Tęsknota do raju

Mieszkająca w podlubelskiej Dąbrówce Nicole Grospierre-Słomińska od trzech lat zajmuje się propagowaniem w Polsce japońskiej technologii mikroorganicznej EM. W tej pracy odnalazła idealne połączenie sektora non profit i sfery biznesu.

Agnieszka Matecka-Skrzypek: Z czym kojarzy Ci się słowo "ekologia"? Obecnie termin ten używany jest w wielu znaczeniach i przy okazji przeróżnych działań.
Nicole Grospierre-Słomińska: Potoczne znaczenie słowo "ekologia" bardzo się zmieniło. My, chyba jako pierwsi, zaczęliśmy używać tego słowa w latach 80. XX wieku, kiedy złożyliśmy podanie o pozwolenie na budowę osady ekologicznej. Brzmiało to wtedy tak obco, tak niesamowicie egzotycznie. Potem wszystko stawało się ekologiczne, np. makrela w sklepie. Dla mnie, mimo że to słowo jest nadużywane, jest ono znakiem czasu, wyraża tęsknotę za życiem zgodnym z naturą. To jest słowo, którego często używam, ponieważ działam w tej dziedzinie, ale też staram się "nie smarować nim każdej kanapki". Najbardziej kojarzy mi się ono z tęsknotą do raju.

Od kiedy interesujesz się ekologią?
Zanim pojawiło się w naszym środowisku słowo "ekologia", był stan wojenny i nasza emigracja wewnętrzna. Pamiętasz takie pojęcie "emigracji wewnętrznej"? W czasach, kiedy nic nie można było robić i mówić na "zewnątrz", ludzie po prostu emigrowali "do środka" ze swoimi myślami, ideami. Znaleźliśmy się na wsi, gdzie okazało się, że wszystkie wartości, wszystkie sprawy mają zupełnie inny wymiar. Ludzie bardzo mocno przeżywali to, czym się w tym czasie zajmowali w mieście i nagle wszystko stało się nieważne - telewizja, gazety... Wydawało się, że tak naprawdę życie to te żaby, które się budzą, te listki, które wychodzą, ogień... Jestem człowiekiem z miasta, wychowywałam się w Paryżu i kontakt z przyrodą miałam bardzo słaby. Kiedy odkryłam tę przyrodę, to siłą rzeczy stałam się ekologiem. Po prostu zaczęłam...

...żyć w zgodzie z przyrodą, jak najmniej w nią ingerując?
Tak, po prostu zakochałam się w Matce Ziemi.

Ostatnio zajmujesz się mikroorganizmami. Na czym to polega? W jakiej sytuacji zetknęłaś się z mikroorganizmami po raz pierwszy?
To raczej mikroorganizmy mnie znalazły. Paweł Zajączkowski, który jest prezesem spółki Greenland Technologia EM, poprosił mnie o współpracę, właściwie powiedział mi: Będziesz z nami pracowała. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, czym będę się zajmowała - miałam to sama znaleźć, no i znalazłam. Bardzo spodobała mu się moja praca przy "Pozytywnych wiadomościach" - piśmie, które wtedy wydawałam. Naturalną kontynuacją "Pozytywnych wiadomości" jest gazeta, którą teraz robię i która opowiada o tym, co technologia Efektywnych Mikroorganizmów (w skrócie: EM) może robić lub robi, jak jej używać i jakie są tego efekty. Jesteśmy zafascynowani tym do tego stopnia, że może się wydawać, że jesteśmy jakąś "sektą". Technologia mikroorganiczna jest takim patrzeniem w głąb, innym podejściem do ingerencji w procesy biologiczne.

Najważniejszym procesem biologicznym, poza funkcjonowania naszego ciała, jest hodowla zwierząt i uprawa roślin, które nas żywią. To nasza baza. Te procesy są najistotniejsze, ale nie jedyne, są też inne: ogród, kompost, gleba, nawet sprzątanie; okazuje się, że sprzątanie też jest procesem biologicznym, czego szpitale bardzo okrutnie doświadczają, ponieważ tam najczęściej próbuje się wyeliminować mikroorganizmy i patogeny znajdujące się w jednym pomieszczeniu, a one, jak gdyby adaptują się i stają się coraz bardziej agresywne i szkodliwe, dlatego technologia EM jest nowym myśleniem o procesach biologicznych i technologicznych, które jest "nie przeciwko" tylko "z". Jest obserwacją, zrozumieniem procesów mikrobiologicznych i wpłynięciem na nie. Nie próbuje się eliminować tych patogenów, bakterii, tylko drogą obserwacji próbuje się dostrzec, co dzieje się na poziomie mikroorganizmów i przywrócić naturalną równowagę, czyli wspierać te mikroorganizmy, które mają pozytywne działanie.

Inny sposób "sterowania" mikroorganizmami, to modyfikowane genetycznie organizmów, co niby nie jest "przeciwko" ale jest bardzo brutalną i niebezpieczną ingerencją w ich strukturę. Po pierwsze trzeba zrozumieć jedną rzecz - żyjemy w oceanem mikroorganizmów. One są bazą, są życiem i jest ich niesłychanie dużo, np. na skórze naszej dłoni jest sześć miliardów mikroorganizmów, a w każdym centymetrze kwadratowym ziemi są ich miliardy. Tak naprawdę to one są panami tej planety.

Po drugie mikroorganizmy istnieją na styku każdego procesu życiowego. Jeżeli nasienie kiełkuje, to znaczy, że mikroorganizmy tworzą wokół niego otoczkę i produkują enzymy, które sprawiają, że coś się z niego rozwinie. Kiedy obserwujemy przez mikroskop korzenie pobierające pokarm, to widzimy, że jest to cała sfera ożywionej wymiany. Decydują o tym właśnie mikroorganizmy, odpychając patogeny itd. Dokładnie to samo dzieje się w naszym żołądku. Powierzchnię naszego systemu pokarmowego można porównać do wielkości boiska do gry w piłkę nożną, (dla porównania skóra to tylko dwa metry kwadratowe). Składa się z błon i śluzu, na którym rozwija się życie. Mikroorganizmy, które tam żyją, decydują o tym, co wychodzi na zewnątrz, a co nie. To, co się dzieje na tej płaszczyźnie, decyduje o naszej odporności.

O mikroorganizmach można mówić godziami. Zakochałam się w nich, bo w ogóle jestem kochliwa, i z wielką pasją zaczęłam je propagować i sprzedawać. Co ciekawe, dużo działałam w organizacjach pozarządowych i dopiero przy pracy z EM zobaczyłam, że jest możliwość wyjścia z ograniczeń, jakie wiążą się z organizacjami non profit.

W Polsce trudno jest działać bez wynagrodzenia, bo potem nie ma za co żyć i trzeba walczyć o przetrwanie. Z drugiej strony jednak sprzedawanie nie jest tak pasjonującym zajęciem, jak działalność non profit. Wiele lat świadomie szłam za głosem serca i brałam udział w działaniach nie dla zysku (typu sieć eko-wiosek itd.). A tutaj zobaczyłam, że oba rodzaje działania mogą świetnie razem egzystować. To było cudowne spotkanie dwóch sfer. Teraz odkrywam tę drugą sferę - sferę "profit" i świat biznesu. Jestem studentką II roku na kierunku marketing i zarządzanie, zaskakująco dobrze mi idzie. Patrząc z perspektywy non profit, myślę, że chyba miałam tyle samo uprzedzeń, co ci biznesmeni do organizacji pozarządowych.


Te mikroorganizmy to są konkretne szczepy wyselekcjonowane przez Japończyków...
Tak, jest to 80 różnych mikroorganizmów, czyli grzyby, bakterie tlenowe i beztlenowe i inne.Jest to szczególne odkrycie, gdyż dotychczas uważano, że bakterie (tlenowe i beztlenowe) wzajemnie się zwalczają. Udało się jednak wyselekcjonować mieszankę, gdzie one działają synergicznie i wspierają się. Są również bardzo istotne bakterie Lactobacillus, czyli bakterie kwasu mlekowego, jak również bakterie fotosyntetyczne. To opracowana przez prof. Teruo Higa kompozycja mikroorganizmów, które najbardziej sprzyjają procesom życiowym. Na ogół znamy tylko bakterie przynoszące choroby, a okazuje się, że w świecie bakterii można znaleźć także takie, które mają wyraźnie pozytywne działanie, dlatego właśnie należy wspierać te dobrze działające, które regulują właściwy przebieg procesów życiowych.

Czy istnieją różne mieszanki mikroorganizmów do rożnych celów, czy jest tylko jedna, która służy zarówno do odrdzewiania nożyczek, oprysku ogródka, jak i do sprzątania czy do fermentacji?
To jest trochę podobnie jak z tą mikrotechnologią - badania nad EM ciągle idą naprzód. Dzisiejsze preparaty są to już kolejne ulepszone generacje. Ale istnieje preparat bazowy, który nazywa się EM1. Na bazie tego EM1 są opracowywane różne produkty o konkretnym przeznaczeniu, które są cały czas udoskonalane, na przykład preparat do użycia w domu nie jest na bazie melasy, która brudzi, tylko na bazie soku jabłkowego. Badania wykazały, że działania tych preparatów zależą także od właściwości elektromagnetycznych zawartych w nich mikroorganizmów. Wszystko co istnieje, emituje fale, drgania. Jeżeli żołnierze idący równym krokiem wejdą w strefę rezonansu z mostem, to most się zawali. Świat to miliardy mikroorganizmów, które są wszędzie, ale świat to również drgania. Okazuje się, że ta mieszanka EM1 wytwarza bardzo pozytywne drgania. Są to np. preparaty do ceramiki, które właśnie "wyłapują" i utrwalają te drgania.

Jak bardzo EM są popularne w Polsce?
W Polsce EM jest najczęściej używane w rolnictwie, ponieważ dzięki nim spadają koszty produkcji. Rolnicy mówią, że wydają na hektar upraw o 1000 zł mniej. To bardzo dużo. Rośliny rzadziej chorują, a plony są obfitsze, tak samo, jak przy użyciu nawozów. Z EM korzystają też właściciele dużych, wielohektarowych gospodarstw. To bardzo dobrze, bo im więcej ludzi będzie używało EM na tak dużych obszarach, tym zdrowsze będzie środowisko naturalne. Będzie również dzięki temu szansa na to, że produkty ekologiczne nie będą się pojawiać tylko w małych sklepach, ale będą również dostępne w supermarketach w tej samej cenie, jak żywność produkowana przy użyciu chemii. Mam nadzieję, że Polska stanie się liderem, jeśli chodzi o żywność wytwarzaną przy pomocy EM, tym bardziej, że polskie gleby nie są tak mocno zdegradowane, jak gleby w Europie Zachodniej, a używanie chemii w naszym kraju nie jest aż tak zaawansowane. Rolnicy mają tę świadomość, że mamy mniej skażoną przyrodę, niż reszta Europy. Po co mają wydawać pieniądze na chemię, skoro mogą przeznaczyć je na coś, co ich nie truje, a przynosi takie same efekty? Wierzę, że Polska to dobry grunt dla EM.

Od jak dawna ta technologia funkcjonuje na świecie?
Już około 20 lat. W niektórych krajach jest bardzo rozwinięta, ale funkcjonuje przede wszystkim w krajach Trzeciego Świata. W związku z tym, że jest to technologia tania, prosta i skuteczna, rozwija się ona tam, gdzie nie ma dla siebie konkurencji, a ludzie mają duże potrzeby.

Pierwszymi w Europie konsumentami EM są Niemcy, ale ciekawe, czy to się nie zmieni w tym roku na korzyść Polski. Technologia EM także w Hiszpanii cieszy się sporą popularnością. Dużo konsumentów EM jest również w Tajlandii, co wynika z rządowych programów, podobnie jest w Indiach, gdyż to daje szanse biednym rolnikom w walce z głodem.

W związku z tym, że preparaty EM posiadają właściwości odkażające i zatrzymujące gnicie, są one używane tam, gdzie miały miejsce katastrofy, np. tsunami czy huragan. W Anglii jest program kompostowania śmieci za pomocą EM. Obejmuje on kilka tysięcy londyńskich gospodarstw. Specjalne służby odbierają od mieszkańców odpadki organiczne i wywożą do kompostowni, skąd kompost rozprowadzany jest do wsi. Wiem, że były również rozmowy z władzami, by w podobny sposób poradzić sobie ze ściekami. Jak widać EM rozwija się wszędzie. Jeśli chodzi o Europę Wschodnią to nasz kraj jest pod tym względzie najsilniejszy.


Wspomniałaś o działalności non profit. Kilka lat temu założyliście Stowarzyszenie "Dla Ziemi".
Stowarzyszenie to działa już od ponad 20 lat. Był taki czas, kiedy myślałam, że założymy wspólnie wieś ekologiczną, jednak rozwój naszej wspólnoty nie poszedł w tym kierunku. Nie mniej jednak stowarzyszenie się utrzymuje i od tych 20 lat prowadzimy bardzo dużo programów kulturalnych i edukacyjnych. Za to dziś istnieje grupa, którą nazywam kolonią artystyczną. Wraz z piętnastoma rodzinami, które przybyły z miast i osiedliły się w siedmiu pobliskich wsiach, współpracujemy głównie muzycznie.

Czy od czasu kiedy tu zamieszkałaś zmieniło się nastawienie ludzi do natury, ochrony środowiska?
Wieś, którą zastaliśmy 15 czy 20 lat temu, sprowadzając się tutaj, była obumierającym tworem. Zanim kilka lat temu położono asfalt, była tu tylko droga piaskowa. Przy niej stały ławeczki, na których ludzie siedzieli, rozmawiali, obok bawiły się dzieci. Kiedy pojawiła się droga asfaltowa wszyscy byli bardzo zadowoleni, ale nikt już nie siadał na ławeczkach. Tutaj życie społeczne po prostu zamiera. Starsi ludzie żyją swoim rytmem i nie czas ich zmieniać. W przyszłości na wsi zostaną babcie, dziadkowie, starzy kawalerowie i nieliczni gospodarze nowej daty.

W Dąbrówce nie ma żadnego dużego gospodarstwa. Nie tak, jak na Zachodzie, gdzie gospodarstwa mają po 300 - 400 ha. W naszej gminie największe gospodarstwo ma powierzchnię 70 ha i prowadzi je człowiek z miasta. Dlatego moim zdaniem gospodarstwa, które teraz funkcjonują na poły ekologiczne prowadzane starymi metodami, w przyszłości będą skansenami. Powinny być takie skanseny, które w razie "wpadki", przypomną ludziom umiejętności młócenia, czy siania z ręki. One jednak nie dostarczą ogółowi zdrowej żywności. Jeżeli produkty ekologiczne nie będą powszechnie dostępne, będziemy skazani na takie skanseny. Kiedy tylko mogę kupuję tu jajka, czy niepryskane pomidory, ale jak potrzebuję większą ilości, to, niestety, jadę do Lublina do "Biedronki".

Z ekologią to jest tak: mniej więcej 70% ludzi deklaruje, że chętnie kupowałoby produkty ekologiczne, aż 40% kupiłoby je nawet drożej, ale te produkty kupuje tylko 4% ludzi. Wynika z tego, że są to tylko deklaracje. Ludzie nie są zakłamani; to prosta kalkulacja: kupując w "Lidlu", czy w "Biedronce" mamy wszystko pod ręką i po niższej cenie. Ja też tak robię, gdyż nie zawsze mam możliwość kupienia warzyw od sąsiadki. Produkty ekologiczne powinny się znaleźć w hipermarketach i nie powinny kosztować drożej, wtedy ekologia miałaby szansę stać się codziennym nawykiem, a nie tęsknotą do raju.


Dziękuję za rozmowę.
Skrót artykułu: 

Mieszkająca w podlubelskiej Dąbrówce Nicole Grospierre-Słomińska od trzech lat zajmuje się propagowaniem w Polsce japońskiej technologii mikroorganicznej EM. W tej pracy odnalazła idealne połączenie sektora non profit i sfery biznesu.

Dział: 

Dodaj komentarz!