Smaki Hiszpanii

W Hiszpanii codziennie zaskakuje coś nowego. A to jakaś nowa potrawa, a to dziwny zapis dni w kalendarzu (aby nie powtarzała się ta sama litera w symbolach dni tygodnia, użyto zupełnie niespodziewanie litery X, oznaczającej środę), a to jakieś święto, o którym w Polsce nikt, nigdy nie słyszał... i nie usłyszy. Wiele rzeczy zachwyca, wiele trzeba potraktować z życzliwym uśmiechem, zwłaszcza tych, których nie da się zmienić, a do wielu trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Do Hiszpanii pierwszy raz przyjechałam późną jesienią. Zaskoczył mnie chłód oraz palmy poobwieszane światełkami choinkowymi. Wyobrażenie o wiecznie gorącym, plażowym kraju, legło w gruzach. Mimo złudnego słońca, momentami było zimno. No cóż, Hiszpania to duży, górzysty kraj, ma w zanadrzu różne niespodzianki pogodowe. Śnieg i ujemne temperatury to żadna nowość, zwłaszcza na północy kraju. Oprócz zaskoczenia pogodowego, wszystko było nowe - czasem szokowało, czasem śmieszyło. Ale teraz najbardziej fascynujące jest to, że im dłużej mieszkam w Hiszpanii, tym więcej niecodziennych, ciekawych sytuacji mnie spotyka.

Jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie

Hiszpańskie jedzenie jest a) pyszne, b) zdrowe, co oczywiste, ponieważ dieta śródziemnomorska jest ponoć najzdrowszą z diet. Pełno w niej warzyw, owoców, także owoców morza, oliwy, ryb, ale i mięsa. I to mięsa, którego na polskim stole raczej bym się nie spodziewała - ogon byka, język krowy, wół, królik, kaczka, wieprzowina, wołowina, ale też ośmiornica, przepiórcze jajka i cała masa różnych pasztetów. Brzmi to wszystko dość..., hm..., ekstrawagancko. Tu jednak są to całkiem zwyczajne, codzienne dania. Bardzo ciekawa jest tradycja pielęgnowania lokalnych przysmaków. Każdy region, a często i miasto, ma swój specjał, który co prawda można jakoś skombinować w innych częściach kraju, ale to nie to samo. Jadąc na północ, trzeba zjeść morcillę z Leon - coś podobnego do kaszanki, fabadę - coś w rodzaju fasolki po bretońsku z Asturii, paellę - zasmażany ryż z owocami morza w Alicante czy Walencji lub Pescado frito - smażoną rybę w Andaluzji. Każdy region ma również swój tradycyjny trunek, którym gospodarze w restauracji z chęcią częstują lub przynajmniej oferują do potraw. Samo jedzenie trwa długo. Obiad poprzedzony jest przeważnie tapas (piwo, wino, sok plus przekąska). Mówi się, że osoby zamożne siadają do obiadu o godzinie 3., 4., a wcześniej trwonią pieniądze na tapas. Czasami (zwłaszcza dla turystów) hiszpańskie tapas mogłoby z powodzeniem zastąpić kolację. Posiłki spożywa się rodzinnie - mamy odbierają dzieci ze szkół podczas obowiązkowej dwugodzinnej przerwy, jedzą razem, by potem wrócić do pracy i szkoły. Natomiast kolacja, która jest nierzadko głównym posiłkiem dnia, powinna zaczynać się najwcześniej o godzinie 20. W praktyce zaczyna się między 21. a 22. i z lekką kolacyjką nie ma nic wspólnego.

Kultura (prawie) osobista

Hiszpanie zaskakują. Są pełni sprzeczności. Z jednej strony - uprzejmi, uśmiechnięci, pozdrawiają się na każdym kroku. Krąży jednak opinia, że o prawdziwych przyjaciół ciężko, trzeba sobie na nich solidnie zapracować. Uwielbiają się pozdrawiać. Robią to w stosunku do każdej znajomej osoby - rodziny, rodziny rodziny, kolegów, sąsiadów, ekspedientów w zaprzyjaźnionym sklepie... Wychodząc do miasta, człowiek wręcz wtapia się w okrzyki pozdrawiających się ludzi. Powszechne jest także zatrzymywanie się znienacka na krótką lub odrobinę dłuższą pogawędkę z właśnie napotkaną znajomą osobą. Mnie, Polkę, potrafi to porządnie zirytować, zwłaszcza w godzinach szczytu, gdy gdzieś się spieszę, a pogawędka zajmuje ? chodnika. Trudno też przyzwyczaić się do hiszpańskiego zwyczaju rzucania serwetek, wykałaczek i innych podobnych przedmiotów na podłogę w barze czy restauracji. Z czego to wynika? A no z przekonania: tam gdzie jest dużo śmieci, musi bywać dużo osób, tam gdzie bywa dużo osób - musi być dobra restauracja. Hiszpanie tłumaczą, że potem łatwiej jest sprzątać, choć ciężko to pojąć, manewrując między przyklejającymi się do butów serwetkami. Zaś co do płci... Kobieta (zwłaszcza Polka z jej "nieco" innym bagażem kulturowym) w Hiszpanii nie ma lekko. Macho Iberico - hiszpańskiemu mężczyźnie daleko do Polaka w sposobie traktowania płci pięknej. Jeśli tak się składa, że akurat jesteś niewiastą, nie spodziewaj się, że zostaniesz przepuszczona pierwsza przez drzwi. Panowie nie ustąpią ci miejsca, nie pomogą z ciężkimi zakupami, mogą za to głośno ponarzekać. Ach!, nie powiem, czasem brakuje takich małych, acz niezwykle uroczych gestów. Cóż, wszak Macho Iberico skądś wziąć się musiało.

Córko! Synku!

W Hiszpanii niemal z marszu zostaje się "córką" bądź "synkiem" nieznanych sobie ludzi, np. pani ekspedientki w pobliskim sklepiku. Jest to bardzo popularny zwrot używany w rozmowach z nieznajomymi. Mówi się też czasem "piękna", "piękny", albo po prostu "ty". To akurat dość sympatyczne, jakoś od razu bardziej rodzinnie się robi. Poza tym - kategoria wieku jest tutaj również nieco inaczej rozumiana - wiek młodzieńczy liczy się do lat... 35!, Do 35. roku życia przeważnie nikt tu nie ma stałej pracy, nie zakłada rodziny, nie buduje domu. Jeśli ktoś chciałby więc przedłużyć sobie młodość, zapraszamy do Hiszpanii!

Nastroje

Prawie każdy region Hiszpanii ma "zapędy" separatystyczne. W każdym zakątku (poza znanymi Baskami i Katalończykami) znajdzie się grupa głosząca hasła o chęci odłączenia się od Hiszpanii. Widzi się napisy mówiące, że ludzie sami dadzą sobie radę, np. "Leon solo"- Leon samo. Sprzyja temu historia i niezwykle silne zróżnicowanie regionalne. Na terytorium Hiszpanii wszak obecni byli Arabowie, Rzymianie, Żydzi, Celtowie i Bóg jeden wie kto jeszcze. Wszystko to sprawia, że podróżując z północy na południe, można znaleźć się w zupełnie innym świecie. Akcent i język lokalny jest charakterystyczny dla poszczególnych regionów, przez co tym z południa i północy czasem ciężko się dogadać. Nagminne jest również, choć nie do końca politycznie poprawne, naśmiewanie się z mieszkańców innych regionów. Z drugiej jednak strony takie myślenie może mieć też zalety, ponieważ chroni, umacnia i pielęgnuje lokalną kulturę. Każdy Hiszpan jest dumny z miejsca w którym się urodził, ze związanych z nim zwyczajów. Tak na przykład corrida pochodzi z południa i nie jest zbyt popularna na północy. Aby posłuchać prawdziwego flamenco również należy wybrać się na południe. Jednak jeśli chce się posłuchać muzyki celtyckiej, koniecznie trzeba odwiedzić północ. W Walencji można zobaczyć "Las Fallas", a obchody "San Fermin" w Pampelunie. Poza tym wiele regionów posiada również własny, lokalny sport. I to wszystko nie wliczając Katalonii, Kraju Basków, ani Galicji, które nie dość, że mają największą suwerenność ze wszystkich regionów, posiadają również własne języki oraz niepowtarzalne tradycje i święta. Podróżując przez kraj, ma się nieraz wrażenie, że przejeżdża się przez wiele małych i barwnych państewek, a w każdym znajdzie się coś nowego, unikalnego. Ich mieszkańcy są bardzo dumni ze swoich tradycji. Natomiast tradycje innych regionów czy akcent osób pochodzących z innych stron kraju, często są powodem niewybrednych żartów i ironii. Wszędzie jednak na osoby zajmujące się tradycyjnym rzemiosłem artystycznym, regionalną kuchnią czy kulturą ludową patrzy się z wielkim podziwem i poszanowaniem.

Hiszpania świąteczna

Święta są tu zwykle okazją do ubrania regionalnego stroju i do tańców przy dźwiękach muzyki ludowej. A świętować Hiszpanie lubią, i to bardzo. Sprzyjają temu częste dni wolne, które ostatnio, z racji kryzysu, są niestety co jakiś czas znacznie ograniczane. Praktycznie cały rok coś dzieje się na ulicach, coś się obchodzi, coś się świętuje. W czasie długich weekendów następuje masowa migracja z wielkich miast w góry lub na plaże. Świętuje się z różnych okazji - świąt katolickich, dni patronów dzielnic lub wsi i miasteczek, na pamiątkę ważnych wydarzeń, przy okazji jarmarków... Świętowanie w hiszpańskim stylu jest niezwykle radosne, pełne muzyki, roześmianych ludzi, głośnych rozmów i przebierańców. Brak tutaj wielkiej powagi, napompowanej patetyczności, martyrologii czy typowo polskiej umęczonej powagi. Zamartwianie się i zasmucanie z pewnością nie leży w naturze Hiszpanów. Nawet Wielki Tydzień obchodzi się tu raczej na wesoło - codzienne procesje z muzyką wielkopostną, świętymi figurami i kadzidłem (nawet w barach!). A w Leon organizowana jest procesja na pamiątkę bezdomnego, zabitego przez pierwszą śmieciarkę samochodową. Jak głosi miejska legenda, ów Genarin (Ignacy) spał gdzieś na ulicy okryty kartonami po tym jak opuścił ciepłe pielesze swej lubej, Pani Lekkich Obyczajów. Niedostrzeżony prze kierowcę, nieoczekiwanie zakończył żywot. Podczas upamiętniającej go procesji przeważają osoby... w stanie wskazującym. Demonstrowane są również figury Genarina i jego lubej. I wszystko to w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek! Aż strach pomyśleć, gdyby w Polsce ktoś chciał przeforsować takie święto.

Dzień jak co dzień

Popularna Mańana jakoś niespecjalnie manifestuje swoją obecność w świadomości Hiszpanów, przynajmniej w moim otoczeniu. Są urzędy i firmy, gdzie załatwia się wszystko od ręki, a obsługa jest miła i uprzejma, prawie jak w Polsce... Są jednak i takie, gdzie włos się jeży na samą myśl o potrzebie wstąpienia w ich progi, prawie jak w Polsce.... I tu można spotkać osoby zamożniejsze i biedniejsze, osoby ubrane szykownie i z rozmachem i takie, które do metki nie przywiązują większej uwagi. Obok sklepów bardzo luksusowych, w których nota bene mimo kryzysu zawsze pełno jest ludzi, powyrastały "chińczyki"- sklepy założone przez Chińczyków, sprzedających dosłownie wszystko. Prawie jak w Polsce... Ale już nie jak w Polsce Hiszpanie pracują z dwugodzinną, obowiązkową! przerwą na obiad. Większość z chęcią zrzekłaby się jej na rzecz zakończenia dnia pracy o godzinie 16. Owa przerwa to wbrew pozorom spore utrudnienie, zwłaszcza jeśli mieszkasz daleko od domu, a co za tym idzie, za obiad musisz zapłacić w restauracji. Czas pracy wydłuża się do 10 godzin (plus nierzadko długi dojazd) spędzonych poza domem. I tak cały tydzień. Dla obcokrajowców i turystów nieznających takiej organizacji pracy to duże zaskoczenie, kiedy o 13., 14. sklepy, urzędy, bary w sposób nieoczekiwany zamykają się i otwierają ponownie o 16., 17.

Nie wiedzieć czemu, przed przyjazdem Hiszpania zawsze kojarzyła mi się wyłącznie ze słońcem, gitarą i bardzo rozrywkowymi mężczyznami. Rozmowy z tymi, których miałam okazję poznać podczas wymiany studenckiej, kazały mi do tej listy skojarzeń dopisać wrzaskliwość (spotkania przynajmniej dwóch Hiszpanów nie da się nie słyszeć, choćby nawet "szeptali") i roztrzepanie. Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Hiszpanii okazało się, że często dość dziwne wyobrażenia i stereotypy o tym kraju i jego mieszkańcach każdy kolejny, "zwykły" hiszpański dzień szybko zweryfikuje. Aby odkryć i zrozumieć to wszystko potrzeba czasu. Ale tak jest z każdym nowym miejscem - dopiero żyjąc tu dostrzega się subtelne różnice, które nadają miejscu charakter. Pomocni są też mieszkańcy, którzy chętnie tłumaczą to, co się dzieje. Z dumą opowiadają, jak to ich dziadek brał dawniej udział w procesji, a babcia robiła taki a taki likier. Są szczęśliwi, kiedy ktoś nowo przybyły pyta o ich tradycje. Trzeba więc do Hiszpanii przyjechać i zobaczyć wszystko na własne oczy.

Skrót artykułu: 

W Hiszpanii codziennie zaskakuje coś nowego. A to jakaś nowa potrawa, a to dziwny zapis dni w kalendarzu (aby nie powtarzała się ta sama litera w symbolach dni tygodnia, użyto zupełnie niespodziewanie litery X, oznaczającej środę), a to jakieś święto, o którym w Polsce nikt, nigdy nie słyszał... i nie usłyszy. Wiele rzeczy zachwyca, wiele trzeba potraktować z życzliwym uśmiechem, zwłaszcza tych, których nie da się zmienić, a do wielu trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!