Śpiewajże mi jako umiesz, czyli nauczyciele tradycji

W dyskusji udział biorą:

  • prof. Katarzyna Dadak-Kozicka - etnomuzykolog, antropolog kultury i teoretyk edukacji muzycznej, przewodnicząca Koła Kodályowskiego Polskiej Sekcji ISME. W latach 70. i 80. związana z Akademią Muzyczną w Warszawie, w latach 80. i 90. z Instytutem Sztuki PAN, od 2004 z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Uniwersytetem Warszawskim
  • Jerzy Burdzy - muzyk-pasjonat; Zespół Polski, Burczybasy, założyciel kapeli dziecięcej Vistula Ballada, autor książek do nauczania muzyki "Wędrówki muzyczne"
  • Andrzej Sar - muzyk, instruktor ds. folkloru w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Lublinie
  • Agnieszka i Adam Szulcowie - Kapela Dzieci Naszych
  • Michał Dacka - instruktor muzyczny grupy "Kasta" przy Środowiskowym Ośrodku Wsparcia "Pinokio" w Poniatowej


    prof. Katarzyna Dadak-Kozicka etnomuzykolog, antropolog kultury i teoretyk edukacji muzycznej, przewodnicząca Koła Kodályowskiego Polskiej Sekcji ISME. W latach 70. i 80. związana z Akademią Muzyczną w Warszawie, w latach 80. i 90. z Instytutem Sztuki PAN, od 2004 z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Uniwersytetem Warszawskim

    Muzyczny folklor w szkole - czyli co się stało z drzewem życia?Drzewo, które czerpiąc pokarm z ziemi rozrasta się sięgając nieba, by na jego gałęziach siadały śpiewające ptaki, a w jego cieniu odpoczywali ludzie, mogłoby być symbolem muzyki łączącej tradycję z bieżącym życiem. Mogłoby, ale usycha i karłowacieje. Może by je okopać i podlać? Potrzebni są nauczyciele, którzy odróżniają prostotę od schematyzmu i lubią muzykować.

    Śpiewajże mi jako umiesz - muzykowanie w szkole wg koncepcji Kodálya wydane przez Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne w 1992, miało być pomocą dla tych studentów i nauczycieli muzyki, którzy chcieli w szkołach ogólnokształcących wykorzystać muzykę ludową, jako klucz do świata muzyki (od Bogurodzicy, przez Mielczewskiego, Chopina po Szymanowskiego, czy Góreckiego). Chodziło zarówno o "rozmuzykowanie" uczniów, ale też o uzmysłowienia im, że długowieczność folkloru nie wynika tylko z jego prostoty (i dostępności), ani nawet naturalności, której wyrazem jest szczególna więź słów z melodią (fascynująca wielu twórców pieśni, jak Schubert, Musorgski, Kodály czy Szymanowski). Długowieczność folkloru ma swe źródło w jego funkcjach i znaczeniach tak lapidarnie a zarazem sugestywnie wyrażanych śpiewami na wszelkie możliwe sytuacje i doświadczenia życia. Ich dyskretna funkcjonalność ujawnia się na różnych poziomach, niezależnie od tego, czy dotyczy to kołysanek, nieco abstrakcyjnych wyliczanek o zaraźliwych rytmach, miłosnych śpiewek czy też pouczających, niekiedy niesamowitych ballad, bądź obrzędowych zaklinań czy lamentacji. Owa śpiewana, a niekiedy też tańczona i dramatyzowana w cyklach obrzędowych nauka życia odwoływała się do zmysłów i emocji, wyobraźni i rozumu, do wiary i woli życia. Folklor wydawał się wymarzonym sposobem wprowadzania dzieci zarówno w rygory szkoły i w społeczność klasy, jak i - bez zbędnego teoretyzowania - w poetykę i wersyfikację polską, w matematyczno-fizyczny porządek rytmów i wysokości, czy w wiedzę o środowisku. Oczywiście nieco upoetyzowaną, bo to stary niedźwiedź mocno śpi, a lis chodzi koło drogi, myszka ucieka do dziury, by jej nie złapał kot bury, a koty najchętniej wędrują po krainie snu w kołysankach, kukułki wieszczą dziewczynom zamążpójście, sokół przynosi nowiny, przepiórka może ujarzmić konia, a jabłonki, lipeńki czy też jawory pomagają prosto mówić o ważnych sprawach. Tylko kto jeszcze dziś chce rozumieć, co mówi do nas świat, bystro płynący wiosną Dunaj, na który wiatr zwiewa wianki, czy ogień sobótki, który na chwilę rozświetla góry, by je potem gasnąc - zasmucić.

    Ileż odcieni wyrazowych mają melodie ludowe - te oryginalne oczywiście, a nie ten zasób repertuaru "w duchu ludowym" powstały głównie na przełomie XIX i XX wieku często "dla potrzeb szkoły", by coś tam zilustrować. Albo oryginalny repertuar, ale zapisany z takim uproszczeniami, że cała poezja z niego wyparowała. Owe odcienie wyrazowe, a zarazem melodyczno-tonalne i metro-rytmiczne, najgenialniej wydobywał, zwłaszcza w mazurkach, Chopin. Dobrze, że będzie niedługo okazja, by kolejny raz odkrywać go podczas Konkursu Chopinowskiego.


    Pani Profesor Katarzyna Dadak-Kozicka zajmując się teorią edukacji muzycznej jest zaangażowana w adaptację metody wychowania muzycznego Zoltána Kodálya do polskich warunków. W latach 1988-90 prowadziła - jako kierownik tematu zajęcia: Tradycja ludowa i narodowa a procesy edukacyjne, wchodzącego w skład tematu resortowego Edukacja muzyczna w Polsce - badania dotyczące rozumienia muzyki, znajomości tradycji i postaw wobec muzyki w 22. wybranych szkołach Polski. Wyniki badań zostały zaprezentowane m.in. podczas VII European Seminar in Ethnomusicology w Berlinie w 1990. Wykłada na polsko-węgierskich seminariach Kodályowskich dla studentów uczelni muzycznych i nauczycieli. W latach 2002-2003 była kierownikiem Studium Zoltána Kodálya w Akademii Muzycznej w Warszawie i zorganizowała polsko-węgierskie seminarium kodályowskie w Cieszynie połączone z Międzynarodową Konferencją w 120-lecie urodzin Zoltána Kodálya i Karola Szymanowskiego. W 1982 roku została odznaczona przez rząd węgierski Medalem Zoltána Kodálya za prace nad polską adaptacją koncepcji Kodálya, a w 2002 roku Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

    W latach 2001-2003 była sekretarzem generalnym Związku Kompozytorów Polskich. Od 2003 wykłada propedeutykę folkloru, historię muzyki, formy oraz prowadzi prace magisterskie i doktorskie na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

    Książka habilitacyjna "Folklor sztuką życia. U źródeł antropologii muzyki" (1996) jest udaną próbą stworzenia niszy badawczej pomiędzy antropologią kulturową a antropologią muzyki. Pani Profesor ujawnia zależności między systemami mowy a ekspresją poprzez śpiew i taniec oraz występuje przeciw koncepcji języka Wittgensteina*.


    Zoltán Kodály (1882 -1967) był wybitnym węgierskim pedagogiem, kompozytorem, etnomuzykologiem, przede wszystkim zaś wielkim humanistą. Dostrzegł w wychowaniu muzycznym opartym na wartościowej muzyce, szczególnie zaś rodzimej muzyce ludowej i wspólnym śpiewaniu, niezbywalne wartości wychowawcze będące podstawą wszechstronnego rozwoju dziecka. Jego walka o należyte miejsce i rangę wychowania muzycznego w szkole zaowocowała m. in. powstaniem tzw. klas kodályowskich w szkołach ogólnokształcących, w których muzyka i śpiew odbywają się codziennie. Badania wykazały, że dzieci z tych klas osiągają nie tylko niezwykle wysokie wyniki w nauce muzyki ale również mają bardzo wysokie osiągnięcia w innych przedmiotach oraz ogólno wychowawcze; także rozwój wyobraźni i zdolności twórczych (źródło: www.polmic.pl).

    * Ludwig Wittgenstein przyjął tezę o deformowaniu myśli przez język. Oto, jego zdaniem, bogactwo przeżyć, uczuć i myśli nie może być w pełni oddane w języku, albowiem język to martwe i sztywne schematy i jako taki jest wrogiem życia. Nie możemy jednak jasno określić granic kompetencji językowej, gdyż nie jest możliwy metajęzyk. Twierdził, że nie ma tajemniczego bytu zwanego "znaczeniem" w sensie filozoficznym, język jest bowiem techniką, która daje nam możliwość komunikacji; by wiedzieć, co znaczą słowa, trzeba być w posiadaniu tejże techniki oraz patrzeć na kontekst, w jakim są one przekazane.

    Jerzy Burdzy muzyk-pasjonat; Zespół Polski, Burczybasy, założyciel kapeli dziecięcej Vistula Ballada, autor książek do nauczania muzyki "Wędrówki muzyczne"

    Kiedy byłem uczniem szkoły podstawowej muzykę ludową znałem jedynie z radia i telewizji i, jak wszyscy moi rówieśnicy, unikałem jej jak zrazy. Tak było, niestety, także znacznie później, kiedy uczęszczałem już do szkoły muzycznej. Dopiero na studiach trafiłem na wykład prof. Katarzyny Dadak-Kozickiej. Zarówno wykład, jak i muzyka - pieśni kurpiowskie - zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

    Zacząłem sam nagrywać. Najpierw samą muzykę, ale szybko zorientowałem się, że jest ona fragmentem kultury, częścią życia i emanacją osobowości moich rozmówców. Nagrywałem wszystko. Historie rodzinne, metody leczenia, bajki. Starałem się poznać muzyka, jego mentalność, status społeczny. Moja pierwsza informatorka, staruszka spod Biłgoraja, opowiedziała mi, że w jej domu przez cały rok jadło się głównie kapustę, kołacz był tylko w niedzielę, a mięso pojawiało się na stole dwa razy w roku. Kiedy po chwili zaśpiewała pieśń o kołaczu to ta banalna piosenka nabrała głębi - nie tylko co innego znaczyła, ale wręcz, zdawało mi się, inaczej brzmiała.

    Rok później poznałem pana Stanisława Wyżykowskiego z Haczowa - lirnika, skrzypka, lutnika. Ważnego dla mnie przewodnika, mentora w sprawach muzykowania wiejskiego. Byłem pełen emocji, zauroczony ludźmi, muzyką, kulturą ludową. Chciałem się tymi moimi fascynacjami podzielić. Najpierw z przyjaciółmi, potem z uczniami. Ale w jaki sposób nauczyć rozpoznawać piękno muzyki, gdy jest one ukryte w nieporadnej interpretacji, świdrującej uszy, złej intonacji, kiepsko brzmiących instrumentach, pospolitych głosach?

    Jako nauczyciel szukałem własnej drogi do popularyzowania tej muzyki. Stojąc nieco z boku, może nawet troszkę w opozycji do głównego nurtu ruchu Kodaly'owskiego w Polsce uczyłem gry na instrumentach ludowych, wykorzystywałem komputery, a ostatnio nawet telefony komórkowe jako środki dydaktyczne. Większość moich przyjaciół, profesorów odrzuca takie metody. Ale to teoretycy, a ja mam 300 uczniów rocznie i muszę być skuteczny.


    Andrzej Sar muzyk, instruktor ds. folkloru w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Lublinie

    Ludowi artyści urzekając prostotą, szczerością i autentyzmem. Jedna z kategorii - "Duży-Mały" na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu to prezentacja tradycji instrumentalnych i wokalnych dzieci i młodzieży przejętych od mistrzów (instrumentalistów, śpiewaków ludowych). Celem konkursu jest zachęcenie do kontynuacji muzykowania i śpiewania zgodnego z tradycją regionu. Formuła ta nie jest obecna od początku 43-letniej historii festiwalu ( mistrzowie wraz z uczniami pojawili się od 10. edycji), ale stała się jednym z najważniejszych elementów składających się na ideę festiwalu.

    Widok to niezwykle urokliwy, gdy młodzi artyści, nieraz jeszcze z dziecięcą nieporadnością, zapatrzeni w swych mistrzów z bijącymi sercami pokonują tremę "dużej sceny". W tej kategorii festiwal zdążył już zatoczyć koło i spełnić swoją rolę, gdyż od wielu lat niegdysiejsi uczniowie przyjeżdżają i występują już w roli mistrzów. To, co dane nam zobaczyć i usłyszeć w Kazimierzu, to efekty całorocznej pracy artystów ludowych, którzy na co dzień pełnią rolę zarówno nauczycieli, jak i wychowawców. Taki sposób nauki jest najbardziej słuszny, gdyż odbywa się w formie bezpośredniego przekazu, a tradycja nierozerwalnie związana z miejscem, ludźmi i sytuacjami (m.in. obrzędami) w ten sposób nadal pełni swoje dotychczasowe funkcje w środowisku i stanowi naturalną transmisję pokoleniową.

    Jest to tym bardziej cenne, iż na przestrzeni ostatnich lat rozpowszechniło się "estradowe" sięganie po muzykę ludową w najróżniejszych przetworzeniach, bądź podręcznikowa nauka utworów transkrybowanych. Ten sposób przekazywania owszem popularyzuje kulturę ludową, ale tradycja oderwana od miejsca i okoliczności nie spełnia swojej pierwotnej funkcji. Cóż, uczenie tradycji to nie to samo, co nauka o tradycji. Kto wie, a może należy uznać, że każda metoda, która potrafi "rozdźwięczyć" i uwrażliwić coraz bardziej głuche pokolenie oraz ocalić i zatrzymać cokolwiek z tradycji jest dobra i ze wszech miar słuszna?


    Agnieszka i Adam Szulcowie Kapela Dzieci Naszych

    Myśl o tym, żeby opierać się na tradycji przy wykonywaniu muzyki pojawiła się u nas jako odpowiedź na to, co dzieje się dookoła. Wielu ludzi odcina się od swoich korzeni. Oczywiście większość ludzi pamięta swoich dziadków, ale kim byli, co robili i jakie było ich życie, to już niewielu młodych zawraca sobie tym sobie głowę.

    Jesteśmy zespołem rodzinnym: rodzice + ośmioro naszych dzieci + zaprzyjaźnieni muzycy. Oboje pochodzimy z rodzin wielodzietnych. Od małego słuchaliśmy wielu opowieści z czasów dzieciństwa naszych rodziców. Wojna zrodziła pokolenie ludzi o specyficznej osobowości, wrażliwości. Szkoda nam było, że wraz z nimi odejdą także ich historie, dlatego postanowiliśmy sami je opisać w naszych piosenkach. Tak powstała np. piosenka o mojej mamie " Pasała wołki". Do repertuaru włączyliśmy także piosenkę, którą śpiewała moja mama kiedy byłam mała mówiąca o powstaniu styczniowym " Za górami za lasami, przy dolinie sioła". Gramy również dlatego, aby zachęcić i zmotywować dzieci do nauki w szkole muzycznej, ponieważ szkoda nam, aby zaprzepaścili zdolności, które posiadają, a forma i metoda, którą obraliśmy wydaje nam się słuszna i skuteczna.

    Tradycyjna muzyka ludowa, czy w ogóle folklor sam w sobie nie pociąga naszych dzieci, ale grany i śpiewany w sposób, w jaki to robi np. "Orkiestra św. Mikołaja" czy "Kapela ze wsi Warszawa" itp. zespoły, wydaje się być dla nich atrakcyjny. Jest rzeczą trudną a wręcz niemożliwą, grać z dziećmi coś, co im się nie podoba. Melodie i treści piosenek muszą ich zachęcić, wtedy same chodzą po mieszkaniu i śpiewają te, które wpadły im w ucho.

    Żeby wybrać się całą rodziną na festiwal, trzeba z naszej strony wiele wysiłku, ponieważ nie mamy nawet odpowiednio dużego samochodu, czasem są to więc wyprawy "na wariata". Dają nam jednak wiele satysfakcji, zwłaszcza festiwale międzynarodowe, na których mamy okazję zaprzyjaźniać się z innymi muzykującymi rodzinami i wymienić się doświadczeniami. U nas na Mazurach, trudno jest podtrzymywać tradycję, bo jej po prostu nie ma. Trzeba tworzyć swoją i tak właśnie robimy. Staramy się komponować swoje piosenki. A zaczęło się od prostej rzeczy, którą jeszcze niektórzy pamiętają - od śpiewania dzieciom kołysanek.


    Michał Dacka instruktor muzyczny grupy "Kasta" przy Środowiskowym Ośrodku Wsparcia "Pinokio" w Poniatowej

    Nasza wspólna przygoda z folkiem rozpoczęła się około dwa lata temu, gdy otrzymałem propozycję prowadzenia zajęć muzycznych z osobami niepełnosprawnymi ruchowo i intelektualnie. Prawdę mówiąc, nie od razu wiedziałem, jak się do tego zabrać. Na pierwsze zajęcia zebrałem wszystkie instrumenty, jakie posiadałem, głównie perkusyjne, rozdałem i start! Można sobie wyobrazić niesamowity huk i niesamowitą radość przeżywania muzyki. Wtedy nie myślałem jeszcze o tym, by ukierunkować tę grupę w strukturę zespołu, który mógłby występować promując muzykę folkową. Uczestnicy moich zajęć tworzyli już grupę, którą prowadziłem wspólnie z Moniką Walkiewicz, występując pod nazwą "Kasta". Odnosiliśmy sukcesy, ale były to doświadczenia głównie teatralne. Zostaliśmy przy tej nazwie i teraz obejmuje ona aktywność teatralno-muzyczną grupy.

    Dlaczego folk? Wynikało to głównie z moich własnych zainteresowań i fascynacji muzycznych i do nich właśnie chciałem przekonać tych młodych ludzi. Zanim przyszły pierwsze sukcesy
    trzeba było zmierzyć się "z duchem czasu"; moja młodzież (która stara się być "na czasie"), uważała, że to "obciach" grać "ludowiznę". Musiałem pokazać im, że kontakt z muzyką folkową może być wielką przyjemnością. Zaufali mi. Zaczęliśmy słuchać jej razem, a potem uczyć się gry ma prostych instrumentach. Żmudna momentami praca była niesamowitą przyjemnością. A ja będąc instruktorem poczułem się jednocześnie członkiem tego zespołu.

    Decydując się na prowadzenie zajęć z muzyką folkową, przewidywałem, że dam tym samym przestrzeń dla osobom niepełnosprawnych, nawet ze znacznymi ograniczeniami ruchowymi i intelektualnymi, by mogły występować i zachwycać swoją grą. Muzyka folkowa ułatwiała muzykowanie z młodzieżą, która poza chęciami, nie miała wcześniej żadnych doświadczeń z grą na instrumentach muzycznych. Staraliśmy się tak zaaranżować pieśni, by każdy mógł zagrać lub zaśpiewać. Pozwalał na to szeroki wybór instrumentów, łatwy do uchwycenia i nauczenia rytm oraz melodyjność utworów. Myślę, że przekonałem "moich artystów", że tylko wytrwałą, systematyczną pracą mogą osiągnąć sukces. Dbałem także o to, by rozumieli treść wykonywanych pieśni i znaczenie, jakie mają one w kulturze ludowej. Okazało się, że bogactwo folkloru przedstawione w ciekawy sposób obroniło się samo.

Skrót artykułu: 

W dyskusji udział biorą:

  • prof. Katarzyna Dadak-Kozicka - etnomuzykolog, antropolog kultury i teoretyk edukacji muzycznej, przewodnicząca Koła Kodályowskiego Polskiej Sekcji ISME. W latach 70. i 80. związana z Akademią Muzyczną w Warszawie, w latach 80. i 90. z Instytutem Sztuki PAN, od 2004 z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Uniwersytetem Warszawskim
  • Jerzy Burdzy - muzyk-pasjonat; Zespół Polski, Burczybasy, założyciel kapeli dziecięcej Vistula Ballada, autor książek do nauczania muzyki "Wędrówki muzyczne"
  • Andrzej Sar - muzyk, instruktor ds. folkloru w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Lublinie
  • Agnieszka i Adam Szulcowie - Kapela Dzieci Naszych
  • Michał Dacka - instruktor muzyczny grupy "Kasta" przy Środowiskowym Ośrodku Wsparcia "Pinokio" w Poniatowej
Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!