgodna z interesem żyjących od zawsze w symbiozie: przemysłu i polityki. Głosi on jednak, że fakty przeczą obietnicom! Przed upowszechnieniem uprawy roślin GMO nie przeprowadzono odpowiednich badań (takie zwykle poprzedzają wprowadzenie towaru na rynek – przed podaniem ich do konsumpcji ludziom i zwierzętom, wypadałoby najpierw sprawdzić bezpieczeństwo, zamiast ignorować doniesienia o negatywnych skutkach). Badania, na których się opierają firmy biotechnologiczne, przeprowadzono z wielkim pośpiechem, w krótkim czasie i zwykle w jednorodnych warunkach klimatycznych.[...] Żywność pochodząca od organizmów genetycznie zmodyfikowanych pojawiła się na naszych rynkach  nie dzięki naukowym badaniom, ale z powodu nacisków i nieodpowiedzialnych obietnic przemysłu biotechnologicznego (Wiąckowski St. K., 2008, s. 19). Bez angażowania grupy kontrolnej, bez brania na siebie odpowiedzialności wielkie koncerny prowadzą wielki eksperyment na ludzkości, którego skutki mogą być katastrofalne.

Znane są próby ukrywania informacji o zagrożeniach na temat zdrowia i środowiska, polegające na tym, że zasobne w środki korporacje finansowe, blokują niezależne badania instytucji oraz osób. Na ich autorach wymusza się wstrzymywanie danych, zmianę wyników, a wszystko po to, aby utrzymać w tajemnicy niewygodne fakty o niebezpieczeństwie stosowania GMO w żywności. Ponadto, na szerszą międzynarodową skalę przy pomocy Międzynarodowej Organizacji Handlu firmy biotechnologiczne próbują wymusić przyjmowanie ich produktów w innych krajach (np. naciski USA na UE).

Poprzez agresywną, propagandową reklamę, wielkie korporacje, takie jak Monsanto Syngenta, Pionier, Dupont, Bayer i inne, obiecują poszczególnym krajom olbrzymie sukcesy w dziedzinie rolnictwa, ochrony środowiska, a także poprawę dobrobytu i stanu zdrowia na świecie. Trudno uwierzyć w te założenia, chociażby przez sam fakt wielokrotnego już mijania się z prawdą przy sprzedaży produktów tych koncernów. Przykładowo – zmodyfikowany genetycznie hormon wzrostu (rbGH) miał zwiększyć u krów produkcję mleka, a okazało się, że zwiększa także ryzyko raka piersi, prostaty i okrężnicy u pijących to mleko. […] Ich producenci, często ci sami, którzy dziś zalewają świat GMO, także zapewniali o bezpieczeństwie swoich produktów. Dziś lawinowo publikuje się wyniki badań prowadzone nie przez wielkie firmy, ale przez licznych niezależnych badaczy na świecie, które udowadniają tragiczne skutki wcześniejszego braku takich niezależnych badań (Wiąckowski St. K., 2008, s. 20).

Ponadto ocena kilkuletniej uprawy GMO, mówi sama za siebie: nie wzrosła wysokość plonów upraw po modyfikacji genetycznej. Mało tego, w Ameryce Północnej plony soi GM były mniejsze, a farmerzy z USA, Brazylii, Paragwaju, Australii, Indii, Indonezji, Argentyny, Meksyku, Kolumbii i Afryki stracili na eksporcie. Okazało się na przykład, że krajach o gorącym klimacie, nie sprzyjającym uprawie soi GM, rolnicy ponieśli straty rzędu 60-90%. Jak dotąd przeważają straty. Pisze się kłamliwie o ogromnych zyskach, ale są to zyski wielkich korporacji a nie rolników.[...] GMO są bardzo wrażliwe na suszę, a ich uprawy wymagają NIE MNIEJ, A WIĘCEJ PESTYCYDÓW. [...] W większości krajów, które uprawiały rośliny GM, pojawiły się dziesiątki superchwastów, z którymi walka jest coraz trudniejsza. Farmerzy stosują coraz więcej różnych herbicydów, co zwiększa koszty danej GM uprawy i znakomicie zwiększa zarobki producentów herbicydów (Wiąckowski St. K., 2008, s. 23).


Świat pod kontrolą

Do niektórych roślin celowo wprowadza się toksynę (kukurydza, ziemniak, pomidor, bawełna), z założenia mającą zmniejszyć potrzebę stosowania środków chemicznych. Jaki jest tego efekt? Toksyna zabija także pożyteczne owady: wiele gatunków motyli, mikroorganizmy glebowe, nawet ptaki czy pszczoły, których liczebność (w krajach, gdzie powszechne są uprawy GM) zmalała o 50-90%! A przecież, jeśli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi, człowiek przeżyje je zaledwie kilka lat. Nie ma pszczół, nie ma zapylania, nie ma roślin, nie ma zwierząt, nie ma człowieka – powiedział kiedyś Albert Einstein.

Już pojawiły się superszkodniki odporne na toksyczne białko (Bt) z roślin GM. Po spożyciu tych roślin odnotowano śmierć dużych zwierząt domowych: krów w Niemczech i owiec w Indiach. Już od 1998 roku pojawiają się doniesienia naukowców o negatywnym wpływie roślin GM na zwierzęta. Odnotowano poważne zmiany organów (wątroba, trzustka, jądra, płuca, układ immunologiczny oraz powodowanie bezpłodności i inne, nawet śmierć) u eksperymentalnych młodych szczurów i myszy, a także większych zwierząt karmionych GM: ziemniakami z lektyną przebiśniegu, GM kukurydzą, GM soją, transgenicznym grochem czy bawełną.

Z żywnością GM nierozerwalnie związane są choroby alergiczne, tak dziś rozpowszechnione, których liczba i rodzaje przybierają tendencję wzrostową. Szczególnie groźne są one dla ludzi w okresie dzieciństwa i dojrzewania.


Sytuacja na świecie

By zdobyć przestrzeń pod ogromne uprawy GM soi (w Argentynie, Brazylii, Paragwaju) wielkie koncerny wyrugowały rolników, zniszczyły farmy i doprowadziły do masowych wylesień. Nowa technologia zagraża naturalnej bioróżnorodności eliminując setki odmian roślin ze środowiska naturalnego, zagraża też tradycyjnej produkcji rolniczej, w której z dziada pradziada ludzie mogli siać i przechowywać pamięć gatunków roślin w nasionach w ramach swojego gospodarstwa. Rynek staje się zmonopolizowany. Także i w Polsce rolnikom proponowane są coraz częściej dostępne nasiona „Monsanto” (czasami pod marką mniejszej firmy, która wchodzi w skład koncernu). Stało się powszechną praktyką ograniczanie swobodnego handlu nasionami, bo koncerny przywłaszczają sobie dziedzictwo pokoleń, patentując rośliny i uznając je za własny produkt, za który trzeba płacić. Dodatkowo, gdy pozwolimy, aby na rynek wszedł patent roślin GM „Terminator Technology”, sprawimy, że rolnik co roku będzie musiał kupić nowe nasiona, bo te ziarna już w drugim pokoleniu będą martwe, jałowe i roślina z nich nie wykiełkuje.

Jak firmy, które dla czystego zysku dążą do uzależnienia ludzi od siebie, sięgając po to, co dla człowieka podstawowe – opanowanie rynku żywności – mogą zasłaniać się promocją pod hasłem walki z głodem i chęcią polepszenia stanu środowiska? Hm... Może tu się nie ma czemu dziwić...? Raczej, jakim cudem wielkim koncernom udaje się otumanić społeczeństwa, które zaczynają wierzyć, że jest to prawdą...?!

Coraz więcej państw i regionów ogłasza się strefą wolną od GMO, choć w polskich mediach propaguje się pogląd probiotechnologiczny i chęć skompromitowania przeciwników, jako ciemnych, fanatycznych ekologów, bojących się nowości; poprzez podawanie informacji, że wiele państw UE chce upraw GMO, tylko Polacy nie! Należą do nich: Filipiny, Tajlandia, Wietnam, Nowa Zelandia, Iran, Francja. Bądź ogłaszają się strefą wolną od upraw konkretnej rośliny modyfikowanej genetycznie: Indie, Kalifornia – od GM ryżu, Południowa Afryka od GM sorgo, Austria, Węgry, Niemcy od GM kukurydzy, czy też rosyjscy eksporterzy nie chcący GM soi.


Sytuacja w Polsce

Mamy zdrową, niemal nieskażoną GMO żywność będącą naszym atutem na rynkach zachodnich, wycofujących się z nadmiernej chemizacji i upraw roślin GM. Mamy tradycyjne rolnictwo, stare, odporne odmiany roślin i warzyw dostosowane do regionalnych warunków. Nie ma powodów, by sięgać po żywność z roślin GM, ocenianą coraz bardziej negatywnie.

Tak, tylko problem tkwi gdzie indziej. Finanse wpływowych koncernów biotechnologicznych powodują, że granice prawa i bezprawia zacierają się, a nogi osób decydujących o naszym państwie uginają się pod wpływem myśli o profitach lub/i strachu przed stratą. I powstają akty prawne, jak te o GMO i o biologicznej różnorodności. Podobno żyjemy w demokratycznym państwie – mamy więc chociaż częściowy wpływ na to, co się z nami i wokół nas dzieje.

Cała kwestia inżynierii genetycznej budzi wiele polemik i kontrowersji, jest niczym temat-rzeka. Pokusiłam się o przekazanie tak wielu informacji, w tak ograniczonej ilości słów. Wierzę, że każdy z nas ma wybór: przeczytać – nie przeczytać, poszukać dodatkowych informacji – nie szukać, wiedzieć – nie wiedzieć.

Kiedy docierają do mnie różne „nowinki” – bywa, że jestem przerażona i myślę: o, błoga nieświadomości! Nic nie trzeba robić, nie trzeba weryfikować swoich poglądów, zmieniać swojego stosunku do innych, świata, życia... Ale! Jak ktoś kiedyś powiedział: Życie nieświadome nie jest warte tego, by je przeżyć!

Dlatego szczególnie polecam lekturę literatury, będącej podstawą niniejszego tekstu, a także obejrzenie niezwykle ciekawych filmów dostępnych, także w Internecie na youtube, takich jak: „Życie wymyka się spod kontroli”, czy też „Świat według Monsanto”. Poniższe książki zawierają szeroką bibliografię literatury polsko- i obcojęzycznej, na której oparłam prezentowane fakty.


Natalia razem z mężem Sebastianem prowadzą gospodarstwo wolne od GMOw miejscowości Kolano na Podlasiu.

Literatura:Stanisław Kazimierz. Wiąckowski, Genetycznie modyfikowane organizmy. Obietnice i fakty, Białystok 2008.
Árpád Pusztai, Ludzkość nie może sobie pozwolić na ryzyko związane z inżynierią genetyczną, Konferencja: Geny nie są na sprzedaż, Kraków, Wawel, 2007.
Jeffrey M. Smith, Nasiona kłamstwa, czyli o łgarstwach przemysłu i rządów na temat żywności modyfikowanej genetycznie, 2007.

http://www.icppc.pl/antygmo/
http://www.youtube.com/results?search_query=%C5%9Bwiat+wed%C5%82ug+monsanto&search_type=&aq=f
http://www.youtube.com/watch?v=SFAIRMV4d0c
Skrót artykułu: 

Wyobraź sobie..., że jedziesz polną już drogą na południowym Podlasiu. Niby nie ma tu nic ciekawego; skończyła się niewielka wieś, zaraz miniesz las. Nie, jednak jeszcze nie – stoi tu jeden mały dom, pamiętający początek minionego stulecia…

Dział: 

Dodaj komentarz!