Trębacze z Serbskiej Guczy

Od pięćdziesięciu lat w Serbskiej Guczy sierpień to święto trębaczy. W tym roku trwało wyjątkowo długo, skończyło się dopiero po dziesięciu dniach niemal ciągłego grania. I nic dziwnego- spotkało się tu dwa tysiące artystów. Jak podkreślają lokalne media, m.in. "Blic", jest to nie tylko największy festiwal instrumentów dętych w regionie bałkańskim, ale i na świecie. Magazyn The Rolling Stone zalicza go do jednego z siedmiu najważniejszych, cyklicznych wydarzeń muzycznych w Europie. Sabor Trubacza to jednak nie festiwal, a raczej tłumacząc dosłownie zlot. Dla Serbów to kluczowa impreza kulturalna i społeczna. Przyjeżdżają tu z całym ekwipunkiem potrzebnym do biwakowania i nieodłączną serbską flagą. Narodowe emblematy są niemal wszędzie, wyraźnie czuć kto jest tu gospodarzem. Przyjeżdżają tu Bośniacy, widać kosowskie rejestracje. Nawet największym pesymistom trudno jest uwierzyć w czarno- biały charakter świata. Na Dragaczewskim Saborze trąbki słychać każdej pory dnia i nocy, gdziekolwiek by się nie było. Dlatego pojęcie "rano" praktycznie nie istnieje w Guczy. Puls imprezy to po prostu rytm Balkan Brass. Muzyka, która wyewoluowała z dziewiętnastowiecznych marszów, granych przez tureckie orkiestry wojskowe, z czasem została zaadoptowana przez Romów. Wzbogacona o bardziej skomplikowane rytmy i melodie, szybko podbiła całe Bałkany. Setki cygańskich trębaczy przeciskających się między rozbawionym tłumem, orkiestry grające "do ucha" siedzącym przy stołach turystom lub miejscowym bossom. Wszędzie widać ulicznych grajków z przyklejonymi do spoconego czoła pieniędzmi. Specyficzne w Guczy jest powszechne bratanie się, wspólne picie rakii, rozmowy przedziwną mieszanką słowiańskich języków z natężeniem słów wyrażających szczęście, oraz mocno ironiczne podejście do życia. Życie Serbów z Guczy układa się w harmonii z warunkami środowiska, z którego wyrośli - może z dala od wielkich centrów kultury, tylko w "małej ojczyźnie", z odrębnymi regionalnymi cechami. Nie wiem, czy istnieje Duch tych miejsc, jak się przejawia i jaki ma wpływ na kulturę danego regionu, ale na pewno w tej swojej niesprecyzowanej postaci ma wpływ na charakter ludzi. W Guczy jest to Duch zawadiacki, często lekceważący społeczne prawa, ironiczny.

W filmowym obrazie Gucza - Pojedynek na trąbki zadziwiała mnie kondycja Marko Markovica, filmowego Romea. Jest taka scena, kiedy trębacz ucieka przed swoimi przeciwnikami. Czysto i nie gubiąc rytmu jednocześnie gra, bez jakiejkolwiek zadyszki… Przypominał mi go Srdian Azirovic ( trąbka publiczności w 2004 roku), który nie wylewając wcale za kołnierz , razem ze swoim zespołem Azirovic Balkan Brass, dzień po dniu, porywał wszystkich do zabawy. Na festiwalu zobaczyłam na własne oczy niesamowitą kondycję muzyków, kiedy obserwowałam cygańskie grupy wdrapujące się z trąbami, bębnami na strome zbocza , gdzie rozstawione były namioty.

Cafana Lav to jedno z ważnych miejsc na mapie miasteczka. Knajpa ta położona jest na zboczu wysokiej góry, do której prowadzą strome kamienne schody (uwaga dla bywalców tego miejsca - nad ranem bywają niebezpieczne!). Serbski folklor, kolorowe, drewniane stoliki i codziennie tłumy, a wszyscy zamawiają rakiję. Dla siebie i dla orkiestry. Często kelner musiał nosić kieliszki z trunkiem tańczącym na stole dziewczynom. Chaotyczna zabawa zamieniająca się płynnie w kilkudziesięcioosobowy wspólny taniec - kolo. Zabiegani kelnerzy próbują spędzić tańczących ze stołów, ale nikt się niczym nie przejmuje.

Na jubileuszowym zlocie można było usłyszeć koncert Gorana Bregovica czy Marka i Bobana Markovica. W Guczy znalazły się też polskie akcenty - Golec Orkiestra i trębacze z Łobza, małej miejscowości w Zachodniopomorskim, którzy również koncertowali na stadionie. Choć to muzyczny kicz, a dęciaki brzmią tu nieporównywalnie gorzej do tych bałkańskich, ale kto potrafił ten śpiewał, że: "tu na razie jest ściernisko…", a pod sceną falowały serbskie i polskie flagi. Ambasada Polski w Belgradzie, która zaprosiła muzyków z Milówki, jest zachwycona: "To prawdziwa gratka, szczególnie dla tutejszej Polonii". Program tegorocznego zlotu poszerzony został o międzynarodowy konkurs i dlatego kapela spod Szczecina przyjechała do Serbii. Zaproszono też młodych trębaczy z Lyonu, na scenie pojawiła się grupa ludzi w czerwonych koszulkach i czarnych beretach. Grali Ederlezi, standardy jazzowe, Hava Nagila. Publiczność klaskała i śpiewała razem z nimi. Po koncercie zobaczyłam saksofonistkę całującą się z cygańskim trębaczem.

Nie wiem, czy można mówić o centrum Guczy, raczej o kilku centrach. Myślę, że na pierwszym miejscu jest stadion, na którym odbywają się koncerty, ale równie ważnym punktem jest pomnik trębacza, znajdujący się tuż obok regionalnego muzeum i fontanny ozdobionej niczym innym jak trąbami właśnie. A prócz tego uliczki przepełnione ludźmi, knajpki, muzyka. Mam wrażenie, że centrum Guczy tak naprawdę jest nieuchwytne, nie daje się tak prosto wyznaczyć. Znajdować się może równie dobrze gdzieś między stoiskami z plastikowymi trąbkami , arbuzami , cebulą lub grillowaną jagnięciną. Niedziela kończąca zlot to istotnie tłumny dzień . Fala ludzi, przelewająca się uliczkami miasteczka, kucharz, który siekierą sztukuje mięso, nie zwracając na tłum najmniejszej uwagi. Tego dnia odbywa się koncert finałowy, a publiczność wybiera najlepszego trębacza. Mam wrażenie, że zjechały się tu całe Bałkany. Szaleństwo w miasteczku sięga zenitu, zabawa trwa do wczesnych godzin porannych, a szczęśliwi triumfatorzy festiwalu przyjmują gratulacje od tłumów. Ma się wrażenie, że ten muzyczny festiwal nigdy się nie skończy. A jednak. Następnego dnia powoli wyludniające się miasteczko jest nienaturalnie ciche. Po setkach ludzi zostały tylko śmieci, porwane namioty i błąkający się po górach dźwięk samotnej trąbki.

Nawet kiedy kilka dni później w Sarajewie opowiadałam przypadkowo spotkanemu Bośniakowi, że wracam z Guczy, czułam, że jest to jakiś magiczny klucz otwierający szalony bałkański świat.

Skrót artykułu: 

Od pięćdziesięciu lat w Serbskiej Guczy sierpień to święto trębaczy. W tym roku trwało wyjątkowo długo, skończyło się dopiero po dziesięciu dniach niemal ciągłego grania. I nic dziwnego- spotkało się tu dwa tysiące artystów. Jak podkreślają lokalne media, m.in. "Blic", jest to nie tylko największy festiwal instrumentów dętych w regionie bałkańskim, ale i na świecie. Magazyn The Rolling Stone zalicza go do jednego z siedmiu najważniejszych, cyklicznych wydarzeń muzycznych w Europie.

Dział: 

Dodaj komentarz!