Stojąc na beczce

Kilka refleksji z jarosławskiego festiwalu

Jarosławski festiwal w tym roku doczekał się 24. edycji. Corocznie, w sierpniu organizowany jest przez Stowarzyszenie „Muzyka Dawna w Jarosławiu”, ale tym razem, prócz warsztatów, spotkań seminaryjnych, regularnych śpiewów liturgicznych (codzienne gregoriańskie jutrznie i nieszpory) i wielogodzinnych koncertów, do programu włączono Jarmark Jarosławski. Tym samym nawiązano do szczytnych tradycji XVI i XVII wieku. To tu odbywały się największe w Polsce i jedne z największych w Europie Środkowej jarmarki, na które przybywali kupcy włoscy, niemieccy, a także Ormianie, Tatarzy, Turcy, Węgrzy i Persowie. Wówczas i dziś styka się tu Wschód z Zachodem. Za sprawą handlu towarami i wymiany muzyką.

Każda edycja „Pieśni Naszych Korzeni” to wykwintna dawka pomysłu, pieczołowicie dopracowanego tematu przewodniego autorstwa Macieja Kazińskiego. Tym razem okazał się nim MIT. W festiwalowym folderze czytamy sugestie ojca jarosławskich poczynań, Marcela Pérèsa: „Widziałbym ten tydzień w Jarosławiu jako okazję do przedstawienia i przekazania tego, co przez 34 lata było drogą i doświadczeniem Ensemble Organum – poprzez mity: muzyki w ogóle, muzyki religijnej w szczególności, odniesień do zbiorowej wyobraźni, różnych programów badawczych i eksperymentalnych, pozwalających czynić postępy w konstrukcji i dekonstrukcji licznych paradygmatów”.

 

Polifonia renesansu i współczesności

Festiwal nie oszczędza słuchaczy i uczestników zajęć warsztatowych, a jest w czym wybierać. W tym roku można było „zaciągnąć się” do chóru festiwalowego pod dyrekcją Roberta Pożarskiego, aby wykonać fragmenty „Mysteria Apokalypsis” Marcela Pérèsa lub fragmenty kompozycji Rafała Augustyna „Descensus ad inferos”. Jakie są efekty oddania pola „nie (do końca) wykształconym” śpiewakom? To sprawa dyskusyjna, choć z pewnością istotną rolę gra tu element eksperymentu, trochę aleatoryzmu… Z pewnością ważny jest osobisty odbiór dzieła/muzyki lub najlepiej współudział. Dlatego nie słabnie zainteresowanie warsztatami i wyjątkowe zaangażowanie w twórcze interpretowanie muzyki. Tu dotykamy bogactwa form muzycznych, jakie cechuje jarosławski festiwal. Bo prócz dzieł skończonych, uznanych, emblematycznych (jak choćby „Orfeusz” Claudio Monteverdiego wystawiony pod dyrekcją Marco Vitale przez Marcela Beekmana, Beatrice Palumbo, i in. oraz instrumentalistów Contrasto Armonico) usłyszeć można muzykę powstającą na zamówienie festiwalu, jak to miało miejsce w przypadku „La Missa Ex Tempore”, w której Pérès pozwolił sobie na parafrazę jednej z mszy renesansowych („Missa Prolationum” Johannesa Ockeghema), stosując własną technikę będącą wynikiem współczesnych poszukiwań dźwiękowych. Podołać temu mogli – i zrobili to genialnie – tylko tacy wykonawcy jak Camerata Silesia pod dyrekcją Anny Szostak. Dla słuchacza muzyka brzmiała tak, jakby na dzieło renesansowego mistrza nałożono kalkę XXI-wiecznej kompozycji. Czy o to chodziło znawcy wczesnej polifonii? Jeśli nawet nie, to pozwala nam dostrzec silną potrzebę wyrażania siebie w nawet odległych czasowo stylach muzycznych.

 

Analogie – interakcje

Być może odległą analogią, bo odnoszącą się do innej sfery repertuarowej, będzie relacja muzyki Tęgich Chłopów do muzyki wiejskiej in crudo. Opływająca w mijającym roku w sukcesy kapela, grająca melodie z okolic Kielc, Łagowa i Opatowa, uświetniła materiałem z płyty „Dansing” otwarcie jarosławskiego jarmarku, wywołując aplauz publiczności. Koncert przerodził się bardzo szybko w nocną zabawę taneczną. Tanga, fokstroty czy rozbudowane formalnie polki i „śpiwy” nie są grane jak proste i chropawe w brzmieniu obrzędowe melodie wiejskie. To muzyka „przesączona” przez współczesnych muzykantów dla „współczesnych” odbiorców. Zarówno „Missa Ex Tempore”, jak i „Dansing” to nie archiwalny zapis, fotografia przeszłości pieczołowicie zalakowana w gablocie. To muzyka żywa, komunikatywna, nastawiona na aktywny odbiór i interakcję. Ale interakcji tradycyjnej muzyki wiejskiej i liturgicznej jest znacznie więcej. Spełnieniem ich obu była Noc Pieśni, podczas której wspólnie zaśpiewano radosną część Różańca o Najsłodszym Imieniu Jezus, wykorzystując teksty słowne, intencje i modlitwy zawarte w XIX-wiecznej „Książce do nabożeństw” oraz melodie zebrane na południu i wschodzie Polski przez Bartosza Gałązkę (zwanego dzisiejszym Kolbergiem Podkarpacia).

 

Pieśni nasze i wasze

I na zakończenie tradycje wschodniej i południowej Europy, które w programach poszczególnych edycji festiwalu mają swoje stałe miejsce. Były już psalmy tureckie (2013 r.; zespół Sarband i gościnnie tureccy artyści), śpiewacy z Jarosławia i okolic i ludowe pieśni węgierskie (2014 r.), a także muzyka bizantyjska (wielokrotnie; z udziałem znawcy, Likurgosa Angelopulosa), a w tym roku z pieśniami kosmogonicznymi mitologii kaukaskiej zawitał męski zespół śpiewaczy Sakhioba. Grupa wykonuje tradycyjny repertuar gruziński, od wielogłosowych „opracowań” chóralnych po etniczne jednogłosowe lub zabarwione jedynie burdonem pieśni ludowe. A wszystko w wyjątkowych wnętrzach: cerkwi greckokatolickiej, dominikańskiej bazylice Matki Boskiej Bolesnej, kolegiacie pw. Bożego Ciała, franciszkańskim kościele oo. reformatów. Jest czas, przestrzeń i miejsce dla uświęconych pieśni i uświęconych śpiewaków.

Agata Kusto

Skrót artykułu: 

Jarosławski festiwal w tym roku doczekał się 24. edycji. Corocznie, w sierpniu organizowany jest przez Stowarzyszenie „Muzyka Dawna w Jarosławiu”, ale tym razem, prócz warsztatów, spotkań seminaryjnych, regularnych śpiewów liturgicznych (codzienne gregoriańskie jutrznie i nieszpory) i wielogodzinnych koncertów, do programu włączono Jarmark Jarosławski. Tym samym nawiązano do szczytnych tradycji XVI i XVII wieku. To tu odbywały się największe w Polsce i jedne z największych w Europie Środkowej jarmarki, na które przybywali kupcy włoscy, niemieccy, a także Ormianie, Tatarzy, Turcy, Węgrzy i Persowie. Wówczas i dziś styka się tu Wschód z Zachodem. Za sprawą handlu towarami i wymiany muzyką.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!