Waglewski w Polityce

W 7-mym numerze "Polityki" znajduje się zajmujący wywiad z Wojciechem Waglewskim, liderem zespołu Voo Voo, prowadzony przez redaktora Mirosława Pęczaka. Waglewski otrzymał nagrodę "Paszport Polityki", a nagrodzono go między innymi za łączenie muzyki różnych kultur.

Zapytany przez rozmówcę, dlaczego twórcy rocka interesują się dziś tzw. muzyką etniczną, Waglewski stwierdził, że schematy rockowe ze względu na ubóstwo melodyczne, rytmiczne i harmoniczne tej muzyki, przestają dziś artystom wystarczać. Rock cechuje się pewną wtórnością, co zmusza twórców do poszukiwania czegoś innego, często jest to inspiracja muzyką ludową z różnych części świata. Staje się to możliwe dzięki mediom, które docierają w najdalsze zakątki kuli ziemskiej. To co najcenniejsze w muzyce rock, to energia, którą przekazuje się ze sceny na widownię. Jest w tym pewnego rodzaju obrzędowość, rytuał, wręcz coś z magii. Są to cechy wspólne muzyce rockowej i tradycyjnej ludowej.

Dalej Waglewski mówił jak odkrył ową muzykę ludową, muzykę źródeł. Pochodząc z Nowego Sącza miał możliwość zetknięcia się z kulturą góralską i cygańską. Znużony pop-kulturą zaczął także interesować się muzyką indyjską i japońską. Przez pewien czas wraz z zespołem "Osjan" tworzył nowy nurt muzyki, tzw. "muzykę świata".

Obecnie stylizacja, jak i oryginalna muzyka ludowa stała się modna u ludzi młodych. Można to zauważyć szczególnie latem, niemalże w każdym większym mieście. Są to najczęściej zespoły uliczne grające np. utwory andyjskie. Powstaje też wiele klubów, w których można często usłyszeć taką muzykę.

Waglewski twierdzi, iż propagowanie muzyki ludowej wśród ludzi młodych stało się jego ideą, wręcz obsesją. Voo Voo często grywało z przyjaciółmi z Beskidu Śląskiego i z Zakopanego. Współpracowali również z pewną Bułgarką, robiąc różnego rodzaju miksy. Ich założeniem było pokazanie tych ludzi szerszej publiczności. Owa muzyka bowiem jest mocna na tyle, że nie potrzebuje żadnych podpórek. W momencie, gdy - jak twierdzi Waglewski - Twinkle Brothers z Jamajki grają z kapelą Trebuniów Tutków, nie ma w tym żadnego kompromisu. "Klasyczne" reggae oraz tradycyjna muzyka Podhala świetnie razem współbrzmią.

Lidera Voo Voo niepokoi natomiast fakt innej "mieszaniny stylistycznej" w muzyce, która staje się ostatnio normą. Są tego różne efekty, bardziej lub - na ogół - mniej szczęśliwe. Nie każde bowiem nawiązanie do muzyki ludowej okazało się być trafne. Aby dostrzec przyczynę tego zjawiska należy sięgnąć do lat 50-tych w naszym kraju. Wówczas to na siłę próbowano przystosować muzykę ludową do tzw. "potrzeb kultury miejskiej". Było to chyba jedną z konsekwencji migracji ludności ze wsi do miast. Skutek był taki, że oderwano muzykę ludową od jej korzeni, nastąpiło jej zwulgaryzowanie. Dziś niewielu muzyków potrafi grać muzykę ludową tak, jak grano ją przed laty. Bardzo trudno jest odnaleźć coś, o czym bez żadnych wątpliwości można powiedzieć: "to jest prawdziwa muzyka ludowa, tradycyjna, oryginalna".

Tu Waglewski przypomniał, iż w Paryskim Centrum Pompidou znajduje się ogromna dyskografia muzyki ludowej z całego świata. Rumunię np. reprezentuje tam 120 płyt, podczas gdy Polskę jedynie dwie. Płynie z tego bardzo niepokojący wniosek, że coś nam ucieka bezpowrotnie. Dlatego należałoby z jak największą pieczołowitością pielęgnować to, co pozostało, ocalić to, utrwalić. W przeciwnym razie pozostanie tylko żałosny mutant muzyki ludowej w rodzaju disco polo czy zespołu Krywań. Lider zespołu Voo Voo zapytany przez rozmówcę, czy podobne zjawisko ma miejsce także w innych krajach, stwierdził, iż na świecie współistnieją ze sobą formy nowe obok tradycyjnych. Rock'n'roll spełnia takie funkcje jak muzyka tradycyjna spełniała niegdyś. W krajach anglosaskich rock'n'roll czerpie wprost z kultury ludowej, w Stanach z bluesa, w Wielkiej Brytanii z muzyki szkockiej lub irlandzkiej.

W Polsce muzyka ludowa była często wykorzystywana politycznie. "Mazowsze" czy "Kapela Dzierżanowskiego" to nasze zmory dzieciństwa. W wydaniu nieco nowszym też folklor wykorzystywany był często politycznie. Za przykład może tu posłużyć zespół No To Co. Waglewski stwierdził, że nie chodzi o to "aby zespoły rockowe przekładały dziś bezpośrednio tematy oberków na swoją stylizację, albo wykorzystywały "przaśne" motywy ludowej, a raczej pseudoludowej poezji w stylu "siedzi diabeł na chałupie a słoma go kłuje w dupę". Chodzi raczej o to, żeby wykorzystywać pewien rodzaj emocji i skalę muzyki ludowej. Lider Voo Voo podkreślał bogactwo polskiego folkloru muzycznego jeśli chodzi o skalę dźwięków, począwszy od gór, skończywszy na Białostocczyźnie, gdzie pojawia się muzyczna skala muzułmańska. Jest więc w czym "pogrzebać", trzeba tylko starać się tego poszukać. Tak podeszli do tego np. Anglosasi. Na pierwszej płycie U2 słychać tradycyjną Irlandię. Niezależnie od tego czy dziś odkrywamy w sobie entuzjazm dla rodzinnej kultury ludowej dlatego, że nauczył nas tego rockowy Zachód, czy nie, należy zwrócić uwagę, że poszukiwania w sferze muzyki źródłowej nie są dziś wyłącznie udziałem badaczy folkloru.

Są grupy ludzi, którzy wyjeżdżają z miast i osiedlając się na wsi próbują odnaleźć choćby ślady tradycyjnej kultury ludowej. Często są to muzycy. Do nich należy m. in. Orkiestra św. Mikołaja, której popularność wciąż wzrasta, obejmując nowe, szerokie kręgi fanów. "Orkiestra" często przebywa w Bieszczadach, adaptując tam dla swojej muzyki elementy kultury łemkowskiej. Na Lubelszczyźnie tworzy Jurek Słoma, jest też orkiestra z Żabna, która od lat żyje na wsi. To prawda, pojawia się przy tym pewien rodzaj snobizmu, ale chyba to żadna tragedia. Niestety nie należy się łudzić, że będzie to zjawisko masowe. Obserwuje się je w pewnych kręgach artystów, którzy pragną sięgać do korzeni.

Częste są opinie - mówi redaktor Pęczak, prowadzący ów wywiad - że takie osiedlanie się na wsi, tak jak fascynacja muzyką etniczną, kulturami plemiennymi, egzotyką, jest formą ucieczki od cywilizacji i braku odwagi, by tym problemom stawić czoło.Być może - odpowiada Waglewski - zainteresowanie muzyką etniczną świadczy przede wszystkim o tym, że ludzie mają trochę dosyć gigantomanii, w którą wszedł rock.

Na przykład odpowiedzią na podobną gigantomanię w latach 70-tych był punk, rozwijający się w małych salach klubowych. Być może więc dziś muzyka źródłowa jest antytezą kultury teledysków i wielkich koncertów na stadionach. Bowiem taką muzykę najlepiej czuje się w bezpośrednim kontakcie z odbiorcą. Ludziom potrzebne jest odejście od elektroniki, wyciszenie, ucieczka od hałaśliwych spektakli. Waglewski uważa, że choć w dobie dzisiejszej muzyk nie powinien ignorować mediów, w tym i telewizji, to jednak teledysk nie jest jedyną formą dojścia do popularności. Często popularność muzyka, którego teledysk święci tryumf przez okrągły rok, przemija dość szybko. A on już uważał, że jest doskonały. Wtedy upadek takiego artysty jest wielki. Jednak dziś wszyscy żyjemy w kulturze obrazkowej i tego ignorować nie sposób.

Pod koniec wywiadu zdobywca "Paszportu Polityki" ze smutkiem stwierdza, iż muzyka źródeł inspirowana poszukiwaniami "etnologicznymi" nie jest mimo wszystko przez telewizję promowana. W Polsce jeszcze nie potrafi się tego robić. Nie ma chyba twórcy teledysków, który by temu podołał. Powód być może jest prosty: "Jak w trzech, czterech minutach zawrzeć klimat, który znajdujemy na przykład w filmach Jana Jakuba Kolskiego? A byłby to klimat najbardziej dla takiej muzyki odpowiedni". Tak kończy się wywiad Mirosława Pęczaka z Wojciechem Waglewskim.

Pozwólcie, że jako dodatek umieszczę tu jeszcze kilka skromnych słów od siebie. Nie będą one zapewne krytyką, ani nawet polemiką z bohaterem wywiadu. Jak najbardziej zgadzam się z zapatrywaniem Wojciecha Waglewskiego na inspirację kulturą ludową. Brakuje mi w nim jednak stwierdzenia, iż trudno inspirować się folkorem nie odrywając go tym samym od korzeni. Sama inspiracja bowiem z założenia wnosi pewną zmianę. Jest to nowe spojrzenie, dostosowanie, interpretacja. Nie jest to oczywiście w żadnej mierze okaleczenie, czy też "zdrada", jest raczej swego rodzaju integracją kultury dawnej z istniejącą współcześnie rzeczywistością. Jednak bywa, jak mówi Waglewski, iż takie czerpanie z tradycji może być w całej swej okazałości żałosnym falsyfikatem typu disco polo. Dlatego wszelkie inspirowanie folklorem, aby owo "oderwanie od korzeni" przebiegało jak najbardziej, bezboleśnie, musi być bardzo subtelne, powinno stanowić swego rodzaju hołd złożony zamierzchłym czasom, starym tradycjom. Taką właśnie interpretację dostrzegłam w Kapeli Łem, jednym z zespołów wchodzących w skład "Orkiestry p. w. św. Mikołaja". Zachwyca w niej prostota formy, często będąca wiernym odbiciem muzyki Łemków. Oryginalne brzmienie ludowych instrumentów, białe śpiewy, ludowe tańce, wszystko to sprawia wrażenie jak gdyby słuchacz przeniósł się nagle w zamierzchłe czasy, do starej łemkowskiej wioski, gdzie do jednej z chałup mieszkańcy właśnie zeszli się na wspólne muzykowanie.

Skrót artykułu: 

W 7-mym numerze "Polityki" znajduje się zajmujący wywiad z Wojciechem Waglewskim, liderem zespołu Voo Voo, prowadzony przez redaktora Mirosława Pęczaka. Waglewski otrzymał nagrodę "Paszport Polityki", a nagrodzono go między innymi za łączenie muzyki różnych kultur.

Dodaj komentarz!