Ta nasza młodość

Charles Aznavour

Ciężka jest dola Ormianina w Polsce... Bo co tu pokazać dzieciom? Jak im wyjaśnić, co to za dziwny kraj, z którego pochodziła prapraprababcia, do którego nawet trudno pojechać, bo za daleko? Jacy tam ludzie mieszkają? Owszem, są w Zamościu prześliczne kamieniczki ormiańskie, tyle że w stylu renesansu włoskiego, jest w Gliwicach ormiański kościółek Świętej Trójcy, przekazany Ormianom jednak dopiero po wojnie i z architekturą ormiańską niemający nic wspólnego, były kilka czy kilkanaście lat temu wystawy w gliwickiej Willi Caro1 i warszawskim Domu Spotkań z Historią2, na których prezentowano sceny z życia rodzinnego i towarzyskiego polskich Ormian na starych fotografiach. Na tę drugą wystawę zabrałem moją starszą córkę Zuzię, wówczas dziesięcioletnią – wynudziła się jak mops, pewnie gdyby wystawa poświęcona była Szwedom czy innym Portugalczykom, nie sprawiłoby to jej żadnej różnicy...
Żydzi! O, Żydzi to mają w Polsce życie jak w Madrycie, przynajmniej pod względem edukacji przyszłych pokoleń – w co drugim miasteczku synagoga, nawet jeśli zamieniona na kino, dom kultury czy bibliotekę, jak grzyby po deszczu rosną festiwale muzyki czy nawet filmu żydowskiego, pojawiają się poświęcone Żydom muzea, bo już nie tylko Polin w Warszawie, ale i Dom Światów w Gliwicach, wśród luminarzy kultury tyle osób o żydowskich korzeniach, jest co pokazywać i kim się chwalić. Ukraińcy też mają swój wspaniały folklor, muzykę, Łemkowie mają jedyne w swoim rodzaju drewniane cerkiewki, Litwini mają fantastyczną kuchnię i bardzo dobrej jakości żywność, Białorusini, Cyganie, Czesi, Słowacy, Tatarzy, Niemcy... No, Niemcy mają trochę pod górkę, ale ostatnio zapunktowali, przyjmując z otwartymi ramionami uchodźców z Syrii. Niestety, Zuziu i Alu, nie jesteśmy Żydami, nie jesteśmy nawet Ukraińcami, jesteśmy – w jakiejś tam części – Ormianami.
Wśród Polaków ormiańskiego pochodzenia można wprawdzie wymienić m.in. Annę Dymną, Juliusza Słowackiego, Ignacego Łukasiewicza, Teodora Axentowicza, Zbigniewa Herberta czy Krzysztofa Pendereckiego, jednakże zdecydowana większość Ormian żyje poza Polską. Ormiańscy piłkarze pokonali cztery do zera Duńczyków w wyjazdowym meczu eliminacji brazylijskiego mundialu, Ormianką jest Kim Kardashian (choć można się zastanawiać, czy to najlepszy wzór do naśladowania dla dorastających dziewcząt), Ormianinem był Jack Kevorkian, znany jako Doktor Śmierć (tu to się dopiero można zastanawiać), Ormianinem jest Garri Kasparow, najlepszy szachista wszech czasów (tu już lepiej), Ormianinem jest były tenisista Andre Agassi, ośmiokrotny triumfator Wielkiego Szlema i mistrz olimpijski z Atlanty (jakoś go nigdy nie lubiłem jako zawodnika, głównie dlatego, że bardzo lubił go mój brat), Ormianinem był wynalazca bankomatu Luther George Simjian (wprawdzie po przegraniu procesu o podwyższenie alimentów nie bardzo mam po co chodzić do bankomatu, ale satysfakcja pozostaje), a jeśli ograniczyć się do branży muzycznej, to Ormianami są Cherilyn Sarkisian, czyli Cher, a przede wszystkim Szahnur Waghinak Aznawurian, czyli Charles Aznavour. O nim chciałbym napisać kilka słów.
Urodził się w Paryżu 22 maja 1924 roku w rodzinie ormiańskich emigrantów z Gruzji i Turcji. Jego rodzice planowali dopłynąć do Ameryki, ale udało im się dotrzeć tylko do Francji. Ojciec zarabiał na życie, śpiewając w lokalach gastronomicznych i młody Charles dołączył do niego, rzuciwszy szkołę w wieku dziewięciu lat, po drodze zaliczając też występy w teatrzyku dziecięcym. Z czasem dla potrzeb sceny skrócił nazwisko z Aznawurian do Aznavour. Podczas wojny stworzył duet z pianistą Pierre’em Roche’em, a jego kariera nabrała rozpędu, gdy zaraz po wyzwoleniu wypatrzyła ich Édith Piaf i zaprosiła na wspólne tournée po Francji i Stanach Zjednoczonych. Z Ameryki Aznavour powrócił sam – z Piaf się na jakiś czas pokłócił, a Roche’a usidliła Kanadyjka.
To właśnie Piaf pchnęła Aznavoura w kierunku kariery piosenkarskiej, gdyż wcześniej bardziej angażował się w aktorstwo i występy taneczne w klubach nocnych. Miał fantastyczne vibrato. Został gwiazdą po tym, jak w 1956 roku wystąpił w paryskiej „Olimpii”. I poszło. W ciągu kilku dziesięcioleci „amerykański Frank Sinatra” – jak go nazywano – nagrał ponad sto płyt, ponad tysiąc dwieście piosenek w siedmiu językach (ośmiu, jeśli za osobny język uznamy dialekt neapolitański), wystąpił chyba na wszystkich kontynentach, a partnerowały mu niezliczone muzyczne sławy od Mścisława Rostropowicza począwszy, a na Serge’u Gainsbourgu skończywszy. Trochę mu się nawet przewróciło w głowie, w pewnym momencie kupił rolls-royce’a i zatrudnił kierowcę, a w jednej z brukselskich sal zgodził się wystąpić, dopiero gdy mu zapłacono więcej niż Édith Piaf – co prawda, więcej tylko o jednego franka, ale zawsze.
Głównym tematem piosenek Charlesa Aznavoura jest miłość, ale kto wie, czy nie na równi z miłością – tęsknota za cygańską młodością, za czasami, gdy miało się po osiemnaście czy dwadzieścia lat, mieszkało się na jakimś niedogrzanym poddaszu, donaszało stare buty i ubrania, często nie dojadało, ale za to była miłość, była muzyka, było pięknie! No i zachwyt nad cudzą młodością też jest u Aznavoura częsty.
Mam swoje ulubione piosenki Aznavoura, takie jak: „Désormais” („Od tej pory”), „Non, je n’ai rien oublié” („Nie, niczego nie zapomniałem”), „Que c’est triste Venise” („Jakaż smutna jest Wenecja”) czy „Paris au mois d’août” („Paryż w sierpniu”), ale liczba jego naprawdę udanych utworów idzie w dziesiątki. Wbrew pozorom, jest to utrapieniem dla tłumacza, któremu trudno się skoncentrować na przełożeniu słów jednej piosenki, skoro w rezerwie czeka tyle innych, równie dobrych. Mnie Charles Aznavour towarzyszy od mniej więcej dwudziestu lat (słuchałem go nawet wtedy, gdy miałem się uczyć do egzaminu sędziowskiego, co skończyło się tak, że nie jestem sędzią), a dopiero niedawno udało mi się coś z niego przełożyć. Oto moje tłumaczenie piosenki „Il te suffisait que je t’aime”:

Gdy ma się po dwadzieścia lat,
Pod wspólnym dachem składa świat,
Boryka z biedą, chce żyć godnie...
A myśmy dziećmi byli wciąż
I wszyscy w krąg jak jeden mąż:
”Popatrzcie, jakże są podobni!”

W dłoń mi wsuwałaś swoją dłoń,
To była taka nasza broń
Na dolę złą i życia szarość.
Co tam trudności? Byłaś zuch!
Ani ci wadził pusty brzuch,
Starczało, żeśmy byli parą.

Trwał długo bój o pełny trzos,
Aż się odmienił w końcu los,
Lecz z twej beztroski nic już nie ma,
Dziś bierzesz się za rzeczy sto,
Już cię nie śmieszy byle co
I za młodością łzy wylewasz.

Przed lustrem spędzasz dzień za dniem,
A to makijaż, a to krem,
Chcesz precz odpędzić bliską starość.
Mnie brak tych chwil, gdy – wiarę dasz? –
By ci rozjaśnił uśmiech twarz,
Starczało, żeśmy byli parą.

Lecz choćbym, skarbie mój, się wściekł,
Nie stanie przecież godzin bieg,
Co upływają i co gasną.
Tak już, niestety, musi być,
Wiesz o tym dobrze, życia nić
Masz własną, jak i ja mam własną.

Nie żyw urazy, nie czyń wbrew
Losowi, jaki dzisiaj siew,
Taki plon uczuć choćby za rok,
Jak za najlepszych lat się śmiej,
Bo wczoraj – to w pamięci miej –
Starczało, żeśmy byli parą.

Ja ciągle jestem taki sam,
Wciąż tylko ciebie w sercu mam,
Wciąż mnie urzekasz nieskończenie,
Ach, gdybyż dzień ten wrócić mógł,
Gdy rzekłaś „tak”, a świadkiem Bóg
I popłynęły łez strumienie.

Maj dawno minął, sierpień pierzchł,
Lecz ma swój urok wrzesień też,
To musisz zmierzyć własną miarą.
Nie pomstuj na okrutny czas,
Dwudziestoletnich wspomnij nas,
Starczało, żeśmy byli parą.

Przywiązanie do ślubu kościelnego może zaskakiwać u faceta, który był trzykrotnie żonaty, a z czterema kobietami dochował się szóstki dzieci, ale może rzeczywiście nie ma co utożsamiać podmiotu lirycznego z autorem.
Charles Aznavour bardzo się zaangażował w pomoc dla Armenii, zwłaszcza po tragicznym trzęsieniu ziemi w 1988 roku. Razem ze szwagrem, a jednocześnie swoim stałym współautorem piosenek, kompozytorem Georges’em Garvarentzem, stworzyli utwór „Pour toi, Arménie” („Dla ciebie, Armenio”), który wspólnym wysiłkiem ponad osiemdziesięciu wykonawców, zażywających wówczas popularności, utrzymywał się przez dziesięć tygodni na pierwszym miejscu listy przebojów SNEP, czyli Krajowego Związku Wydawców Muzycznych, a zarobione na piosence pieniądze przekazano ofiarom. W uznaniu tych zasług Aznavour nie tylko otrzymał armeńskie obywatelstwo i tytuł Narodowego Bohatera Armenii, ale ma też swoją ulicę w Erewaniu i pomnik w Giumri – mieście, w którym naliczono najwięcej ofiar śmiertelnych. Został też ambasadorem i stałym przedstawicielem Armenii przy UNESCO, komandorem Legii Honorowej, ma też w Erewaniu swoje muzeum. Będąc jednak – jak to sam określa – „stuprocentowym Francuzem i stuprocentowym Ormianinem”, dla uniknięcia wysokich podatków zamieszkał w Szwajcarii, co stanowi rysę na jego wizerunku. Najwidoczniej jednak Aznavour uznał, że nie ma ochoty na borykanie się z biedą, skoro dwudziestu lat i tak już mieć nie będzie.

Maciek Froński
Dziękuję panu Piotrowi Turkowi za kilka uwag odnośnie przekładu.

1 Wystawa „Ormianie w Gliwicach” w 2001 roku; skądinąd kolejne wystawy poświęcone Ormianom miały miejsce w Willi Caro w 2006 roku oraz na przełomie lat 2010 i 2011.
2 „Z widokiem na Ararat. Losy Ormian w Polsce” – wystawa w dniach 17 października – 6 grudnia 2009 roku. Jak zauważyłem, również Dom Spotkań z Historią gości od czasu do czasu różne imprezy ormiańskie.

Skrót artykułu: 

Ciężka jest dola Ormianina w Polsce... Bo co tu pokazać dzieciom? Jak im wyjaśnić, co to za dziwny kraj, z którego pochodziła prapraprababcia, do którego nawet trudno pojechać, bo za daleko? Jacy tam ludzie mieszkają? Owszem, są w Zamościu prześliczne kamieniczki ormiańskie, tyle że w stylu renesansu włoskiego, jest w Gliwicach ormiański kościółek Świętej Trójcy, przekazany Ormianom jednak dopiero po wojnie i z architekturą ormiańską niemający nic wspólnego, były kilka czy kilkanaście lat temu wystawy w gliwickiej Willi Caro1 i warszawskim Domu Spotkań z Historią2, na których prezentowano sceny z życia rodzinnego i towarzyskiego polskich Ormian na starych fotografiach. Na tę drugą wystawę zabrałem moją starszą córkę Zuzię, wówczas dziesięcioletnią – wynudziła się jak mops, pewnie gdyby wystawa poświęcona była Szwedom czy innym Portugalczykom, nie sprawiłoby to jej żadnej różnicy...

fot. tyt. armedia.am

Dział: 

Dodaj komentarz!