Było dużo ognia. Duende w postaci Domingo Ortegi wdarł się na scenę i porwał publiczność. Magiczny duch i cecha hiszpańskiego charakteru kryjąca się we wszelkich przejawach sztuki. Także i w szczególności we flamenco.
Demon wszedł na scenę ubrany na czarno. Długie, świecące włosy spływały mu groźnie po śniadej twarzy. Czterech muzyków w tle ustalało rytm. Szybkie uderzania solidnych obcasów przeszyły publikę. Ale zanim Domingo Ortega wspiął się na wyżyny
Zatańczyła Villacampa
Pierwszego dnia IV Międzynarodowego Festiwalu Flamenco "Duende" w Poznaniu tancerka wystąpiła z hiszpańskimi przyjaciółmi. Diego Cortes - autor kompozycji i aranżacji - wprost zabijał dźwiękiem swojej gitary. José Fortes do ostatniej kropli potu wybijał rytm rękami na cajónie i stopami na parkiecie.
Villacampa prezentowała się wyśmienicie. Tańczyć zaczęła w wieku czterech lat. Kiedy miała osiem, specjalizowała się we flamenco. Urodzona w Barcelonie, szlifów nabierała pod okiem tamtejszych mistrzów. Szybko osiągnęła doskonałość. Osiem lat temu przeprowadziła się na Wyspy Kanaryjskie, gdzie utworzyła zespół deloFlamenco.
Polskie flamenco
rozbrzmiało z kolei drugiego festiwalowego dnia w kameralnym Teatrze Polskim. Zespół Los Payos stworzył kilkanaście lat temu Arturo "El Polaco" Muszyński. Jest, jak dotąd, jedynym polskim gitarzystą, który wraz z tancerką Martą Robles i zespołem zaproszony został do Andaluzji na Festival Jimena de la Frontera. Do Poznania przyjechał m.in. z filigranowym Fernando Galánem, uświetniającym wiele przedsięwzięć tanecznych na całym świecie.
Ach, cóż to był za taniec: uroda i wdzięk Marty, energia i gracja tancerza, rzewne pieśni prosto z Jerez de la Frontera. Polacy udowadniają, że flamenco - przez lata rozwijające się wraz z wędrówką Cyganów z Azji na Półwysep Iberyjski - w dalszym ciągu ewoluuje i zdobywa nowe krainy.
- Chociaż flamenco osiadło wraz z Cyganami w Hiszpanii, po drodze jednak odwiedziło także mój kraj - twierdzi Laasad Sendy - gitarzysta flamenco z Tunezji, którego wystep był preludium trzeciego dnia do koncertu finałowego. Wtedy to na scenie obecny był
Wielki ogień
Dla wielu Domingo Ortega nie ma sobie równych. Choreograf i tancerz, muzycznie wychowany w Jerez de la Frontera dwukrotnie wybrany zostaje najlepszym tancerzem Hiszpanii. Już w młodym wieku podbija sceny Sewilli, Madrytu i świata. Dziś sam uczy młodych w słynnej szkole Amor de Dios.
- Taniec rozumiem jako sposób wyrażania siebie jako człowieka - mówił w Poznaniu. To, co zaprezentował przy pomocy czterech muzyków, było naprawdę wspaniałe. Wymieńmy ich: śpiewający David Lagos Aguilar i Matias Lopez Exposito, perkusista Javier Nicolas Requena Barrionuevo i gitarzysta Fernando de la Rua Campolim wraz z Ortegą dali pokaz, jakich nie widzi się w życiu wiele.
- Nie tańczę dla wiernej publiczności - mówił Ortega. - Tańczę dla tych, którzy oczekują czegoś więcej niż nienagannej techniki. Bo w moim tańcu jest miłość.
Było dużo ognia. Duende w postaci Domingo Ortegi wdarł się na scenę i porwał publiczność. Magiczny duch i cecha hiszpańskiego charakteru kryjąca się we wszelkich przejawach sztuki. Także i w szczególności we flamenco.Demon wszedł na scenę ubrany na czarno. Długie, świecące włosy spływały mu groźnie po śniadej twarzy. Czterech muzyków w tle ustalało rytm. Szybkie uderzania solidnych obcasów przeszyły publikę. Ale zanim Domingo Ortega wspiął się na wyżyny