Teoretyk - praktyk

Ewa Wróbel jest etnomuzykologiem pracującym na Uniwersytecie Warszawskim, jej praca magisterska była jedną z pierwszych analiz zjawiska folku w Polsce. To także znakomita wokalistka - śpiewa w Werchowynie, Zespole Polskim, współtworzy grupę Goście z Nizin i opiekuje się zespołem Skąd - Inąd. Podczas wielu wyjazdów badawczych stara się poznawać i przejmować techniki śpiewu i repertuar szczególnie pogranicza polsko-białoruskiego. Podczas festiwalu "Mikołajki Folkowe 2000", a także na ostatnich spotkaniach w bieszczadzkim Jaworniku prowadziła warsztaty wokalne, których podstawą jest nauka archaicznych technik śpiewu białego w pieśniach wielogłosowych wschodniej Słowiańszczyzny oraz koncentracja i poczucie niezwykłej wspólnoty, którą tworzą śpiewający.


Czym dokładnie zajmujesz się, pracując na Uniwersytecie Warszawskim?



W Warszawie studiowałam muzykologię ze specjalizacją etnomuzykologiczną. Obecnie przygotowuję pracę doktorską pod kierunkiem prof. Anny Czekanowskiej na temat współczesnego bytowania kultury tradycyjnej na południowo-wschodniej Białostocczyźnie. Staram się opisać obecnie zastany obraz tego terenu, który jest pochodną trzech kierunków: tradycji dawnej - tego, co pamiętają ludzie, współczesnych trendów często odtwarzających minione zwyczaje dla potrzeb scenicznych i wreszcie tego, jak odbiera to młodzież. Wszystkie te nurty chcę w swojej pracy pokazać i odkryć, jak wzajemnie na siebie wpływają. Oprócz tego prowadzę przedmiot "europejskie kultury muzyczne", to zajęcia obowiązkowe dla studentów drugiego roku w ramach kursu etnomuzykologii, poza nimi studenci przychodzą do mnie na fakultatywne warsztaty śpiewu.


Opowiedz o swojej pracy magisterskiej "Nowe formy oddziaływania folkloru na środowiska młodzieżowe w Polsce w latach 1990 - 1996".

Cieszę się, że taką pracę napisałam, ponieważ dała mi ona dużo możliwości kontaktów z ludźmi środowiska folkowego i lepszego zrozumienia tego, co się wtedy w folku działo. To wszystko teraz owocuje i procentuje w pracy z zespołami, co jest moim drugim terenem działania. Wprawdzie piszę pracę doktorską na temat autentycznego folkloru, jednak cały czas zajmuję się zespołami folkowymi, a to jakiś prowadzę, a to dla jakiegoś organizuję warsztaty, a to z którymś śpiewam. Wszystko zaczęło się od tematu pracy magisterskiej, bo wtedy weszłam w to środowisko, poznałam ludzi i z radia, i z telewizji, i samych muzyków.


Wielokrotnie wyjeżdżałaś na badania terenowe, jak je wspominasz?


Jako studentka brałam udział w zorganizowanych praktykach terenowych, żeby nauczyć się prowadzenia takich badań. Potem wyjeżdżałam i zbierałam materiały już sama. Planowałam napisać pracę magisterską o pieśniach wiosennych z Podlasia, okazało się jednak, że niewiele ich się zachowało - kilka, kilkanaście, to było za mało. Tak więc zajęłam się ruchem folkowym i to był trafiony temat.

Wyjazdy w teren to bardzo ciekawe doświadczenie, dające możliwość bezpośredniego uczestnictwa w kulturze wsi. Najczęściej bywałam na badaniach na pograniczu polsko-białoruskim i polsko-ukraińskim. Na tym terenie zawsze spotyka się wpływy nie-polskie, muzykę z ducha białoruską czy ukraińską. Nawet język, którym mieszkający tam ludzie posługują się, nie jest językiem polskim. Podczas prowadzenia tam badań terenowych, pierwszą barierą jest właśnie język. Oczywiście wszyscy znają polski, ale w momencie kiedy zaczynają mówić o tym, co jest im najbliższe, przechodzą na swoją gwarę, język mieszany, z elementami wschodniosłowiańskimi. Jeżeli ktoś nie jest z tym osłuchany, to po prostu nie rozumie.

Tamtejsi ludzie nazywają siebie samych "tutejszymi", czują się bardziej przywiązani do miejsca, w którym mieszkają, niż do konkretnej grupy narodowościowej. Prowadzę obecnie badania ankietowe wśród zespołów śpiewaczych i uzyskałam bardzo ciekawe odpowiedzi. Na pytanie "Jakiej jest Pani narodowości?" uzyskiwałam odpowiedź "Prawosławna", potem pytałam "Jakiej wiary?", a odpowiedź "Białorusinka", "Ukrainka", albo też "wiary białoruskiej". Pojęcia narodowości i wiary wyraźnie się tam mieszają.


Jak zaczęła się Twoja przygoda z Werchowyną?


W Werchowynie śpiewam od pięciu lat. Moja znajomość z tym zespołem zaczęła się od tego, że zostałam przez niego zaproszona do poprowadzenia warsztatów wokalnych. Zajmowałam się tym przez rok, a potem zostałam. To grupa ludzi, z którymi bardzo dobrze się śpiewa, bo są świetni wokalnie. Werchowyna obecnie rzadziej koncertuje, ale wciąż działa. Teraz przygotowujemy wielkie przedsięwzięcie - dziesięciolecie zespołu. Z tej okazji odbędzie się duży koncert w gmachu telewizji na Woronicza w Studiu S1, na którym wystąpi Chudoba, Roman Kumłyk, Czeremszyna i my. Koncert odbędzie się 21 kwietnia.


Współpracujesz jeszcze z Zespołem Polskim?


Maria Pomianowska zaprosiła mnie kiedyś do nagrań płyt "Oj, chmielu" i "Kolędy polskie". Od czasu, gdy zespół wyjechał na tourneé po Japonii, zaczęłam w nim śpiewać. Teraz Zespół Polski działa od koncertu do koncertu, ponieważ Maria mieszka na stałe w Japonii, gdzie jej mąż jest ambasadorem.


Jesteś związana jeszcze z dwoma zespołami folkowymi - Skąd-Inąd i Goście z Nizin.


Skąd-Inąd założyły moje studentki z warsztatów śpiewu wschodniosłowiańskiego. Byłyśmy kiedyś razem na badaniach terenowych na Białostocczyźnie, skąd też pochodzi repertuar zespołu. Dziewczyny występowały już na Nowej Tradycji i Mikołajkach Folkowych. Skąd-Inąd pracuje teraz samo, czasem tylko służę mu radą.

Natomiast Goście z Nizin, podobnie jak niegdyś Werchowyna, zaprosili mnie do poprowadzenia warsztatów. Grupę prowadził Tadeusz Konador, który musiał po pewnym czasie z tego zrezygnować, wtedy przejęłam jego funkcję. Zespół śpiewa przede wszystkim dla ludzi, od których pochodzą wykonywane pieśni, występuje na Łemkowszczyźnie, nad Bugiem. To są bardzo przyjemne koncerty, bo wspaniale śpiewa się dla tych, którzy znają teksty i dołączają się do wspólnej zabawy. Z tym związana jest sama nazwa grupy - "z nizin", bo gramy głównie muzykę łemkowską, czyli góralską, a jadąc do Łemków jesteśmy "gośćmi". Goście z Nizin są do tej pory amatorskim zespołem i jeszcze nie wiadomo w jakim kierunku pójda.


Wyjaśnij, proszę, na czym dokładnie polega śpiew biały i czy każdy może w ten sposób operować głosem.


Większość ludzi może śpiewać głosem białym, chyba że ma głos bardzo zniszczony albo zupełnie brakuje mu predyspozycji wokalnych. Jednak dobre opanowanie tej techniki musi potrwać. Bardzo nie lubię teoretyzować, mogę tylko powiedzieć, jak jest w moim odczuciu, bo uczę ludzi i sama śpiewam "na wyczucie". Nie staram się wprowadzać do tego większej refleksji naukowej, to mało przydatne i bardzo trudne, gdyż zahacza o foniatrię i akustykę. Śpiew biały to śpiew "na gardle" (Drevo tak go określa - "na gardle", "na odkrytym gardle"), czyli śpiew "na otwartym gardle" (chociaż to sformułowanie nie jest dosyć ścisłe, bo inny śpiew też może być na otwartym gardle). Moim zdaniem to śpiew na spłaszczonym gardle: Podniebienie miękkie i języczek muszą zbliżyć się do dolnych partii aparatu mowy, tak, aby gardło spłaszczyło się poziomo. To ułatwia ustawienie strun głosowych w taki sposób, żeby dźwięk był bardzo jednolity. Kolejną ważną sprawą jest odpowiednie operowanie przeponą. Śpiew biały jest śpiewem "na krzyku", układ gardła powinien być taki jak przy najdonośniejszym krzyku. Intuicyjnie robią to dzieci i ludzie mieszkający na wsi, którzy chcąc się usłyszeć z większej odległości na dworze, mówią do siebie właśnie w ten sposób. To naturalne ułożenie gardła do głośnego mówienia. Uważam, że śpiew wiejski, wszelkie wokalne maniery ludowe pochodzą w największym stopniu od takiej właśnie mowy i od języka, którym się ludzie porozumiewają. Przykładowo - na Białostocczyźnie w każdej wsi nieco inaczej się mówi, dlatego też w każdej wsi nieco inaczej się śpiewa.


A termin "śpiew wysoki"?


Nie wiem skąd wzięło się to określenie, nigdy go nie używałam. Śpiew "na krzyku", "na gardle", "biały" - tak, to są nazwy w miarę rozpowszechnione. Do "śpiewu wysokiego" wolałabym się zdystansować.


Jako że spotykamy się podczas Mikołajków Folkowych. powiedz, co sądzisz o tej imprezie.


Lubelskie Mikołajki są świetne. Podobają mi się zwłaszcza ze względu na to, że z jednej strony zachowują bardzo wysoki poziom artystyczny, z drugiej - panuje na nich swobodna atmosfera. Jest wiele festiwali o poziomie podobnym, ale klimacie bardzo sztywnym i krępującym. Ludzie, który przychodzą na Mikołajki, wiedzą jakiej muzyki mogą się spodziewać, lubią ją i dobrze się bawią. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że przychodzący na koncerty folkowe są zupełnie nieobeznani z tym nurtem, dziwią się, albo też widowni nie ma. W Lublinie wszystko jest na miejscu, są imprezy towarzyszące, warsztaty, sesje popularnonaukowe, projekcje filmów. Bardzo dobrym pomysłem było utworzenie Klubu Festiwalowego, to miejsce, w którym zespoły mogą się spotkać, zaprzyjaźnić, nawiązać współpracę. Mikołajki Folkowe to dobre przedsięwzięcie, a na dodatek w pełnym rozkwicie.


Twoja praca magisterska dotyczyła zjawisk folkowych w Polsce do roku 1996. Według Ciebie od tamtej pory dużo się na tym polu zmieniło?


Nie lubię wartościować czegoś w momencie powstawania, bo jeszcze nie wiadomo, jaki będzie tego oddźwięk. Są w folku takie rzeczy, o których mam dobre zdanie i takie, o których go nie mam. Zdecydowanie nie podoba mi się zahaczanie o muzykę komercyjną, dodawanie rytmów i instrumentów nurtu popularnego. Chociaż nie powiem, że wszystkie kawałki "Brathanków" są złe, bo gdybym miała wybrać muzykę do tańca, to wolałabym tańczyć przy nich, niż przy amerykańskiej muzyce popowej. Z drugiej strony szkoda materii ludowej, którą marnuje się na takie rzeczy. Więcej szacunku się jej należy! Muzyka ludowa nigdy nie była komercyjna, powinna być muzyką elit albo wybranych środowisk. Trudno powiedzieć czy obecna sytuacja jest modą przejściową, czy czymś nieuniknionym.


Dalsza faza rozwoju folku?


Nie, boczna. Folk ma się dobrze. Powstaje dużo dobrych, stricte folkowych zespołów, czego przykładem jest poziom "Sceny Otwartej" na ostatnich Mikołajkach. Kiedy zaczynałam zbierać materiały o tej muzyce do pracy magisterskiej, w Polsce było 15 zespołów! A dzisiaj? Na jednym festiwalu może być 15 nowych. Dlatego też nie trzeba obawiać się gałęzi skomercjalizowanej, to tylko gałąź, za to główny pień rozwija się bardzo dobrze.

Skrót artykułu: 

Ewa Wróbel jest etnomuzykologiem pracującym na Uniwersytecie Warszawskim, jej praca magisterska była jedną z pierwszych analiz zjawiska folku w Polsce. To także znakomita wokalistka - śpiewa w Werchowynie, Zespole Polskim, współtworzy grupę Goście z Nizin i opiekuje się zespołem Skąd - Inąd. Podczas wielu wyjazdów badawczych stara się poznawać i przejmować techniki śpiewu i repertuar szczególnie pogranicza polsko-białoruskiego. Podczas festiwalu "Mikołajki Folkowe 2000", a także na ostatnich spotkaniach w bieszczadzkim Jaworniku prowadziła warsztaty wokalne, których podstawą jest nauka archaicznych technik śpiewu białego w pieśniach wielogłosowych wschodniej Słowiańszczyzny oraz koncentracja i poczucie niezwykłej wspólnoty, którą tworzą śpiewający.

Dział: 

Dodaj komentarz!