Ta muzyka jest jak dom...

Kapela Maliszów

fot. tyt. A. Wójcik: Mikołajki Folkowe 2015

Grają tradycyjną muzykę okolic powiatu gorlickiego. Tworzą też własne utwory w swoim stylu. Wykorzystują instrumenty, które odziedziczyli po przodkach, kolejne budują sami. Zawładnęli polską i światową sceną, łącząc folk, world music i muzykę tradycyjną w jedno. Podczas ostatniej edycji Mikołajek Folkowych wystąpili w projekcie Folk Off z Kapelą ze Wsi Warszawa. Z Kapelą Maliszów (Janem, Kacprem i Zuzanną) po występie rozmawiała Monika Koziołek-Sulima.

M.K.-S.: Mija rok od Waszego występu podczas Konkursu Scena Otwarta Mikołajek Folkowych. Co u Was się wydarzyło w tym czasie?
J.M.:
Bardzo dużo różnych rzeczy się działo (śmiech). To przede wszystkim cykl koncertów w Kolonii, w radiu WDR3. Koncertowaliśmy również na takim fajnym Festiwalu Gooikoorts w Belgii. Byliśmy na WOMAD Festival w Wielkiej Brytanii i zostaliśmy zaproszeni na Rainforest World Music Festival w Malezji. O Malezji wiedzieliśmy już od dawna, jeszcze przed Mikołajkami. To był rok bogaty w doświadczenia.

Koncerty to na pewno moc przygód, ale wspaniałym owocem tego roku jest również Wasza płyta…
J.M.:
Tak, nagrywaliśmy ją w lutym, jeszcze przed wyjazdem do Niemiec.
Kacper Malisz: Nagrywaliśmy płytę w Studiu S4 Polskiego Radia, a ukazała się w czerwcu.

Dlaczego „Mazurki Niepojęte”?
J.M.:
Kiedy graliśmy na pewnym festynie, podszedł do nas starszy pan i powiedział do Kacpra: „Panie, toto, co Pan gra… to jest niepojęte”. I tak po prostu nazwaliśmy naszą płytę…

No i faktycznie, wydaje się niepojęte…
J.M.:
Tak zdecydowanie jest! Dzisiaj Kacper sporo wymyślił nowych melodii…

Dzisiaj?
J.M.:
Tak, bo to, co my gramy, nie jest zamknięte w jakieś konkretne ramy. Nie gramy cały czas tego samego. To jest tylko zarys. To jest tak, że jest melodia, jest harmonia… Chociaż tej harmonii też za dużo nie ma, dzięki czemu muzyka jest transowa i Kacper cały czas improwizuje. To daje dużą przestrzeń na działanie spontaniczne…

W takim razie jak wyglądała praca nad materiałem na płytę? Równie nieprzewidywalnie i spontanicznie?
J.M.:
Sporo utworów powstało już w samym studiu… Na przykład „Chodzony od Józefa”, „Październikowy odlot” – też go w zasadzie nauczyliśmy się w studiu. Właściwie cały czas gramy go inaczej. Jest jakaś oś, trzon, wokół którego wędrujemy…

Czy odczuwacie zmianę i dorastacie na scenie jako wielopokoleniowy skład?
K.M.:
Ja to z ojcem na scenie jestem od 10. albo 11. roku życia…
J.M.: Odkąd pamiętam…
K.M.: Jeśli chodzi o stres, tremę, to tego nie odczuwam. Na pewno gra mi się coraz lepiej z nagłośnieniem, bo występujemy na coraz większych scenach i z większą mocą. Ogarniam to coraz lepiej, dzisiaj na przykład mieliśmy świetnego akustyka trasowego.
Z.M.: Ja to się czuję na scenie dobrze!
J.M.: My z Kacprem graliśmy od małego, a Zuzia, kiedy pojawiła się na scenie, miała 8 lat i zaczęła wchodzić powoli, zaczęła śpiewać, później grać na bębnie.
Z.M.: Myślę, że teraz już czuję się lepiej z grą na bębnie. Kiedy słucham nagrań z Nowej Tradycji, to widzę, że jest to już zupełnie inny poziom. Bardzo mnie to cieszy, a na bębnie gram 2 lata.

Jesteście niezwykłym zjawiskiem na scenie polskiego… no właśnie! – folku czy folkloru? Jak definiujecie efekt końcowy Waszego wspólnego muzykowania?
J.M.:
My tego właśnie nie nazywamy… To jest muzyka oparta na tradycji, na fundamencie, z którego wyrosłem i jako zespół nigdy się tego nie wyrzekniemy. Jako cieśla mogę to w prosty sposób wytłumaczyć. Ta muzyka jest jak dom. Na fundamencie tradycji ja jestem ścianami, a dzieci są dachem. Są wyżej, mają szersze horyzonty, widzą więcej i z tą muzyką coś jeszcze dalej robią.

Oprócz tego macie niepowtarzalną okazję spotkać się rodzinnie i pokoleniowo na scenie..
J.M.:
Myślę, że to sprawa genów i naszego porozumienia. Wiemy, o co nam chodzi, bo z tej samej substancji jesteśmy ukształtowani. Ja zawsze chciałem mieć kapelę, chciałem grać w różnych składach… w końcu wyhodowałem swoje muzyczne klony (śmiech) i z nimi gra mi się najlepiej. Chociaż ja tam tylko basuję, bo tak naprawdę to dzieci całą tę muzykę tworzą. Większość kompozycji to dzieła Kacpra. Ja mam głęboką świadomość, że jestem swego rodzaju strażnikiem tradycji i na jej fundamencie stoję. Trochę pilnuję, żeby pewnego nurtu się trzymać. Oczywiście, my odlatujemy, ale wracamy. Najbardziej odlatuje Kacper w swoich solówkach, ale później wraca… Taki jest poniekąd sens naszego grania.

Kacper, jak to jest z tymi odlotami i powrotami, i Twoją inspiracją?
K.M.:
Ja, tak szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, jak powstało coś pierwszy raz. Po prostu sobie usiadłem i zagrałem (śmiech). Wszystko to powstaje tak samo jak życie, np. „Mazurek kłótliwy” powstał w czasie kłótni na próbie. Utwory biorą się pozornie znikąd, ale wiem, że gdybym mieszkał w mieście, to nie byłbym w stanie chyba nic ułożyć. Na wsi mam ten spokój i ciszę… mam czas i przestrzeń. Słyszę, jak śpiewają ptaki. Dla mnie muzyka tradycyjna i ogólnie pojęty folk osadzone są bardziej na wsi niż w mieście…
J.M.: Wtrącę, że my właśnie tak zbieramy wszystko, co jest nad nami i wokół nas. Te melodie… my ich nie układamy. W pewnym momencie spada na mnie jakaś melodia, jest nam dana. Przychodzi nagle, już na pewno istniała wcześniej… To się na pewno kłóci z pojęciem kompozycji. Ja nie komponuję tych melodii. Ja je biorę, albo są mi dane przez siłę wyższą.

Jak to się ma do żywotności tradycji w miejscu Waszego zamieszkania?
J.M.:
U nas jest dużo zespołów folklorystycznych, sam w takich grałem. Sporo czerpię z tego czasu, tylko my chcieliśmy te melodie postarzyć… To, co jest grane w tej chwili, nie zawsze odzwierciedla prawdziwy charakter czy tradycyjne korzenie. To jest przetworzone i właściwie można nazwać to folkiem. Nastąpiła zmiana tonacji, inaczej dobrano instrumenty i dodano sporo współczesnych. Ta stara muzyka, która powstawała na skrzypcach w innych tonacjach, właśnie w ten sposób wybrzmiewa najpełniej. A my cofnęliśmy się. Według niektórych tworzymy muzykę folkową, czerpiemy ze źródeł i je przetwarzamy. Moim zdaniem my się bardziej cofnęliśmy niż zespoły folklorystyczne. Oni grają dobrze i na pewno spełnia to wyznaczone cele. My chcemy, aby stare melodie były zagrane przez młodych ludzi. Kiedy mój tato był młodym człowiekiem, grał na skrzypcach do momentu wybuchu wojny. Miał wówczas 20 lat i na pewno dużo tej „młodej” energii i ducha. Ludzie się starzeją, tracą pierwiastek młodości, witalności i tak samo grają. Nasza kapela wnosi świeżość interpretacji i spontaniczność.

Skoro już mówimy o instrumentach i tradycyjnych skrzypcach, to może opowiecie o tych, które towarzyszą Wam na scenie?
J.M.:
Powstają w mojej pracowni, która z kolei powstała na potrzeby naszego grania. Na początku mieliśmy baraban, na którym jeszcze grał mój tato, a my graliśmy na nim na Mikołajkach Folkowych i na Nowej Tradycji. To taki ogromny baraban rzeszowski. Za wysoki do tego, aby swobodnie go wozić w aucie, dlatego zrobiłem mniejszy. Mamy też basy, na których teraz ja gram, lirę…

To też kolejna płaszczyzna porozumienia i ciągłości pokoleniowej w Waszej Kapeli…
J.M.:
Zdecydowanie, ponieważ wykonuję instrumenty, a później sobie na nich gramy. Myślę, że muzyka tradycyjna to jest gra na tradycyjnych instrumentach. Gdyby ją zagrać na keyboardzie, to nie byłoby już to samo. Gra na skrzypcach, basach zyskuje swój niepowtarzalny i tradycyjny charakter. To, że wymyślamy melodie, interpretujemy je, niczemu nie przeczy, bo dawniej robiono tak samo. Mało tego, muzykanci tak wymyślali te melodie, aby nikt inny nie mógł ich zagrać. Wykluczali w ten sposób ewentualną konkurencję. Wracając do ciągłości i pokoleń, mamy w swoim składzie skrzypce mojego taty. Kupił je, kiedy skończył 14 lat, to było przed II wojną światową. Uczył się na takich robionych z deski, grał na weselach. Po jednym z tych wesel spał w stajni. Skrzypce mu upadły i rozdeptał je koń. Rozkleiły się i były połamane. Tato je posklejał, wybuchła wojna. Wrócił dopiero w 1948 roku, po niewoli niemieckiej i sowieckiej. Pracował jako drwal, złamał rękę i grał tylko na mandolinie. Po śmierci taty te skrzypce posklejałem i na nich zagrałem. I one wtedy do mnie przemówiły, jak ja to nazywam, głosem z przeszłości. Zacząłem na nich grać, miałem 28 lat. Wtedy nie umiałem grać na skrzypcach i po prostu samo mi się coś pojawiło, poczułem w nich coś archaicznego. Grałem na nich długo, później wziął je Kacper, chociaż po rekonstrukcji nie spełniały norm skrzypiec klasycznych, na których uczył się grać w szkole muzycznej. Do niego też przemówiły… I kiedy osiągnął taki poziom, że nie przeszkadza mu, na czym gra, byle to coś miało struny, to już wtedy grał na nich sprawnie.

No właśnie, a jak wygląda ta formalna edukacja młodszej części Kapeli?
K.M.:
Uczyłem się 6 lat gry na skrzypcach w szkole muzycznej, później zapisałem się do II stopnia. Przyjęli mnie od razu do 2 klasy. Tak chodziłem miesiąc, dwa… i mój nauczyciel stwierdził, że mam skopany system grania klasyki. Grałem raczej swoje rzeczy. Mój nauczyciel stwierdził, że on mnie niczego już nie jest w stanie nauczyć, jeśli chcę grać jazz lub folk. W końcu wypisałem się ze szkoły muzycznej i raczej już tam nie wrócę. Szczerze powiedziawszy, to nie rozumiem całej „teorii muzyki”.
J.M.: Kacper miał szkołę w domu,multiinstrumentalną. I to była kolizja pomiędzy formalnym nauczaniem a tym, co robiliśmy w domu i na koncertach. Być może to też był powód rozdźwięku pomiędzy jego dosyć spontanicznym życiem scenicznym, a uporządkowanym i ramowym programem szkoły.
Czy Waszym zdaniem muzyka którą wykonujecie jest postrzegana jako „niepojęta”?
K.M.: Tak właśnie jest. Na początku sami zastanawialiśmy się, co tak naprawdę gramy. W końcu daliśmy sobie spokój, w myśl zasady „bede se grał, co se bede chciał”. Były próby zaszufladkowania naszej muzyki do jakiegoś konkretnego gatunku, ale badania nadal trwają, naukowcom może kiedyś się to uda. Prawdopodobnie nastąpi to wieki po zbudowaniu hulajnogi o napędzie atomowym.

Jak wyglądają Wasze plany? Czy myślicie już o kolejnym albumie?
K.M.:
Cały czas się rozwijamy, nasz styl gry może ulec zmianom w ramach nieuniknionej ewolucji. Myślimy nad następną płytą, nie wiemy jeszcze, kiedy miałaby się ukazać. Na pewno chcemy umieścić na niej nasze główne kompozycje.

Gdzie będziemy mogli Was spotkać w 2016 roku?
K.M.:
Zapowiada się dość sporo koncertów. Oczywiście wszystko dopiero się klaruje, wciąż mamy wolne terminy i lista nie jest zamknięta. Na razie mogę powiedzieć, że będzie można nas zobaczyć w Gdyni na festiwalu Dźwięki Północy, w Białymstoku na festiwalu Oktawa Kultur, w Lublinie oraz w Dublinie. Zapraszamy na naszego Facebooka oraz na stronę www.kapelamaliszow.com, tam zamieszczamy informacje o nowych koncertach i innych wydarzeniach.

 

Skrót artykułu: 

Grają tradycyjną muzykę okolic powiatu gorlickiego. Tworzą też własne utwory w swoim stylu. Wykorzystują instrumenty, które odziedziczyli po przodkach, kolejne budują sami. Zawładnęli polską i światową sceną, łącząc folk, world music i muzykę tradycyjną w jedno. Podczas ostatniej edycji Mikołajek Folkowych wystąpili w projekcie Folk Off z Kapelą ze Wsi Warszawa. Z Kapelą Maliszów (Janem, Kacprem i Zuzanną) po występie rozmawiała Monika Koziołek-Sulima.

Dział: 

Dodaj komentarz!